fot. Archiwum redakcji

Obraz i Logos

Grupy artystyczne powstają i rozpadają się, ale owoce wspólnego tworzenia pozostają. W Galerii Miejskiej Arsenał można właśnie zobaczyć ekspozycję prac grupy powołanej do życia przez artystkę Agnieszkę Balewską.

 

 

Barbara Kowalewska: Niektórzy odbiorcy sztuki są przekonani, że wystarczy, by artyści tworzyli materialnie świetne dzieła. Tymczasem podczas rozmów z twórcami nieustannie przekonuję się, jak ważne jest w dochodzeniu do końcowego obiektu zmaganie ze słowem, nawet jeśli dokonuje się wyłącznie w pojedynkę. Pani doktorat „Metonimia i metafora wobec sztuki obiektu XX wieku” to próba obróbki słownej procesu tworzenia?

Agnieszka Balewska: Rzeczywiście oswajam sama siebie przez słowo. W poszukiwaniu celu  horyzont wciąż się oddala, ale ten cel w końcu musi się wyłonić. Od trzynastego roku życia chciałam zostać malarką, zdałam do Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Poznaniu, w którym rozwinęłam umiejętności w zakresie rysunku i malarstwa. Natomiast właściwy rozwój związałam z myśleniem konceptualnym.

 

fot.

fot. archiwum Galerii Autorskiej Lagunart&ducky

Ta intelektualna droga kosztowała mnie jednak kryzys zdrowotny. Paradoksalnie to on jednak wyprowadził mnie na szerokie wody poznawcze. Skoro emocjonalne zaangażowanie w proces twórczy doprowadziło mnie do tegoż kryzysu wyobrażeniowego, to potrzebowałam intelektualnego dopełnienia, żeby zrównoważyć wsobną fazę „psychozy artystycznej”. Początkowo przez długie lata mogłam poznawać różne światy i obszary sztuki, ale do oswojenia rzeczywistości potrzebna była mi werbalizacja naukowa. Jako ludzie „pochodzimy” od Logosu, zatem słowo jest związane z tym, co ludzkie.

W moich pracach odwołuję się do przedmiotów mających znaczenie symboliczne, do archetypów kulturowych. Z kolei w warstwie wizualnego tworzywa ujawnia się moja intensywna ekspresja malarska. Jestem więc bardzo „jaskrawa” jak na europejskie standardy i tę jaskrawość tłumaczę w słowie. Być może wynika to z tego, że miałam dostęp do przeżyć granicznych, „uniosłam to”, ale musiałam też wykonać realną, literacką i malarską wieloletnią pracę, żeby skomunikować się z ludźmi. Żyjemy w czasach równości, potrzebujemy dotrzeć z naszą sztuką do publiczności.

BK: Założyła pani Galerię Autorską Lagunart&ducky nie tylko po to, by prezentować swoją twórczość, ale też prace innych osób. Nazwa galerii jest frapująca…

AB:  Historia grupy sięga lat 90. XX wieku. Po studiach założyłam Galerię Werbalną (1994–1998) w studiu piwnicznym, na osiedlu Pod Lipami 8 w Poznaniu, do którego  zapraszałam koleżanki i kolegów. Prowadziłam comiesięczne spotkania, rozmawialiśmy o teorii sztuki, dyskutowaliśmy – to była taka cyganeria. Potem przez wiele lat kontynuowałam te działania pod szyldem „Galeria Werbalna Duck-Tak” (1998–2012) w Muzeum J.I. Kraszewskiego na Wronieckiej 14, a później na osiedlu Pod Lipami.

 

fot.

fot. archiwum Galerii Autorskiej Lagunart&ducky

Powierzono mi darmowe prowadzenie galerii, organizowałam wystawy, przygotowywałam teksty wprowadzające.  A to moje „gadanie o sztuce i o świadomości” było trochę performerskie i jednocześnie pionierskie. Jeśli chodzi o nazwę grupy, to człon „ducky” wiąże się z przeżytym przeze mnie wypadkiem i kontuzją nogi.

Mój ortopeda powiedział mi kiedyś: „Aga, chodzisz jak kaczka” i ja to wykorzystałam: tak powstało Duck-Art Studio, Galeria Duck-Tak, Stowarzyszenie Duck-Attack, a od 2012 roku Galeria Autorska Lagunart&ducky, bo miała to być taka nazwa, która obroni jej wewnętrzną delikatność. Zamknęłam swoją twórczość w tajemnicy słowa – konglomeratu, żeby z szacunkiem przystępować do mojej galerii.

BK: Zainicjowała pani istnienie grupy artystycznej, której prace znalazły się na obecnej wystawie w Arsenale. Kim są osoby należące do grupy?

AB: Co do grupy, szukałam i zapraszałam ludzi do współpracy. Byli wśród nich zawodowi artyści i amatorzy zafascynowani sztuką: prawnicy, architekci, edukatorzy, biolodzy, humaniści, animatorzy, terapeuci, a wszystkim im nadałam przydomki w formie haseł oraz przyznałam im indywidualne „karty tożsamości”. Wystawa w Arsenale odbywa się po dwunastu latach wspólnej pracy – to symboliczna liczba. Bardzo się zżyliśmy przez ten czas… Ale dalej już musimy iść każdy swoją drogą, bo grupę zamknęliśmy oficjalnie w dniu wernisażu w Arsenale. I jestem bardzo wdzięczna pracownikom GaMA za inicjatywę. Ujęła ich nasza historia, a w efekcie zaproszono nas i zorganizowano nam przepiękną, ciekawą, bogatą wystawę. Przygotowano dla nas katalogi, dostaliśmy honoraria, ale sama ekspozycja już jest wielkim wyróżnieniem. Bo to było ważne doświadczenie: artyści amatorzy, tzw. „naturalni”, uczyli nas życia, a my, artyści profesjonalni – edukowaliśmy, jak komponować przestrzeń, jak pracować z barwami, jak wykorzystywać „energię” pędzla. Chociaż czasem bywało nam trudno, emocjonalnie i komunikacyjnie. 

 

 

BK: Wystawa w Arsenale nosi tytuł „Rozdroża Lagunartu”. Skąd te rozdroża?

AB: Pomysł na tytuł miała kuratorka Bogna Błażewicz z Arsenału. Wiedziała, że nasza grupa była bardzo dynamiczna i pełna rozbieżnych energii. Wystawa miała pokazać, że jesteśmy na różnych drogach. Jest piękną klamrą naszej dwunastoletniej działalności. Grupa się rozwiązała, jesteśmy nasyceni, mamy ekwipunek na dalszą podróż, zdobyliśmy doświadczenie i każdy z nas ma jakieś zaufanie do siebie  w sposobie uprawiania sztuki i twórczego myślenia.

BK: Jakie prace znalazły się na ekspozycji?

AB:  Zasadniczo są to prace malarskie, ale też graficzne logiczno-spekulatywne, analityczne, syntetyczne, obiektywistyczne, rozpatrujące dylematy życiowe, a także prace kolażowe, będące zbiorem sytuacji z reklamówek i gazet. Wszyscy jesteśmy i emocjonalni, i kolorowi, zatem część prac wystawiono w formie czarno-białej, by uniknąć kakofonii. A podczas wystawy odtwarzany jest cały czas trzydziestominutowy film „Pętla”, pokazujący wybrane prace w kolorze, wraz z naszymi wypowiedziami do kamery z materiałów  archiwalnych.

 

fot.

fot. archiwum Galerii Autorskiej Lagunart&ducky

Na moich obrazach są stoły, krzesła, kwiaty. Według mnie stół odzwierciedla w kulturze judeochrześcijańskiej świat zastany, stworzony na obraz Boskiej mocy i rzeczywistości, stół symbolizuje też ludzką ucztę i wspólnotę. Z kolei krzesło ukazuje indywidualny los człowieka, jego umiejscowienie, przeznaczenie oraz ukrzyżowanie, cierpienie. Natomiast lilia to symbol duszy, umysłu i serca.

Towarzyszący tekst mówi o zmianie mentalnej powodującej przemianę emocjonalną i energetyczną, która przyciąga inne sytuacje, zdarzenia i ludzi. Prace te symbolizują trzy drogi poznania: afirmację, medytację i kontemplację, które zmieniają odczyt i kod rzeczywistości.

BK: A pozostali twórcy?

AB: Beata Pendowska podjęła tematykę kryzysu ekologicznego, malując symboliczne topniejące lodowce oraz tworząc miseczki do jedzenia pokazujące, że powinniśmy się dzielić. Mamy też fotografie Andrzeja Maciejewskiego, eleganckie, grafizowane formy roślinne. Grażyna Kielińska pokazuje dyskurs logiczny w swoich szachowych polach, odzwierciedlając dylematy tragicznego wyboru. Piotr Pawlak namalował psychologiczne portrety kobiet. Janina Bezler wykonała wspaniałe szmaragdowe kolaże „Dary życia, losu i wody”. Rozalia Nowak pokazała w filmie swoje wrażliwe, barwne kamienne kobiety. Bogumiła Janicka wykonała syntetyczny ludzki portret. Julia Zabrocka przedstawiła fragment graficznie opracowanej fregaty, odnoszącej się do mitu podróży. Hanna Krugiełka zaprezentowała wiersz wpisany w formę zdjęcia z dokumentalnym, autorskim pejzażem.

BK: Czym są Dyżury Nadziei, które prowadzi pani od 2019 roku w ODK Pod Lipami?

AB: Śniło mi się kiedyś, żeby mieć swoją galerię „gdzieś poza piwnicą”. Zgłosiłam się więc do ODK Pod Lipami z pytaniem, czy mogłabym wynająć pomieszczenie do pracy. A sama idea Dyżurów Nadziei zrodziła się z potrzeby bycia w kontakcie z ludźmi i dla tych, którzy tego potrzebowali. Co tydzień dyżuruję w ODK Pod Lipami, zatem wspieram, animuję i promuję sztukę. Mam dodatkowe krzesło, termos, coś do zjedzenia.

 

fot.

fot. archiwum Galerii Autorskiej Lagunart&ducky

A po pandemii znowu jestem w ODK Pod Lipami raz w tygodniu. Przychodzą ci, którzy borykają się z chorobami, biedą, różnymi problemami życiowymi. Jak mnie jakiś czas nie ma, to potem pytają: A gdzie pani była? Dobrze, że pani już wróciła. Witam każdego, bo każdy może tu czuć się zaopiekowany, na chwilę sobie usiąść, porozmawiać. Rozmowa pomaga i okazuje się, że zawsze jest jakieś wyjście z trudnej sytuacji. Właściwie nie pamiętam takiego dyżuru, który byłby bezowocny.

Za każdym razem coś się wydarza, ktoś potrzebuje pomocy i ją otrzymuje. 

 

 

Agnieszka Balewska – ukończyła poznańską PWSSP na kierunku malarstwo i rysunek / teoria. W 2002 roku obroniła doktorat na UAM w Poznaniu. Uczestniczyła w ponad 30 wystawach zbiorowych i 50 indywidualnych w kraju i za granicą. Autorka publikacji o sztuce. Od 2012 roku prowadzi autorską galerię Lagunart&ducky.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
6
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
1