Subtelny szelest jazzu
Opublikowano:
7 grudnia 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Komeda własnym głosem opowiadał o otaczającej go rzeczywistości lat sześćdziesiątych. Jednak w jego opowieści możemy znaleźć wiele odniesień do współczesności – mówi znany poznański trębacz Maciej Fortuna, kierownik artystyczny Poznań Komeda Maraton 2020.
Sebastian Gabryel: W tym roku Poznań Komeda Maraton 2020 był zupełnie inny od ubiegłorocznego. Występy miały odbywać się przy minimalnej widowni, jednak z uwagi na obostrzenia muzycy zagrali bez jej udziału. To bardzo niesprzyjające warunki, zwłaszcza w przypadku takiej muzyki jak jazz… Jak będziesz wspominać tegoroczny maraton?
Maciej Fortuna*: Jazz potrzebuje interakcji i odbiorcy. W tym roku rzeczywiście ograniczenia dotyczące publiczności zostały ogłoszone trzy dni przed maratonem, a pierwszy dzień ich obowiązywania zrównał się z dniem rozpoczęcia wydarzenia. Miałem wielkie szczęście, że od blisko dziesięciu lat realizuję różne przedsięwzięcia interdyscyplinarne, w tym wiele z zaangażowaniem wizualizacji, wideo i innych wynalazków. Pracuję z doświadczonym zespołem, z którym rozumiemy się bez słów. Dlatego realizacja nagrania 30-godzinnego maratonu muzycznego, kilkudziesięciu koncertów, była zdecydowanie bardziej zmaganiem ze snem i zmęczeniem niż z technologią.
SG: W tym roku w ramach Poznań Komeda Maraton odbyło się kilkadziesiąt autorskich koncertów inspirowanych muzyką Krzysztofa Komedy. O których szczególnie warto powiedzieć?
MF: Formuła tegorocznego maratonu zakładała kameralne występy artystów, którzy, jak wspomniałeś, przygotowali programy artystyczne specjalnie na to wydarzenie. Ten zabieg to rzadko realizowany postulat wielu festiwali jazzowych i nie tylko jazzowych – stworzyć wydarzenie, na którym nie dość, że prezentują się wybitni, to jeszcze prezentują świeży program, po raz pierwszy właśnie tu. W tym przypadku pomysł eksplodował, bowiem wszyscy artyści występujący w ramach Poznań Komeda Maraton stworzyli autorskie kreacje. Polecam wszystkie wydarzenia.
Duża rozpiętość stylistyczna maratońskich premier chyba najlepiej ukazuje wielowymiarowość współczesnej muzyki jazzowej i muzyki improwizowanej.
MF: A polecam je, bo każde dokładnie dokumentowaliśmy i dwa dni po zakończeniu maratonu zaczęły się ich prezentacje premierowe na naszym kanale YouTube i na Facebooku.
SG: Dlaczego nie zdecydowaliście się na organizację maratonu w trybie online? Wielu miłośników jazzu bardzo na to liczyło.
MF: Rzeczywiście, tym razem byłem przeciwnikiem transmisji na żywo w sieci. Pomimo tego, zdecydowałem, by większość koncertów maratonu była transmitowana na żywo w naszych mediach społecznościowych. Jednak decyzja o transmisji należała indywidualnie do każdego artysty i odbywały się one z jednego źródła wideo.
Oglądały nas setki osób, za co każdemu z osobna dziękuję. Bezpośrednim powodem, dla którego do ostatniego momentu stawiałem na prymat publiczności – najmniejszej, choćby trzyosobowej, ale jednak publiczności, żywych ludzi, odbiorców z krwi i kości – było zjawisko, które niszczy obecnie cały sektor kultury.
Odzwyczajamy się od obecności na koncertach, unikamy udziału w wydarzeniach kulturalnych. W tym wszystkim stawiam pytanie – jak będzie wyglądał świat kultury w przyszłości? Czy streamingi wydarzeń mają stać się normą? Pamiętam, jak dwadzieścia lat temu warszawski klub Tygmont transmitował na żywo dźwięk każdego koncertu, jam session. To było wspaniałe, dla mnie był to wówczas jedyny sposób kontaktu z dużą częścią tego, co działo się w polskim jazzie. Jednak tego typu sytuacje były wyjątkowe, nieliczne, na bardzo wysokim poziomie i rzeczywiście w tej wyjątkowości wspaniałe. Obecnie wszechobecność streamingów sprzyja wypaczeniu tej formy komunikacji. Prowadzi do tego, że ostatecznie odbiorcy sztuki, a nawet prosumenci wolą obejrzeć ulubiony serial czy film na Netfliksie niż uczestniczyć w streamowanym koncercie. I to widać w liczbie widzów – na przykład wczoraj oglądałem streamowany koncert Kurta Ellinga jako jedna z 23 osób… Tutaj chciałbym zwrócić uwagę na zjawisko, które często towarzyszy transmisjom na żywo.
Część artystów źle czuje się w tej konwencji – gra ostrożnie, unika eksperymentów i stroni od muzycznego szaleństwa.
Gra „akademicko” w złym tego słowa znaczeniu. Są tacy, którzy – często podświadomie – wypierając to stanowczo nawet przed samym sobą, starają się schlebiać gustom tzw. „policji jazzowej”, dbając o „poprawność” formy i konwencji swojego wykonania do tego stopnia, że prawdziwych, głębokich emocji tam brak. Obawa, że ktoś po drugiej stronie łącza internetowego mógłby zapisywać, a później krytykować wykon popełniony na żywo, do tego bez stymulującej artystę publiczności, staje się niekiedy silniejsza niż pewność siebie i szczerość własnego przekazu.
SG: Maraton odbył się pod hasłem „Muzyka szeptów”. Jakie przesłanie zawierała tegoroczna edycja imprezy i w jaki sposób łączy się ono z obecną, tak trudną dla wszystkich sytuacją w Polsce i na świecie?
MF: Tegoroczny maraton stawia za cel ukazanie emocji towarzyszących twórcom w czasie bezprecedensowo trudnym, szczególnie dla kultury. Idiom „Muzyka szeptów” ma na celu ukazanie wewnętrznego rozdarcia, strachu, przerażenia, utraty wiary w siebie czy emocji towarzyszących społecznemu deprecjonowaniu roli i znaczenia należnych pracy, którą jako artyści wykonujemy. „Muzyka szeptów” ma nie krzyczeć, nie warczeć, nie skomleć, a na pohybel temu wszystkiemu wpadać w subtelny szelest. Muzyka improwizowana w pewnym stopniu zawsze odnosi się do czasu, w którym powstaje. Jednym z wydarzeń maratonu było słuchowisko muzyczne. Komeda własnym głosem opowiadał o otaczającej go rzeczywistości lat sześćdziesiątych. Jednak w jego opowieści możemy znaleźć wiele odniesień do współczesności.
SG: Nie ma wątpliwości, że postać Krzysztofa Komedy już lata temu urosła do rangi symbolu, a nawet symboli wielu. Co miało na to największy wpływ?
MF: Przede wszystkim niesamowita twórczość poznańskiego kompozytora. A na równi z nią absolutnie niezłomna praca nad podtrzymaniem dziedzictwa Komedy, w którą zaangażowało się wiele osób, zarówno z jego najbliższego otoczenia, jak i pasjonatów, takich jak ludzie ze Stowarzyszenia Jazz Poznań i wielu innych oddolnych inicjatyw.
SG: Z pewnością można powiedzieć, że Komeda był jednym z polskich frontmanów nowoczesnego jazzu. Dzisiejszych jego przedstawicieli raczej by chwalił czy rugał?
MF: Myślę, że jako artysta, który jak sam przyznawał, w muzyce kieruje się intuicją, mógłby się zaangażować we współczesną muzykę improwizowaną, być może pozostając przy tym wierny akustycznej formie tworzonej sztuki.
Komeda odszedł jednak tak wcześnie, że trudno cokolwiek zakładać. Z całą pewnością wywierałby znaczny wpływ na to, co dzieje się obecnie.
Jednak aby miał dziś szansę być dostrzeżonym, trzeba by mu było równie zmotywowanej Zofii oraz wszystkich, którzy uwierzyli w niego od samego początku i sprawili, że mógł swobodnie tworzyć, bez rozdrabniania się na to, co dopada współczesnych jazzmanów. Gdyby zaś doczekał sędziwego wieku, pewnie jego głos byłby wyważony i ukierunkowany na tych artystów, którzy w muzyce grają nie tylko dźwiękami, ale szczególnie ciszą.
SG: Ilość polskich projektów w Komedą w tle może przytłaczać nawet maniaków jego twórczości. Jednak już znacznie rzadziej z jego twórczości czerpią muzycy zagraniczni. Jedni twierdzą, że oni po prostu go nie czują, drudzy – że o nim nie wiedzą…
MF: A jeszcze kilkanaście lat temu było na odwrót – muzycy zagraniczni znali i grali Komedę, a w Polsce ludzie kultury żmudnie pracowali nad zburzeniem murów ignorancji na temat jego twórczości. Można powiedzieć że on do nas wrócił zza oceanu. Zresztą nie pierwszy raz potwierdza się, że aby zabłysnąć w Polsce, trzeba najpierw odnieść sukces za granicą.
SG: Jesień to chyba najlepszy czas na wieczorne spotkania z muzyką Komedy w domowym zaciszu. Od czego warto zacząć?
MF: Nie chciałbym tutaj wychodzić przed szereg wyborów i rekomendacji wybitnych znawców twórczości Komedy, których w Wielkopolsce nie brakuje. Wystarczy wspomnieć takie postaci jak Dionizy Piątkowski czy występujący w tegorocznej edycji maratonu Patryk Piłasiewicz.
Mój subiektywny początek przygody z Komedą to „Etiudy baletowe”, „Astigmatic” i „Cul-De-Sac”, które serdecznie polecam wszystkim zainteresowanym.
A równolegle zapraszam do słuchania i oglądania występów tegorocznego Poznań Komeda Maraton – nagrania każdego artysty znajdują się na kanale YouTube Stowarzyszenia Jazz Poznań oraz na naszym Facebooku.
*Maciej Fortuna – poznański trębacz, współorganizator i kierownik artystyczny Poznań Komeda Maraton 2020. Kompozytor i producent muzyczny. Doktor habilitowany sztuk muzycznych i magister nauk prawnych. Oprócz kreowania własnego języka wypowiedzi muzycznej oraz poszerzania palety brzmieniowej swojego instrumentu eksperymentuje z łączeniem różnych gatunków sztuki.