Wszędzie dobrze, gdzie jesteśmy
Opublikowano:
22 czerwca 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
To ludzie, a nie pojedynczy człowiek, tworzą kulturę i tradycję. Chcę, żeby mój projekt został „opowiedziany” przez lokalnych ludzi i ich cenne doświadczenia – mówi malarka i architektka Marlena Hewitt, jedna z tegorocznych stypendystek Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury.
Sebastian Gabryel: Mała ojczyzna dla każdego może być czymś innym. To świat prywatny, w pełni subiektywny i indywidualny. Co zobaczymy, wchodząc do twojego?
Marlena Hewitt*: Zgadzam się. Myślę, że projekt „Moja mała ojczyzna” przenosi nas w subiektywną, indywidualną i bardzo często dziecięcą, beztroską i bezpieczną czasoprzestrzeń. Mój projekt koncentruje się na terenach wschodniej Wielkopolski, u podnóża Złotej Góry. To okolice gminy Krzyków. To wiejskie i malownicze okolice. Tutaj – zanim wyjechałam, najpierw do Francji, a później do Stanów Zjednoczonych – spędziłam pierwsze lata swojego życia. Pamiętam wspólne prace polowe, dużo przyrody, ciągłe rozbudowy gospodarstwa rolnego…
SG: Pojęcie „mała ojczyzna” z pewnością może kojarzyć się z lokalnym patriotyzmem względem konkretnej przestrzeni, ale moim zdaniem również z istniejącym na jej obszarze zbiorem postaw, emocji, znaczeń i wartości, które odrzucamy lub w sobie pielęgnujemy. Myślisz o tym w podobny sposób?
MH: Myślę, że masz stuprocentową rację, że patriotyzm to nie tylko przestrzeń, ale i wspomniany zbiór postaw, emocji, znaczeń i wartości. Mieszkając przez większość życia poza granicami naszego kraju, patrzyłam na Polskę przez pryzmat rodzinnego domu, miejsca urodzenia, z perspektywy dziecka, nastolatki.
W mojej młodej czasoprzestrzeni ceniono przede wszystkim wspólną pracę i naturę.
Dawniej dzieci dużo pomagały rodzicom w gospodarstwie. Jako dziecko często byłam włączana w wiele prac – nie tylko polowych, ale i budowlanych, za co zresztą jestem bardzo wdzięczna. Te doświadczenia zaowocowały później w formie prac artystyczno-naukowych na poziomie muzealnym oraz ukończonymi studiami architektonicznymi w Stanach Zjednoczonych.
SG: Twój projekt „Moja mała ojczyzna” to popularyzacja lokalnych wzorów kultury, i to na wiele rożnych sposobów. Dlaczego jeden – np. wystawa – tu nie wystarczy?
MH: To ludzie, a nie pojedynczy człowiek, tworzą kulturę i tradycję. Chcę, żeby mój projekt został „opowiedziany” przez lokalnych ludzi i ich cenne doświadczenia. Dlatego też przeprowadzony będzie w formie wystawy, ale i warsztatów z dziećmi w lokalnych szkołach, konkursu o dziecięcych zabawach naszych dziadków, sesji zdjęciowych lokalnych zespołów ludowych, a także murali na lokalnych przystankach autobusowych.
Najpierw byłam artystką i malarką, później architektem.
Na projekt ten zapatruję się i z perspektywy malarki, i architekta, dwuwymiarowe obrazy przenosząc na trójwymiarowe obiekty – murowane przystanki autobusowe. W ten sposób chciałabym stworzyć trójwymiarową, precyzyjnie zaprojektowaną przestrzeń, która opowiadałaby o nas i naszych korzeniach, naszej historii i bogactwie, jakim jest natura.
SG: Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale dziś dzieci, chyba bardziej niż kiedykolwiek, narażone są na przekaz promujący swego rodzaju przeciwieństwo lokalnego patriotyzmu – coś, w czym nie ma zbyt wiele miejsca na „korzenie”. Czy twój projekt po części wynika właśnie z tej świadomości, jak szkodliwie może oddziaływać to na młode pokolenie?
MH: Mieszkając w Stanach Zjednoczonych, często przyjeżdżaliśmy do Polski. Pewnego razu wylądowaliśmy w Poznaniu. Obudziłam córkę, mówiąc jej, że już jesteśmy w Polsce. Córka wyjrzała za okno samolotu i powiedziała, że to nie Polska… Bo Polska to dla niej łąki, pola i las. Miała kilka lat i już wtedy ten lokalny patriotyzm był w niej głęboko zapisany. Myślę, że dzisiejsze dzieci odnajdą swoją własną drogę do lokalnego patriotyzmu, a naszym obowiązkiem jest uświadamiać je, że może on przybierać różne, ciekawe formy.
SG: Mówiąc o twoim projekcie i patriotyzmie lokalnym w ogóle, nie sposób nie poruszyć tematu twojego powrotu w rodzinne strony, po wielu latach spędzonych w Bostonie. Czy czas, jaki spędziłaś w USA, pozwolił ci spojrzeć na nie z dystansu, nowej perspektywy? I czego – w kontekście idei projektu – dowiedziałaś się o sobie samej?
MH: W Stanach Zjednoczonych mieszkałam dwadzieścia lat. Z pewnością przez ten czas mój punkt widzenia na patriotyzm się zmienił, jednak wiem, że wielu z nas, Polaków niemieszkających w Polsce, również ma swoją własną perspektywę. Myślę, że bardzo cenne są tu małe rzeczy – detale, za którymi tęsknimy… Nie rzeczy wielkie, ale właśnie te małe… A czego dowiedziałam się o sobie? Jak lubię mówić: wszędzie dobrze, gdzie jesteśmy.
SG: Miejsce, z którego pochodzimy – przynajmniej w jakiejś części – kształtuje naszą osobowość. Z drugiej strony, w myśl powiedzenia „jeśli wejdziesz między wrony…”, wpływ na nią ma również miejsce, w którym jesteśmy „tu i teraz”. Dziś, w Polsce, czujesz się trochę inną osobą niż jeszcze do niedawna byłaś w Bostonie? Jak bardzo miejsce, w którym żyjemy, determinuje nasze „ja” z twojej perspektywy?
MH: Po pierwsze, myślę, że najbardziej kształtują nas miejsca z dzieciństwa i rodzina. Już w młodym wieku wyrabiamy sobie poglądy i nawyki. Po drugie, jesteśmy, kim jesteśmy i zmiana kraju nie zmieni tego, kim jesteśmy.
Często żartuję sobie, że zbyt daleko od samego siebie nie można uciec.
Myślę, że bardziej niż kraj zmienił mnie mój wiek. Po trzecie, obecnie pracuję równolegle nad projektem w Wielkopolsce, ale i nad projektem artystyczno-naukowym w Stanach Zjednoczonych. Bo w czasach internetu zmiana miejsca zamieszkania wcale nie musi oznaczać braku kontaktu z dawnymi miejscami. Warto o tym pamiętać.
*Marlena Hewitt – absolwentka architektury na Massachusetts College of Art w Bostonie (USA), absolwentka Sztuk Wizualnych w Quincy College (USA), a także kursu językowego na Uniwersytecie Harvarda (USA). Aktualnie pracuje jako nauczyciel języka angielskiego i plastyki w Wielkopolsce oraz specjalista ds. organizacji pracy wizualnej promującej STEAM na poziomie muzealnym w Stanach Zjednoczonych.