fot. Rysunek celi, wykonany przez "Nenię" w Moabicie. Ze zbiorów IPN.

Dusza na wózku

„Bo ja się uczę największej sztuki życia: uśmiechać się zawsze i wszędzie, i bez rozpaczy znosić bóle, i nie żałować tego co przeszło, i nie bać się tego co będzie!” – napisała w więzieniu. Ten wiersz Ireny Bobowskiej - Neni stał się mottem żołnierek Armii Krajowej.

W listopadzie 2012 roku skwer u zbiegu ulic Przybyszewskiego i Dąbrowskiego otrzymał imię Neni – Ireny Bobowskiej. Członkowie Stowarzyszenia Przyjaciół Szkoły im. Dąbrówki zorganizowali też w szkole okolicznościową wystawę. Dzielną poetkę przypomina od ośmiu lat stojąca przy skwerze tablica.

Choć była autorką wiersza – który, napisany we Wronkach, wydostał się poza więzienne mury, by żyć własnym życiem i nieść pokrzepienie więźniom obozów koncentracyjnych – w Poznaniu nadal wie o niej niewiele osób. A powinniśmy pamiętać, bo jej historia to opowieść o wierności i pokonywaniu własnej słabości.

 

Niedoszła „żywa torpeda”

 

Córka Zofii i Teodora Bobowskich urodziła się w 1920 roku, miała trzy siostry i brata. W wieku dwóch lat zachorowała na polio. I choć rodzice wydali mnóstwo pieniędzy na jej leczenie, choroba przykuła ją do wózka.

Nenia – jak mówili na nią przyjaciele – była duszą towarzystwa, gromadziła wokół siebie ludzi. Z siostrami uczęszczała do Gimnazjum im. Dąbrówki przy ulicy Młyńskiej (budynek został zniszczony w czasie wojny). Podjeżdżała wózkiem pod szkołę, a do klasy trafiała na rękach koleżanek. Mimo ograniczeń była aktywna w harcerstwie, a po ukończeniu gimnazjum zajmowała się dziećmi w świetlicy Towarzystwa Czytelni Ludowych na Osiedlu Warszawskim. Zorganizowała nawet bibliotekę dla młodzieży.

 

Zanim wybuchła wojna, Nenia w tajemnicy przed bliskimi zgłosiła się jako ochotniczka do „żywych torped”. Chciała poprowadzić pocisk z materiałem wybuchowym na jednostkę wroga. Gdy sprawa się wydała, swoją decyzję tłumaczyła kalectwem: „Nie mogłam się inaczej przysłużyć ojczyźnie”.

Porucznik rezerwy Teodor Bobowski – ojciec Ireny – dostał się do niewoli sowieckiej, zginął w kwietniu 1940 roku w Katyniu. Jej matka straciła sklep z kapeluszami na Starym Rynku. Gdy rodzina Neni musiała pracować przymusowo, dziewczyna nie pozostała bezczynna, zaczęła wydawać podziemną gazetkę „Pobudka” – organ Poznańskiej Organizacji Zbrojnej (potem Wojskowej Organizacji Ziem Zachodnich). Nenia opracowywała wieści, spisywane z nasłuchu zachodnich stacji i przygotowywała je na matrycach do powielania. Gdy kolportowała pismo po mieście, ukrywała je pod siedzeniem inwalidzkiego wózka. „Polska znów zmartwychwstanie” – zapowiadała w jednym z wydań.

Irena Bobowska - zdjęcie szkolne. Ze zbiorów IPN.

Irena Bobowska – zdjęcie szkolne. Ze zbiorów IPN.

W lutym 1940 roku została zaprzysiężona do POZ, dostała pseudonim „Wydra”.

 

„Nie żałować tego, co przeszło”

 

Kilka przejętych egzemplarzy „Pobudki” naprowadziło Gestapo na trop grupy. Niemcy aresztowali m.in. Nenię i redaktora naczelnego „Pobudki” Romana Kwiatkowskiego. Bobowska trafiła do Fortu VII, zamienionego na pierwszy w okupowanej Polsce obóz koncentracyjny. Z trudnych warunków drwiła. „Śledztwo w naszej sprawie jeszcze nieskończone. Po skończeniu spodziewam się wywozu do innego więzienia, względnie Dachau, ale z tym można żyć” – pocieszała rodzinę w grypsach, ukrytych w koszach z bielizną.

W październiku 1940 roku Niemcy przewieźli „Wydrę” do więzienia we Wronkach. Oprawcy nie uwierzyli, że Nenia nie może chodzić. Bili ją i głodzili. Kiedy zdjęli z jej bezwładnych nóg szyny – specjalny aparat pomagający Neni chodzić – dziewczyna poruszała się po celi, czołgając się po betonowej posadzce.

Dla dodania sobie otuchy zaczęła pisać wiersze. We Wronkach powstał jej najbardziej znany utwór, który niósł później wsparcie i siłę więźniom obozów koncentracyjnych:

 

Szkice „Neni”, wykonane w Moabicie. Ze zbiorów IPN.

Szkice Neni, wykonane w Moabicie. Ze zbiorów IPN.

(…) „Bo ja się uczę największej sztuki życia:

uśmiechać się zawsze i wszędzie,

i bez rozpaczy znosić bóle,

i nie żałować tego co przeszło,

i nie bać się tego co będzie!

Poznałam smak głodu

I bezsennych nocy (to było dawno)

I wiem jak kłuje zimno,

Gdy w kłębek chciałbyś skulony

Uchronić się od chłodu…”.

 

W kwietniu 1941 roku Niemcy przewieźli Bobowską do więzienia w berlińskim Moabicie. Po zimnie i koszmarze Wronek to miejsce wydało się jej rajem. Z powodu chorych nóg trafiła do lazaretu. Zachował się wykonany przez nią rysunek celi. Przedstawia niewielkie, czyste pomieszczenie ze stołem, ubikacją i wiadrem w rogu.

 

Wyrok na Bobowską i trzech członków jej grupy. Ze zbiorów IPN.

Wyrok na Bobowską i trzech członków jej grupy. Ze zbiorów IPN.

„Przyjmijcie, że dostałam urlop”

 

Choć matka Neni wysyłała prośby do naczelnego prokuratora Rzeszy o możliwość widzenia z córką, nigdy nie otrzymała zgody.

W sierpniu 1942 roku, podczas procesu, „Wydra” miała możliwość zabrania głosu. I z tej okazji skorzystała. Nie broniła się jednak, ale oskarżała. Wypomniała Niemcom rozbiory, antypolską politykę Bismarcka i Kulturkampf. „Dziś wy mnie sądzicie, ale was będzie sądzić ktoś wyższy.” – oświadczyła na koniec.

Nazistowski sędzia uznał w uzasadnieniu wyroku, że Bobowska to fanatyczka, której należy się kara śmierci. Nenia przyjęła wyrok z godnością i spokojem.

 

„Mam nadzieję, że będę mogła jeszcze do Was napisać, lecz jeśli tak by nie miało być, to przyjmijcie, że dostałam urlop i pożegnajcie mnie, moi bracia i siostry. (…) Dostałam rozkaz, jestem gotowa do podróży” – napisała w brulionie do swoich bliskich.

Ostatni list Ireny do matki. Ze zbiorów IPN.

Ostatni list Ireny do matki. Ze zbiorów IPN.

 

27 września 1942 roku, o godzinie 4.36, stanęła przed gilotyną więzienia Plötzensee. Do końca zachowała spokój, choć sama zapewne nie była w stanie podejść pod ostrze.

W tym samym dniu straceni zostali współpracownicy Neni z „Pobudki”: Stanisław Michalski, pseudonim „Łoś” – pracownik „Kuriera Poznańskiego”, drużynowy 7. drużyny harcerskiej w Poznaniu, oraz Radziwój Zakrzewski – kupiec i harcerz.

 

„Ważne jest to, jak walczyliśmy”

 

Kilka godzin przed egzekucją Irena Bobowska po raz ostatni mogła napisać do matki. Choć musiała to zrobić po niemiecku, w list wplotła polskie słowo „Matuś”:

„Moja droga Matuś! Dzisiaj, a właściwie jutro wczesnym rankiem… pójdę na śmierć. (…) Był już u mnie ksiądz i przyjdzie jeszcze z Komunią świętą. Jestem w dobrym nastroju i mam nadzieję, że odwaga nie opuści mnie aż do końca. Nie będziecie potrzebowali się mnie wstydzić (…). Nie jest ważne to, co osiągnęliśmy, ale to, jak walczyliśmy (…). Zostańcie z Bogiem; ja idę do Niego i wierzę, że On mnie przyjmie”.

 

 

 

Piotr Bojarski – pisarz i publicysta, autor m.in. biografii „Fiedler. Głód świata”

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
2
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0