Pan Bóg był tenorem
Opublikowano:
9 sierpnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Tomasz Zagórski odszedł za wcześnie. Żył zaledwie 58 lat. Jako młody artysta podbił serca melomanów odwiedzających poznańską operę. Jako dojrzały artysta budził zachwyt przede wszystkich w teatrach operowych Niemiec, Włoch, Szwajcarii, Szwecji…
W XXI wieku, osiadłszy w Puszczy Nadnoteckiej, stworzył Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Nadnoteckie Bel Canto, podczas którego wspólnie z przyjaciółmi śpiewał w kościołach Lubasza, Wielenia, Czarnkowa, Chodzieży… Dzielił czas „puszczański” z pracą pedagogiczną w Akademii Muzycznej w Poznaniu i wyjazdami do europejskich teatrów operowych.
Wesoły chłopak ze Smochowic
Tomasz Zagórski urodził się w Poznaniu. Przez dwanaście lat śpiewał w chórze Stefana Stuligrosza. O swoim rodzinnym domu opowiadał, że panowała w nim raczej atmosfera artystyczna, wszyscy na czymś grali lub śpiewali. W 1993 roku mówił: „Nie był to dom bogaty, ale szczęśliwy. Mama, kiedy pierwszy raz pakowała moją walizkę na wyjazd «Poznańskich Słowików», powiedziała:
„«Chłopcze, musisz sobie poradzić». Radzę sobie dzięki życzliwości ludzi do dziś”.
W dzieciństwie słynął z tego, że znał na pamięć niemalże cała „Traviatę” Verdiego i kilka innych oper. Wszystkie zaoszczędzone pieniądze wydawał na bułgarskie płyty z muzyką operową.
Na wieki wieków amant
Wszystko zwiastowało, że tak będzie. W połowie lat 80. wypatrzył go w Akademii Muzycznej w Poznaniu Mieczysław Dondajewski. Zaczął od Damazego w „Strasznym dworze” Stanisława Moniuszki. Premiera odbyła się 22 lutego 1986 roku. Po premierze można było przeczytać:
„[…] najmocniejsze wrażenie pozostawił debiut Tomasza Zagórskiego (Damazy). Od wielu lat nie słyszałem w gmachu pod Pegazem tak perfekcyjnego wykonania tej partii. Solista jakby stworzony został do tej roli – czysty, klarowny głos, wyrównany na przestrzeni całej obszernej skali, ciepła barwa, niezwykła ruchliwość głosu, doskonała dykcja pozwalająca na śledzenie tekstu nawet w szybkich tempach ensembli, stylowe, czarujące prostotą i komizmem aktorstwo; wszystkie te elementy wraz z siłą głosu pozwoliły Zagórskiemu przebić się przez finałowe tutti orkiestry i chóru”.
Pozostali recenzenci nie kryli zachwytów nad debiutantem, a młody śpiewak – specjalista od nagłych zastępstw – szybko wszedł do obsady opery „Gianni Schicchi” czy „Pajace”.
7 czerwca tego samego roku odbyła się premiera „Czarodziejskiego fletu”, a Zagórski kreował w nim postać Tamina. Po latach powie:
„Każdą współpracę z nowym teatrem zaczynam w od Tamina”.
To pierwsze spotkanie z Mozartem zakończyło się wielkim sukcesem. W „Nurcie” po premierze można było przeczytać:
„[…] najbardziej obiecującym odkryciem stał się Tomasz Zagórski w roli Tamina, jeszcze student a już świetny śpiewak, tenor, który w krótkim czasie może spełniać nasze największe nadzieje. Piękny, nośny głos, uroda, nienaganna sylwetka, dojrzały aktorsko – tylko patrzeć i słuchać w radości”. Inny recenzent do zachwytów dodał: „[…] partia Tamina jest kolejnym krokiem ku doskonałości”.
Tadeusz Szantruczek o roli Tamino pisał:
„Przedstawił się w niej jako doskonały odtwórca muzyki mozartowskiej, obdarzony lekkim, ładnym tenorem, który w górnym rejestrze na pewno wkrótce osiągnie właściwą dojrzałość brzmieniową”. Rok później Zagórski wystąpił w „Śmierci w Wenecji” Brittena jako Śpiewak Wędrowny i Gondolier oraz w „Czarnej masce” Pendereckiego jako Hedank. Rok 1989 przyniósł rolę Aménofiego w „Mojżeszu” Rossiniego. W 1992 roku wystąpił jako Don Narcisio w „Turku w Italii” i „Opowieściach Hoffmanna”. Rolą Hoffmanna udowodnił, że nie jest „na wieki wieków amant”.
Miał świadomość, że jego głos i aparycja predestynują go do roli operowych amantów i dlatego Hoffmann odmienił jego artystyczne życie. W swojej recenzji poświęciłem mu dużo miejsca:
„Bohaterem wieczoru jest Hoffmann Tomasza Zagórskiego. Kreacja, jakiej dawno nie oglądaliśmy w gmachu pod Pegazem. Zagórski konsekwentnie buduje postać poety, który w kolejnych pijanych zwidach opowiada swoje miłości, a zatem przedzierzga się trzykrotnie w kogoś innego: sztubaka zakochanego pierwszą miłością, kochanka nurzającego się w rozpuście czy wreszcie człowieka szukającego miłości idealnej. Zagórski zdaje się zapominać o grze, wymusza ją muzyka. Czasami tylko pozwala sobie na kontrolowaną improwizację aktorską. Zagórskiego chce się też słuchać. Głosem tworzy nastrój i atmosferę przedstawienia”.
Andrzej Chylewski skonstatował:
„Po poznańskiej premierze można sądzić, że Offenbach partię Hoffmanna napisał specjalnie dla Tomasza Zagórskiego”.
Kolejną kreację stworzył w „Cyganerii” Pucciniego. O jego interpretacji Rudolfa Jarosław Mianowski pisał:
„[…] podobałby się najwybredniejszemu koneserowi belcanta, pięknie prowadził frazę, doskonale brzmiał we wszystkich rejestrach”.
Swoją pozycję w Teatrze wielkim ugruntował partią Lionela w „Marcie” Flotova. Teresa Brodniewicz po premierze „Marty” napisała:
„Wśród solistów na pierwszym miejscu należy wymienić kreującego partię Lionela Tomasza Zagórskiego, obecnie czołowego tenora Teatru Wielkiego. Zaprezentował swój piękny głos w sposób niezawodny, z potrzebną nutą liryzmu i miłosnego zauroczenia, wzbudzając prawdziwe owacje po słynnej arii z III aktu «Marto, tyś zdradziła»”.
Zachwyty nad Lionelem podzielili inni recenzenci. Zagórski rozstał się w poznańskim Teatrem Wielkim rolą Gabriela von Eisensteina w „Zemście nietoperza” Straussa. I znowu były zachwyty.
Oprócz premier specjalnie przygotowanych w Poznaniu wystąpił także w „Cyruliku sewilskim”, „Falstaffie”, „Traviacie”, „Kniaziu Igorze”, „Chowańszczyźnie”, „Skrzypku na dachu”, „Carminie Burana” i „Eugeniuszu Onieginie”. W tej ostatniej operze Tomasz Zagórski stworzył kreację Leńskiego. Co to było za wydarzenie: w partii Tatiany wystąpiła Joanna Kozłowska, Onieginem był Wojciech Drabowicz, a Olgą Jolanta Podlewska.
W tym czasie Zagórski śpiewał niemal we wszystkich polskich teatrach operowych, a także na wielu estradach filharmonicznych. W latach 1993–1995 związał się etatowo z Operą Nova w Bydgoszczy. W 1995 roku zniknął z polskich oper.
W Niemczech śpiewam jako gość
W roku 2000 opowiadał tak o początkach kariery w Niemczech:
„Zorientowałem się, że nie mam czego szukać w Poznaniu. Przypadek sprawił, że po którymś przedstawieniu «Cyganerii» otrzymałem bilet wizytowy od Waltera Gugerbauera, wspaniałego dyrygenta niemieckiego Zaprosił mnie do Kilonii, gdzie właśnie obejmował stanowisko dyrektora muzycznego. Pojechałem i zadebiutowałem w «Strasznym dworze». Niestety, nie było to udane przedstawienie. […] Klapa jednak nie przeszkodziła mi. Posypały się następne propozycje występów gościnnych najpierw w Kilonii, potem Hanowerze, Lipsku, Dreźnie… Zawsze śpiewałem i śpiewam w Niemczech jako gość”.
W Niemczech Zagórski śpiewał także w Erfurcie, Würzburgu, Theater Krefeld und Mönchengladbach, Frankfurcie nad Menem, Staatstheater Braunschweig, Deutsche Oper am Rhein w Düsseldorfie, w Staatstheater Kassel… Z czasem zaczął występować w Operze Królewskiej w Sztokholmie, Teatro Nacional São Carlos w Lizbonie, Teatro Regio w Parmie, Teatro Massimo Bellini w Katanii, operach w Bernie, Biel, Bazylei i Lucernie, Pradze…
Tomasz Zagórski mógł się pochwalić 50 partiami tenorowymi w operach i operetkach. Niektóre wykonywał w różnych inscenizacjach. Po okresie poznańskim i bydgoskim do swojego repertuaru włączył takie dzieła, jak: „Don Giovanni”, „Łaskawość Tytusa”, „Idomeneo”, „Życie paryskie”, „Manon”, „Poławiacze pereł”, „Godzina hiszpańska”, „Bal maskowy”, „Wesołe kumoszki z Windsoru”, „Kawaler srebrnej róży”, „Capriccio”, „Fedra”, „Orest”, „Fidelio”, „Wolny strzelec”…
Równolegle rozpoczął działalność oratoryjną. Miał w swoim dorobku: „Stabat Mater” Rossiniego, „Dzieciństwo Chrystusa” Berlioza, „Requiem” Verdiego, „Mesjasza” Händla, „Missa Solemnis” Beethovena, „Te Deum” Kodalya, „Graner Messe” Liszta, „Mojżesza” Brucha, „Requiem” i „Stabat Mater” Dvořáka, „Chrystusa” Liszta, „Songfest” Bernsteina, „Pieśni miłosne Hafiza” i „Pieśń o nocy” Szymanowskiego.
Z upływem czasu śpiewanie przestało mu wystarczać. W 2009 roku rozpoczął pracę pedagogiczną w Akademii Muzycznej w Poznaniu. W 2020 roku otrzymał tytuł profesora.
Tenor w puszczy
Na przełomie wieków osiadł w Puszczy Nadnoteckiej, skąd wyjeżdżał na występy do Niemiec, Włoch, Szwecji, Szwajcarii… I wracał. W 2011 roku zorganizował po raz pierwszy Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Nadnoteckie Bel Canto. Zapraszał przyjaciół z Europy i Polski. Z czasem dołączyli do uznanych artystów jego studenci, których w ten sposób oswajał z estradą i publicznością. Na ten festiwal czekała publiczność w miasteczkach i wsiach Puszczy Nadnoteckiej. Po śmierci artysty pytali retorycznie: Kto nam przywiezie tak wspaniałych artystów?
Zagórski się nie wynosił. Żyjąc na co dzień w puszczy, był jednym z wielu jej mieszkańców. Różnił się od innych tym, że potrafił przekonać sponsorów, lokalne władze i zaprzyjaźnionych artystów, aby nie bali się występów na prowincji. Publiczność festiwalowa odwdzięczała się mu wielkim szacunkiem.
Dziesiąta edycja się nie odbyła przez pandemię. W programie był zaplanowany koncert pt. „Jestem i płaczę – polska liryka wokalna”. Miał się odbyć w Wieleniu. Od kilku tygodni puszczańscy melomani płaczą.
Odszedł wielki artysta. Uczył studentów do końca. Był aktywny jako śpiewak. Ostatni raz słyszałem go na żywo 3 marca 2020 podczas prawykonania „Te Deum” Zbigniewa Kozuba. Ostatnie spotkanie odbyło się online i był to koncert zatytułowany „Z miłości do muzyki”. Jego premiera odbyła się 14 lutego 2021 roku. Wkrótce potem pojawiła się informacja o chorobie artysty… 9 maja 2021 odszedł na zawsze. Odszedł nie tylko wybitny śpiewak i pedagog, ale człowiek, który rozświetlał życie w najbardziej trudnych sytuacjach, wnosił pozytywną energię i radość.
Na początku swojej kariery Tomasz Zagórski przywołał słowa swojego profesora – Stanisława Romańskiego, który powiedział mu: „Nauczyłem cię wszystkiego, co mogłem, ale odtąd musisz liczyć sam na siebie”. Panie Profesorze, chciałoby się powiedzieć: Pański uczeń dał sobie radę. Wykorzystał Pańskie nauki i osiągnął sukces. Dołączył do Pana i gdzieś na chmurce pewnie coś tam śpiewacie razem, bo jak mówił inny poznański śpiewak Józef Kolesiński: „Cóż, Pan Bóg był tenorem”.
W tekście wykorzystane zostały następujące artykuły:
S. Drajewski, „Kochajcie tenorów”, „Głos Wielkopolski” z dnia 22 października 1993 roku.
W.A. Krolopp, „Straszny dwór”, „Gazeta Poznańska” z dnia 14 marca 1986 roku.
S. Drajewski, „Między puszczą a operą”, „Głos Wielkopolski” z dnia 4/5 listopada 2000 roku.
K. Młynarz, „Dzwoneczki Papagena”, „Nurt” 1986 nr 11.
W.A. Krolopp, „Mozartowskie arcydzieła pod Pegazem”, „Gazeta Poznańska” z dnia 27 czerwca 1986 roku.
T. Szantruczek, „Triumf muzyki i młodości”, „Głos Wielkopolski” z dnia 21/22 czerwca 1986 roku.
S. Drajewski, „Niesamowite opowieści o miłości”, „Dziennik Poznański” z dnia 15 czerwca 1992 roku.
A. Chylewski, „Opowieści Hoffmanna”, „Głos Wielkopolski” z dnia 15 czerwca 1992 roku.
J. Mianowski, „Oszczędna «Cyganeria»”, „Gazeta Poznańska” z dnia 1 lutego 1993 roku.
T. Brodniewicz, „«Marta» grzechu warta”, „Gazeta Wielkopolska”, z dnia 23 marca 1993 roku.