Jak zbudować bezpieczniejsze przestrzenie?
Opublikowano:
4 listopada 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
W zapowiedzi dyskusji online „Jak tworzyć inkluzywną kulturę queerową?”, którą zorganizowano w ramach projektu NÓW Lokalnych Poznańskich Voguerów, czytamy: „Uczestnictwo w kulturze queerowej niemal zawsze oznacza jej współtworzenie. Marsze, benefity, dyskusje, akcje, spotkania, bale, demonstracje, imprezy, pokazy, wszelkiego rodzaju show i aktywność internetowa – wszystko to nabiera konkretnego kształtu dzięki naszemu zaangażowaniu. Spotykają się wtedy różne doświadczenia i perspektywy”.
Odpowiedzi na pojemne zagadnienie zawarte w tytule debaty szukały zaproszone do rozmowy osoby: Natalia Broniarczyk, wykładowczyni Gender Studies Uniwersytetu Warszawskiego, członkini rady konsultacyjnej Funduszu Feministycznego i współzałożycielka Aborcyjnego Dream Teamu; Lola Eyeonyou Potocki z Poznania, drag performerka, AFAB queen, aktywistka queerowa i Kuba Wiśniowski, niebinarny aktywista z Warszawy, były działacz Grupy Stonewall, inicjator akcji Święta bez Dysforii wspierającej materialnie osoby transmęskie.
Inkluzywna kultura queerowa nierozerwalnie związana jest z bezpieczną przestrzenią.
Jeden z prowadzących, Adrian Rutkowski, zapytał o te dwa zagadnienia. Lola Eyeonyou Potocki porównała kulturę inkluzywną do ustawienia się do fotografii:
– Osoby, które są niższe idą do pierwszego rzędu, one są puszczane przodem. Takie same wyobrażenia mam w stosunku do kultury inkluzywnej. Osoby, którym trudniej jest się przebić, np. na scenie dragowej (…), trzeba puścić przodem, o nich należy pamiętać”.
– Czy za inkluzywną przestrzenią stoi empatia? – dopytał Adrian.
– Tak, jest ona dla mnie bardzo istotne. Empatia, zrozumienie, umiejętność postawienia się w pozycji tej osoby; też zobaczenie swojej własnej pozycji i własnego przywileju – uzupełniła performerka.
Z kolei Natalia Broniarczyk przyznała, że coraz częściej zastanawia się, czy nie zamienić określenia „inkluzywna” na bardziej zrozumiałe – „włączająca” przestrzeń.
– Osoby, które już w tej przestrzeni są, zastanawiają się, kogo w niej brakuje. Dajemy tym osobom znać, ale nie traktujemy ich jako gości i gościń, ale czynnych uczestników i uczestniczki – kontynuowała wykładowczyni.
Przyznała, że przez pewien czas chodziła na różne wydarzenia, eventy i sprawdzała je pod względem właśnie bezpieczeństwa, inkluzywności. Z czasem przestała uczestniczyć w tych, które tych zasad nie spełniały. Zastanawiała się, dlaczego tak jest.
Wreszcie trafiła na opinię działaczki z USA, Adrienne Maree Brown, która nawołuje, aby porzucić bezpieczną przestrzeń na rzecz przestrzeni odważnej, ponieważ każdy z nas zadał innym rany i każdy został zraniony.
– Zauważyłam, że odważna przestrzeń pomaga. Ale zgodnie z zasadą: „bój się i idź”. Jak się boisz, to też jest okej. Zaakceptuj ten strach, powiedz o tym komuś, bo to też jest odwaga – kontynuowała Natalia.
Nawet jeżeli ktoś udaje się do przestrzeni niespełniającej wszystkich zasad bezpieczeństwa, może pójść z drugą osobą, z którą będą na siebie uważać.
Rady amerykańskiej działaczki pomogły Broniarczyk w podejściu do różnych wydarzeń, także tych organizowanych przez nią samą.
Dla Kuby jako uczestnika bezpieczna przestrzeń to taka, w której po prostu nie musi „tak spinać się jak w mainstreamie, na ulicy, w pracy”.
– Jest to taka przestrzeń, w której istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś mi powie, że źle wyglądam, albo ktoś rzuci transfobicznym żartem, albo spotka mnie coś bardzo nieprzyjemnego na takim podstawowym poziomie – kontynuował.
Z kolei kiedy Kuba jest organizatorem takiej przestrzeni, to najbardziej istotną rzeczą jest feedback, ponieważ nie zawsze da się myśleć o wszystkich osobach czy grupach.
Jeżeli taka osoba czy grupa zgłosi się później do organizatorów, należy przepracować dany problem i spróbować wymyślić konkretne rozwiązania.
– Dajemy światu komunikat, np. „okej, nasze miejsce może nie jest w stu procentach przystosowane dla osób z niepełnosprawnościami, ale napisz do nas, zrobimy coś z tym, pomyślimy, jak możemy ci pomóc” – wyjaśnia Kuba. – Nie jesteśmy w stanie stworzyć przestrzeni dla wszystkich. Wtedy organizowanie jakiegokolwiek wydarzenia trwałoby latami. Trzeba być elastycznym i przygotować się na to, że wszystkiego nie przewidzimy.
Natalia Broniarczyk zauważyła, że jeżeli chcemy tworzyć bezpieczniejsze przestrzenie, to będzie to przestrzeń ciągłych pytań.
– Musimy przyglądać się w lustrze bardzo dokładnie i nie traktować tego feedbacku czy tej krytyki (…) jako czegoś, co nas atakuje czy dyskwalifikuje, tylko pomyśleć, dlaczego nam na tym zależy. To są właśnie te trudne kompromisy – opowiadała Natalia.
Ola Juchacz, prowadząca dyskusję, dodała:
– Często utożsamia się coś, co mówimy seksistowskiego czy transfobicznego, z tym, że ktoś nas nazywa transfobem, seksistką itd., a trzeba rozróżnić te dwie rzeczy. Krytyka naszych zachowań nie oznacza, że ktoś obraża nas jako całościową osobę. Często mamy problem ze zdystansowaniem się od tego.
– Fajnie, kiedy nam ktoś zwraca uwagę, bo dzięki temu możemy się czegoś nauczyć. To od razu nie oznacza, że na podstawie naszego jednego błędu zostajemy skreśleni (…) Tylko dzięki słuchaniu głosów innych osób można tworzyć bezpieczniejszą, inkluzywną przestrzeń – dodała Lola.
Kuba dotknął tematu tzw. gett w gettach, czyli przestrzeni tworzonych tylko dla konkretnej grupy osób.
W związku z tym, że jest członkiem sambowej grupy Rytmów Oporu, dodającej otuchy na marszach równości, brał udział w międzynarodowych zjazdach sambowych.
Podczas jednego z takich wydarzeń poszedł na warsztat drygowania, na którym nie było cismężczyzn.
– Wiem, że przy cismężczyznach nigdy nie odważyłbym się popróbować. Dzięki temu, że byłem na takim warsztacie, to totalnie odblokowały się we mnie różne rzeczy (…) Podczas zjazdu były zorganizowane dwa wydarzenia – jedno dla wszystkich, a drugie tylko dla osób z doświadczeniem socjalizowania do roli kobiety. W zależności od potrzeby można było iść na konkretny warsztat. Nie było wykluczenia. Organizowanie warsztatu dwa razy może być rozwiązaniem – opowiadał Wiśniowski.
– Czyli więcej pracy – zażartowała Natalia i dodała: – Tak, jak wcześniej ustaliliśmy, że to wymaga bardzo dużo pracy, także emocjonalnej, uważności, ale też otwartości na krytykę, bo nigdy nie wiemy, skąd przyjdzie ten głos: „jesteś transfobką, jesteś homofobką”, a nie: twoje zachowanie jest transfobiczne czy homofobiczne.
Wykładowczyni zauważyła, że od kilku lat obserwuje, zwłaszcza w internecie, łatwość, z jaką przykleja się łatkę „fobiczności”; a nie bierze się pod uwagę różnych kapitałów kulturowych, które posiadamy.
– Czasami powiedzenie komuś czegoś jest naprawialne. Wystarczy zauważyć: „ja powiedziałabym to inaczej”, a nie od razu [kategorycznie stwierdzić, że – przyp. K.W.] „już nic nie będę robić z tą osobą, bo ona jest taka i taka” – dodała Broniarczyk.
Kolejna część dyskusji została skierowana przez Adriana na tory nadreprezentacji mężczyzn w queerze. Moderator zapytał o doświadczenia zaproszone osoby.
– To szeroki temat (…) W eventach dragowych nacisk bardzo mocno jest kładziony na osoby cis. Wydaje mi się, że wiele osób pojęcie dragu myli z cross-dressingiem. Jeżeli jestem kobietą, to powinnam być drag kingiem, a jeżeli mamy cismężczyznę, to powinien być drag queen. Mamy do czynienia z myśleniem binarny, nie queerowy – zauważyła Lola. – Na scenie również pojawia się bardzo mało występów drag kingów. Środowiska drag queenowe i kingowe się rozchodzą. Nie wiem, dlaczego. Liczę na to, że to będzie się zmieniać. Co mnie też bardzo wkurza to to, że w niemal każdym wywiadzie muszę się tłumaczyć, dlaczego jestem drag queen, a nie bio queen. Teraz piszą do mnie dziewczyny, które wcześniej nie wiedziały, że mogą być drag queen.
Ważne rozwiązanie podrzucił Kuba:
– Wydaje mi się, że warto zwracać uwagę ciskolesiom, aby zrobili krok do tyłu i zastanowili się, co robią. Z automatu mają w sobie dużo pewności siebie, zagarniają przestrzeń i nie zdają sobie z tego sprawy. Dużą wartością jest to, że grupy, które składają się na jakieś wydarzenie, będą różnorodne (…) Często ludzie są tak wychowani, że po prostu biorą sobie przestrzeń. Fajnie jest mieć mechanizmy feedbacku, które uruchamiają się, kiedy jest już too much, kiedy nie można dać sobie z tym rady.
Głos zabrała Natalia:
– Jako nauczycielka akademicka ciągle tego doświadczam. Mam trzydzieści dwie studentki i jednego studenta i zawsze ten koleś zabiera pierwszy głos. Kiedy odważnie, ale sympatycznie mówię, że widzę, że się zgłasza, albo słyszę, że cały czas mówi, jednak chciałabym usłyszeć pozostałe głosy, to na kolejnych zajęciach nie muszę zwracać mu uwagi, robią to inne osoby i to jest super. Ważne jest danie grupie prawa do reakcji, ale właśnie z sympatią. Jednak tutaj jest też władza pomiędzy nami, bo nie mogę zapomnieć o tym, że jestem nauczycielką i zaprowadzam porządek na zajęciach. Nie wiem, jak by wyglądało, gdybym mówiła to z pozycji współuczestniczącej.
Ola Juchacz odniosła się do Strajku Kobiet. Zwróciła uwagę, że wielu mężczyzn uczestniczy w protestach i jednocześnie z nich korzysta do budowania kapitału czy to politycznego, czy aktywistycznego, ale nie rozumie lub ignoruje fakt zabierania przestrzeni kobietom.
– Jeżeli nadarzy się okazja, to osoba, która była socjalizowana jako mężczyzna ją wykorzysta – zauważył Adrian i zapytał: – Czy macie pomysł, jak to powstrzymać lub utorować drogę osobom, aby zostały one usłyszane?
– To kwestia rozmowy – podchwyciła Lola. – I zwrócenia uwagi, że większość osób, które były socjalizowane jako kobiety nie będzie się pchała do przodu. Mam wrażenie, że w momencie jak pojawia się chłopak, to wszyscy robią „Wow! Facet feminista!”.
– Są takie sytuacje, w których ciskolesie po prostu nie mają doświadczenia. Na przykład przemoc seksualna skierowana wobec osób niecismęskich. Jak tylko zabiorą w tej kwestii głos, to od razu stają się tymi „prawdziwymi mężczyznami”, którzy bronią kobiet. Oczywiście jest to bardzo ważne i potrzebne, ale to często przykrywa nasze, kobiece, głosy. Ci faceci nie potrafią zrobić kroku w tył – odpowiadała Natalia.
W dyskusji pojawiły się również inne porady, jak tworzyć inkluzywną kulturę queerową. Co zrobić, aby każdy miał dostęp do bezpieczniejszej przestrzeni. Rozmawiano też o ludziach mniej licznie reprezentowanych, którzy nie wiedzą, co dzieje się obecnie w kraju, bo np. są głuchoniemi. Dlatego koniecznie sprawdźcie całą dyskusję na fanpage’u LPV – Lokalnych Poznańskich Voguerów.