Czas oczekiwania, wróżb i tajemnic
Opublikowano:
18 grudnia 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Adwent bywał dawnej nazywanym małym postem, dziś jest po prostu okresem przygotowywania i oczekiwania na nadchodzące święta. Według praktyki Kościoła katolickiego zaczyna się on cztery niedziele przed Bożym Narodzeniem.
Oprócz umocowania w prawie religijnym okres ten zakorzeniony jest w kulturze tradycyjnej, która w tym szczególnym czasie wytworzyła zadziwiającą mozaikę obrzędów, obyczajów i zwyczajów. Nie powinno to dziwić, gdyż listopad i grudzień jest także czasem tajemniczym, wróżebnym, wspominkowym – i w jakimś sensie mrocznym.
To wtedy dni stają się tak krótkie, że wręcz zniechęcają do wyjścia z domu. Stąd w naszych tradycjach tak dużo „domowych” zwyczajów.
KAWALERSKIE WIECZORY
Okres jesienny (lub inaczej adwentowy) był przede wszystkim czasem prac we wnętrzach domów. Wtedy to darto pierzę i kończono obróbkę lnu. W Wielkopolsce darcie różnie nazywano: pierzak, pierzocha, wyskubek, piernica i czasami tłóka.
Wyglądało to tak, że wieczorem zbierały się kobiety w jednym z domostw i wspólnie wykonując tę pracę, opowiadały sobie żarty, historie, plotki. Musiał temu towarzyszyć poczęstunek – także rozmaicie nazywany: podkurek, kurak, kokot, pępek. Drugim ważnym zajęciem były prace związane z lnem. Ten się najpierw motało (ale nie w soboty), a potem przędło. Ziemia (rola) miała odpoczywać.
Dawniej – w początkach chrześcijaństwa – adwent mógł rozpoczynać się nawet 11 listopada, na Świętego Marcina. Mało jesteśmy dziś świadomi, że jeszcze sto i więcej lat temu, w tym dniu kończył się rok gospodarczy. Do tego czasu trzeba było sfinalizować prace polowe, rybacy przestawali wypływać na połów, a zwierzęta musiały powrócić z dalekich pastwisk.
Ziemia i cała przyroda miała zapaść w symboliczny sen zimowy. W tym dniu także kończono rok służby, płacono rozmaite podatki, czynsze (najemne, stróżne, gajowe, rybne itd.), regulowano długi. Był to także początek roku – zawierano bowiem nowe umowy na prace rolne w kolejnym sezonie.
Wiele przysłów związanych z tym dniem przepowiada, jaka będzie najbliższa zima, podobne prognozy niesie podawana tradycyjna gęsina. Z koloru kostki piersiowej dowiemy się, czy będzie sucha, czy może słotna.
Kolejnym ważnym momentem w kalendarzu ludowym była wigilia Świętej Katarzyny przypadająca na 24 listopada, popularnie nazywana katarzynkami. Wieczór ten należał tylko do kawalerów. Wróżyli sobie przyszłe wybranki serca. Jeżeli przyśniła się biała kura, można było oczekiwać panny, a jeżeli czarna – to wdowy; sowa to żona zaradna, a siwy koń starokawalerstwo.
Snom pomagano, wkładając pod poduszkę karteczki z imionami okolicznych dziewczyn. Piękną tradycją było ścinanie gałązek wiśni i wkładanie ich do wody. Jeżeli w Wigilię Bożego Narodzenia zakwitły, był to znak szybkiej żeniaczki, jeżeli nie – brak nadziei.
Z czasem katarzynki uległy zapomnieniu na rzecz andrzejek. Pozostały po nich ważne dla prognozowania pogody przysłowia, które sprowadzały się do określenia: jaki Dzień Katarzyny, taki i grudzień.
WRÓŻBY I PRZEPOWIEDNIE
Kobiecym odpowiednikiem katarzynek były andrzejki, czyli wigilia dnia Świętego Andrzeja przypadająca 29 listopada. Wszystko w ten wieczór mogło służyć za wróżbę. Liczono sztachety w płocie, nazywając je: kawaler, wdowiec, kawaler, wdowiec…, aż „okazywało się”, kim będzie przyszły mąż; czasami wystarczyła parzysta liczba sztachet jako dobry omen. Liczono szczeble w drabinie i szczapy drewna na opał.
Tłumaczono sobie sny, przygotowywano karteczki z imionami kawalerów, palono ognie Świętego Andrzeja, by odstraszyć złe moce. W misce puszczano łupinki orzechów, obserwując, czy zbliżają się do siebie.
Szczególnie przydatne były buty zdjęte z lewej stopy – tej od serca. Rzucone za siebie, jeżeli skierowały się czubkiem do drzwi, zapowiadały rychły ślub, tak samo ustawione jedne za drugimi wskazywały dziewczynę, która pierwsza pójdzie „w świat”.
Domowe zwierzęta – zwłaszcza psy i koty – także mogły wskazać przyszłość. Wpuszczone do izby, zjadając smakołyki w odpowiedniej kolejności, typowały kolejność zawieranych przyszłych związków.
Najbardziej znaną andrzejkową wróżbą do dziś jest oczywiście lanie wosku. Sam wosk był pozytywnie postrzegany w kulturze ludowej, co tylko poprawiało jego wiarygodność w tych praktykach. Przelany przez dziurkę od klucza przybierał na wodzie rozmaite kształty. Najbardziej pożądane były te zbliżone do jeźdźca na koniu, anioła, pałacu, ale także drzewa, harfy, książki, dzbana, półksiężyca, drzwi i bramy. Mogły one oznaczać zawód, wygląd, a przede wszystkim zamożność przyszłego męża. Alternatywnym odpowiednikiem wosku mógł być ołów.
Czasami w trakcie choroby (często pojawiającej się jesienią) wylewano ołów do miski – z powstającego kształtu interpretowano chorobę. Powstały w ten sposób kształt wieszano na szyi jak talizman leczący z konkretnego schorzenia.
CZAS ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA
Z przedstawianych świętych – patronów, obrzędów czy zwyczajów – współcześnie najważniejszym jawi się Święty Mikołaj, biskup z Mirry. W prawosławiu jest jednym z ważniejszych świętych, o czym świadczy jego patronowanie Rosji. Odmiennie traktowany jest w katolicyzmie.
Do 1969 roku jego dniem w kalendarzu liturgicznym był 6 grudnia. W tymże roku Sobór Watykański II dokonał rewizji świętych, usuwając Mikołaja z kalendarza, a ustanawiając w jego miejsce tzw. „wspomnienie dowolne”. Mimo tej niewątpliwej kanonicznej degradacji popularność postaci rośnie do dziś.
W dawnej kulturze ludowej – europejskiej i słowiańskiej – był on patronem kancelistów parafialnych, uczonych, właścicieli lombardów, żeglarzy, małych chłopców, piekarzy, złodziei, podróżnych, dziewic pragnących wyjść za mąż, obrońców dobytku przed ogniem i wilkami oraz oczywiście dobroczyńcą dzieci. I to te dwie ostatnie funkcje są i były najważniejsze.
Związek Mikołaja z Mirry z wilkami i innymi dzikimi zwierzętami został naturalnie rozciągnięty na inne przystające sfery życia. Tak więc jest/był on patronem pasterzy i rolników posiadających zwierzynę wypasaną. Tylko on mógł ochronić ją przed drapieżnikami z lasu. Była to w dawnym gospodarstwie funkcja nie do przecenienia. Stąd hojne dary dla świętego w jego dniu oraz ważne miejsce w kalendarzu chłopskim.
W XVIII wieku do Polski z Zachodu trafia nowa idea nadająca zupełnie inną funkcję Mikołajowi z Mirry. Najpierw poprzez środowiska mieszczańskie, a z czasem dociera i na wieś.
Pojawia się Święty Mikołaj jako darczyńca drobnych prezentów dla dzieci. Za znajomość pacierza, sumienność w jego wypowiadaniu są one obdarowywane w noc z 5 na 6 grudnia.
I tu także mamy do czynienia z dwoma wariantami „ukrywania” upominków. Na zachodzie Wielkopolski (raczej tej „pruskiej”) prezenty chowane są w butach – trzeba je oczywiście wcześniej przygotować: oczyścić i wypastować. Andrzej Brencz – poznański etnograf – twierdzi, że ta forma przyszła wprost z Niemiec.
Drugim miejscem ukrycia niespodzianki jest poduszka lub okolice łóżka. Ten sposób dominuje we wschodniej Wielkopolsce. Zupełnie współcześnie do tego arsenału kryjówek dochodzą także skarpety – to oczywiste zapożyczenie z popkultury.
NARODZINY SŁOŃCA
Podobnie jak zwyczaje związane z wigilią Świętej Katarzyny, tak i w zapomnienie odchodzą tradycje towarzyszące Świętej Łucji. W przedchrześcijańskiej Europie noc z 12 na 13 grudnia była jednym z najważniejszych momentów w roku, co odzwierciedlał nieużywany już kalendarz juliański. To wtedy dochodziło do przesilenia zimowego. Dopiero kalendarz gregoriański (z 1582 roku) przesunął ten moment na 22/23 grudnia.
W obu terminach: „słońce rodziło się na nowo” lub jak pisał polsko-francuski antropolog Ludwik Stomma: „Słońce rodzi się 13 grudnia”.
I ta symbolika – światła, brzasku i nadziei została potem powiązana z tą świętą (łac. Lux to światło). Do dziś wieczór ten jest ważny dla kultury tradycyjnej Skandynawów. Wówczas to w uroczystej procesji wychodzą z domów panny w białych szatach z lampionami w kształcie świetlnych wianków na głowie (kiedyś po prostu zielonych wianków), ze świeczkami w rękach.
W Wielkopolsce w XIX wieku w wigilię Świętej Łucji panny i kawalerowie wróżyli sobie, posługując się wspomnianą wyżej gałązką wiśni. Jako że od tego dnia do Bożego Narodzenia jest 12 dni, każdy z nich mógł przepowiadać pogodę na święta, a nawet na cały rok.
OD GWIAZDORA DO SANTA CLAUS
Najbardziej czarownym wieczorem okresu adwentowego jest oczywiście Wigilia Bożego Narodzenia, która go kończy. Równocześnie jest ona łącznikiem pomiędzy tygodniami oczekiwań i wróżb a momentem narodzenia się nowego, pisanego wielką literą (jako uosobienia Jezusa) oraz małą (jako symbolu nowej pory w kalendarzu tradycyjnym).
Nie sposób omówić całej symboliki Wigilii – w Polsce jest ona szczególnie bogata. Można jednak skupić się na jednej emblematycznej postaci: Gwiazdorze.
W tradycji dużej części Wielkopolski przyjęło się odróżniać Świętego Mikołaja (z 6 grudnia) oraz zupełnie innej postaci przynoszącej prezenty (24 grudnia) – właśnie Gwiazdora. Dziś wydaje się, że tę rywalizację wygrywa Santa Claus. Mamy więc trzech, niejako tożsamych, bohaterów Wigilii.
W XIX wieku do Wielkopolskich dzieci przybywał najczęściej Gwiazdor. Odziany był w wywinięty na drugą stronę kożuch, na twarzy miał maskę, na głowie dużą czapę. Do tego, ale nie zawsze, dzwonki i duży kij w ręku. Mogła mu towarzyszyć Gwiazdka – chłopak lub dziewczyna ubrana na biało z rózgą. Ta ostatnia była potrzebna do wymierzania kary dzieciom za niegrzeczne zachowanie oraz nieznajomość pacierza.
Podobne „ludowe” postacie bożonarodzeniowe występują w innych regionach kraju. Z najbardziej powszechnych można wymienić Aniołki, Gwiazdki czy Józefy, które także obdarowują najmłodszych.
W XX wieku, a może wcześniej, trochę pod wpływem Kościoła, a trochę mody, te ludowe figury zaczęto zastępować Świętym Mikołajem.
I tu tkwi źródło zamieszania i pewnego rodzaju dwoistości formy. W drugiej połowie XX wieku, a już na pewno w latach 90. do współzawodnictwa stanął Santa Claus – wywodzący się pośrednio z USA, a bezpośrednio z Holandii, gdzie nosi imię Sinter Klass.
Publikacje, z których korzystałem:
Andrzej Brencz, „Wielkopolski rok obrzędowy. Tradycja i zmiana”, Poznań 2006.
Janina Dydowiczowa, „Zwyczaje i obrzędy doroczne”, [w:] „Kultura ludowa Wielkopolski”, (red.) Józef Burszta, Poznań 1967.
Arkadiusz Jełowicki, „Współczesna obrzędowość i zwyczaje rodzinne na pograniczu kulturowym Wielkopolski”, „Zeszyty Sądecko-Spiskie”, t. 9, 2015.
Henryk Nowak, „Nazwy wspólne darcia pierza”, [w:] „Atlas Języka i Kultury Ludowej Wielkopolski”, (red.) Zenon Sobierajski, Wrocław – Warszawa – Kraków 1992.
Witold Przewoźny, „Wielkopolskie zwyczaje i obrzędy doroczne. Zima”, Poznań 2011.
Witold Przewoźny, „Wielkopolskie zwyczaje i obrzędy doroczne. Lato/Jesień”, Poznań 2013.
Józef Szczypka, „Kalendarz polski”, Warszawa 1984.
ARKADIUSZ JEŁOWICKI – doktor etnologii, absolwent podyplomowych studiów muzealniczych na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, kustosz w Muzeum Narodowym Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie, członek Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego. Badacz terenowy, badacz dziedzictwa kulturowego wsi polskiej oraz kolekcji etnograficznych w Polsce. Komisarz wielu wystaw muzealnych poświęconych folklorowi Polski i Ukrainy. Autor dokumentacji historyczno-architektonicznych dotyczących wsi wielkopolskich, kujawskich, pomorskich i mazurskich.