Gotowi na naukę tolerancji
Opublikowano:
25 września 2017
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Pogoda nie dopisała – zakładam, że to jest pierwsze określenie sobotniego Marszu Równości, który właściwie zamykał Poznański Pride Week 2017. No cóż, to prawda, lało jak cholera. Jednak deszcz nie przeszkodził czterem tysiącom ludzi maszerować ulicami miasta, a do tego skandować, śpiewać i generalnie świetnie się bawić.
Dobra zabawa na manifestacjach, marszach, przemarszach nie jest czymś oczywistym w kraju złym, w Polsce. Wystarczy w głowie pobieżnie przelecieć po tych ostatnich. To raczej negatywne emocje. Marsz Równości to nowa jakość, oczywiście przeszczepiona ze zgniłego Zachodu. Na szczęście polski organizm nie odrzucił przeszczepu radości, chociaż się stara. Przypomniała o tym kuratorka i wykładowczyni Iza Kowalczyk, wrzucając na swojego fejsa zdjęcia z sobotniego przemarszu i te z 2005, kiedy to ówczesny prezydent Poznania Ryszard Grobelny zabronił jego organizacji. Wtedy Marsz Równości, chociaż się starano, do miłych nie należał.
Od tego czasu wiele się zmieniło. Przynajmniej w Poznaniu (no i w Słupsku). Chciałoby się powiedzieć „Because is 2017”, ale nawiązanie do wypowiedzi kanadyjskiego prezydenta w dalszym ciągu wydaje mi się przesadą. Mimo to, Marsz Równości (chociaż padało) był wspaniałym przeżyciem (mój pierwszy raz).
Zaczęło się od kolorowego i rozgadanego pikniku w parku Marcinkowskiego, gdzie prócz jedzenia od gayfriendly knajp, mogliśmy wysłuchać debat, przemówień. Bo niech nas nie zmyli radosna otoczka – uczestnicy Marszu i całego Poznań Pride Weeku walczą o pełną równość dla każdej mniejszości, nikogo nie interesują przywileje. I pewnie, gdyby nie kolejne rządy naszego państwa, sprawa wyglądałaby już zupełnie inaczej. Bo naprawdę – ile można? Europa się zmienia, tylko Polska jedną nogą w bagnie sterowanych uprzedzeń, które powodują, że dzieciaki, zaszczute przez niewyedukowanych rówieśników i niereagujących nauczycieli, popełniają samobójstwa.
Podczas Marszu Równości nie zapomniano o czternastoletnim Kacprze, bo do jego śmierci nawiązuję; by zwrócić uwagę na tę tragedię, uczestnicy marszu zatrzymali się na chwilę w milczeniu przed Urzędem Wojewódzkim.
Na tle dzisiejszej Polski, Poznań faktycznie wygląda inaczej. Wyspa tolerancji. Bardzo to złudne, ale jednocześnie miło pomyśleć, że jest w tym kraju złym przynajmniej jedno miasto, gdzie człowiek – bez względu na rasę, orientację, religię itd. – może poczuć się wolny.
Naprawdę ujmujący byli młodzi ludzie, nastoletni geje i nastoletnie lesbijki, którzy maszerowali z pewną nieśmiałością, trzymając się za racę. Oni i one tego potrzebują, potrzebują, aby poczuć się jak ich heteroseksualni rówieśnicy, aby w końcu zwrócono im normalność, którą za wszelką cenę próbuje się ich pozbawić. Tylko tyle i jednocześnie aż tyle.
Po Marszu mam w głowie jeszcze inny obrazek – ludzi, w większości starszych, którzy z okien i balkonów machali do maszerujących i okazywali im wsparcie. Wydaje mi się, że Polska jest już gotowa na naukę tolerancji; na pewno jest też zmęczona tą ciągłą nienawiścią i żaden – konkurencyjny do Pride’u – Poznań Prayer Week tego nie zmieni. Widzimy się za rok. Może wtedy będzie słonecznie.