Samorządy sejmikowe i rakarnie
Opublikowano:
18 grudnia 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Rozmowa z Tomaszem Kościańskim, historykiem, o jego książce „Samorząd sejmikowy województw poznańskiego i kaliskiego w latach 1733–1763” a także o rakarzach w dwudziestoleciu międzywojennym
Mateusz Gołembka: Skąd zainteresowanie historią?
Tomasz Kościański: Historią interesowałem się, od kiedy pamiętam. Przyznaję, że coraz trudniej jest mi mówić, czym się zajmuję, bo moje zainteresowania rozszerzają się na kolejne obszary. Muszę zrobić z tym kiedyś porządek (śmiech). Poważnie już mówiąc, od jakiegoś czasu pochłania mnie regionalistyka, a ściślej badania nad przeszłością południowo-zachodniej Wielkopolski.
MG: No dobrze, ale jak to się stało, że zabrałeś się do pisania akurat na ten temat?
TK: Z tą problematyką zetknąłem się po raz pierwszy, pisząc pracę magisterską o udziale województw poznańskiego i kaliskiego w kampanii sejmowej z 1746 roku – rzecz jasna mowa była o aktywności politycznej. Praca powstała na seminarium profesora Michała Zwierzykowskiego z Wydziału Historii UAM, który od wielu już lat prowadził badania nad sejmikiem województw wielkopolskich. Od razu spodobało mi się to, że mogłem zajmować się czymś, co było dla mnie nowe i o czym w ogóle dotąd nie słyszałem.
Te zainteresowania miałem przyjemność kontynuować na studiach doktoranckich. Zakres badawczy znacznie się rozszerzył, gdyż zająłem się samorządem sejmikowym województw poznańskiego i kaliskiego w latach 1733–1763. Tym samym miałem wspaniałą możliwość kontynuacji badań, jakie rozpoczął prof. Zwierzykowski, który wcześniej zajmował się w tym zagadnieniem w okresie panowania Augusta II.
MG: Datą skrajną publikacji jest rok 1733, kiedy to drugi raz królewską koronę zakłada Stanisław Leszczyński. Pomnik dwukrotnego monarchy w październiku minionego roku stanął u zbiegu wschodniej i południowej pierzei leszczyńskiego Rynku.
TK: Stanisław Leszczyński to postać posiadająca dorobek na wielu płaszczyznach. Nie jest bez znaczenia, że jego życiem interesowali się nie tylko polscy badacze, gdyż ma on swoje miejsce również w historii powszechnej. Wybór na tron króla Stanisława I wynikał z wielu czynników, jednym z najważniejszych było to, że był wspierany przez Francję.
MG: A Stanisław – polityk?
TK: Jeśli chodzi o Stanisława I jako polityka, to jest on różnie oceniany przez historyków. W książce, o której rozmawiamy, postać ta występuje tylko w pewnych fragmentach, głównie dotyczących wojny o tron polski, czyli lat 1733–1736.
Był to trudny czas – sytuacja rozbicia politycznego, interwencji zbrojnej wojsk saskich i rosyjskich, co oznaczało, że Leszczyński nie miał możliwości swobodnego panowania i zależny był od wsparcia swoich sojuszników z Francji.
Niemniej akcentowanie postaci Stanisława Leszczyńskiego, co można obserwować od wielu lat w regionie leszczyńskim, to bardzo dobry kierunek. Choćby dlatego, że w historii Polski królów wywodzących się z kręgów magnackich nie było zbyt wielu.
MG: Od Stanisława dobra leszczyńskie i opalińskie zakupił Aleksander Józef Sułkowski. Nowemu właścicielowi Leszna wielka kariera polityczna również nie była pisana…
TK: Można to tak ująć. Aleksander Józef Sułkowski był ministrem Augusta III, lecz nagle tę pozycję utracił. Miało to miejsce w 1738 roku, w tymże też roku zakończyła się sprawa kupna dóbr leszczyńskich i opalińskich od Stanisława Leszczyńskiego. Ich nabywcą był właśnie Sułkowski.
Od momentu popadnięcia w niełaskę u króla Augusta III kariera polityczna Sułkowskiego była skończona, również jego dorastający synowie napotkali poważne trudności przy wyrażaniu aspiracji do uczestniczenia w życiu politycznym. Wszystko się zmieniło, gdy w 1762 roku zmarł Aleksander Józef, a rok później August III. W nowym rozdaniu politycznym synowie Sułkowskiego odgrywali ogromną rolę, nie tylko w Wielkopolsce.
MG: Na okładce twojej książki o samorządzie sejmikowym znajduje się Uniwersał Augusta III zwołujący sejmik przedsejmowy. Skąd ten wybór?
TK: Jest to uniwersał królewski zwołujący sejmik przedsejmowy w 1761 roku. Ważny, bo po wielu latach przerwy w obradach sejmowych uczestniczyli posłowie z Wielkopolski – ostatni raz byli na sejmie w 1746 roku, co znaczy, że siedem ostatnich sejmików przedsejmowych było zrywanych.
Sejm był nadzwyczajny, jego głównym zadaniem było dokonanie reformy monetarnej, co wynikało z tego, że w kraju rozprzestrzeniła się moneta niskiej jakości. A był to efekt działań Prus.
Toczyła się wtedy wojna siedmioletnia – wielki konflikt, który rozgrywał się nie tylko w Europie – co dla mieszkańców województw poznańskiego i kaliskiego oznaczało wielkie problemy wynikające z operacji wojskowych walczących ze sobą wojsk rosyjskich i pruskich. W każdym razie, w wyniku politycznych utarczek, sejm z 1761 roku upadł i nie przyjął konstytucji (czyli ustaw – red.). Kryzys monetarny trwał, a wielkopolską szlachtę i chłopów nadal grabili Prusacy i Rosjanie.
MG: Chciałbym jeszcze zapytać o konstrukcję książki.
TK: Istnieje kilka modelów monografii sejmikowych. W książce o której rozmawiamy traktuje sejmik jako instytucję. Podzielona została na trzy części. Najpierw omawiam funkcjonowanie samorządu sejmikowego, druga część to zarys jego dziejów politycznych, a trzecia – aneksy, które m.in. zawierają zestawienia funkcjonariuszy sejmikowych.
Wzorowałem się tutaj na wspomnianej monografii profesora Michała Zwierzykowskiego, dotyczącej czasów Augusta II. Podobnie postąpił doktor Grzegorz Glabisz, badacz sejmików wielkopolskich za Stanisława Augusta. Dzięki temu dzieje sejmików województw poznańskiego i kaliskiego w XVIII wieku omówione zostały według podobnego klucza. Umożliwia to zaobserwowanie wielu nowych zjawisk.
Na koniec jedna istotna uwaga – mówimy tutaj o jednym z najważniejszych pod względem politycznym sejmików w całym kraju.
MG: Dla takiego tematu pewnie dużo materiałów źródłowych przechowywanych jest w Archiwum Państwowym w Poznaniu?
TK: Akurat ja miałem sprawę ułatwioną. Profesor Michał Zwierzykowski wydał w 2015 roku zbiór akt sejmikowych dla czasów Augusta III. Tom ten był głównym korpusem źródeł wykorzystanych przy książce. Kwerendy, które poczyniłem, przybrały jedynie charakter uzupełniający. Źródła dla takiego tematu są rozproszone nie tylko w archiwach, lecz również w bibliotekach, i to zarówno w kraju, jak i poza nim. Wszystko wymaga czasochłonnych poszukiwań. Wykorzystałem dokumenty, które znajdują się np. w zasobie przywołanego archiwum w Poznaniu, w zbiorach Biblioteki Kórnickiej PAN, ale również w magazynach archiwalnych w Dreźnie, Kijowie czy Wilnie.
MG: Jak długo trwały prace na wydaniem publikacji?
TK: Wliczając w to czas przeznaczony na tworzenie rozprawy doktorskiej, zajmowałem się sejmikiem województw poznańskiego i kaliskiego dziewięć lat. Traktuję to jako wspaniałą przygodę, dała mi ona dużo satysfakcji.
MG: Na październikowej konferencji zorganizowanej przez leszczyńskie Muzeum Okręgowe i Czas Art wystąpiłeś z kolei z referatem „Usuwanie martwych zwierząt w okresie międzywojennym”. Rozumiem, że można było tam usłyszeć o rakarniach i pracy rakarzy?
TK: Nie będzie dalekie od prawdy stwierdzenie, że w okresie międzywojennym rakarzami można było nazwać przedsiębiorców prowadzących przetwórnie resztek zwierzęcych lub też pracowników tychże zakładów. W południowo-zachodniej Wielkopolsce działały wtedy cztery takie przedsiębiorstwa: w Długiem Nowem, Krobi, Kościanie i Żodyniu Nowym. Stanowiły one zwykle własność prywatną; wyjątkiem była Krobia, gdzie w latach 30. XX wieku rakarnię przejął Wydział Powiatowy w Gostyniu.
Jedna bardzo ważna rzecz – niektóre tego typu zakłady nazywano po prostu rakarniami, inne zaś nazywano np. przetwórniami padlin czy termochemicznymi przetwórniami resztek zwierzęcych.
Nie zawsze należy traktować to jako synonimy. Te drugie nazwy mogły wskazywać, że przedsiębiorstwa posiadają zaawansowaną technologię, nie tylko niszczącą resztki zwierzęce, lecz także pozwalającą otrzymać określone produkty, które można było wykorzystać np. jako składniki pasz.
MG: Jak bardzo opłacalny był to biznes?
TK: Znane mi przykłady pozwalają powiedzieć, że nie można było na tej pracy zbić wielkiej fortuny. Raczej nie była to też praca stabilna – właściciele zakładów, o których teraz rozmawiamy, często się zmieniali. Z materiałów źródłowych wynika, że niekiedy wręcz prosili organy władzy samorządowej o zasiłki, tłumacząc się tym, że mają problem z zachowaniem rentowności.
MG: Biorąc pod uwagę powyższe, zawód rakarza chyba nie należał do prestiżowych?
TK: To prawda. Praca w rakarni czy przetwórni resztek zwierzęcych nie była najłatwiejsza. Z reguły była to praca fizyczna w warunkach – powiedzmy to otwarcie – mało komfortowych. Niektóre zajęcia wymagały umiejętności obsługi urządzeń wykorzystywanych w przedsiębiorstwie. Pracownicy musieli też mieć pewną wiedzę w zakresie zachowania bezpieczeństwa, gdyż zdarzało się, że mieli styczność z resztkami zwierząt, które padły na skutek choroby zakaźnej. Istniało przecież niebezpieczeństwo, że sami się mogli nią zarazić.
MG: Rozumiem, że temat nie zostanie odłożony i powstanie tekst pokonferencyjny. Ta tematyka nie jest specjalnie popularna, skąd czerpałeś informacje na ten temat?
TK: To prawda, że tego tematu nie podjęło się zbyt wielu badaczy, historyków czy regionalistów. Od wielu, wielu lat historia gospodarcza nie wzbudza wielkiego zainteresowania. Musiałem skupić się na materiale źródłowym. Z jednej strony przeglądałem „orędowniki” – gazety prowadzone przez władze powiatowe, gdzie znajdowałem dokumenty w postaci rozporządzeń czy obwieszczeń, mówiące o tym, jak powinna wyglądać procedura usuwania martwych zwierząt.
W materiałach archiwalnych – aktach starostw i wydziałów powiatowych – udało się znaleźć informacje, jak ta praktyka wyglądała w rzeczywistości. Nietrudno się domyślić, że przestrzeganie procedury usuwania resztek zwierząt nie zawsze prezentowało się najlepiej.
Tomasz Kościański – w 2019 roku uzyskał stopień doktora na Wydziale Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Laureat Nagrody dla Młodego Archiwisty im. prof. Stanisława Nawrockiego, przyznawanej przez Wielkopolski Urząd Wojewódzki przy współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej Oddział w Poznaniu, Archiwum Państwowym w Poznaniu i Archiwum Archidiecezjalnym w Poznaniu. Za zasługi w upowszechnianiu wiedzy i pamięci o powstaniu wielkopolskim obdarzony Odznaką Honorową „Wierni Tradycji”, wręczaną przez Zarząd Główny Towarzystwa Pamięci Powstania Wielkopolskiego. Członek Stowarzyszenia Archiwistów Polskich, Polskiego Towarzystwa Historycznego Oddział w Poznaniu Koło Leszno, leszczyńskiego Koła Towarzystwa Pamięci Powstania Wielkopolskiego i in. Autor kilkudziesięciu wystaw oraz publikacji, m.in. książki „Samorząd sejmikowy województw poznańskiego i kaliskiego w latach 1733–1763” (dostępna na: https://tiny.pl/my7699h0) i katalogu towarzyszącego wystawie „17. Pułk Ułanów Wielkopolskich i 55. Poznański Pułk Piechoty w Lesznie i Rawiczu – 18 lat wspólnej historii”.