fot. A. Słaboń

Między Piazzollą a Wieniawskim

Grają tango, zarówno to tradycyjne, jak i w nurcie, który zainicjował Astor Piazzolla, tworząc tango nuevo. W aranżacjach tanga i autorskich kompozycjach inspirują się klasyką, jazzem, rockiem. Z muzykiem zespołu Bandonegro Michałem Główką rozmawia Barbara Kowalewska.

Barbara Kowalewska: Dlaczego tango? Co szczególnego jest w tym gatunku, że oparliście na nim idiom zespołu?

Michał Główka: Wszystko zaczęło się od twórczości Astora Piazzolli, która wywarła na nas duży wpływ. Zainspirował nas nie tylko jako muzyk, ale i człowiek, który w swoim czasie przeprowadził rewolucję tego gatunku. Jego tango nuevo powstało z buntu, a my buntowniczo reagowaliśmy na tendencję panującą w szkołach muzycznych, nastawionych na rozwój gry indywidualnej. Nam już w czasach szkolnych podobało się wspólne granie. Po drugie – tango jest stosunkowo młodym gatunkiem muzycznym, więc mieliśmy poczucie, że mamy tu wiele możliwości rozwoju. I tak to czujemy do dzisiaj.

 

BK: W czym tkwi atrakcyjność tanga?

MG: Tango nie zrodziło się w ramach kultury salonowej, ale robotniczej, wśród migrantów zjeżdżających na początku XX wieku do Buenos Aires, jednego z większych portów na świecie. W poszukiwaniu pracy napływali tu ludzie z różnych kontynentów, więc lokalna kultura muzyczna łączyła w sobie rytmy afrykańskie (potem powstało też candombe i milonga) i europejskie. W oczekiwaniu na pracę ludzie tańczyli, to tam powstało tango.

 

Marek Dolecki, fot. A. Słaboń

Marek Dolecki, fot. A. Słaboń

Nie miało jednak na początku dobrej reputacji, bo tańczono je głównie w nocnych klubach, więc kojarzone było właśnie z tym środowiskiem. Później gatunek ten się rozwijał i powstawały orkiestry grające tango, ale działały w tych samych klubach. Dopiero Piazzolla wprowadził ten gatunek na salony Europy. W samej Argentynie miał dużo przeciwników, którzy uważali, że zepsuł tango, bo nie dało się do jego kompozycji tańczyć. To już nie była muzyka użytkowa, ale raczej do słuchania. Tyle że właśnie to pozwoliło przenieść tango na sale koncertowe Europy.

Tutaj popularność zyskała sobie najpierw muzyka Piazzolli, a potem zwrócono się w kierunku tanga tradycyjnego, tańczonego.

 

BK: Kim był Piazzola, reformator tanga?

MG: To on stworzył tango nuevo. Grał na bandoneonie w jednym z najsłynniejszych zespołów Aníbala Troilo, który był jego przyjacielem. Piazzollę nużyło powtarzanie wciąż tego samego, wprowadzał więc do utworów własne solówki, ozdobniki – a to się aranżerom nie bardzo podobało, bo zmieniał kształt ich utworów.

 

Jakub Czechowicz, fot. A. Słaboń

Jakub Czechowicz, fot. A. Słaboń

W 1955 roku wygrał stypendium w ramach konkursu kompozytorskiego w Argentynie i wyjechał do Paryża do słynnej Nadii Boulanger. Najpierw próbował komponować utwory klasyczne, ukrywał się ze swoim tangiem. Kiedyś jego nauczycielka zapytała go, czym się zajmował przedtem, bo jego pierwsze kompozycje były poprawne, ale nie wybitne.

Kiedy Astor przyznał się, że było to tango, i pokazał jedną ze swoich kompozycji, Nadia Boulanger podobno powiedziała, że to jest właśnie „prawdziwy Piazzolla”, i zachęciła go, by w tym kierunku dalej się rozwijał. I on „poszedł w to tango”.

 

BK: A jak powstał wasz zespół i kim są ludzie, którzy wchodzą w jego skład?

MG: Bandonegro jest czteroosobowe: ja gram na bandoneonie, Jakub Czechowicz na skrzypcach,  Marek Dolecki na fortepianie, a na kontrabasie Marcin Antkowiak. Jesteśmy razem właściwie już 21 lat, od podstawówki, kiedy nas posadzono w jednej ławce. Od dawna podobała nam się muzyka Piazzolli i postanowiliśmy, że spróbujemy to wspólnie grać. Zespół założyliśmy w czasach liceum, w 2010 roku, i od tej pory trzymamy się razem.

 

Marcin Antkowiak, fot. A. Słaboń

Marcin Antkowiak, fot. A. Słaboń

To szlachetny zawód. Nasze licealne początki na Solnej nie były łatwe, bo nie działaliśmy w ramach jakiegoś przedmiotu, w programie szkoły nie było zajęć dla zespołu kameralnego. To była nasza własna inicjatywa i borykaliśmy się z różnymi problemami. Anegdotyczne stało się powiedzenie, że nigdy „nie mieściliśmy się w siatce godzin”, chociaż początkowo chodziło o to, że w owej siatce godzin nie było dla nas sali, w której moglibyśmy grać. Ta anegdota odnosi się także do tego, że mieliśmy dusze buntowników – w dobrym tego słowa znaczeniu – a jeśli chce się robić coś nowego, to trudno się odnaleźć w systemie i stąd bunt. Jednak nauczyciele nas wspierali.

Kiedy zdecydowaliśmy się pójść na studia muzyczne, już wówczas wiedzieliśmy, że będziemy dalej grać jako zespół. W trakcie dowiedzieliśmy się, że jest tylko jedna szkoła na świecie – w Rotterdamie, która oferuje naukę na kierunku tango, ale dowiedzieliśmy się o tym dopiero na czwartym roku.

 

BK: Ale pierwszy sukces odnieśliście bardzo wcześnie, mając po 18 lat. Wygraliście konkurs PIF Castelfidardo we Włoszech. Jakie to miało wtedy dla was znaczenie?

MG: Graliśmy Piazzollę, mieliśmy już określony repertuar, ale chcieliśmy się zderzyć z rzeczywistością, sprawdzić, w jakim miejscu jesteśmy. Zdecydowaliśmy się wziąć udział w najlepszym konkursie akordeonowym w Europie.

 

Michał Główka, fot. A. Słaboń

Michał Główka, fot. A. Słaboń

Castelfidardo jest mekką akordeonu, całe miasto żyje tym instrumentem – tam właśnie są fabryki wszystkich najważniejszych producentów. W ramach konkursu była kategoria open muzyki Piazzolli i za namową mojego ówczesnego profesora, Cezarego Witlewskiego, który był dobrą duszą zespołu i bardzo nas motywował, pojechaliśmy tam i wygraliśmy w tej kategorii. To nam dało prawdziwego kopa do pracy, poczuliśmy, że to, co robimy, ma sens i że ktoś to zauważa i potwierdza. Rok potem nagraliśmy pierwszą płytę, poświęconą muzyce Piazzolli, jeszcze pod starą nazwą zespołu – La Vita Quartet.

Nakład już się wyczerpał i płyta nie doczekała się jeszcze reedycji, ale myślimy o tym, bo dużo ludzi o nią pyta.

 

BK: Inne wydarzenia, które popchnęły do przodu waszą karierę?

MG: Jeździliśmy też na inne, polskie konkursy, chociaż ten pierwszy był najtrudniejszy i najważniejszy – to był przysłowiowy Olimp. Kilka lat później weszliśmy w świat tanga tradycyjnego. Dużo ludzi zabierało się za muzykę Piazzolli, trochę tych zespołów było, a nie było z kolei tak wiele możliwości jej prezentowania z racji określonych wymogów stawianych przez organizatorów. Zaczęliśmy więc odkrywać świat tanga tradycyjnego, tańczonego – milongi. To otworzyło nam oczy, zobaczyliśmy, gdzie sięgają korzenie tego tanga. Weszliśmy w to mocno, zmieniając nazwę zespołu na Bandonegro Tango Orquesta.

 

Zaczęliśmy wysyłać oferty nie tylko w Polskę, ale i na całą Europę. Od tamtego momentu, od jakichś pięciu lat, regularnie jeździmy po Europie, dając rocznie (z wyłączeniem okresu pandemii) nawet do 70 koncertów.

Gramy na tzw. milongach, czyli imprezach tanecznych, tak jak to było kiedyś w nocnych klubach. Nurt tanga tradycyjnego jest dzisiaj znowu bardzo silny, jego popularność nie spada, coraz więcej jest też festiwali tego tanga. Ta decyzja pozwoliła nam bezpiecznie myśleć o przyszłości, pozwalając jednocześnie poświęcać czas na eksperymenty. Bo przecież na eksperymentach się nie zarabia. Trzeba je raczej dofinansowywać. A granie w świecie tanga tańczonego pozwoliło nam np. na wydanie w 2019 roku płyty „Hola Astor”, która jest fuzją tanga, jazzu i rocka. Znajdują się na niej również pierwszy raz nasze autorskie kompozycje.

 

BK: Spotkanie z jakimi muzykami i tancerzami było dla was szczególnym doświadczeniem?

MG: Współpracowaliśmy z muzykami świata popu, jak Mietek Szcześniak czy Edyta Górniak, ale też cenionymi w świecie tanga parami tanecznymi – jak Los Totis, Facundo Piñero i Vanesa Villalba czy Maria Inés Bogado & Roberto Zuccarino.

 

Tangonegro, fot. Pancewicz&Wysmyk

Bandonegro, fot. Pancewicz&Wysmyk

Ale najważniejszym wydarzeniem, spełnieniem naszego marzenia, był wyjazd w 2019 roku w pięciotygodniową trasę do Buenos Aires. Zagraliśmy w najważniejszych miejscach na mapie „tangowego” świata. Udało nam się tam spotkać ze skrzypkiem, który przez wiele lat współpracował z Piazzollą, Fernandem Suarezem Pazem, który już wtedy był bardzo chory i zmarł rok po naszej wizycie. To było dla nas spotkanie mistyczne, Paz był postacią, którą znaliśmy tylko z książek i nagrań, i nagle spotkaliśmy się z nim twarzą w twarz. Kuba, nasz skrzypek, uczył się z jego nagrań, jak wykonywać tango.

To było dla nas niesamowite przeżycie, zagraliśmy u Paza w domu kilka utworów Piazzolli i cała rodzina, która tam się zebrała, była wzruszona, a dla niego było to silnie emocjonalne wspomnienie. Przywieźliśmy stamtąd niesamowitą pamiątkę – nagrany z tego spotkania dwugodzinny zapis audio.

 

BK: A jak w waszym tangu pojawił się Wieniawski? Komponowaliście wspólnie czy zrobił to jeden z was?

MG: Towarzystwo im. H. Wieniawskiego zapoczątkowało niedawno projekt „Wieniawski inspiruje”, zapraszając do niego różne stylistycznie zespoły i proponując, by przetworzyły one jakiś temat z muzyki polskiego kompozytora. Każdy zespół miał to zrobić w swoim stylu, pokazując tym samym, jak twórczość Wieniawskiego może inspirować współczesnych muzyków. Dla nas było to wyzwanie, szczególnie dla Marcina, który jest naszym kompozytorem i aranżerem i podjął się tego zadania.

 

Sami byliśmy ciekawi, co z tego wyjdzie, trzeba to było jakoś ciekawie ująć, żeby nie skarykaturyzować, a jednocześnie pokazać też spory pierwiastek tanga.

Uważam, że to się udało – gramy te utwory także na naszych koncertach i sprawdzają się zarówno dla tych, którzy nie są mocni w muzyce klasycznej, jak i dla bardziej wymagających słuchaczy, znających dobrze „Legendę” czy „Koncert d-moll” Wieniawskiego. To bardzo ciekawy projekt, który był dla nas szalenie inspirujący, bo nosimy się z zamiarem, żeby powtórzyć to z muzyką innego polskiego kompozytora. Dziękujemy więc Towarzystwu za propozycję, bo był to ważny impuls do dalszego rozwoju, a sami chyba byśmy się na to nie odważyli. Jesteśmy świadomi, jak ważne jest posiadanie zaplecza, jakie daje klasyczne wykształcenie muzyczne, bo na takim pomyśle można się łatwo wywrócić.

 

BK: Co dalej? W jakich kierunkach widzicie swój rozwój?

MG: Realizujemy symultanicznie kilka projektów – oprócz eksperymentów, nie rezygnujemy z tradycyjnego tanga, ale chcemy je „odmłodzić”, by przyciągnąć młodych ludzi. Na tangu ciąży niesłusznie jakaś aura starości i nieatrakcyjności, co nie dotyczy innych tańców latynoamerykańskich, jak salsa, które przeżywają renesans.

 

Chcemy to zmienić, pokazać, że tango może przeżyć drugą młodość.

Mieliśmy też duże zamówienie z niemieckiej telewizji ARD – byliśmy odpowiedzialni za muzykę do cyklu filmowego „Tanze Tango mit mir”. Dobrze nam się pracowało, efekt jest ciekawy. Pracujemy też nad naszymi autorskimi projektami – interesuje nas fuzja tanga, jazzu i rocka. Podążamy w kierunku, który wyznaczył Astor Piazzolla – bierzemy się za klasykę tanga, ale chcemy, by było tu także miejsce na improwizację. W ten sposób mamy zamiar tworzyć nową stylistykę.

Bandonegro – zespół muzyczny, w składzie: Michał Główka (bandoneon, akordeon), Jakub Czechowicz (skrzypce), Marek Dolecki (fortepian) i Marcin Antkowiak (kontrabas), prezentuje tradycyjne tango argentyńskie, tango nuevo oraz własne kompozycje z elementami jazzu i muzyki klasycznej. Laureat międzynarodowego  konkursu „PIF Castelfidardo” we Włoszech i innych konkursów w kraju i za granicą. Koncertuje na całym świecie oraz współpracuje z wybitnymi tancerzami i wokalistami. Nagrał cztery albumy: „Tango Nuevo by Astor Piazzolla” (2011),  „Tanchestron” (2017), „Hola Astor” (2019) i „Tangostoria” (2020). Laureat Medalu Młodej Sztuki przyznawany utalentowanym artystom Wielkopolski. Honorowy patronat nad zespołem objęła Ambasada Argentyny w Polsce.

 

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
3
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0