Wolność a sprawa polska
Opublikowano:
24 marca 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Tekst popularnej piosenki głosi „Wolność kocham i rozumiem”. Co do pierwszego, pełna zgoda: zewsząd można usłyszeć głosy przywiązania do wolności, deklaracje jej obrony za każdą cenę (bo każda jest jej warta). Dołączyć do tego by można takie wzięte ze sztandarów hasła jak „za waszą wolność i naszą” i wiele jeszcze innych, stawiających tę wartość na czele przed pozostałymi. Jesteśmy przywiązania do wolności i jasno to deklarujemy.
Czy jednak rozumiemy, czym jest wolność? Wprawdzie przed wiekami ksiądz Chmielowski orzekł, że „koń jaki jest, każdy widzi”, więc i pytanie o rozumienie wolności można uznać za bezzasadne, jednak jest tak tylko pozornie.
To, co zdaje się oczywiste, jest takim z racji nawyku. Nie dostrzegamy nic niezwykłego w używaniu noża i widelca, bo jesteśmy uczeni tego od dzieciństwa. Wzięcie do ręki pałeczek staje się jednak wyczynem. Nie myślimy o posiadaniu telewizora jako czymś szczególnym, bo to standard w naszym społeczeństwie (możemy za to marzyć o lepszym niż posiadany modelu albo zrezygnować z jego kupna i używania).
Nie dostrzegamy w pralce automatycznej luksusu, za to jeśli się zepsuje i musimy czekać parę dni na dostawę, widać, jak jest potrzebna – ale też nieoczywista.
Wirus a wolność
Podobnie jest z wolnością – wydaje się oczywista, dopóki nic nie wyrywa nas z jej zrutynizowanego praktykowania. Tymczasem każdy opór wydaje się jej naruszeniem, choć w rzeczywistości odsłania tylko jej kształt, do którego nawykliśmy, który w nowych okolicznościach domaga się przemyślenia.
Jednym z najpoważniejszych ostatnio wyzwaniem dla naszych zmagań z wolnością okazał się drobny wirus, który zdemolował życie społeczne nie tylko Polski, ale całego świata.
Nie mogę uniknąć ironii tkwiącej w tym stwierdzeniu. Jeśli bowiem walka o zachowanie tożsamości kulturowej wspólnoty w czasie ponad stu lat bez własnego państwa czy domaganie się wolności dla myśli i działań w trakcie ponad czterdziestu lat politycznej zależności mogą wzbudzać respekt i szacunek, to próba angażowania pojęcia wolności do debat okołopandemicznych sprawia żałosne wrażenie. Jakbyśmy pogubili się gdzieś, stracili trzeźwy ogląd rzeczy.
Jeden z ministrów na pytanie o obowiązek szczepień stwierdził, że gdyby taki wprowadzić, to wrodzony Polakom gen sprzeciwu czyniłby go bezskutecznym. A chyba należy tę wrodzoną cechę zinterpretować jako naturalne poczucie wolności.
Gdyby taki gen miały w swoim wyposażeniu inne zwierzęta, ze zdumieniem zapewne obserwowalibyśmy ich samobójcze w istocie zachowania.
Mrówki maszerowałyby prosto w kałużę, tonąc w niej zamiast szukać obejścia, bo przecież nie ugną się przed szantażem okoliczności, próbą naruszania ich wolności do maszerowania wprost. Gołębie dziobiące okruchy nie uciekną przed kotem, bo nie pozwolą, by cokolwiek ich wolność dziobania zakłóciło. Brzmi absurdalnie? Do tego jednak można chyba sprowadzić twierdzenia o genie sprzeciwu niepozwalającym (dla dobra wspólnoty) na nakazanie szczepień.
Ta wypowiedź miała oczywiście charakter uniku przed poważnym potraktowaniem problemu, ale zmierzenia się z problemem wolności nie da się uniknąć. Albo będziemy jak opisane wyżej mrówki lub gołębie, albo dostosujemy się do wyzwań i okoliczności.
Oczywistość a wolność
Jeśli wolność miałaby być czymś naturalnym i oczywistym, to jej pojęcie nie podlegałoby zmianie nie od lat, a od wieków. Tymczasem zmienia się wraz z tym, jak zmieniają się społeczeństwa oraz wiedza na temat świata.
Oczywiste były kiedyś przywileje – czyli składniki wolności – dzisiaj nie do pomyślenia. Ktoś wyżej umocowany wyżej w hierarchii mógł pozbawić życia kogoś niżej umocowanego bez większych powodów i konsekwencji. Czy za taką wolnością ktoś na poważnie tęskni? Noszono przy sobie broń – ale dlatego, że nie było odpowiednich instytucji zapewniających bezpieczeństwo wspólnocie.
Jeszcze niedawno nie było obowiązku zapinania pasów w samochodzie – czy istnienie teraz tego wymogu zniweczyło wolność powszechną? Czy stając na czerwonym świetle, uznajemy to za ograniczenie wolności?
To pozwala na dwie uwagi. Po pierwsze, im więcej wiemy na temat wzajemnych relacji pomiędzy różnymi elementami środowiska (w tym nami), tym bardziej dostrzegamy złożoność problemu wolności i innych kwestii bezpośrednio związanych z życiem społecznym. Mało kto chciałby uznawać za znaczące ograniczenie wolności zalecenia, a nawet nakazy lekarzy zachowania restrykcyjnej diety po operacji.
Kiedy wprowadzano zakaz palenia w miejscach publicznych, wzbudziło to protest, teraz już nie budzi emocji. Czy czyjaś wolność na tym ucierpiała? Wolność gospodarcza jest limitowana dobrostanem natury i społeczności, które mogłyby być dotknięte zmianami środowiskowymi.
Nie możemy już myśleć o wolności tak, jak to było możliwe wcześniej.
Po drugie, wolność ma więcej niż tylko jeden – odnoszący się do jednostki – wymiar. To klasyczne rozróżnienie na wolność pozytywną i negatywną; odróżnienie wolności jednostki i wspólnoty. Każde z tych rozróżnień bezpośrednio da się odnieść do problemu naszych dyskusji o wolności.
Wolność pozytywna jest to prawo każdego do praktykowania swojego sposobu życia. Prawo podstawowe, można rzec. Istnieje jednak ograniczenie podobnym prawem innych, co pozwala na uzupełnienie pojęcia wolności o wolność negatywną – wolność od naruszana własnych granic czyjąś ingerencją.
Uniwersalność a wolność
Widać wyraźnie, że nie da się tu stworzyć uniwersalnych zasad, nienaruszalnych definicji. Realne okoliczności kształtują stale zakres tych wolności, są one negocjowane według tego podstawowego wskaźnika, że każdemu przysługuje podobny obszar wolności. To nieuchronnie musi powodować spory. W naszym przypadku wolność jednych do negowania skuteczności szczepień i odmowy poddania się im wchodzi w zwarcie z prawem drugich do ochrony ich zdrowia, czemu – w zgodzie w wszelką wiedzą naukową – szczepienia służą.
To pozwala na przejście do drugiego rozróżnienia. Szczepienia mają charakter dobra wspólnego, bowiem – znowu: w zgodzie z wszelką wiedzą naukową – efektem ich stosowania jest odporność populacyjna, wspólnotowa.
Debata nad wzajemnymi relacjami wspólnoty i jednostki nigdy się nie skończy. Nie chodzi o pełne podporządkowanie pojedynczego człowieka wyobrażonej wspólnocie. Jednemu nie da się zaprzeczyć – bez grupy odniesienia nie byłoby indywiduum. To w niej nabywa ono podstawowych umiejętności, ona zapewnia mu opiekę, ona wreszcie kształtuje je jako człowieka.
Stąd zobowiązanie jednostki względem wspólnoty dotyczące starań, by zapewnić jej trwanie nie ma charakteru postulatu, jest faktycznym imperatywem.