Muzyka rozumiana bez słów
Opublikowano:
31 marca 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Utwory Kazimierza Serockiego na puzon stały się kanonem wśród puzonistów. Ale czy są one najlepszymi utworami w jego dorobku? Absolutnie nie! We wszystkich jego utworach można znaleźć tę samą iskrę brzmienia” – mówi poznański puzonista Wojciech Jeliński, tegoroczny stypendysta Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury.
Sebastian Gabryel: W ramach przyznanego stypendium zamierzasz nagrać płytę monograficzną, która będzie poświęcona dziełom puzonowym napisanym przez Kazimierza Serockiego. Opowiedz coś więcej o tym projekcie.
Wojciech Jeliński: Nagranie płyty z literaturą puzonową właśnie tego konkretnego kompozytora chodziło mi po głowie już od jakiegoś czasu. W Polsce jego utwory – w szczególności „Sonatina na puzon i fortepian” oraz „Koncert na puzon i orkiestrę” – są właściwie utworami obowiązkowymi w repertuarze każdego z puzonistów, jednak po utwory Serockiego sięgają puzoniści z całego świata. Myślę, że rocznica 100-lecia jego urodzin to znakomita okazja, by przypomnieć, jakim był niezwykłym kompozytorem, a także by wydać pierwszą płytę w całości poświęconą jego twórczości puzonowej. W planach mam nagranie wspomnianych dwóch utworów, a także, „Sonatiny na puzon i orkiestrę”, „Suity na kwartet puzonowy” oraz „Swinging music na klarnet, puzon, fortepian i wiolonczelę”. A towarzyszyć mi będą znakomici poznańscy filharmonicy, maestro Łukasz Borowicz, kwartet puzonowy TrombQuartet oraz zespół muzyki współczesnej Sepia Ensemble.
SG: Nie ma wątpliwości, że Serocki był czołowym przedstawicielem awangardy. Często podkreśla się, że największą siłą jego twórczości była unikalna wrażliwość brzmieniowa, która w parze z wielką emocjonalnością dawała wyjątkowy efekt. Jednak za co ty osobiście najbardziej cenisz jego muzykę?
WJ: Jak wiemy, w twórczości każdego artysty można wyróżnić okresy/lata pewnych zainteresowań i poznawania nowych sposobów eksponowania swojej muzyki. W kontekście twórczości stricte puzonowej Serockiego, jego wczesne utwory były przesiąknięte folkloryzmem i neoklasycyzmem. Jednak już w nich słychać ogromną wrażliwość brzmieniową i ciągłe poszukiwanie nowych pomysłów.
Trzeba dodać, że w tamtym okresie, na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, puzon stanowił coś nowego i odkrywczego w polskiej literaturze. To nie był instrument, na który kompozytorzy chętnie pisali, a co za tym idzie specyfika gry też nie była wszystkim dobrze znana.
Ogólnoświatowa literatura nie była też tak dostępna jak teraz, gdzie właściwie wszystko jest na wyciągnięcie ręki, dlatego puzoniści z każdego nowo powstałego utworu bardzo się cieszyli. Tu warto powiedzieć, że to Juliusz Pietrachowicz zainspirował Serockiego do skomponowania „Sonatiny”, „Koncertu” i „Suity”. Dzięki połączeniu trzech cech – tej wspomnianej przez ciebie „unikalnej wrażliwości brzmieniowej”, „wielkiej emocjonalności” i precyzji w wykorzystaniu wszystkich walorów instrumentu – powstały dzieła znakomite i ponadczasowe. Jednak myślę, że warto powiedzieć o jeszcze jednej jego cesze, a mianowicie pomysłowości. Tworząc „Swining music”, Serocki był jednym z czołowych przedstawicieli polskiej szkoły kompozytorskiej i sonoryzmu. Ten utwór, skomponowany dla Warsztatu Muzycznego, aż kipi pomysłami i niekonwencjonalnym podejściem do instrumentów – choćby poprzez ich ciekawą preparację.
SG: Ciekawostką jest, że choć Serocki był pianistą, jego najpopularniejsze dzieła to utwory właśnie na puzon. Z czego może to Twoim zdaniem wynikać? Niektórzy krytycy żartują nawet, że wręcz minął się z powołaniem, nie grając na instrumencie, który jest twoją domeną.
WJ: Jak już wspomniałem, Serocki pisał swoją „Sonatinę”, „Koncert” oraz „Suitę” w latach pięćdziesiątych, kiedy polska literatura puzonowa nie była zbyt obszerna, a dostęp do tej zagranicznej był ograniczony lub nie było go wcale. Sytuacja w powojennej Polsce sprawiała, że puzoniści chętnie sięgali po nowe utwory polskich kompozytorów. Dzięki temu, że język muzyczny Serockiego był niewątpliwie wyjątkowy, to powyższe utwory znalazły uznanie nie tylko w naszym kraju, ale i za granicą – za sprawą choćby takich muzyków jak Christian Lindberg czy Joseph Alessi, którzy nagrywając jego twórczość na swoich płytach i wykonując ją na koncertach, sprawili, że zataczała coraz szersze kręgi.
Oczywiście nie możemy też zapomnieć o znakomitym, wspomnianym wcześniej Juliuszu Pietrachowiczu, od którego to wszystko się zaczęło…
Reasumując, to wszystko sprawiło, że utwory Kazimierza Serockiego na puzon stały się kanonem wśród puzonistów. Ale czy są one najlepszymi utworami w jego dorobku? Absolutnie nie! Osobiście uważam, że we wszystkich jego utworach można znaleźć tę samą iskrę brzmienia i chęć jej zgłębiania, niezależnie od utworu czy stylu, w jakim tworzył.
SG: Gdy przygotowywałem się do tej rozmowy, w ręce wpadła mi książka „Piszę tylko muzykę. Kazimierz Serocki” autorstwa Iwony Lindstedt. Serocki jawi się w niej jako geniusz-kolorysta, który był jednak chodzącą zagadką. Jak czytamy, był „skryty, wycofany, niechętnie mówiący o sobie i swoich kompetencjach twórczych, nieudzielający wywiadów”. Czy w twojej ocenie więcej o sobie chciał po prostu wyrażać muzyką? I jak bardzo to podejście byłoby bliskie twojemu?
WJ: Z różnych relacji można wywnioskować, że był osobą skrytą, a czasami nawet oschłą. Jednak z relacji przyjaciół, których miał wielu, dowiadujemy się, że był duszą towarzystwa, osobą z wielkim poczuciem humoru. Jak wspomina Serockiego Jan Krenz:
„Serocki jako człowiek był skryty. Rzadko pokazywał swoje wnętrze. Najprawdziwiej wyrażał siebie w muzyce. Jego sposób bycia w kontaktach z ludźmi był dwojaki – albo poważny, odpowiedzialny, albo sarkastyczno-ironiczny. Ale był bardzo towarzyski. Miał charakterystyczny uśmiech, od ucha do ucha, potrafił śmiać się z całego serca”.
Myślę, że dla kompozytora najważniejsze jest to, by jego muzyka była rozumiana bez słów. Żeby nie trzeba było jej tłumaczyć poprzez szerokie opisy czy wywiady, ale by bezpośrednio trafiała prosto do serc słuchaczy i oddziaływała na ich emocje. A Serocki faktycznie nie chciał udzielać wywiadów. O jego postrzeganiu muzyki możemy dowiedzieć się z kilku wykładów, które prowadził m.in. w Bejrucie i Essen, oraz z drugiej ręki – ze wspomnień ludzi, którzy go znali. Jak mówił Augustyn Bloch:
„Kazio Serocki był żywiołem. (…) Z niego wszystko kipiało. (…) To tak, jakby był wrzątek. (…) Ja to się czasami cieszyłem, że mogę z nim być, ponieważ ja jestem z natury może też gaduła, ale nie mam tej siły…”.
SG: Żyjemy w zupełnie dramatycznych czasach. Jeszcze chwilę temu mierzyliśmy się z pandemią, a dziś nasi wschodni sąsiedzi walczą o swój kraj z rosyjskim agresorem. Podobnie jak ja, jesteś człowiekiem kultury. Czy tak jak ja myślisz, że jeszcze przyjdzie taki czas – czas pokoju, pozbawiony tych wszystkich niepewności i dramatów – kiedy będzie dla niej nieco więcej miejsca niż w ostatnich latach?
WJ: Czas pandemii był dla artystów niezwykle ciężki. Ja mam ten luksus, że pracuję na stałe w dwóch instytucjach kultury, jednak wielu moich znajomych i przyjaciół utrzymujących się z koncertów przechodziło przez trudny okres, niejednokrotnie wiążący się nawet ze zmianą zawodu. Koncerty online? To ciekawe rozwiązanie na początku pandemii, jednak szybko przeradzające się w niechęć. Nawet sam po sobie zauważyłem, że po roku z pandemią i zatrzęsieniu koncertów w internecie większość z nich zacząłem omijać szerokim łukiem. Było to spowodowane brakiem emocji, które zazwyczaj towarzyszą nam, kiedy słuchamy muzyki na żywo. Bo to wtedy możemy połączyć się „muzycznie” – publiczność z wykonawcą, a wykonawca z publicznością.
I to jest niezwykła więź, która sprawia, że koncerty na żywo zawsze będą lepsze niż koncerty/nagrania online. Sam pamiętam koncerty nagrywane w filharmonii czy kilka koncertów kameralnych, które nagrywaliśmy do pustej sali, i zawsze brakowało tego „czegoś”, po prostu tej wyjątkowej więzi.
Dlatego informację, że sale koncertowe w końcu będą otwarte, przyjąłem z wielką radością i ulgą. Wydawało się, że już wszystko zmierza ku lepszemu i nagle nadeszła kolejna informacja – właśnie o wojnie na Ukrainie… W pierwszych dniach to wydawało się wręcz nierealne. Jednak doniesienia medialne pozbawiały wątpliwości, dając nam wszystkim straszny obraz najazdu Rosjan. Pozostaje nam teraz pomagać, tak dobrze, jak tylko potrafimy, i liczyć na to, że ta ofensywa w końcu się zatrzyma i Rosja wycofa swoje wojska.
SG: Kiedy będzie można spodziewać się twojej płyty?
WJ: Mam nadzieję, że do końca roku.
*Wojciech Jeliński – ukończył z wyróżnieniem Akademię Muzyczną im. I.-J. Paderewskiego w Poznaniu w klasie dr. hab. Macieja Łakomego, profesora AMP oraz Hochschule für Musik Hanns Eisler w Berlinie w klasie długoletniego puzonisty Filharmoników Berlińskich, profesora Christharda Gösslinga. W latach 2016-2018 roku był stypendystą Karajan-Akademie Der Berliner Philharmoniker w klasie prof. Olafa Otta. W 2016 roku otrzymał stypendium artystyczne Miasta Poznania. Wojciech Jeliński jest asystentem w Katedrze Instrumentów Dętych Blaszanych, a od 2019 roku pierwszym puzonistą Filharmonii im. T. Szeligowskiego w Poznaniu. W 2021 roku otrzymał stopień doktora w dziedzinie sztuk muzycznych. Jest pomysłodawcą oraz dyrektorem artystycznym Tromboholizm – Poznań Trombone Music Festival. Współpracuje z takimi orkiestrami i zespołami jak Berliner Philharmoniker, Staatstheater Cottbus, Teatrem Wielkim im. S. Moniuszki w Poznaniu, Filharmonią Gorzowską, Polską Orkiestrą Sinfonia Iuventus, Collegium F, l’Autumno, TrombQuartet, Sepia Ensemble, Ensemble Mini, Animatic, Spółdzielnia Muzyczna, Respiro d’Arte, Polish Brass Trio, Ensemble Mosaik, Ensemble Apparat czy Ensemblekollektiv Berlin.