Kobieta, która poślubiła krewetkę
Opublikowano:
24 lutego 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Oferta wydawnictw poświadcza, że Daleka Północ cieszy się zainteresowaniem czytelników. Niemało książek wydano na temat Norwegii, Finnmarku, Islandii i innych obszarów. Jest jednak jeszcze trochę terenów mało znanych, takich, o których mamy informacje fragmentaryczne i wyobrażenia raczej niż wiedzę. Należy do nich Grenlandia.
Polskiemu czytelnikowi Grenlandia kojarzy się pewnie najmocniej z Odarpim, synem Egigwy, bądź z Anarukiem. W ostatnim czasie ukazało się kilka książek podejmujących temat tej wyspy, reportażowo dających wgląd w rzeczywistość odległego zakątka. Nie o nich jednak będzie ten artykuł (przynajmniej nie wprost), a o wystawie.
Ekspozycja została wywiedziona z książek, które dotąd nie ukazały się po polsku: są to „Mity i legendy grenlandzkie” Knuda Rasmussena oraz „Igimarasussuk, który zjadł swoje żony. Legendy Inuitów” Aarona z Kangaq.
Oto otrzymujemy dokumenty inuickiej kultury, ilustracje mitów i opowieści sporządzone przez Inuitę z pochodzenia, Aarona z Kangaq, który w latach 50. i 60. XIX wieku robił rysunki do zbieranych przez siebie i innych ustnych tubylczych narracji o początkach świata, kulturowych bohaterach i przypadkach ludzkich losów. Oddają one życie codzienne, doświadczenie podbitego przez Skandynawów ludu i jego opowieści.
Ciekawe jest, że chociaż wywodził się z rodziny duchownych chrześcijańskich i sam był duchownym, uznał za ważne i warte wysiłku utrwalenie przedchrześcijańskiego dorobku duchowego swojego ludu. Bez tego ta kultura nieposługująca się pismem mogłaby zniknąć, zdominowana obcymi wpływami. Ilustracje do tych zapisów, europejskie w sposobie przedstawiania, stanowią jednocześnie etnograficzny dokument – oddają szczegóły kultury materialnej, ale i treść przekazów.
Czeski akcent
Na wystawie mamy również możliwość obejrzenia współczesnych ilustracji autorstwa Martina Veliška do czeskiego wydania „Mitów i legend grenlandzkich” Knuda Rasmussena, przetłumaczonych przez Violę Somogyi i Zdeňka Lyčkę.
Także Rasmussen – jak Aaron z Kangaq – urodził się na Grenlandii, miał w żyłach domieszkę krwi inuickiej. Zbierał materiał do swoich książek w początkach XX wieku, opublikował trzy tomy opowieści, a jeszcze jeden wydano pośmiertnie w latach osiemdziesiątych (czeskie wydanie jest wyborem z tych publikacji). Przygotowując tłumaczenie na duński, Rasmussen starał się nie ingerować w kształt historii, indywidualne style ich opowiadaczy, pozwolił zaistnieć i zachować się niezwykłemu światu wyobraźni kulturowej. Tak chyba należy powiedzieć, bo nie jest to dzieło pojedynczej kreacji autorskiej, a autora zbiorowego, silnego, choć anonimowego.
Opowieści te, które poznajemy poprzez ilustracje Martina Veliška stworzone w poetyce surrealistycznego przerysowania, są dla nas, by użyć wyświechtanego sformułowania, egzotyczne. Egzotyka tutaj przybiera jednak wymiar szczególny. Pozbawiona jest powabu tropikalnego słońca, zapachów korzeni, barwnych krajobrazów. Artysta zwraca uwagę na elementy nieprzystające do naszych wyobrażeń o mitach, wywiedzionych z literackich przetworzeń pozbawionych surowości, niekiedy brutalności podstawowych przekazów. Podkreśla zdecydowaną kreską surowość, dosłowność grenlandzkich mitów i legend.
W jednej kobieta bierze sobie za męża krewetkę. W innej rodzi dzieci psu. W kolejnej mężczyzna odcina sobie odbyt i daje go do zjedzenia żonie. Dosadność tych opowieści, podejmowanie przez nie bez ogródek tematów związanych z seksualnością, śmiercią, transgresją, może zaskakiwać, nawet szokować. Ale też stawia w obliczu zagadki i wyzwania.
Zapewne bez szczegółowej wiedzy o symbolicznym świecie Inuitów nie jesteśmy w stanie rozpoznać i zrozumieć niedosłownych znaczeń tych narracji, stajemy wobec nagiej treści, która może się zdawać dziwaczna, okrutna. Ale przecież frapuje, przyciąga zagadkowością. Trudno zresztą oczekiwać, by w każdym przypadku zgłębiać kolejne mitologiczne uniwersa – za każdym razem musiałoby to mieć pobieżny charakter (choć nie byłoby oczywiście pozbawione wartości).
Nawet gdy nie mamy klucza do tej enigmy, poprzez ilustracje opowieści te zapadają w pamięć i prowokują do odczytań. Najłatwiejsze to takie, że w skrajnie nieprzyjaznych warunkach nie mogły powstać opowieści miłe i przyjemne. W ich kształcie odnaleźć można życie zmagające się z mrozem, śniegiem, groźbą głodu. Ograniczające zbędne ozdobniki, bo nie ma na nie miejsca. Ważne przy tym, że i dawne, wczesne wersje baśni opowiadanych dzisiaj dzieciom bywały podobnie drastyczne.
Współczesne sensy starych mitów
Istotniejsze wydaje się, że wprawione w ruch w XIX wieku, legendy z Grenlandii wciąż są w drodze, prowokując do kolejnych interpretacji. Po prostu. Pełne zrozumienie jest iluzją. Uwolnienie wyobraźni, by wydobyć znaczenie mitu, zachowuje jego podstawowy kierunek – poza materialność świata, w stronę sensu wszystkiego, nawet jeśli jest niedocieczony. Opowieści te (i jakiekolwiek inne) są zaproszeniem do wejścia z nimi w dialog. Ich autorów nie zapytamy, co chcieli w nich wyrazić. Może zresztą nie chcieliby nam dać odpowiedzi, mówiąc: słuchaj i opowiadaj dalej.
Martin Velišek to właśnie zrobił – opowiedział je po swojemu odważną, zdecydowaną kreską. Z pełną atencją dla ich treści. A oglądający je mogą podążać swoimi drogami, starając się dotrzeć do własnych znaczeń tych mitów i legend.
W Polsce skądinąd została wydana niedawno książka Knuda Rasmussena poświęcona rdzennym mieszkańcom Grenlandii, „Nowi ludzie”. Może jakieś wydawnictwo zainteresuje się też opublikowaniem po polsku „Mitów i legend grenlandzkich” oraz „Igimarasussuka, który zjadł swoje żony” Aarona z Kangaq? Sugestię taką można podsunąć choćby Wydawnictwu Poznańskiemu, które zasłużone jest przecież w popularyzacji twórczości z Północy, poprzez nobliwą i na nowo niedawno zainicjowaną serię dzieł pisarzy skandynawskich.
Wystawa, która była prezentowana na Grenlandii, w Danii oraz w kilku miastach Polski, jest prezentowana w Galerii Akademickiej UAM na Kampusie Ogrody na piętrze budynku E.