Wielkopolska – wielka pasja
Opublikowano:
17 sierpnia 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
O swojej fascynacji historią Wielkopolski, trosce o polszczyznę, wieloletniej pracy w radiu oraz źródłach zawodowej pasji opowiada Grażyna Wrońska, tegoroczna laureatka nagrody Marszałka Województwa Wielkopolskiego za popularyzację kultury w mediach.
Barbara Kowalewska: Czy radio to był przypadek, czy miłość od pierwszego wejrzenia?
Grażyna Wrońska: Od pierwszego wejrzenia. Od najmłodszych lat mówiłam wierszyki, potem wiersze na różnych uroczystościach – przedszkolnych, szkolnych, miejskich, kościelnych… I oczywiście brałam udział w konkursach recytatorskich. Przed wyjazdem na kolejne eliminacje wielkopolska reprezentacja poddana została ocenie radiowej specjalistki Jadwigi Jasiewiczowej.
I wtedy pierwszy raz ja, licealistka z Leszna, przestąpiłam progi wymarzonego radia. Już sam budynek na Berwińskiego zrobił na mnie ogromne wrażenie! Pani reżyser zwróciła mi wówczas uwagę na zbyt mocne akcentowanie nosówek na końcu wyrazów. Od tego czasu nie popełniałam już tego błędu…
Potem były studia polonistyczne na UAM i bardziej już realne marzenia o pracy dziennikarskiej. Wstępne rozmowy potoczyły się po mojej myśli, ale żeby pracować w radiu, trzeba było mieć etat. To był rok 1965. Na to, żeby znaleźć się w redakcji, czekałam rok, pracując w bibliotece radiowej. To mi się też podobało, bo od małego książki są moją wielką radością, a poza tym poznawałam radiowe środowisko. Następnie zaczęło się terminowanie w redakcji wiejskiej.
Bardzo lubiłam wyjazdy w teren z moimi doświadczonymi kolegami, poznawałam Wielkopolskę, a moim zadaniem były rozmowy z ludźmi, którzy wyróżniali się w swoim środowisku pasjami społecznymi czy kulturalnymi.
Oczywiście najpierw obserwowałam, jak to robią moi nauczyciele zawodu. Wtedy zaczęłam poznawać wieś, której zależało na zachowaniu tradycji, pielęgnowaniu zwyczajów, mowy, pieśni i muzyki ludowej. Potem wielokrotnie wracałam do poznanych wtedy ludzi, np. z Biskupizny, Włoszakowic, Szamotuł, Leszczyńskiego.
BK: Pracujesz nie tylko w radiu.
GW: Tak się szczęśliwie złożyło. Jako dziennikarka mam szczęście poznawać tylu ciekawych ludzi, zjawisk, o których inni nie wiedzą, a ja mogę ich nimi zainteresować, przybliżyć im różne problemy i w jakimś stopniu zachęcić do podobnych działań, ułatwić kontakty. Poza tym rozmówca potrafi zaskoczyć i wtedy rozmowa toczy się innym niż sobie zaplanowałam trybem. To fascynujące! Ostatnio poznałam wiele osób, które mimo słusznego wieku zaimponowały mi wielką aktywnością na wielu polach: naukowym, społecznym, artystycznym. Wśród nich są profesorowie: Stefan Paszyc, sporo po dziewięćdziesiątce, chemik o międzynarodowej sławie, podobnie Jacek Juszczyk – znany w świecie lekarz, ale także poeta i krytyk sztuki, Olcha Sikorska – niezmordowana popularyzatorka książki wśród dzieci, Irena Mrowińska – organizatorka niezliczonych wystaw poświęconych twórczości męża Stanisława, Roma Cieślak, która bezinteresownie przybliża seniorom tajniki komputera i odkrywa swoje artystyczne zdolności, i inni. Ich sylwetki prezentowałam w „AS-ie”, czyli „Aktywnym Seniorze”, piśmie które co miesiąc trafia do mieszkańców Poznania. A zmobilizował mnie do tej pracy mój dawny kolega i szef radiowy Piotr Frydryszek.
W ogóle to miałam szczęście i do szefów, i do kolegów w różnych redakcjach. Nie tylko zresztą w radiu. Od wielu lat jestem zaprzyjaźniona z Wydawnictwem Miejskim – najpierw dyrektor Danuta Kosińska zaprosiła mnie do współpracy i tę tradycję, od wielu już lat, podtrzymuje Katarzyna Kamińska i jej zespół. Moje artykuły, wywiady czy felietony do „IKS-a” i „Kroniki Miasta Poznania” dostarczam im na ostatnią minutę, ale mnie rozgrzeszają…
BK: W twojej pracy najważniejsze są tematy związane z Wielkopolską i jej historią.
GW: Po prostu cenię to, co najbliższe i niekoniecznie znane. Dopiero w ostatnich trzydziestu latach systematycznie odkrywamy nasz region, zaczęły się ukazywać liczne publikacje, a wcześniej na bardzo ciekawą i niełatwą, odmienną niż w innych stronach Polski historię Wielkopolski, otworzył mi tak naprawdę oczy telewizyjny serial „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”. Na ekrany wszedł w trudnym roku 1982, a Małgorzata Jańczak i ja wykorzystałyśmy ogólne poruszenie filmem i postanowiłyśmy zrealizować serial radiowy „Bohaterowie najdłuższej wojny”.
Do udziału w nim udało nam się namówić znanych aktorów i wybitnych poznańskich historyków – profesorów Witolda Jakóbczyka i Lecha Słowińskiego oraz doktora Marka Rezlera, zakochanego w historii regionu. Zrealizowałyśmy też o nich filmy dokumentalne i opisywałyśmy ich również w książkach, przybliżając przy okazji miejsca, w których działali. A ilu spotkałyśmy ludzi żywo zainteresowanych przywróceniem ich pamięci!
Na przykład księdza proboszcza Lewandowskiego, który odnowił skromną plebanię ks. Wawrzyniaka w Mogilnie, urządził izbę pamięci, etc. A potem była jeszcze niespodziewana przygoda telewizyjna: Agata Ławniczak, koleżanka z radia, kiedy kierowała programem poznańskiego ośrodka, zaproponowała mi wspólny z Piotrem Libickim cykl filmów o Wielkopolsce, jej dziedzictwie kulturowym, krajobrazie historycznym i współczesności regionu. Powstało wówczas ponad 40 dziesięciominutowych odcinków objętych wspólnym tytułem „Poza horyzontem”. Chociaż świat tak szybko pędzi i się zmienia, cieszę się, że do dziś te programy się nie zestarzały. A to dzięki świetnym specjalistom, których zaprosiliśmy do współpracy. Dla mnie była to lekcja innego niż w radiu podejścia do tematu: na pierwszym planie jest obraz, a słowo – które w radiu jest najważniejsze – tutaj jest na drugim. Nie było to łatwe.
BK: Podjęłaś jeszcze jedno wyzwanie: w ubiegłym roku w Wydawnictwie św. Wojciecha w serii „Poznaj Poznań” wyszła twoja książka „…do niepodległości”. Z myślą o jakim czytelniku ją napisałaś?
GW: To seria, którą wymyśliła Małgorzata Jańczak. W interesującej oprawie graficznej, z mnóstwem archiwalnych ilustracji, które namiętnie i z sukcesem zbiera, ukazały się dotąd książki o Zamku, Ratuszu, fortyfikacjach, modzie etc. Ponieważ bardzo zafascynował mnie Sejm Dzielnicowy, perfekcyjnie zorganizowany w bardzo krótkim czasie i właściwie w przeddzień powstania, bo na początku grudnia 1918, postanowiłam pokazać drogę do niego. A ona trwała długo, właściwie przez cały wiek XIX…
BK: Przywołujesz postaci znane z historii, jak Karol Marcinkowski, Edward Raczyński, Emilia Sczaniecka, i prawie nieobecne w naszej świadomości entuzjastki tajnej pracy pedagogicznej, archeolożki, zasłużone instytucje…
GW: Takie jak Bazar czy kapitalne Towarzystwo Naukowej Pomocy, które dzięki stypendiom przyznawanym zdolnej a ubogiej młodzieży stworzyło polską inteligencję. Znalazły się w mojej książce również kółka rolnicze, banki ludowe, chóry, sokoły, harcerze, kupcy i nauczyciele. Żeby nie był to podręcznik, starałam się nasycić tekst wspomnieniami i anegdotami, co świetnie podkreślały pocztówki z tamtych lat, anonse prasowe i zdjęcia po mistrzowsku wkomponowane przez Alinę Merhę.
BK: Sporo uwagi poświęcasz strajkom dzieci wrzesińskich, które nie chciały modlić się po niemiecku i były niezwykle wytrwałe w swoim uporze mimo kar, bicia, aresztów.
GW: Konsekwencje spotykały także ich rodziców, prostych, niebogatych ludzi, którzy za tę walkę zapłacili bardzo wysoką cenę. Oczywiście strajkowały nie tylko dzieci we Wrześni –protestowało kilkadziesiąt tysięcy uczniów! – chociaż to one stały się symbolem dziecięcego oporu.
W rozdziale o tych wydarzeniach posłużyłam się między innymi wspomnieniami Marcina Promińskiego z Miłosławia, który czytelnym, starannym pismem opisał różne etapy strajku i, co bardzo mnie wzruszyło, tych wspomnień strzegł jak źrenicy oka. Nawet kiedy przeprowadzał się do Poznania, teczkę z nimi cały czas trzymał w ręce.
Opowiadała mi o tym jego córka, w naszym archiwum jest jej wypowiedź. Często zresztą sięgałam do zapisów radiowych, nie tylko moich, bo to – obok książek – nieoceniona kopalnia tematów. Naszym starszym kolegom udało się porozmawiać ze strajkującymi dziećmi, a usłyszenie głosu ich przywódczyni, Bronki Śmidowiczówny, naprawdę robi wrażenie. Podobnie jak mobilizacja w obronie dzieci. Nie były osamotnione, wspierały ich polskie organizacje, zwoływano wiece, a światowy rozgłos nadali sprawie Maria Konopnicka i Henryk Sienkiewicz. Po wydaniu książki odezwało się do mnie kilka osób, które znalazły w niej nazwiska swych babć i dziadków, dziękowały za podjęcie tematu.
BK: Kto wpłynął na to, że Wielkopolska jest dla ciebie tak ważna? Twoi rodzice stąd pochodzili?
GW: Tylko Mama. Urodziła się w Lesznie krótko po odzyskaniu niepodległości, kiedy jej rodzice wrócili z Westfalii. Bardzo kochała Leszno, zawsze podkreślała jego urodę, podobnie mówiła zresztą o Poznaniu i w ogóle o Polsce. Dbała o to, by jej dzieci – było nas czworo – dobrze się uczyły, znały wiersze, czytały książki, no i nieraz aż do znudzenia zwracała nam uwagę na błędy językowe. Jak głęboko tkwiło w niej to, co nam przekazywała, przekonaliśmy się pod koniec jej życia.
Pół roku przed 99 urodzinami Mamy nagrałam i wyemitowałam mówiony przez nią niemal codziennie i to niezmienionym przez lata głosem znany wszystkim wierszyk Bełzy „Kto ty jesteś – Polak mały”.
Poza tym miałam w Lesznie dobrych nauczycieli, na studiach znakomitych profesorów, a potem już, w trakcie pracy, poznawałam ludzi niezwykle przywiązanych do swojej małej ojczyzny. To był na przykład Jan Bzdęga z Domachowa, Stefan Skorupiński z Włoszakowic, gospodynie z Bukówca Górnego, Dominik Pogłodziński z Miłosławia, Józef Świątkiewicz z Czempinia i dziesiątki innych. Ponadto wiele tropów wskazali mi działacze Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania, między innymi Irena Barełkowska, prof. Zbigniew Zakrzewski, Magdalena Warkoczewska czy Magda Mrugalska-Banaszak z Ratusza, znakomici historycy sztuki: Janusz Pazder, Dorota Matyaszczyk, Zofia Kurzawa, przewodnicy z Koła im. Marcelego Mottego, prof. Jacek Wiesiołowski, szef „Kroniki Miasta Poznania”, Wojciech Spaleniak i liczne grono oddanych bibliotekarzy, Tadeusz Jeziorowski z Muzeum Wojskowego, Małgorzata Musierowicz, z którą łączy mnie długa przyjaźń…
To tylko mała cząstka tej długiej listy, a przecież również wobec niewymienionych tutaj mam ogromny dług wdzięczności. Nie tylko dzielili się ze mną – i tym samym ze słuchaczami czy czytelnikami – swoją wiedzą, ale również ułatwiali kontakty, zawsze mogłam liczyć na ich pomoc, nawet wtedy, gdy była już bardzo późna godzina. Wielkim darem była możliwość słuchania i wyemitowania rozmów z takimi znakomitościami jak Stefan Stuligrosz, Jerzy Młodziejowski, Wiktor Dega, Włodzimierz Dworzaczek, Jarosław Maciejewski, Zofia Trojanowiczowa…
BK: Zaangażowałaś się też bardzo w popularyzację poprawnej polszczyzny.
GW: I trwa to już ponad dwadzieścia lat! Poradniki powstały z inicjatywy i z poparciem kierownictwa rozgłośni i tak jest do dziś. Krótkie rozmowy o języku są chętnie słuchane, odpowiadamy na pytania, tłumaczymy mody językowe, pochodzenie wyrazów, wskazujemy, w jaki sposób uniknąć błędów. Robią to oczywiście profesorowie językoznawcy z UAM – kiedyś Bogdan Walczak, teraz Jarosław Liberek, a ja gram rolę, którą wyznaczyli mi słuchacze. Po prostu zadaję konkretne pytania.
BK: Na antenie rozmawiasz też z laureatami konkursów – między innymi na najlepszą książkę o Poznaniu i najciekawszą publikację podróżniczo-krajoznawczą.
GW: Oba konkursy organizowane przez Bibliotekę Raczyńskich mają już długą tradycję i cieszą się ogromnym powodzeniem. O Nagrodę im. Józefa Łukaszewicza – to Posnaniana, czy Arkadego Fiedlera – Bursztynowy Motyl, walczy grubo ponad sto pozycji. W sumie do oceny przez jury jest więc ponad dwieście książek.
Żaden z jurorów nie jest w stanie tyle przeczytać, dzielimy więc pracę na poszczególne etapy, dyskutujemy i wreszcie wybieramy dziesięć najlepszych książek, a na koniec spośród nich – laureatki. Ze względu na pandemię spotkanie z laureatami nagród Posnaniana odbędzie się – mam nadzieję – w połowie września i już teraz mogę na nie zaprosić.
I jest jeszcze jedno, znacznie skromniejsze współzawodnictwo, co nie znaczy, że mało ważne: literacki konkurs dla dzieci i młodzieży związany z Targami Książki. I o dziwo, przychodzą prace z całego kraju, z małych wiosek, ale także z Warszawy, Krakowa, Lublina, a Poznań śpi. Śpi też Wielkopolska. Czy naszym dzieciom się nie chce, nie jest to dla nich ani atrakcja, ani potrzeba? Nie wiem. I martwi mnie to, podobnie jak słabe wyniki egzaminów w wielkopolskich szkołach w porównaniu z innymi regionami Polski.
BK: Trochę już to wynika z naszej rozmowy, ale zapytam jeszcze: co jest najważniejsze w pracy dziennikarza?
GW: Ciekawość świata, otwartość na to, co się dzieje czy działo kiedyś, ale ma wpływ na teraźniejszość, rzetelność, umiejętność dotarcia do interesujących ludzi, dobranie odpowiedniej do tematu formy. Może to być rozmowa, reportaż, słuchowisko. Nie odkrywam tu żadnej tajemnicy, nie robię nic nadzwyczajnego. Tak samo postępują moje radiowe koleżanki i koledzy: Barbara Miczko-Malcher, Wanda Wasilewska, Piotr Świątkowski, Jacek Kosiak, a jeszcze niedawno Anna Gruszecka czy nieodżałowany śp. Robert Mirzyński, nie wspominając o mistrzach mikrofonu z wcześniejszych lat. Na szczęście zawsze można wrócić do zgromadzonych w archiwum skarbów!
Grażyna Wrońska – dziennikarka z ponad pięćdziesięcioletnim stażem związana z poznańską rozgłośnią Polskiego Radia. Współpracuje też z prasą – z lokalnymi miesięcznikami i portalami internetowymi oraz telewizją. Jej specjalnością jest kultura i historia regionalna. Współautorka m.in. radiowego cyklu „Bohaterowie najdłuższej wojny” oraz telewizyjnego „Poza horyzontem”. Ostatnio napisała książkę o drodze Wielkopolan do niepodległości. Jurorka m.in. konkursów na najlepsze publikacje o Poznaniu (Posnaniana) i o tematyce podróżniczej (Bursztynowy Motyl). Konsekwentna propagatorka poprawnej polszczyzny.