Zagapiony w podstawy
Opublikowano:
18 października 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Z Wojciechem Bąkowskim o najnowszym albumie, tworzeniu międzyobszarowym i utworze, którego (jeszcze) nie ma, rozmawia Oskar Czapiewski.
Oskar Czapiewski: W jednym z wywiadów nazwałeś Poznań filisterskim miastem. Jestem po rozmowie z młodą poetką, która skarżyła się na brak infrastruktury literackiej w stolicy wielkopolski. Czy podobne wrażenie mogą odnieść poznańscy artyści, działający w innych dziedzinach sztuki?
Wojciech Bąkowski: Tak, Poznań jest filisterski i sytuacja raczej się pogarsza. Ostatnio przeraził mnie odcinek serii Makłowicza o „alternatywnym Poznaniu”. Jakieś murale, ludziki z okiem, koszmar. Chyba wszystko zaczęło się psuć kiedy sensowne galerie wyniosły się do Warszawy. Poeci poznańscy nie mają tak źle. Jest WBPiCAK, jest „Czas Kultury”, to dużo. Artyści mają chyba tylko Arsenał. Jest jeszcze Skala, ale to uczelniana galeria.
Te problemy z infrastrukturą raczej nie przeszkadzają samemu tworzeniu.
Praca w odosobnieniu idzie zwykle dobrze, nawet lepiej niż w gorącym świecie. No, ale to ma swój limit, trzeba robić karierę, uczestniczyć w rynku itd. Artyści ostatecznie muszą uciekać do Warszawy lub Berlina.
Z góry przepraszam, jeśli w tych osądach okażę się ignorantem. Mogę nie wiedzieć o jakichś ciekawych ruchach w Poznaniu. Nie jestem na bieżąco.
OCz: Oprócz WBPiCAK i „Czasu Kultury” jest jeszcze, co dwa lata organizowany, festiwal Poznań Poetów. Na UAM powstał również kierunek: twórcze pisanie, poświęcony głównie kolektywnemu tworzeniu literatury. To nie mało. Wspominasz o tworzeniu w odosobnieniu. Naturalnym tłem dla Twojej sztuki wydaje mi się polskie blokowisko. Dlatego też tak zaskoczył mnie tytuł najnowszej płyty (VOYAGER). Sonda kosmiczna to coś, co zdecydowanie funkcjonuje daleko poza miejską tkanką. Skąd pomysł na taki tytuł?
WB: Kolektywne tworzenie literatury? (śmiech) Czego to ludzie nie wymyślą. „Voyager” to metafora, pojawiła się w utworze pod tym tytułem. Zrobiłem go z Janem Piaseckim. To miał być gościnny występ Janka na mojej płycie.
Niestety kanadyjscy wydawcy usunęli kawałek ze względu na niepoprawność tekstu.
Teraz są czasy cancelowania. Ta sytuacja mnie zasmuciła, bo piosenka była tytułowa i w sensie poetyckim spajała album. No co zrobić.
OCz: Kiedyś czytałem, że na pokładach sond Voyager znajdują się złote płyty, na które nagrano zdjęcia i dźwięki z życia na ziemi. To rzeczywiście szkoda, że płyta została pozbawiona tytułowego utworu… Jednak wciąż nie przestaje mnie ciekawić ta metafora. Pewnie najlepiej byłoby sprawdzić, słuchając, ale skoro obecnie nie można, to może mógłbyś — choćby w skrócie — opowiedzieć, na czym ta metafora polega?
WB: Tak, tam jest też muzyka dla kosmitów, np. Bach. A mojego „Voyagera” będzie można posłuchać na albumie, który robię z Jankiem. W tekście jest mowa o telewizji, w której leci kosmiczny dokument, a w nim zdjęcia Ziemi wykonane przez sondę.
Metafora jest niedokładna, szeroka. Wyraża wielość światów, którą przedstawia też inny fragment tekstu. Opowiadam w nim swoje sny. Mówię o tym, jak jedne światy przykrywają inne, wypychają się z pamięci.
Wiersz jest ogólnie w duchu monologu tego blond-androida z końcówki „Blade Runnera”. W opisie snów pojawia się gwałt, to sprawiło, że kawałek został skasowany. Sądzę, że takimi gestami ogłupia się odbiorców, oducza się ich myślenia kontekstem. Przez te blokady, mam na myśli zakazywanie słów, ludzie zaczynają myśleć hasztagami, jak boty. Rozgaduję się, bo to nie pierwsza tego typu cenzura w moim przypadku. A prowokacja i ruszanie tabu to ważne narzędzia poetyckie.
OCz: Nagrałeś już jeden wspólny utwór z Jankiem Piaseckim: „Zegar 6666“. Sam tytuł zdradza jeden z leitmotivów płyty, czyli kwestii czasu. W utworze „Maska” pojawia się — mam wrażenie — motyw palingenezy. Świat ma się powtórzyć („aż do kolejnej Grecji / aż do kolejnej pojebanej muzyki”). Stworzyłeś też „Pomnik godziny czwartej nad ranem” w Lublinie. Dlaczego czas, cykliczność i sposób, w jaki ją odbieramy ma dla Ciebie tak duże znaczenie? A co do cenzury, to przypomina mi się ta część historii, w której literaci musieli obchodzić ją takimi metodami jak np. parabola. Sądzisz, że w dobie radykalnego unieważniania, mogą zdarzyć się sytuacje, w których autor już w procesie tworzenia, będzie musiał autocenzurować samego siebie?
WB: Możliwe, może nawet wytworzy to jakąś ciekawą konwencję. Ja się już raczej na to nie załapię. A z tym czasem to nie wiem, dużo czytam i słucham wykładów o astrofizyce, kosmologii, kwantach itp., stąd te metafory.
W ogóle, od zawsze moje myśli krążyły wokół takich najpodstawowszych i najczytelniejszych spraw. Unikam erudycyjności i snobizmów intelektualnych, to też ma duże znaczenie.
Wybieram motywy znane, popowe. „Voyager” jest już na granicy. O łaziku Opportunity już bym raczej nie śpiewał, choć on wysłał na Ziemię piękne słowa:
„My battery is low and it’s getting dark”.
Refren jak byk.
OCz: Tak, to byłby niezły refren. Same metafory oparte o porównania urządzeń elektronicznych są już w języku. Na przykład podczas wakacji „ładuje się baterię”. Ktoś kto jest zamyślony, lub wolno łapie, ma „lagi”. Przypomina mi się utwór „No disc”. Na wideoklipie — jeśli dobrze zrozumiałem — czekasz tam na klatce schodowej na klucze. Nie ma klucza i nie ma wejścia, nie ma płyty i też tracimy do czegoś dostęp. Przepraszam, jeśli źle zrozumiałem utwór. Wspominasz o rejonie — zdaje się — mało eksplorowanym przez współczesnych artystów. Rozkrok między dziedzinami sztuki (poezja, muzyka, malarstwo i film) oraz między dziedzinami wiedzy, takimi jak psychologia (odwołania do psychoanalizy pojawiają się m.in. w Twojej pracy doktorskiej) czy wspomniana astrofizyka. Skąd u Ciebie potrzeba tworzenia w tak międzyobszarowy sposób.
WB: Bo ja wiem, czy międzyobszarowy, tzn. formalnie tak, używam kilku mediów, ale w treści jestem raczej ogólny, zagapiony w podstawy egzystencji. Łączenie obszarów wiedzy wychodzi siłą rzeczy. Skądś trzeba czerpać motywy.
Jeżeli się tym wyróżniam, to pewnie przez zaangażowanie i koniunkturalność wielu dzisiejszych artystów. Mam na myśli publicystyczno-polityczne, doraźne myślenie i zadowalanie instytucji.
Na takim tle każdy, odrobinę zdystansowany artysta wypada oryginalnie. W teledysku „No disc” dzwonię i czekam, aż ktoś mi otworzy. Od mojego bezruchu gaśnie światło, które działa na czujnik.
OCz: Czy zaangażowanie i koniunkturalność nie sprzyja tworzeniu oryginalnych utworów? Czy Twoim zdaniem sztuka powinna być zupełnie wolna od ideologii i politycznych odniesień?
WB: To chyba kwestia wyboru narzędzi. Głupio ubijać kotlety smartfonem. Sztuka to wyrafinowany język i niedobrze kiedy wyręcza publicystykę czy działalność społeczną.
Sztuka nie ma doraźnego wpływu na życie społeczne. Artyści o tym wiedzą, ale udają naiwnych, bo lubią widzieć siebie jako pięknoduchów.
Sądzę, że zaangażowana sztuka nie naprawia świata, a w dodatku wyjaławia intelektualnie własne środowisko. To się nikomu nie opłaca. Młodzi kuratorzy i krytycy nie umieją już pisać ani mówić o sztuce, np. o malarskich problemach. Nie interesują się tym. A same odniesienia polityczne oczywiście mogą być ciekawe jako część głębszego przekazu sztuki. Np. u Prousta pojawia się sprawa Dreyfusa, jednak nie dominuje narracji i nie zmienia utworu w zaangażowaną literaturę.
OCz: Być może zaangażowanych artystów zadowala nawet niewielki wpływ. Jest coś romantycznego w cierpliwym drążeniu skały… Wróćmy może jeszcze do nowej płyty z Janem Piaseckim. Czego można się spodziewać, po pierwszym od kilku lat albumie, który wydasz wspólnie z innym muzykiem? Na jakim etapie jesteście?
WB: Cierpliwe drążenie to raczej porządna robota, czyli tworzenie najgłębszej sztuki, na jaką nas stać. Wtedy, w dalekiej perspektywie zmienia się świat, bo ludzie stopniowo mądrzeją. Ja się czepiam tej publicystyki, bo ona jest mała i płaska. Płyta jest w robocie. Kawałków mamy kilka, wciąż je przerabiamy. Trudno mi teraz podać jakieś terminy, nawet nie mamy wydawcy. Ten numer „Zegar 6666” jest dobrą próbką. Całość jest podobnie postmodernistyczna, eklektyczna, wychyla się w stronę bajkową, dużo tam zaczarowanych pejzaży.
OCz: Ciekawią mnie jeszcze dwie kwestie. W jednym z wywiadów Zuzanna Bartoszek przyznała się do Twojego wpływu na jej twórczość. Uczysz na warszawskim ASP. Czy czujesz, że dorobiłeś się epigonów? Zastanawia mnie też to, kim sam się inspirujesz. Wiem, że jest to m.in. Miron Białoszewski, Marcel Proust, Georg Trakl. A z inspiracji pozaliterackich?
WB: Tak, miewałem epigonów. To raczej cieszy, bo świadczy o sile oddziaływania. Kłopot zaczyna się gdy epigon przykrywa oryginał, bo np. lepiej radzi sobie z karierą. Wtedy rola dziennikarzy i krytyków staje się bardzo ważna, ale oni zwykle milczą.
O epigonii mówi się w kuluarach. Te problemy opisywał już Schopenhauer. To temat na grubą książkę.
Moi ulubieni artyści to Reinhard Mucha, Charles Burchfield, Mirosław Bałka, Andrzej Wróblewski, Bruce Nauman, George Ault, Koło Klipsa. To tak z powietrza. Pewnie wymieniłbym więcej. Ale ogólnie sądzę, że fajnych rzeczy jest tyle, co kot napłakał.
Wojciech Bąkowski – polski grafik, twórca rysunków, performance, eksperymentalnych filmów animowanych, muzyki alternatywnej, poeta.