Sto lat temu w Szamotułach – część II
Opublikowano:
19 lipca 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Sto lat temu wiosna w Szamotułach zaskoczyła mieszkańców zmienną pogodą i niespodziewanie wysokimi temperaturami.
Gazeta Szamotulska w maju pisała, że po zimnych dniach nagle zapanowały upały,
„od żaru słabnie wszelkie stworzenie, a najbardziej panie, które nie spodziewając się takich nagłych upałów, nie zdążyły zaopatrzyć się w dość przewiewne sukienki”.
Lato zaś poza słoneczną, upalną pogodą przyniosło niebezpieczne burze – w lipcu nad miastem przeszła groźna nawałnica z piorunami i gradem, przy czym ucierpiał dom pana Lipkego przy ulicy Obrzyckiej
„piorun uderzył w dom, wybiwszy okno w dachu, dostał się do wnętrza i stłukł lustro”.
Innym razem zaś ucierpiał komin cegielni Wysockiego.
Rok 1924 dla Szamotuł był wyjątkowy – obfitował w uroczystości, wydarzenia i co istotne w odradzającym się państwie przyniósł wiele zmian. Wiosną na jednym z posiedzeń Rada Miejska uchwaliła nazwy ulic. I tak
„ulicę pomiędzy Klasztorem a posiadłością Sondermanna nazwano Franciszkańską, ul. pomiędzy posiadłością mleczarni a Werchana nazwano ul. Kręta, ulica od sądu do cmentarza katol. – ul. Cmentarna, ul. pomiędzy posiadłością Kinzhubera a posiadłością Hytrego – ul. Koszarowa, ul. pomiędzy posiadłością spadkobierców Chrzanowskiego a Białkiem – ul. Stefana Chrzanowskiego, ul. od olejarni na boisko – ul. Sportowa, na Kolonji ul. łącząca Obrzycką ze Sądową dostaje nazwę ul. Polna, ul. prowadząca z Sądowej przez Kolonję ku cegielni Wysockiego t.j. między posiadłością Metzigowej a Żandarmerji daje się nazwę Henryka Wysockiego, ul. od Polnej nad ogrodem Rehbeina w kierunku toru kolejowego daje się nazwę Ogrodowa, wreszcie plac przy wilce miejskiej nazwę Plac Dąbrowskiego”.
Warto podkreślić, że w przypadku patronów Chrzanowskiego i Wysockiego uhonorowano zasłużonych Szamotulan.
Goście, goście…
We wtorek 29 kwietnia 1924 roku miasto podejmowało niecodziennego gościa, prezydentową Marię Wojciechowską. Dwa dni wcześniej Prezydent II RP Stanisław Wojciechowski wraz z żoną i dziećmi przyjechał z wizytą do Poznania, aby uczestniczyć w otwarciu targów. Prezydentowa, mocno zaangażowana w projekt „Chleb dla głodnych dzieci”, choć nie lubiła pokazywać się publicznie, zrobiła wyjątek dla Szamotuł i przyjęła zaproszenie Towarzystwa Opieki nad Dziećmi Katolickimi do Domu Sierot.
O godzinie 14.45 przybyła samochodem w towarzystwie wojewodziny Bnińskiej, Komendanta Okręgu XI Policji Państwowej dra Hassa i dra Ponińskiego. Została powitana przez starostę Bolesława Ruczyńskiego i lokalny komitet. Po oficjalnej godzinnej wizycie podejmowano ją herbatą w mieszkaniu starostwa Ruczyńskich, skąd odjechała do Poznania.
Na zakończenie wizyty obdarowano prezydentową egzemplarzem Gazety Szamotulskiej, w którym mowę powitalną na jej cześć wydrukowano złoconymi głoskami. Panowie Waligóra i Leśnik (prezes i dyrygent Lutni) wręczyli jej wiązankę pieśni spod Szamotuł w opracowaniu Feliksa Nowowiejskiego, które ozdobił rycinami Wacław Masłowski.
Kwitły kasztany
Warto też odnotować, że w 1924 roku po raz pierwszy w tutejszym gimnazjum im. Piotra Skargi jedenastu uczniów przystąpiło do matury (jeden nie zdał). Z języka polskiego do wyboru były trzy tematy (1. Nil mortalibus ardui est; 2. Mickiewicz jako herold czynu; 3. „Nie-Boska” jako sąd poety o ruchu rewolucyjnym 1 połowy XIX wieku).
Z języka łacińskiego uczniowie musieli zaliczyć tekst „De Scipione” ułożony przez nauczyciela i zatwierdzony przez Kuratorium; z języka francuskiego zaproponowano do wyboru dwa tematy, z matematyki należało rozwiązać cztery zadania, natomiast z fizyki dwa.
Egzamin dojrzałości zdali: Witold Białasik, Kazimierz Konkol, Zygmunt Metzig, Zbigniew Ostojski, Marian Ruczyński, Edmund Straszewski, Edward Sundmann, Wacław Trafalski oraz Roman Grzeszczak i Antoni Zwierzyński.
Szamotulscy maturzyści podjęli studia w większości w Poznaniu i wkrótce wstąpili do powołanego w kwietniu Koła Akademików na Powiat Szamotulski (później przemianowanego na Akademickie Koło Szamotulan). Ta organizacja skupiała zarówno studentów, jak i miejscową inteligencję oraz ziemiaństwo.
Strażacka wieża
Poza maturą w maju przeżywano też podniosłą uroczystość jubileuszu 275-lecia Bractwa Kurkowego. Świętowano przez trzy dni od soboty do poniedziałku. Przystrojone miasto podejmowało gości z bliższych i dalszych stron Wielkopolski. Bracia kurkowi brali udział w uroczystym nabożeństwie i obiedzie oraz w strzelaniach o mistrzostwo jubileuszowe i przemarszach.
Orkiestry kroczyły ulicami miasta. Gościem specjalnym był wojewoda poznański hrabia Bniński. Bawiono się do białego rana na strzelnicy, w hotelu Sundmanna i Eldorado.
Nie mniej ważnym wydarzeniem było poświęcenie nowej wspinalni i sprzętu strażackiego w lipcu 1924 roku. Gazeta Szamotulska pisała
„ po długich staraniach doczekała się wreszcie nasza ochotnicza straż pożarna, że wybudowano dla niej wieżę niezbędną dla ćwiczeń strażackich”.
W niedzielny poranek o godzinie 5 urządzono alarm i ćwiczenia, a później odbyło się uroczyste nabożeństwo. W obchodach wzięli udział strażacy z całego powiatu i okolicy oraz władze miejskie i powiatowe. Podkreślano, że koszty inwestycji pokryła Ubezpieczalnia, zaś drewno na budowę ofiarował hrabia Raczyński z Obrzycka. Uhonorowano też dwóch miejscowych strażaków panów Steinke i Balla, którzy nieprzerwanie od dwudziestu lat służyli mieszkańcom. Uroczystości zakończyły się zabawą taneczną.
Pierwszorzędna izba porodowa
W tym samym miesiącu działalność rozpoczęła Stacja Opieki na Matką i Dzieckiem. Instytucja powstała dzięki staraniom starościny Ruczyńskiej. Mieściła się w budynku Ogniska przy Rynku. Do jej zadań należała bezpłatna opieka nad kobietami ciężarnymi i dziećmi od chwili narodzin do drugiego roku życia. Stacją kierował lekarz dr Krukowski (przyjmował w środy i soboty w godzinach od 14 do 15) oraz zawodowa sanitariuszka siostra Bronisława Rzempowska pełniąca dyżur codziennie od 8 do 12.
Jak informowała Gazeta Szamotulska nie w każdym powiecie istnieje taka placówka
„a jeśli nawet jest gdzieś podobna, to ani urządzeniem, ani wyposażeniem nie dorównuje szamotulskiej, którą znawcy spośród sfer lekarskich oceniają jako pierwszorzędną i mogącą służyć za wzór całej Polsce”.
Warto podkreślić, że wobec dużej śmiertelności niemowląt powołanie tego typu instytucji było jak najbardziej uzasadnione.
Nie puszczać samopas kóz…
Wiosną i latem w mieście pojawili się nowi przedsiębiorcy. Wśród nich byli między innymi: Leon Szulczewski, budowniczy ze Swarzędza, który sprowadził się tu w 1924 roku i otworzył firmę oraz skład materiałów budowlanych przy ulicy Ratuszowej 2 (potem Franciszkańska 2); Władysław Pogodziński przy ulicy Strzeleckiej 6 uruchomił wytwórnię cementowo-kamieniarską specjalizująca się w wystawianiu nagrobków, prac tarasowych i mozaikowych, a Feliks Miodowicz mistrz siodlarsko-powoźniczy oferował swe usługi w warsztacie prowadzonym przy ulicy Ratuszowej 4, zaś Ignacy Czwojda objął piekarnię po Paprzyckim przy ulicy Wronieckiej.
W sierpniu szamotulanie pożegnali ordynata na Kobylnikach Teodora ze Skrzypny Twardowskiego, który spoczął na rodzinnym cmentarzu w lesie kobylnickim.
Mieszkańcy Szamotuł poruszeni byli też losem tych, którzy ucierpieli z powodu zawalenia się domów przy ulicy Wronieckiej i Placu Sienkiewicza.
Plotkowano chętnie o pożarze budynku gospodarczego przy zamku i wysokim odszkodowaniu z ubezpieczenia, jakie wypłacono Cezaremu Matuszewskiemu.
Komentowano wypadek na ulicy Dworcowej, podczas którego woźnica Jankowski przewożąc dla firmy Koerpel deski, które w pewnym momencie zaczęły się zsuwać z wozu, spadł i stracił przytomność. Spłoszone konie zaczęły uciekać i tylko dzięki odwadze przejeżdżającego rowerem mieszkańca udało się je zatrzymać w pobliżu starostwa i zapobiec nieszczęściu.
Oburzano się na tych, którzy zniszczyli świeżo posadzone w mieście drzewka. Władze miejskie zaś wzywały, aby nie puszczać samopas kóz, które wyrządzają szkody.
Gazeta Szamotulska nie omieszkała też donieść o nauczycielu gimnazjum Wojtalewiczu, który molestował uczennice. Jednak tym, co wzbudziło niezwykłą sensację w Szamotułach, było pojawienie się … Chińczyka, który
„wprawdzie nie w barwnym kaftanie i z warkoczem, tylko w europejskiej marynarce i z pospolitą fryzurą, wprawdzie nie z Pekinu, tylko z Berlina, mówiący nie po chińsku tylko po niemiecku, wstępował do składów i sprzedawał różne drobnostki wyrobione w europejskich fabrykach. Nie wiadomo jakim sposobem ten Chińczyk przedostał się do Szamotuł, bo jak donosiły dzienniki poznańskie, tamtejsze władze policyjne cała partję chińskich handlarzy odesłały napowrót do Berlina z powodu bardzo podejrzanego zachowania tych przybyszów. Widocznie jeden potrafił uśpić czujność naszych władz i przyjechał przypatrzeć się Szamotułom, by zbadać czy już budują się tu wojskowe koszary…”.
I tak oto sto lat temu w Szamotułach lato powoli dobiegało końca. A o tym, co zdarzyło się jesienią i zimą za czas jakiś…
Ciąg dalszy nastąpi…