Ludzie, las i czarna noc
Opublikowano:
3 grudnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Przyzwyczailiśmy się już, że znaczenie Święta Niepodległości możemy umieszczać między biegunami poznańskich i warszawskich obchodów. Parada na Świętym Marcinie pozwalała ze spokojem stwierdzić – oto w Wielkopolsce znaleźliśmy sposób na celebrowanie 11.11, który nikogo nie dyskryminuje, nikomu nie zagraża. Patriotyczne święto, zamiast płonącymi racami, przyozdabiamy balonami z helem.
Od kilku lat można było się czuć całkiem nieźle, kiedy wesołe rodzinne zajadanie rogali konfrontowaliśmy z faszyzującymi sloganami Marszu Niepodległości. To wystarczało, by mieć wrażenie, że w Poznaniu robimy rzecz właściwą.
Z całą pewnością niełatwo było przełamać tę lukrowaną atmosferę imienin Świętego Marcina, proponując debatę na temat sumienia, wstydu, prawa i człowieczeństwa, czyli refleksję o odpowiedzialności, którą niesie ze sobą niepodległość.
A taką właśnie dyskusję, niesamowicie w aktualnych warunkach potrzebną, zorganizowało Centrum Kultury Zamek. Dzisiaj, przy inflacji empatii i ludzkich odruchów wobec kobiet, dzieci i mężczyzn, którzy na wschodnich granicach Polski umierają z zimna i głodu – to nie celebracja, ale odpowiedzialność musiała się stać tematem poznańskich obchodów 11.11. Pytanie brzmiało – czy jesteśmy zdolni pomóc ludziom uciekającym od wojny i głodu? A jeśli nie – co się z nami dzieje?
Poniżej przytaczam kilka fragmentów wypowiedzi, które padły w czasie piątkowej dyskusji. Pozwalają skonfrontować propagandowe komunikaty płynące z państwowych mediów z doświadczeniami tych, którzy w przygranicznym pasie starają się nieść pomoc, relacjonować nadużycia władzy, są osobiście zaangażowani. Wypowiedzi Anny Dąbrowskiej ze Stowarzyszenia Homo Faber, koordynującej humanitarne działania pomocowe. Słowa Macieja Moskwy, fotoreportera dokumentującego zdarzenia z okolic stanu wyjątkowego. Wypowiedzi Elmi Abdi, prezesa Stowarzyszenia Somalijskiego, który problem stosunku Polaków do uchodźców obserwuje od 1996 roku. Komentarze Janiny Ochojskiej.
Pełna rejestracja tych debat dostępna jest na facebookowym profilu Centrum Kultury Zamek.
W pierwszej z nich, 10 listopada, udział wzięli Dominika Kozłowska (redaktorka naczelna miesięcznika „Znak”), Janina Ochojska (prezeska PAH), prof. Tadeusz Sławek (literaturoznawca, eseista, poeta, tłumacz), moderował prof. Piotr Śliwiński. Kolejnego dnia Dorota Borodaj poprowadziła rozmowę Elmiego Abdiego, Anny Dąbrowskiej i Macieja Moskwy.
Przytoczone poniżej fragmenty wypowiedzi są arbitralnym skrótem, pozbawionym oryginalnej chronologii tematycznym wyborem. Były dla mnie szczególnie istotne, ponieważ osadzają zdarzenia na wschodnich granicach Polski w doświadczeniach z pierwszej ręki.
Mam nadzieję, że zachęcą do wysłuchania całości nagrań, w których wybrzmiewa jednoznaczny sprzeciw wobec zobojętnienia, przemocy i odczłowieczania ofiar nielegalnych praktyk polskich władz.
To również sprzeciw wobec skrzywionego pojmowania obowiązków związanych z niepodległością, które każe sprowadzać poszukujących azylu ludzi do roli pozbawionego praw i godności zagrożenia. A jednocześnie i sprzeciw wobec bierności – gdy tragedie rozgrywające się na podlaskich bagnach po prostu wymagają od nas działania.
Kryzys migracyjny?
Anna Dąbrowska: Jeżeli mówimy o kryzysie, mówimy o kryzysie naszego państwa. Nie tylko w kontekście polityki migracyjnej, której właściwie nigdy to państwo nie miało, nie mówiąc już o polityce integracyjnej, ale od 2015 roku mówimy też o kryzysie prawa, mówimy o kryzysie podstawowych praw i wolności człowieka, które każdemu z nas przynależą, wszystko jedno, jaki mamy paszport i skąd przybywamy, jak długo tutaj mieszkamy, kim jesteśmy, jakie mamy tożsamości. […]
Myślę też o kryzysie tych najmniejszych lokalnych wspólnot […], który zostawia głębsze ślady niż polityczne rozgrywki. O rozpadzie wspólnot sąsiedzkich, o sytuacjach, w których jedna część wioski idzie do lasu z gorącą zupą i zebranymi po sąsiadach ciepłymi ciuchami, jakie można zanieść tej konkretnej rodzinie, którą ktoś znalazł akurat w lesie.
Druga część wioski pracuje w straży granicznej lub ma w rodzinie kogoś, kto w straży granicznej pracuje, i bardzo nie chce do siebie dopuścić myśli, że te wszystkie pogłoski, wszystkie informacje dotyczące tego, jak zachowują się obecnie polscy strażnicy i strażniczki wobec osób przekraczających granicę polsko-białoruską, są i mogą być prawdziwe. Kryzys tych wspólnot zostanie z nami na dłużej.
Maciej Moskwa: Widzę tu ogromny kryzys demokracji, polegający na tym, że zgodziliśmy się bez większego oporu na to, że narzucona jest nam cisza. Zasłona, przez którą nie możemy świadkować wydarzeniom bez precedensu. To również ogromny kryzys wartości […] – próbuje się przewartościować pojęcie strachu i odwagi. One dziś zamieniają się miejscami. Bo nie ma żadnego rycerstwa w postawach, które pozwalają po cichu i w ciemności gnębić drugiego człowieka.
Społeczności
Anna Dąbrowska: Staramy się wspierać mieszkańców [terenów przygranicznych]. Do 7 listopada była to akcja door-to-door. Nasze wolontariuszki w ciągu miesiąca obeszły ponad 130 miejscowości, od drzwi do drzwi rozmawiając z mieszkankami i mieszkańcami Podlasia i północnej Lubelszczyzny na temat tego, jak się czują, ale i odpowiadając na ich pytania. I te ściśle prawne – jak wygląda procedura uchodźcza w Polsce, gdzie ci ludzie mieszkają, ile taka procedura trwa? Aż po te związane z geopolityką. Również mieszkańcy opowiadali o swoich spotkaniach z uchodźcami. […]
Bardzo chcielibyśmy tworzyć dla nich bezpieczne przestrzenie do rozmów.
Jeśli chodzi o wsparcie stricte psychologiczne, zaczęliśmy go dostarczać, natomiast wiemy, że to za mało. Ostatnio rozmawiałam z mieszkańcami jednej miejscowości, gdzie wprost poproszono mnie o psychologów dziecięcych, ponieważ ich dzieci w przedszkolu zaczęły rysować wojnę. Żołnierzy, ciężarówki, wozy opancerzone, które widzą codziennie na ulicach swojej miejscowości.
Elmi Abdi: Zastanawia mnie jedna rzecz. Widzę ogromną grupę Polaków, starających się pomagać. Ale jest też druga grupa, całkowicie [tej pomocy] przeciwna. Ania [Dąbrowska] i Grupa Granica widzą w uchodźcach zwykłych ludzi, ale inni? Widzą w nich śmieci? Ludzi, którzy są niepotrzebni? Przepraszam za to wyrażenie, ale czy oni nie mają sumienia? Jak mogą wrócić do ciepłego domu, widząc, że ludzie umierają 200 kilometrów stąd? Jak mogą wrócić do swoich dzieci, spojrzeć im w oczy i powiedzieć: podjąłem decyzję, żeby tych ludzi nie wpuścić, żeby umierali w lesie […]. Powtarzam: władza się kończy. Prędzej czy później. Ale to co zostaje, to nasze sumienie. Z tego, co robimy dzisiaj, jutro będziemy rozliczeni. Wiem, że Ania będzie mogła spać spokojnie, powiedzieć: robiłam, co mogłam. Ale są inni, którzy będą żałowali.
Straż
Anna Dąbrowska: Aż trudno w to uwierzyć, ale były takie czasy, od okolic 2009 do 2015 roku, kiedy Stowarzyszenie Homo Faber prowadziło zajęcia z praw człowieka, przeciwdziałania dyskryminacji, zajęcia z elementami wrażliwości kulturowej […]. Jeździliśmy po placówkach straży granicznej wzdłuż Bugu, spotykaliśmy się [ze strażnikami] w ich środowisku pracy. […] Przede wszystkim wychodziliśmy z założenia, by opowiedzieć im, że są pierwszymi osobami, które witają obcokrajowców w Polsce. Są pierwszymi reprezentantami tego narodu, którzy mówią innym ludziom: „dzień dobry”. Byli zszokowani. „To przez was mówi Polska. Od tego, jak się zachowacie, zależy, z jakim nastawieniem ci ludzie wchodzą w Polskę. To nie jest bez znaczenia.” […].
Dzisiaj nie mówimy już o żadnym „dzień dobry”.
Mówimy o tym, że strażnicy nie mają prawa robić tego, co robią, czyli wywozić ciężarówkami wojskowymi całych rodzin, kobiet, dzieci, osób starszych, mężczyzn, nocą do lasu i przepychać ich na białoruską stronę. Używają do tego przemocy, straszą ich bronią, szczują psami. To się nigdy nie powinno wydarzyć. Poza wszystkimi innymi emocjami, czuję ogromny wstyd.
Maciej Moskwa: Za jakiś czas nasze zdjęcia udowodnią z jednej strony zaniechanie, a z drugiej polityczną, metodyczną opresję. I pojawi się wstyd. A zaraz za nim wyparcie. Przecież nikt, kto czuje i myśli, a kto [dzisiaj] ładuje na ciężarówki, w środku nocy, w przymrozkach, rodziny z dziećmi [nie przyzna się do tego]. Wyparcie będzie jedyną metodą. Odwrócenie głowy. To nie moja ręka – powie cała masa, tysiące ludzi w Polsce.
Uchodźcy
Janina Ochojska: Doświadczenie Michałowa, ale też innych miejscowości, które się zorganizowały i w których mieszkańcy chodzą po lasach [by pomagać] – to doświadczenie człowieka, a nie uchodźcy. Ponieważ kategoria uchodźcy nie zawiera w sobie człowieczeństwa […] w momencie, kiedy mieszkańcy zobaczyli człowieka w tych kobietach, dzieciach, mężczyznach – przemoczonych, głodnych, przestraszonych, będących na skraju hipotermii, zobaczyli, że to są ludzie – i rzucili się do pomocy. Oczywiście, mogłoby być ich więcej, ale [ważne, że] takie inicjatywy się pojawiły. Są tacy, którzy gotują zupę, są tacy, którzy ją roznoszą i tacy, którzy chodzą do lasu…
Elmi Abdi: Byłem lekarzem weterynarii. Pracowałem przez dwa lata w zawodzie, skończyłem uniwersytet, byłem kimś w Somalii […]. Ale zdarzają się rzeczy, których nie przewidujemy. Los tak chciał, że w 1991 roku w Somalii wybuchła wojna domowa. To jest okrutna wojna, bo kiedy walczą dwa kraje, wiesz, kim jest twój wróg. Tu wrogim może być każdy – sąsiad, z którym żyłeś obok od lat. Masz więc dwa wyjścia, możesz chwycić za broń i zabijać albo uciekać i ratować życie. Ja uczyniłem to drugie. Uwierzcie, nie chciałem tego, nawet paszportu nigdy sobie nie wyrobiłem. To był spontaniczny, nieprzemyślany, nieprzygotowany wyjazd. Nagle stałem się, po prostu, uchodźcą […]
I teraz nie wiem, jak wytłumaczyć Polakom, że uchodźcą może być każdy?
Strefa
Janina Ochojska: Po raz pierwszy czuję, że naprawdę nie mam wpływu na sytuację tak wielu ludzi. Możemy zrobić dla nich niewiele i tylko poza granicą stanu wyjątkowego, ponieważ tam, gdzie jest najprawdopodobniej najtrudniej, gdzie możemy sobie tylko wyobrazić, co się dzieje, nie możemy wejść. Nie mogą wejść ani media, ani pomoc medyczna, ani organizacje pozarządowe.
Maciej Moskwa: Pracowałem na kilku granicach, gdzie kryzys humanitarny był dużo poważniejszy, dużo bardziej eskalowany, dużo bardziej dramatyczny. […]
Nawet tam, w czasie wojny, istniały ustalone zasady pracy. Dziennikarze musieli się akredytować, zgłosić swoją obecność wojskowym. Ale mogliśmy pracować. […]
Tutaj mamy do czynienia z mechanizmem, który ma polegać na jednej rzeczy – ma ukryć łamanie prawa […] to właśnie ma miejsce w Polsce. Strażnicy graniczni, robiąc tak zwany push-back, wypychając ludzi na stronę białoruską, stwarzając bezpośrednie zagrożenie życia – łamią prawo.
Anna Dąbrowska: Odkąd wprowadzono 2 września strefę stanu wyjątkowego, nie mamy prawa tam wjeżdżać. I próbujemy, mimo że bardzo nam się to prawo nie podoba, respektować je. Również dlatego, że nie wiemy do końca, co szykuje na nas władza, i nie chcemy jej łatwo podpaść. Za dużo mamy do stracenia, a właściwie za dużo mamy do stracenia w kontekście niesionej pomocy.
Maciej Moskwa: Można by się bawić w harcerstwo. Pojechać do strefy i zrobić w niej zdjęcia. Ale co się stanie, jeśli sfotografujemy to, jak wyglądają push-backi? Jak nagramy szczekające psy, pędzenie ludzi na drut kolczasty? Czy panowie z ministerstw nie przyjdą wtedy do dziennikarzy i nie powiedzą: złamaliście NASZE prawo i teraz kończycie w więzieniu?
[Debata odbyła się na kilka dni przed głośnym, bezprawnym zatrzymaniem, jakiemu poza strefą stanu wyjątkowego polscy żołnierze poddali reporterów Macieja Moskwę, Macieja Nabrdalika i Martina Divíška. 16 listopada reporterzy pod bronią zmuszeni zostali do poddania się przeszukaniu, ujawnienia wykonanych zdjęć, złamania tajemnicy dziennikarskiej. Zostali skuci, byli lżeni, otrzymywali groźby w sytuacji, w której zgodnie z prawem wykonywali swoje zawodowe obowiązki].
Co robić?
Janina Ochojska: Po raz pierwszy mogę doradzić tak niewiele, chociaż zawsze oczywiście zrobienie czegoś jest możliwe. Fakt, że nie wiemy, co tak naprawdę dzieje się w strefie, że nie możemy tam dotrzeć, w związku z tym nie znamy potrzeb – trochę nas wszystkich paraliżuje, chociaż nie do końca.
To, co możemy zrobić najmniejszego, to rozmawiać. Nie bać się rozmawiać o tym, co dzieje się na granicy.
Szukać wiarygodnych informacji, przekazywać je poprzez media społecznościowe. To jest niezwykle ważne, bo okazuje się, że ludzie wiedzą niewiele. […] W jaki sposób pomagać? Informować. Uczestniczyć w lokalnych protestach. Malować hasła. I zachowywać się na tych protestach z godnością. Bez lżenia przeciwników politycznych – to jest niegodne obrońców praw człowieka, uważam, że siła takiej demonstracji nie polega na wyzwiskach i agresji.
Imieniny ulicy Święty Marcin 2021.
„Co się z nami dzieje?” – debata I, 10.11. g. 19:00, moderator prof. Piotr Śliwiński, uczestniczki i uczestnicy: Dominika Kozłowska, Janina Ochojska, Tadeusz Sławek.
„Co się z nami dzieje?” – debata II, 11.11. g. 18:00, moderatorka Dorota Borodaj, uczestniczki i uczestnicy: Elmi Abdi, Anna Dąbrowska, Maciej Moskwa.
Wideorejestracja obu debat dostępna jest na facebookowym profilu Centrum Kultury Zamek w Poznaniu.