Ślady w mieście
Opublikowano:
28 grudnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Z Mariuszem Harmaszem, pomysłodawcą „Wczasów w Koninie” - rozmawia Monika Marciniak.
Monika Marciniak: Konin to twoje miasto rodzinne, jednak mieszkasz i pracujesz w Poznaniu. Dlaczego postanowiłeś tu wrócić i działać na polu kultury w tym mieście?
Marcin Harmasz: W Koninie mieszkałem między 1978 a 1994 rokiem, później wyprowadziłem się do Poznania. Jednak nadal przyjeżdżałem tutaj odwiedzając rodzinę i kolegów. Traktowałem to zawsze jako wczasy – przyjeżdżałem na weekend, czasem na dłużej, wędkowałem, jeździłem rowerem i korzystałem z tego miasta, jak z miejsca wypoczynku.
Po latach zdecydowałem się spędzić tu nieco więcej czasu, nazwałem to rezydencją i wymyśliłem projekt „Wczasy w Koninie” bazując na swoich odczuciach. Stwierdziłem, że taka absurdalna nazwa może być na tyle intrygująca, że uda się to wykorzystać promocyjnie i zrobić coś ciekawego. Coś, czego tu nie ma lub też coś czego ja nie zauważałem.
MM: Hasło „Wczasy w Koninie” przez wielu zostało odczytane jako ironia, mimo, że jest to region z pewnym potencjałem turystycznym. Co sam zaoferowałeś w ramach organizowanego przez siebie wydarzenia?
MH: Miasto i cały region jest atrakcyjny i ma swoje atuty, ale nie jest to wykorzystywane przez ludzi tu mieszkających. Oni tego nie dostrzegają. Wydaje mi się to normalne, bo z zewnątrz łatwiej było mi zwrócić uwagę na pewne rzeczy. W ramach „Wczasów” zrobiłem kilka koncertów, zależało mi też na tym żeby pokazać, co się dzieje na scenie konińskiej. Właśnie dlatego namówiłem na reaktywację zespół Blimp, którego muzycy pochodzili z Konina i w latach 90. udało im się zrobić małą karierę – jako pierwsi zostali uznani za polski zespół postrockowy.
Przez wszystkie swoje działania starałem się wyciągać podobne atuty miasta, dlatego angażowałem lokalnych twórców, czasami już zapomnianych.
Wyciągałem archiwalia w ramach wystaw, tak jak „Historia konińskiego undergroundu”, angażowałem artystki, jak w przypadku wystawy „Damy Reymonda”, w ramach której dałem przestrzeń kobietom tworzącym w Koninie. Bardzo ważna była również ingerencja w przestrzeń. Ta aktywność dotyczyła głównie starówki, wykorzystywałem elementy architektoniczne, na przykład wykusze pozbawione okien, które stały się przestrzenią dla sztuki.
Realizacje z lat 2018-2020 obejmujące 3 edycje „Wczasów w Koninie” zostały do dzisiaj w mieście. Okazuje się, że są to jedne z nielicznych realizacji w przestrzeni, które powstały i paradoksalnie jest to na pewno atrakcja, ponieważ podobnych projektów praktycznie nie było
MM: W Starym Koninie odnajdziemy dużo śladów po Twojej działalności. Mimo, że pewne wydarzenia się skończyły, będą lub nie będą kontynuowane, to pewne elementy zostały i dobrze się wpisały w przestrzeń. Czy to jest dla Ciebie ważny aspekt Twojej działalności w mieście?
MH: To jest fundamentalna sprawa. Nie interesuje mnie festynowy sposób przepalania pieniędzy na kulturę. Uważam, że po każdym działaniu powinno coś pozostać. I to są właśnie te ślady, z których się cieszę. I jeśli z kimkolwiek współpracuję, tak jak przy konińskim festiwalu „Pirania”, również staram się aby moje realizacje pozostały.
I to się udaje, tak jak w przypadku instalacji pt. „Stół”, która powstała w tym roku – dedykowanej historii starego Konina.
Siłą rzeczy te realizacje, które są przeze mnie inicjowane, dotykają korzeni kultury żydowskiej w Koninie. Nie wynika to z tego, że jestem filosemitą. Dzieje się tak raczej dlatego, że ta kultura była ściśle związana z tym miastem a wciąż mało się o niej mówi. Chcę ją w jakiś sposób przypomnieć i poprzez sztukę chcę pokazać, że Ci ludzie tu mieszkali. To jest dla mnie też rodzaj eksperymentu, czy raczej badania kulturalnego, które przy okazji prowadzę.
MM: Co wynika z tych badań, dostajesz jakiś feedback od mieszkańców Konina? Dowiadujesz się, że dostrzegają te ślady pozostawione przez Ciebie w mieście, szukają informacji, dowiadują się czegoś więcej?
MH: Tak i to jest bardzo interesujące, ponieważ zdarza się że podczas rozmów, gdy opowiadam o idei konkretnych projektów, moi rozmówcy są zaskoczeni i jednocześnie zaciekawieni. I właśnie taki feedback dostałem zarówno od wiekowych mieszkańców starej części miasta, jak i od młodzieży.
Byli zaintrygowani na przykład znakami znajdującymi się na domu Mojsze Kapłana, przy ulicy Zofii Urbanowskiej.
Te znaki symbolizują Holokaust. Gdy rozkodowuję to w jakikolwiek sposób, tłumacząc co to jest, wszyscy zaczynają rozumieć ich znaczenie. Myślę, że gdybym tego nie wytłumaczył, znaki te mogłyby nie czuć się bezpiecznie w tym miejscu. Jedynym znakiem, który zniknął z tego miejsca był krzyż i myślę, że nie zniknął on w sposób naturalny, tylko ktoś to zdemontował, ponieważ mógł się poczuć urażony.
MM: Gdy tylko pojawiłeś się w Koninie, udało Ci się coś niezwykłego. Otworzyłeś dla mieszkańców miasta pałac Reymonda. Jak Ci się to udało i co później z tego wniknęło, czym dla Ciebie stał się ten dom?
MH: Udało mi się to przez przypadek. Zadzwoniłem po prostu pod numer, który widniał na reklamie znajdującej się na fasadzie pałacu informującej o tym, że nieruchomość jest na sprzedaż. Dowiedziałem się, że właściciele są otwarci na to, żeby coś zrobić w tym miejscu. W 2018 roku, w momencie kiedy już realizowałem „Wczasy w Koninie” okazało się, że mamy do dyspozycji jeszcze pałac, musiałem przeorganizować pewne rzeczy i zrobić tam wystawę.
Myślę, że gdy ktoś przychodzi z zewnątrz, nie ma oporów i nie szuka komplikacji, to po prostu coś robi i to się udaje.
Pałac jest otwarty w pewien sposób do dzisiaj, ponieważ zostałem jego koordynatorem ze wszystkimi tego konsekwencjami. „Wczasy w Koninie” w 2019 tak mocno sfokusowałem na tym miejscu, że aż mi nie wyszły, wydarzenie stało się zbyt insiderskie. W pewnym momencie mówiło się o możliwości zakupu pałacu Reymonda przez miasto. Negocjacje były już bardzo daleko posunięte, dlatego zależało mi i właścicielom na promocji tego miejsca. Niestety miasto wycofało się z tych rozmów.
MM: Głosy aktywnych mieszkańców miasta wskazywało na to, że możliwość zakupu budynku i ocalenia go dla Konina jest dla nich ważna. Szczególnie po otwarciu tego miejsca, zaciekawieni koninianie pojawiali się tam przy każdej okazji, a wszystkie wydarzenia cieszyły się dużą frekwencją.
MH: Też mi się wydaje, że taka była wola społeczna, ale władze miasta powołały się na brak finansów. Jednak w tym samym czasie zakupiona została synagoga. Rozgoryczające dla nas i dla całego środowiska, które się zaangażowało w animację tego miejsca, było to, że pałac został udostępniony nieodpłatnie dla mieszkańców miasta na działania kulturalne. A mimo, że poprzedni właściciel synagogi nie zdecydował się nigdy na taki ruch, został potraktowany priorytetowo. Obecnie właściciel remontuje budynek, jednak gdy zostanie on sprzedany osobie prywatnej, przestanie być dostępny dla społaczności.
MM: Czy kontynuujesz jeszcze któreś ze swoich działań na Starym Koninie?
MH: Obecnie powstaje raport po „Wczasach w Koninie”, dotyczący obserwacji, jak funkcjonuje kultura i sztuka w tym mieście. Uważam, że nie działa ona zbyt dobrze. Wynika to z nieprawidłowej dystrybucji środków przez władze miasta. Od mojego przyjazdu w 2018 roku i działań na terenie Starówki, nie powstały żadne inne realizacje w przestrzeni publicznej, nie licząc nieudanych murali historycznych, jak ten z Piłsudskim.
Wszystko co dzieje się w mieście, odbywa się na zasadach eventowych, lub jest zamknięte w obiektach.
Ludzie w Koninie nie mają szansy na kontakt ze sztuką nowoczesną poza instytucjami. Niestety tam pojawia się niewielka część mieszkańców miasta.
MM: Jak zmieniłbyś tą sytuację?
MH: Przez zatrudnienie specjalistów w swoich dziedzinach, odpowiedzialnych za kulturę. Słabością miasta jest niski poziom kadry zarządzającej, oczywiście nie chcę generalizować i nie mam na myśli wszystkich. Jednak rozmawiam z różnymi grupami społecznymi i pomimo oferty tworzonej przez aż trzy placówki kulturalne, ludzie Ci czują niedosyt. Nie ma żadnych wydarzeń ulokowanych w centrum Konina. Dlaczego miasto wita przyjeżdżających koleją hasłami „Praca za granicą”? Jeśli chcemy się promować, to musimy pokazać, że tu warto wysiąść. W Koninie jest duży potencjał, ale należałoby całkowicie przedefiniować sposób jego promocji.
MM: Wiem, że sam obecnie pracujesz nad kolejnym, ciekawym projektem. Mam na myśli „Trzeci Tor”.
MH: Mam do tego projektu bardzo osobisty stosunek. Wynika to z tego, że stąd pochodzę. Przez jakiś czas mieszkałem na wsi. Pamiętam kolej wąskotorową. Pamiętam miasto, gdy rozwijało się w czasach uprzemysłowienia i myślę, że chcę to zrobić dla rozliczenia się z własną historią.
Punktem wyjścia dla „Trzeciego Toru” jest opracowanie szlaku kolei przemysłowej, (wąskotorowej i normalnotorowej) oraz wyniesienie sztuki poza granice Konina, w miejsca, w których do tej pory była nieosiągalna.
Pretekstem do tego jest wykorzystanie właśnie tej nieczynnej linii kolejowej. W przyszłym roku będziemy obchodzić 110 lat istnienia kolei przemysłowej na terenie ziemi konińskiej i chcę to wykorzystać. W ramach projektu pracuję nad wystawami, które będą pokazywane w różnych miejscach, dedykowane tej idei. Poświęcam się temu projektowi bez reszty.
MM: Nawiązujesz współpracę z osobami zajmującymi się różnymi dziedzinami, czy to się przełoży na projekt i nada mu interdyscyplinarny charakter?
MH: Tak, to jest bardzo złożony temat. Osoby w to zaangażowane to mieszkańcy miejscowości, w których pojawią się wystawy, także pracownicy górnictwa, regionaliści, aktywiści i artyści. Również projekt transformacji Wielkopolski Wschodniej wpisuje się w ochronę dziedzictwa poprzemysłowego Konina, które jest moim oczkiem w głowie.
Często ludzie, którzy tu mieszkają, nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że mają fajne rekwizyty i że historia nowego Konina też jest ważna. Chcę żeby ta pamięć została zachowana, co nie będzie łatwe, bo obecnie następuje demontaż całego przemysłu. Prowadzę też rozmowy z Agencją Rozwoju Regionalnego, bo marzy mi się powołanie muzeum dedykowanego temu zagadnieniu.
MM: Zaczynałeś od działania w dużym mieście, jakim jest Poznań. Po kilkuletniej obecności w Koninie zmierzasz w stronę jeszcze mniejszych miejscowości. Edukacja artystyczna na peryferiach jest jednak na niższym poziomie. Z oczywistych powodów ma też mniej odbiorców. Jak to wpływa na Twoją pracę?
MH: Niestety w tym temacie jest przepaść. Metropolizacja kultury spowodowała, że w dużych miastach mamy więcej możliwości. Trzeba pamiętać również o możliwościach finansowych. Jeśli ktoś działa w Poznaniu, ma do dyspozycji dużo większe środki niż w Koninie. Tych realizacji, jak i ludzi, którzy się nimi zajmują jest na tyle dużo, że oni sami rotując, są w stanie zapewnić odbiorców.
Konin jest podobny do innych tego typu miast, które straciły na transformacji po 1989 roku i tu trzeba wykonać bardzo dużą pracę, żeby znowu tych ludzi zaangażować.
Trzeba również pamiętać, jakiego rodzaju jest to kapitał, W latach 60. i 70. XX w. sprowadzali się tu mieszkańcy okolicznych wsi, dzięki czemu powstał chłopo-robotniczy Konin, czego nie wolno wykorzystywać jako zarzut. Trzeba brać pod uwagę potrzeby mieszkańców mniejszych miast, które są różne od np. mieszkańców Krakowa. Bardzo istotne jest zaangażowanie ludzi, którzy nie są zbyt otwarci ani ufni.
Mój projekt ma na celu otwarcie nieco wsi, czy mniejszych miejscowości, które się zamknęły, zestarzały. Chcę dać coś tym ludziom, żeby oni nie musieli jechać do innych miast, aby się czegoś ciekawego dowiedzieć.
MM: Mimo pewnych trudności, które pojawiają się w mniejszych miastach, czy czujesz satysfakcję związaną ze swoją kilkuletnią działalnością?
MH: Z jednej strony bardzo dużo się dowiedziałem, mam inną perspektywę i rozumiem już pewne rzeczy. Mieszkając w większym mieście i mając dostęp do różnych dóbr, nie wie się jak działają ludzie, którzy nie mają takich możliwości. Podziwiam ludzi, którzy tutaj mieszkają i funkcjonują na co dzień. Moja praca nad projektem na pewno będzie trwała o wiele dłużej, niż początkowo zażądałem. Mam do niego stosunek sentymentalny, choć czasem się zastanawiam, czy ten temat interesuje kogoś poza mną?
Ale robię to i nie oglądam się za siebie.
Podobnie było przy realizacji projektu pt. „Czarny szlak słonia leśnego”, którym ostatecznie zainteresowały się ogólnopolskie media, chociaż moim zdaniem lokalnie nie zostało to wykorzystane. Cieszę się, że z mojego jeżdżenia na rowerze po mieście i okolicy wynika coś więcej i że jest to ciekawe również dla innych.
Mariusz Harmasz (1973), absolwent ASP w Poznaniu, zawodowy animator oraz manager kultury. Od 2018 r. przebywa na rezydencji w Koninie, gdzie realizuje projekty związane z historią miasta i okolic. Inicjator i realizator ,,Czarnego Szlaku Słonia leśnego”, festiwalu kultury postindustrialnej ,,Wczasy w Koninie” oraz projektu ,,#trzeciTOR”.