Pracowita prowincja
Opublikowano:
20 września 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
"Podstawowym mankamentem zbioru szklanych negatywów z kolekcji Fundacji TRES jest anonimowość ich bohaterów, a często również anonimowość kontekstu, w jakim zdjęcia te były zrobione. Stwarza to oczywiście pole do pomyłek, ale daje też szansę na twórcze spojrzenie na dziedzictwo regionu zachodniej Wielkopolski i pogranicza" – po wystawie Pracowita Prowincja oprowadza Wojciech Olejniczak. Tekst Michał Sita.
Najnowsza wystawa w Starym dworcu w Zbąszyniu, oparta na archiwalnych fotografiach Constantego Sikorskiego, proponuje cały szereg zabaw z historyczną wyobraźnią. Sugeruje spekulacje, snucie domysłów, próby odczytania znaczeń i kontekstów – jakie uruchamiane są przez uważną analizę detali archiwalnych zdjęć.
Wokół wizerunków pracy, zarejestrowanych na początku XX wieku, realizuje się całe to wizualne śledztwo. Ma ono na celu rekonstrukcję socjologicznego portretu prowincji widzianej przez pryzmat zawodowych zajęć mieszkańców Zbąszynia. Wypełnianie białych plam, próby odpowiedzi na pytania stawiane przez zdjęcia, prowadzą do fascynującej opowieści o charakterze tego miasteczka.
Pojawia się tu obraz lokalnej społeczności, przedstawionej poprzez atrybuty swoich zawodowych zajęć. Detale, jakie bohaterowie fotografii sami uznali za warte tego, by ilustrowały ich społeczną funkcję i status, wysuwają się na pierwszy plan. Na zdjęciach przebija się też kontekst, w jakim funkcjonował anonimowy robotnik kolejowy, pracownik plantacji wikliny, hodowca koni, pan na urzędzie, aptekarz, niemiecki właściciel sklepu, uliczny żebrak (…).
Proste, zdawałoby się, informacje o rodzajach zajęć czy charakterystyce gospodarki Zbąszynia sprzed stu lat, nabierają tu trójwymiarowych właściwości.
Obrazy, na jakich uwiecznione zostały wizerunki rzeźników, fryzjerów czy krawcowych, są o wiele bogatsze niż proste stwierdzenia historycznych faktów. W detalach zdjęć ujawnia się cały koloryt tej prowincjonalnej rzeczywistości. Zdjęcie budowy domu na podmokłym terenie odkrywa cały szereg informacji o rodzajach pomp przywiezionych tu na konnych wozach, o technologii wylewania fundamentów, oraz o tym, kto pracuje fizycznie, kto jest służącym, kto panem, i jak manifestują oni swoje społeczne pozycje, pozując do zdjęcia.
Zdjęcia opatrzone są komentarzami, kierującymi uwagę na nieoczywiste i nieintuicyjne fakty, jakie jesteśmy w stanie wyczytać z fotografii.
Kilka z nich przytacza kurator wystawy i opiekun kolekcji szklanych negatywów Constantego Sikorskiego, Wojciech Olejniczak.
Wojciech Olejniczak: Przełom XIX i XX wieku to czas, w którym zakorzeniona już na dobre fotografia borykała się jeszcze z wieloma konwencjami w prezentowaniu postaci. Ze względów technologicznych nie wykształciła się jeszcze fotografia reportażowa – zdjęcia naświetlano kilka sekund, fotografowano więc świat trochę teatralnie upozowany. Ta estetyzacja i głęboki retusz portretów przekazują nam dziś zniekształcony obraz świata, jednak o kondycji człowieka do swego wizerunku mówią bardzo wiele.
Na przykład zdjęcie krawcowych – jest inscenizowane w atelier, chociaż udaje scenkę rodzajową. By je wykonać, trzeba było wtaszczyć na drugie piętro ciężkie maszyny Singera, upozować postacie, zatrzymać je we właściwej pozie. Może tam, gdzie pracowały, nie było wystarczającego odejścia? Może światła? Portret tych kilku kobiet, udający sytuację zaobserwowaną przy pracy, wymagał o wiele więcej wysiłku, niż można by sądzić na pierwszy rzut oka. Zdjęcie tego rodzaju musiało mieć swoje znaczenie, mogło być pierwszym albo jedynym, jakie te kobiety posiadały.
Albo zupełnie niesamowity studyjny portret malarzy chałturników. Trzymają pędzle, stoją przed sztalugą, ale jak przyjrzeć się bliżej, wszystkie poziomy tej sztucznej sytuacji są całkiem przemieszane.
Na sztalugach widać karton z fotografią, do którego młody artysta podchodzi z pędzlem, jednak bez palety z farbami. Za paskiem ma szeroki pędzel, raczej do malowania ścian, a nie do tak drobnej ilustracji. Można odnieść wrażenie, że przed chwilą skończył malować pejzaż, który pozujący mają za sobą.
Takich pozowanych, konwencjonalnych studyjnych sytuacji, na zdjęciach Sikorskiego jest więcej. Atrybuty kolejnych zawodów były inscenizowane w portretach myśliwych z bronią albo całej serii portretów wojskowych.
Na drugim biegunie znajdują się dokumentalne zdjęcia scen pracy – sytuacje zarejestrowane w przestrzeni publicznej. Powód powstania niektórych z nich, jak zdjęcia, na którym pracownicy wydobywają lód z rzeki, jest całkowicie niezrozumiały. Przecież żadna z tych osób nie zapłaciła fotografowi. Sikorski z jakiegoś powodu sam zdecydował się tam być i zatrzymać w kadrze tę scenę. Podobnie jak sytuację pogorzeliska po pożarze browaru Hermanna Lankischa. Nie mógł tego zdjęcia robić do gazety! Nie istniała wtedy jeszcze fotografia reportażowa taka, jaką znamy dzisiaj. Sikorski miał jednak jakiś zmysł. Udawało mu się być tam, gdzie czuł, że dzieje się coś ważnego, rejestrował poboczne, banalne zdarzenia, które są dla nas dzisiaj najbardziej cenne.
Pierwsza wojna światowa poczyniła wiele spustoszeń, również na rynku pracy. Cały wysiłek ekonomiczny ukierunkowany był na potrzeby wojska i wojny.
Zdolni do wysiłku mężczyźni dostali broń i mundury, choć spora grupa tylko łopaty do kopania okopów, schronów i innych umocnień służących walczącym. Ciężar walki na froncie życia codziennego spadł na barki starszych ludzi, którzy nie zostali wcieleni do armii, oraz kobiet. Jeśli zostawiono im konie, to też nie pierwszej młodości; silne i zdrowe pracowały na froncie.
Pojawiają się na negatywach Sikorskiego również sceny pracy w jej naturalnym otoczeniu, ewidentnie wykonywane na zlecenie. I w tych właśnie kadrach, w tle, w przypadkowych elementach obrazu, których Sikorski nie mógł już w pełni kontrolować, dzieją się rzeczy dla nas najciekawsze. Myśliwy musiał już strzelić parę razy, bo po drugiej stronie rzeki pojawiają się gapie! Widzimy to, co sportretowany chciał nam pokazać: strój, dwururkę, to co ustrzelił, ale widzimy też całą fascynującą sytuację, jaka rozgrywa się wokół. Polował niemal w środku miasta!
Albo inne, banalne z pozoru, grupowe zdjęcie weselne: goście, panna młoda i najważniejsze dla nas – kucharki, występujące tu z chochlą, miską i tortem na talerzu – atrybutami swojej profesji, żebyśmy mogli bez wątpliwości rozpoznać ich rolę w całej tej sytuacji. Do muzyków ze skrzypcami czy kozłem na takich zdjęciach jesteśmy przyzwyczajeni, ale do kobiety z chochlą?
Czy fryzjerzy – i coś, co w studyjnej, pozowanej scenie nie mogłoby się pojawić – detale wyposażenia ich zakładu. A tam, wśród grzebieni, sztuczna szczęka! Bo fryzjer, balwierz czy cyrulik, był od obcinania brody, owszem, ale i od stawiania pijawek, nastawiania kości, wyrywania zębów…
Dopiero nieco później te profesje się rozdzieliły na pielęgniarzy, techników dentystycznych czy golibrodów.
Idąc tropem cyrulików, udało się znaleźć taki fragment prasowy. „Dziennik Bydgoski” z lipca 1927 roku donosił, że miał miejsce w Zbąszyniu wielki zjazd fryzjerski, na którym „odbyło się otwarcie wystawy prac terminatorskich – uczni fryzjerskich. Eksponaty wykazały wysoki poziom umiejętności uczni i dają rękojmię, że z terminatorów tych będą kiedyś dzielni mistrze”.
Przychodzą na wystawę dzieciaki, rozwiązują zadania z czytania zdjęć, wieszają swoje rysunki na sznurku. A babcia, która je tu przyprowadziła, musi cierpliwie poczekać, aż skończą. I w tym czasie idzie obejrzeć zdjęcia, poczytać krótkie komentarze, rozpoznaje w nich nazwisko sąsiadki, budynek w centrum miasta, szuka zmian w wyglądzie tej niewielkiej przecież przestrzeni Zbąszynia. I prowadzi własne analizy tego fotograficznego archiwum, uzupełniając to, czego na zdjęciach nie da się znaleźć, własnymi wspomnieniami.
Pracowita Prowincja
Stary dworzec, plac Dworcowy w Zbąszyniu
wystawa czynna w sierpniu i wrześniu 2021 w piątki 14–18, soboty 10–14, niedziele 14–18
wstęp wolny
kurator wystawy i autor opracowania merytorycznego: Wojciech Olejniczak
projekt graficzny: Agnieszka Juraszczyk, Wojciech Olejniczak
współpraca: Agnieszka Kwaśnioch, Selena Soprowska, Radosław Wysocki
zdjęcia archiwalne: Constantego Sikorskiego zamieszczone w tekście © dzięki uprzejmości Fundacji TRES