Przed i po
Opublikowano:
27 listopada 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Salman Rushdie w swojej pasji opowiadania materią opowieści czyni także własne życie. Nie chodzi tylko o wykorzystywanie wątków biograficznych w powieściach (tu dobrym przykładem jest „Furia”), ale o nieukrywane za maską literackiej fikcji opowiadanie własnego życia.
To uczynił w „Josephie Antonie” – pisanej w trzeciej osobie relacji z życia pod brzemieniem fatwy. Rozmiarami dorównująca jego najobszerniejszym powieściom książka ex post może być chyba traktowana jako próba rozliczenia się z trudnym życiowo czasem, ale też jako świadectwo rozdarcia delikatnego paktu o autonomii sztuki, jej nietykalności, zawiązanego nie ta znowu dawno i nie powszechnie (co boleśnie pisarz odczuł). Wydany autorytetem przywódcy religijnego wyrok ogłaszał, że sztuka – w postaci „Szatańskich wersetów” – może być i jest winna obrazy religii i musi w osobie Salmana Rushdiego ponieść karę.
W przeciągu wielu lat od roku 1989, który radykalnie zmienił życie pisarza, po ukrywaniu się pod wieloma kryptonimami, jego życie wróciło do normy. Choć fatwa nigdy nie została zeń zdjęta, postać autora „Szatańskich wersetów” straciła na ważności: literatura w konfliktach trawiących świat okazała się mało istotna.
Do 12 sierpnia 2022 roku, kiedy to podczas spotkania z publicznością w Chautauqua Salman Rushdie został zaatakowany nożem przez młodego mężczyznę i poważnie poraniony. Ten moment jest dramatyczną cezurą w życiu pisarza, a wydany przez wydawnictwo Rebis „Nóż. Rozważania po próbie zabójstwa” dokumentuje to zdarzenie i jego konsekwencje.
Zamach
Ta książka w bezpośredni sposób jest autobiograficznym świadectwem pisarza. Nie ukrywa się tu w literackiej trzeciej osobie, ani pod pseudonimem mającym mu zapewnić bezpieczeństwo. Mówi bezpośrednio, bo i śmierć, o którą się otarł, którą zamachowiec dla niego przeznaczył, nie była zagrożeniem wychodzącym ze słów wydanego nań wyroku, a miała charakter najzupełniej bezpośredni i realny.
Niespodziewany, niczym niezapowiedziany atak podał w wątpliwość 33 lata, które upłynęły od wydania na pisarza fatwy, i przywrócił – zaktualizował – tamto wydarzenie. Jednocześnie uczynił na powrót aktualnymi dylematy, wcześniej zajmujące twórcę.
Dla Rushdiego nieznośne było uwięzienie w roli pisarza – tego od „Szatańskich wersetów”. Pisze wprost o dylemacie, jaki się z tym wiązał – jak i co pisać. Czy uciekać w bezpieczne rejony, by niczym się ponownie nie narazić, czy szukać rewanżu i atakować, wejść w zwarcie z tymi, którzy wydali mu wojnę. W tym momencie znowu znalazł się w pułapce tekstu, od którego, jak sądził, zdołał się uwolnić. Na nowo musiał szukać odpowiedzi na wcześniej zadane pytania.
Żyj, żyj, żyj…
Książkę otwiera jednak dłuższe rozważanie o tym, czego się nie wie wcześniej i świadomości późniejszej. Rushdie napawa się wieczorem poprzedzającym zaplanowane spotkanie – i nie wie wtedy tego, co wie dzisiejszy Rushdie: że to ostatni zachód słońca, który może oglądać obojgiem oczu; że to ostatni, kiedy może nie pamiętać o fatwie i nie myśleć, po długim czasie powrotu do codziennej normalności, o grożącym mu niebezpieczeństwie. Rozpamiętuje spokój, szczęście osiągnięte przy bliskiej osobie, w kręgu rodziny i przyjaciół. Zadaje nawet (wspominając rozkwitającą wówczas miłość) pytanie o prawo do szczęścia, gdy świat trapi plaga pandemii.
Podstawowe jednak pytanie dotyczy tego, jak żyć po tym, co się przeżyło. Refren „żyj, żyj” rozbrzmiewa na kartach „Noża” w stałym rytmie. Wpierw owo „żyj” odnosi się do fizycznego i mentalnego oporu przed śmiercią, przed zgodą na coś, co ktoś przygotował. Żyć, by nie dać satysfakcji sprawcy i jego protektorom. Później „żyj” zaczyna dotyczyć codzienności. Czy można, czy da się żyć jak wcześniej, gdy pogrzebało się już lęk przed skrytobójcą, a on nagle się zjawia i prawie odbiera życie, a strach zapiera dech.
Prosić znowu o ochronę? Kryć swoją tożsamość pod pseudonimami? Mieszkać w tymczasowych kryjówkach i wciąż je dla bezpieczeństwa zmieniać? Co zrobić z bliskimi, dla których towarzystwo naznaczonego piętnem wyroku jest także realnym niebezpieczeństwem? W kontekście tych wątpliwości „żyj, żyj” nabiera innego znaczenia. Jest wyrazem niezgody na dyktaturę strachu, na poddanie się zwątpieniu i rozpaczy.
Rozmowa z A
Opisy długiej rehabilitacji są świadectwem, nieco podniośle rzecz nazywając, triumfu ducha nad ciałem. Wola istnienia siedemdziesięciopięcioletniego wówczas pisarza pozwala mu na powrót do pełni życia. Nie zamierza się kryć po kątach, lękliwie zerkać przez ramię. Jeśli udało się przeżyć, to żyć trzeba odważnie. Żyć jak wcześniej. Cieszyć się, odczuwać przyjemność i szczęście. Nawet okaleczony nie jest pokonany. Siłę daje mu miłość żony Elizy, synów, siostry, przyjaciół i wsparcie wszystkich poruszonych zamachem na jego życie, który słali w różnych formach wyrazy otuchy, życzenia zdrowia.
Próbując uporać się z sytuacją, zrozumieć, co się zdarzyło i dlaczego, odbywa Rushdie w swojej wyobraźni rozmowę z A., jak określa młodego niedoszłego mordercę (co w angielskim może być zarówno początkiem słowa „zabójca”, jak „niemądry” i „spotkanie”). W owym wyimaginowanym dialogu przeprowadza obronę swojej wizji sztuki, co czynił niejednokrotnie w innych swoich tekstach (choćby w wydanych niedawno „Językach prawdy”), jako obszaru wolności. Jest niezbędna, byśmy mogli się sobie cały czas przyglądać, śmiać się z siebie, bo tylko to może nas uratować przed popadnięciem w niewolę wszelkich tyranii.
Próbuje zrozumieć, co popchnęło młodego człowieka, by zamachnął się – w dodatku nożem, co czyni kontakt bardzo bliskim, nie na odległość, jak w przypadku broni palnej – na nieznanego sobie pisarza. Nie przeczytał nawet książki, której obrazoburczość podał jako powód ataku. Komu więc i z jakiego powodu zawierzył, na szali kładąc całe swoje rozpoczynające się właściwie dopiero życie? Udzielona (sobie samemu przecież) odpowiedź jest nieistotna, sprowadza się do dość znanych (i niekoniecznie fałszywych czy banalnych) diagnoz: samotność, wyobcowanie, potrzeba autorytetu i uwiedzenie ideą prosto i dobitnie usensowniającą rzeczywistość. Ważniejszy jest proces odzyskiwania równowagi, którego ta fikcyjna rozmowa jest częścią.
Pean
„Nóż”, choć wydaje się wyrastać z najbardziej osobistej potrzeby rozliczenia się z przeżytym dramatem, to jednocześnie stanowi świadectwo narracyjnej siły Rushdiego. Jest peanem na cześć życia, miłości i sztuki – które są zdolne przemóc zło. Relacja pisarza/ofiary/zwycięzcy ma siłę dokumentu, tym więc prawdziwiej ta pochwała wybrzmiewa.