fot. Materiały prasowe

Muzyka bezcenna w Wielkopolsce #54

„Muzyka bezcenna w Wielkopolsce” to rekomendacje albumów z naszego regionu, których autorzy umożliwiają ich bezpłatne pobranie. W tym odcinku Deftechnixks, Duel Top i Ugory.

DEFTECHNIXKS
F·R·I·E·N·D·S
wydanie własne, 2019

 

 

„Śmierdzący kocie, śmierdzący kocie, czym oni cię karmią? / Śmierdzący kocie, śmierdzący kocie, to nie twoja wina” – wiedzcie, że nie jesteście sami. jeśli zerkając na okładkę płyty jednoosobowego projektu Deftechnixks, też przypomniała Wam się jedna z najbardziej rozbrajających piosenek w historii sitcomów.

 

Podobnie jak jedną z najbardziej rozbrajających postaci w niej jest jej autorka – Phoebe, swoim stylem bycia robiąca nam wieczór w niejednym odcinku „Przyjaciół”. To serial legenda, wciąż mający miliony fanów, a jednym z tych wyjątkowo zakręconych wydaje się twórca niniejszego projektu, czyli goszczący już przed trzema laty na łamach tego cyklu Jan LF Strach. Wtedy tematem była jego płyta, która – jak sam to określił:

 

„powstała w rękach szaleńca wiecznie pozbawionego snu, we wnętrzu jego zmęczonej głowy”.

 

Czego wytworem jest więc zatem jego jeszcze bardziej osobliwe „F·R·I·E·N·D·S”? Artystyczne wariactwo tego bardzo intrygującego i dość tajemniczego muzyka (ale i grafika, twórcy filmów i gier komputerowych, pisarza, filozofa…) wyraźnie postępuje.

Pod szyldem Deftechnixks postanowił zaprezentować nam sześć rockowych utworów, w których każda z sześciu strun gitary została zarejestrowana oddzielnie, tytuły kompozycji odpowiadają imionom sześciu bohaterów „Przyjaciół”, a do ułożenia słów każdej z piosenek użyto jedynie sześcioliterowych wyrazów wypowiedzianych przez daną postać w szóstym odcinku szóstego sezonu serialu.

 

Efekt? Absurdalny, pythonowski, bardzo zappowy, w którym nie ma miejsca na sielskie „I’ll Be There for You” The Rembrandts z czołówki serialu, jest go za to całkiem sporo na pokrzywionego, eksperymentalnego rocka, w którym wszystko przedstawione jest w krzywym zwierciadle.

Znajdźcie w Deftechnixks swoich przyjaciół!

 

DUEL TOP
Składanka
wydanie własne, 2017

 

 

„I Wy mi pomożecie, tancerza ujrzeć chcecie / jak papier w toalecie, będę kręcił się…”.

 

Jakie jest disco polo, każdy widzi. Pogadanka na temat tej płyty mogłaby być pretekstem do kolejnych dywagacji na temat szkodliwości „jedynego prawdziwie polskiego gatunku muzyki rozrywkowej”, ale o tym powiedziano już wszystko, a nie warto się nad tym rozwodzić tym bardziej, że koniec końców i tak wszyscy zostaną na swoich miejscach – jedni będą się bawić, a drudzy się z tego śmiać.

Dużo lepiej skupić się na tych, o których jak dotąd mowa była rzadko, a którzy zgrabnie kontynuują myśl, jaką pierwszy raz rzucił Tymon Tymański z zespołem Kury na pamiętnej płycie „P.O.L.O.V.I.R.U.S.” z 1997 roku.

W założeniu miała być „najgłupszą płytą na świecie”, a w efekcie była doskonałą parodią listy przebojów rodem z wówczas rządzącego milionami dusz programu „Disco Relax” Polsatu czy mówiąc prościej, szeroko pojętych „hitów z satelity” – schlebiających najniższym gustom i robiących dobry klimat pod jedzenie kiełbasy.

 

Równo dwadzieścia lat po wylądowaniu „P.O.L.O.V.I.R.U.S.-a” na sklepowych półkach, pojawiła się „Składanka”, która pod wieloma względami wydaje się jego sequelem.

Duel Top to pastisz genialny w swojej prostocie, a przynajmniej na tyle, by poderwać nas do tańca dla beki. Naprawdę łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której podczas już mocno posuniętej w czasie domówki, na pewnym bardziej zaawansowanym stadium jej rozwoju, ktoś odpala muzę Frugo i Lemisza i nagle impreza nabiera nowego znaczenia.

Żeby jednak nie było, że chłopaki tylko jadą po discopolowej bandzie, warto odnotować, że czepiają się i koherentnych z nią stylów, takich jak italo disco czy tani electro pop.

W dobie inflancji takie „Składanki” to czyste złoto!

 

UGORY
Późne Lato
Koty Records, 2019

 

Jak pisał francuski pisarz polskiego pochodzenia Roland Topor w swoim „Balu na ugorze”:

 

„zmysłowe uciechy rozwijają ducha, a cierpienie go niszczy i podważa jego istnienie”.

 

Jednak słuchając „Późnego lata” drone-metalowo-noise’owego zespołu Ugory, można odnieść wrażenie, że jest dokładnie odwrotnie. W końcu to za sprawą swojego egzystencjalnego bólu jego członkowie podarowali nam niezwykłą ucztę – nie tylko dla ducha, ale i ciała. A dokładnie ucha, w które trafia nas młot wyrwany z rąk Stephena O’Malleya i Grega Andersona z nieśmiertelnego Sunn O))).

To doom w postaci najczystszej. Wydobycie jego esencji jest zbiorowym dziełem artystów, bez których polską scenę muzyki niezależnej trudno sobie wyobrazić – genialnego, frenetycznego saksofonisty Michała Biela, charakternego gitarzysty i wokalisty Marcela Gawineckiego, perkusisty Marcina Haremzy, odpowiadającego za efekty i syntezatory Jakuba Lemiszewskiego.

 

A przecież trudno nie wspomnieć też o roli tekściarza i wokalisty Roberta Śliwki oraz Slasi Wilczyńskiej, grającej na lirze korbowej, za sprawą swojej lekkości tak kontrastującej z ciężarem, jakim ten poznański kolektyw próbuje nas obarczyć.

Jak słusznie zauważył Bartek Chaciński w „Polityce”, w Ugorach wszystko się zgadza, nawet nazwa grupy:

 

„bo to na pewno bardziej stany górne dzisiejszej polskiej sceny alternatywnej niż jej stany dolne. Choć bardziej żyzne niż nazwa sugeruje”.

 

Jako że grupa za główny punkt swojej obserwacji obrała sobie polską wieś i występujące w niej patologie, „Późne lato” jest jak „Dom zły” Smarzowskiego – łapie nas za ramiona i wciska w kałużę błota, słomy i krwi.

Przyjemnie bolesne doświadczenie.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
2
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0