Wyspa pierwszych władców
Opublikowano:
10 października 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Ostrów Lednicki to jedno z miejsc, do którego powinien dotrzeć każdy z nas. Niestety, patrząc na stan edukacji historycznej i kulturowej w naszej ojczyźnie, mam wątpliwości, czy większość moich rodaków w ogóle wie o istnieniu tego miejsca.
Pasjonatom muzealnictwa nie trzeba przypominać, do jak istotnych celów powołano muzea: mają one tworzyć kolekcje, opracowywać obiekty i najciekawsze z nich eksponować na powszechnie dostępnych wystawach. Z biegiem czasu postawiono przed muzeami nowe zadania, choćby edukację.
Ostatnimi czasy muzea zaczęły prześcigać się w czymś, co można nazwać przekraczaniem granic. Stały się miejscami, w których przenikają się nauka, sztuka i rozrywka. Trochę to niebezpieczne, może bowiem sprowadzić na obrzeża kulturowego obiegu, dlatego jednym placówkom działania wychodzą na dobre, innym wręcz przeciwnie. Twórcom komercyjnych projektów i założeń edukacyjnych w najbliższym sąsiedztwie Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy udało się to zupełnie przyzwoicie. Muzeum stało się elementem większej układanki powszechnie zwanej ofertą turystyczną.
GENIUS LOCI
Ilekroć odwiedzałem to miejsce, brakowało mi tam atrakcyjnego otoczenia. Dzisiaj, kiedy nieopodal stoi okazała karczma, place zabaw, minizoo, zaczynam się niepokoić, czy to aby nie za dużo? Oby nie zniknęło w natłoku atrakcji to, co w tej przestrzeni powinno być najważniejsze: muzeum ze swoim gigantycznym w przypadku Ostrowa Lednickiego przesłaniem.
Genius loci! Przecież nie stworzymy sobie w Polsce drugiego takiego miejsca, nie wymyślimy alternatywnego początku dziejów, bo i po co, skoro te prawdziwe są tak piękne i przekonujące, choćby dzięki relacjom Galla Anonima, Thietmara czy żyjącego kilka wieków po nich Jana Długosza.
Warto wczytać się w ich przekazy, bo dają one pojęcie o randze wydarzeń dziejących się na Ostrowie Lednickim. Wyobrażam sobie, jak to było przed tysiącem lat. Ostatnio też o tym myślałem. To dobry sposób na spotkanie z wyspą i jej dawnymi mieszkańcami.
Wszystko, co istotne dla tego miejsca, zawiera się pomiędzy 966 a 1038–1039 rokiem. Ledwie trzy pokolenia: Mieszko I, Bolesław Chrobry, Mieszko II.
Kiedy wyspę splądrował książę czeski Brzetysław, gród nie podniósł się już – muszę użyć tego słowa – z upadku. Świadczy o tym fakt, że nigdy nie odbudowano prowadzących na Ostrów dwóch mostów. Czy jednak, paradoksalnie, nie stało się dobrze, że odtąd najświętsze miejsce dla polskiej historii powoli popadało w zapomnienie. Przez setki lat ziemia skrywała zabytki zaświadczające o początkach Polski, archeolodzy wiedzą, że nic tak nie chroni zabytków jak ziemia.
Gall Anonim tak pisał o kraju Polan, na który władza promieniowała z wyspy na jeziorze Lednica:
„Kraj to wprawdzie bardzo lesisty, ale nie mało przecież obfituje w złoto i srebro, chleb i mięso, w ryby i miód, a pod tym zwłaszcza względem zasługuje na wywyższenie nad inne […] kraj gdzie powietrze zdrowe, rola żyzna, las miodopłynny, wody rybne, rycerze wojowniczy, wieśniacy pracowici, konie wytrzymałe, woły chętne do orki, krowy mleczne, owce wełniste”.
WIDZĄCY WŁADCA
Płynąc na wyspę promem od strony gnieźnieńskiej, staram się dostrzec gęsi, kozy, owce, szukam barci, z których wylatują brzęczące pszczoły. Dzięki rozbudzonej wyobraźni nasłuchuję, czy nie dojdzie do moich uszu rżenie pasących się koni, rozkulbaczonych przez rycerzy.
Prom kursuje pomiędzy 15 kwietnia a 15 października. Pewnie znajdzie się też śmiałek, który wbrew zakazom przejedzie po zamarzniętej tafli jeziora w styczniu bądź lutym, tak jak robi się to, docierając do innych niedostępnych, położonych na wyspach grodzisk, na przykład na jeziorze Bytyńskim. Promem płynie się trzy minuty, wypływa w kierunku magicznej wyspy co pół godziny. Kiedy nad jeziorem rozpościera się mgła, przybywającym na wyspę wydaje się, że oto ich widzą! Wyłaniają się trzej rycerze, władcy na koniach. To Bolesław Chrobry, biskup Radzim Gaudenty i cesarz Otton III. To tylko rzeźby, ale przekonują nas swoim majestatycznym wyglądem. Tak mogli wyglądać, kiedy w 1000 roku pielgrzymowali do grobu św. Wojciecha do Gniezna. Autorem grupy rzeźb jest Julian Boss Gosławski. Postawiono je, by upamiętnić tysiąclecie Zjazdu Gnieźnieńskiego.
Z przejęciem pisał niemal współczesny Mieszkowi i Dobrawie Thietmar:
„[Dobrawa] Pracowała więc nad nawróceniem swego małżonka i wysłuchał jej miłościwy stwórca. Jego nieskończona łaska sprawiła, iż ten który Go tak sroko prześladował pokajał się i pozbył nad ustawiczne namowy swej ukochanej małżonki jadu przyrodzonego pogaństwa, chrztem świętym zmywając plamę grzechu pierworodnego”.
Zatem gdzieś tu, na tej wyspie, pomiędzy palatium a kościołem, a może raczej pomiędzy palatium a pobliskim brzegiem jeziora, Dobrawa nawracała naszego Mieszka. Ten już odprawił kilka swoich nałożnic, ale to wszystko za mało, aby mógł przyjąć chrzest. Potrzeba było jeszcze większego samoograniczenia. Musiał poznać znaczenie nowych pojęć, takich jak pokuta, miłosierdzie, post.
Mieszko ze „ślepca”, jak opisywał jego chłopięctwo Gall Anonim, miał się stać władcą widzącym – i to nie wyłącznie teraźniejszość, ale przede wszystkim przyszłość.
MIEJSCE TAJEMNIC
Mosty, które wybudowano do 964/5 roku na Lednicy, były mostami nie tylko w sensie dosłownym, lecz także symbolicznym. Łączyły one wyspę z poznańskim i gnieźnieńskim brzegiem jeziora. Ten pierwszy miał blisko 447 metrów i był jedną z najdłuższych tego typu konstrukcji w tej części Europy. Ówcześni władcy budowali też mosty cywilizacyjne, korzystając z kotwicy, którą było rzymskie chrześcijaństwo.
Siedziałem przed chatą, poza obrębem wałów, podziwiając tutejsze zielarskie ogródki. A gdyby tak zagubić się na wyspie i nie powrócić na stały ląd ostatnim promem?
Dyrektor muzeum prof. Andrzej Wyrwa pewnie nie pochwaliłby mojego pomysłu. Ale pomysł ten nie daje mi spokoju. Noc na Ostrowie Lednickim, wyspie pełnej początków naszej rodzimej historii! Niejedną tajemnicę można tu rozważać w blasku księżyca, przebywając w obrębie sześciometrowych drewniano ziemnych wałów, których linia ciągnie się na długości prawie pięciuset metrów.
Mając na uwadze, że począwszy od kaplicy grodowej, teren usiany jest grobami – do dzisiaj udokumentowano ponad 2300 średniowiecznych pochówków – noc ta byłaby absolutnie niesamowita. Olbrzymie cmentarzysko zaczęło się rozrastać w XII wieku po najeździe Brzetysława. Stopniowo zajmowało ono coraz więcej miejsca na terenie dawnego grodu. W czasach Jana Długosza obszar ten był już zapewne ruiną, z której nieliczni mogli odczytać zawarte w nim przesłanie o potędze pierwszych Piastów. W obliczu takiego nawału archeologicznych stanowisk nie wiem, czy chciałbym tę noc na wyspie spędzać samotnie.
Tutaj nie przyjeżdża się na chwilę. Tu trzeba wchłonąć pozytywną energię, nawet jeśli wyspy nie otacza już pradawna puszcza, tylko plantacje cebuli i truskawek.
Jezioro ma ponad siedem kilometrów długości. By obejść dookoła ten 348-hektarowy akwen, ledwie starczyłoby dnia. Na jeziorze znajduje się 5 wysp, spośród których – mający siedem i pół hektara – Ostrów Lednicki jest zdecydowanie największą. Pałacowo-sakralną budowlę wzniósł na nim Mieszko I. Była ona manifestacją jego potęgi i zaproszeniem dla innych możnych z zakodowanym znaczeniem: traktujcie mnie, jak władcy przystoi! Siedzibie tej towarzyszyła wydzielona część sakralna z basenami chrzcielnymi. Z pewnością budowniczowie inspirowali się budowlami z kręgu ottońskiego, być może któryś z nich praktykował na cesarskim dworze. Pozycja Mieszka była niepodważalna. Kamienne, dostojne, palatium emanowało niemal magiczną siłą i musiało robić piorunujące wrażenie na poddanych Mieszka. Nawet tych najmożniejszych.
POLONIA/POLSKA
Dzisiaj już wiemy, że obiekt od samego początku krył w sobie baptysterium. Zatem to zdarzyło się tutaj? Pewnie nigdy się nie dowiemy, gdzie ochrzczono Mieszka. To, że na Ostrowie Lednickim chrzest przyjęła część ówczesnej arystokracji – wojowie, nie ulega wątpliwości.
Najnowsze badania coraz bardziej uwiarygodniają jednak tezę, że właśnie tu miał miejsce ten najważniejszy dla naszej kultury akt władcy – chrzest księcia Mieszka. W 966 roku istniały już tu bowiem obiekty baptyzmalne i monumentalna architektura. Było to już wówczas miejsce o szczególnej randze. Wydobywane przez archeologów z toni jeziora na przestrzeni lat topory, siekiery, groty włóczni, miecze, a nawet kompletna, ważąca przeszło osiem kilogramów kolczuga, świadczą o niepodważalnej w swoim czasie roli tego miejsca.
Najwymowniej o początkach chrześcijaństwa w Polsce, spośród wszystkich miejscowych zabytków archeologicznych, świadczy relikwiarz (stauroteka).
Wykopano go na wyspie w roku 1962, jednak dopiero badania przeprowadzane w ostatnich latach dały odpowiedź na wiele pytań dotyczących tego niewielkiego obiektu służącego do przechowywania ułamka z Krzyża Świętego. Srebro, złoto i miedź stanowią budulec tego niewielkiego pojemnika w kształcie krucyfiksu, jego ramiona mają 5 i 5,6 centymetra, a wysokość nie przekracza 0,8 centymetra. Na skórzanym woreczku, w którym relikwiarz ten był przechowywany/przenoszony, widniał wizerunek ukrzyżowanego Chrystusa. Zabytek ten był zniszczony przez czas, ale można było z niego odczytać, że Chrystus jest odziany w długą szatę, ma otwarte oczy, jest nieczuły na mękę, co miało podkreślać jego boską naturę. Stauroteka jest jedynym tak istotnym znakiem materialnej kultury chrześcijańskiej znalezionym w zakątku kraju, z którego wywodzi się ciągłość władzy nad ziemiami, zwanymi od początku XI wieku Polonią – Polską.
Ostrów Lednicki to jedno z miejsc, do którego powinien dotrzeć każdy Polak. Niestety patrząc na stan edukacji historycznej i kulturowej w naszej ojczyźnie, mam wątpliwości, czy większość moich rodaków w ogóle wie o istnieniu tego miejsca.
W XV wieku Jan Długosz, siedząc w Krakowie pod Wawelem, pisał o pewnych ruinach na wyspie jeziora lednickiego:
„Lednica, znaczne jezioro w Wielkopolsce, położone koło miasteczka Pobiedziska, nie małą mające na sobie wyspę, na której, jak starzy wspominają raczej, aniżeli przekazują pismem, była ongiś ufundowana gnieźnieńska katedra metropolitarna (co też ruiny i szczątki murów potwierdzają), z biegiem zaś czasu dla trudności dostępu przeniesiona do Gniezna”.
Tekst pochodzi z książki Wojciecha Hildebrandta i Michała Kruszony pt. „Wielkopolskie muzea. Między szklaną gablotą a ekranem LED”, Urząd Marszałkowski Województwa Wielkopolskiego w Poznaniu, Departament Kultury, Poznań 2018.
MICHAŁ KRUSZONA – historyk, muzeolog, absolwent historii UAM w Poznaniu. Od kilkunastu lat jest dyrektorem Muzeum – Zamek Górków w Szamotułach. Autor wielu książek, m.in.: „Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła” (rekomendowana w przewodniku po polskiej literaturze: „500 polskich książek, które warto w życiu przeczytać”), „Czarnomorze. Wzdłuż wybrzeża, w poprzek gór” (nagroda im. Arkadego Fiedlera – Bursztynowy Motyl). Jego najnowsza książka „Reifstein albo podróż Trzech Króli” nawiązuje do historii Wielkopolski u progu niepodległości.