Harmonijka uwalnia się od stereotypów
Opublikowano:
2 czerwca 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Rozmowa z grającym na harmonijce Kacprem Smolińskim i perkusistą Bartkiem Milerem, którzy 22 maja br. jako soliści zagrali z orkiestrą Amadeus m.in. „Koncert na harmonijkę chromatyczną, perkusję i orkiestrę smyczkową” Smolińskiego.
Piotr Tkacz: Chciałbym zacząć od pytania, które samo się nasuwa: co ma harmonijka do orkiestry? Jak się pisze utwór, w którym jest ona instrumentem solowym i jak taki nieoczywisty instrument sytuuje się w kontekście orkiestry, choćby smyczkowej?
Kacper Smoliński: Oczywiście takie rzeczy powstawały już wcześniej. Choć harmonijka jest młodym instrumentem, tak jak marimba powstała na początku XX wieku, i tej literatury nie ma tak dużo na ten instrument. Angielski kompozytor Ralph Vaughan Williams napisał „Romance” na harmonijkę, Brazylijczyk Heitor Villa-Lobos stworzył nawet koncert. Ale rzeczywiście nie ma zbyt wielu takich poważanych kompozytorów, którzy napisali coś na harmonijkę. Stwierdziłem, że skoro gram na tym instrumencie, to spróbuję.
PT: A jak uciec poza taki schemat myślowy, w którym harmonijka będzie tylko jakąś ciekawostką, żeby faktycznie pokazać, że to jest pełnoprawny instrument?
KS: Dla mnie to, że to jest harmonijka i marimba, jest totalnie drugorzędne względem kompozycji, czy w ogóle muzyki. Chodziło mi o to, żeby po prostu się tego dobrze słuchało.
To jest dla mnie najważniejsze, żeby muzyka była intrygująca, żeby była narracja – momenty, które angażują, części, które są dialogiem, korespondują ze sobą, żeby ten utwór był jak żywy organizm, w którym są części pełniące jakąś konkretną funkcję. W sumie więc nawet się nie zastanawiałem nad tym, jak umieścić harmonijkę albo marimbę. Oczywiście przesłuchałem jakieś rzeczy na marimbę i wiadomo, że są specyficzne techniki, czy na harmonijce, czy na marimbie, które są używane tylko w ich przypadku, więc można to sobie zanotować przed momentem komponowania i potem z nich skorzystać.
Ale nadal najważniejsza zostaje kwestia formy utworu, melodii, które wpadają w ucho, narracji czy intrygi.
PT: Ale zarazem te instrumenty mają swoją specyfikę. Trudno powiedzieć, że gdyby to był, dajmy na to, klarnet, to byłoby tak samo.
KS: I właśnie o to chodzi – mogłoby się wydawać, że te instrumenty są inne, ale mają bardzo dużo podobieństw. Harmonijka i marimba są idiofonami, czyli na każdy dźwięk, który wydobywa się z tych instrumentów, przypada osobne, oddzielne źródło. W przypadku marimby czy wibrafonu jest to sztabka. A w harmonijce to taki języczek, który w zasadzie, jak się spojrzy na ten instrument, to on wygląda podobnie. Można by było powiedzieć, że harmonijka jest w tym sensie instrumentem perkusyjnym. Bartek pewnie bardziej pewnie się orientuje, może to jest naciągnięte…
Bartek Miller: Ja nie uważam, że to jest naciągnięte – to trochę na takiej samej zasadzie jak fortepian jest instrumentem perkusyjnym. To stwierdzenie oczywiście wzbudziłoby kontrowersje u niektórych u pianistów, bo niestety perkusja jest bardzo często stereotypowo utożsamiana z hałasem.
PT: Z waleniem w bębny.
BM: Tak, to mnie okropnie irytuje i całe życie staram się pokazać, że jednak tak nie jest i że perkusja potrafi też bardzo pięknie, lirycznie zabrzmieć i chwycić za serce.
Ale zgadzam się z tym, co mówi Kacper. Uważam, że można tak skategoryzować te dwa instrumenty, a na pewno mają ze sobą coś wspólnego. I wydaje mi się, że to chyba główny powód, z tego co zrozumiałem, dla którego zdecydował się je połączyć.
KS: Głównym powodem było to, że po prostu dobrze się dogadujemy z Bartkiem, jest moim przyjacielem i było mi lżej z myślą, że mogłem w trakcie komponowania, a było to dla mnie olbrzymie wyzwanie, zadzwonić do Bartka i powiedzieć, że nie dam rady (śmiech).
PT: Myślałem, że może zadzwonić, żeby się skonsultować. Bo coraz częściej kompozytorzy nie mają z tym problemu, żeby po partnersku podejść do instrumentalistów, a nie jak do wykonawców zlecenia.
BM: Rzeczywiście, co chwilę były jakieś konsultacje. Wiedziałem od samego początku, i Kacper też wiedział, że ta partia marimby na pewno będzie musiała być przeze mnie jeszcze przeskanowana, zmodyfikowana czy poprawiona. Ale to są rzeczy normalne.
PT: Czy ta partia jest bardzo wymagająca?
BM: Jest wymagająca pod takim względem, że… Kacper, nie obraź się, ale jest ona mało marimbowa (śmiech), co nie jest niczym dziwnym, bo zwykle kompozytorzy nie mają takiej dogłębnej wiedzy o danym instrumencie.
W związku z czym musiałem tam wprowadzać bardzo dużo zmian logistyczno-technicznych, szczególnie w artykulacji. Przede wszystkim największym problemem dla mnie była aplikatura; tak jak pianiści mają palcowanie, tak u nas jest pałkowanie – każda pałka ma swoją cyferkę.
Pamiętam, że siedziałem dobre 10 godzin nad samym rozpisaniem, w jaki sposób układy muszą być użyte, żeby to było do zagrania płynnie i ładnie.
PT: Jeśli chodzi o skojarzenia z innymi instrumentami, to harmonijka zbliża się brzmieniem do akordeonu, innego instrumentu względnie młodego, który nie ma może tak ustalonej renomy.
BM: Akordeon jest przede wszystkim, zresztą w bardzo podobny sposób jak z perkusją czy harmonijką, obciążony stereotypami: kojarzy się z chałturami czy Cyganami.
PT: Ulicznymi muzykami.
BM: Pokutuje też wizerunek instrumentu, na którym bardzo łatwo się gra – klawiatura w lewej ręce umożliwia wydobycie akordu za naciśnięciem jednego guzika.
A dzisiaj, w świecie muzyki poważnej, są akordeony guzikowe, które powodują, że możliwości techniczne są niesamowite. Jest tak, jakby się dysponowało dwiema klawiaturami, i szkoda, że to jest tak bardzo bagatelizowane.
KS: Klawiatura w akordeonie ma większe możliwości niż zwykła fortepianowa, dzięki układowi heksagonalnemu, więc bardzo łatwo jest złapać np. dwie oktawy.
BM: Harmonijka jest w podobnej sytuacji. Bo jakie są powszechne skojarzenia? Że jakiś dziadek w Stanach bluesa gra… A do tego zazwyczaj harmonijka jest kojarzona w wersji diatonicznej, o chromatycznej, na której gra Kacper, mało kto tak naprawdę wie. Akurat wczoraj rozmawiałem z kumplem, skrzypkiem, i mówię, że Kacper połowę swojej skali musi grać na wdechu, a nie na wydechu, i ten skrzypek był zdziwiony. Podałem mu przykład, że jest w utworze pewne wejście – a przy wejściu naturalnym odruchem jest zrobienie wydechu – które zaczyna się od dźwięku granym na wdechu. To jest wszystko niesamowicie złożone i szkoda, że ten instrument jest tak niedoceniany, ale to przyjdzie z czasem.
PT: Jakie możliwości daje grającemu harmonijka chromatyczna, których nie daje ta zwykła jej odmiana?
KS: Jeśli harmonijka diatoniczna jest dobrze ustawiona, to można grać chromatycznie.
Jednak każdy dźwięk poza tą diatoniczną skalą jest wykonywany inną techniką, więc brzmienie nie jest spójne. Brzmienie harmonijki chromatycznej jest spójne, bo każdy dźwięk jest w taki sam sposób wydobywany. To jest ta podstawowa różnica, bo na diatonicznej też można zagrać wszystkie dźwięki, tylko że to już samo z siebie w zasadzie brzmi jak blues.
A w przypadku chromatycznej niektóre dźwięki brzmią jak jakieś zgrzyty, to jest fajny efekt.
PT: Czyli to daje możliwości indywidualnego podejścia do każdego dźwięku, kształtowania go?
KS: Daje mi to możliwość wymyślania melodii, która mi się podoba. Piszę i nie zastanawiam się nad tym, żeby melodia pasowała na harmonijkę. Wiem, że będę w stanie to zagrać.
PT: A co do artykulacji – czy można mówić o różnych technikach wydobywania dźwięku?
KS: Harmonijka jest instrumentem dętym – jest bezpośredni kontakt z ustami, za pomocą których można kształtować dźwięk, wpływać na ilość harmonicznych. Jestem w stanie wpływać na barwę, a co do artykulacji, to mogę zrealizować podwójne staccato, grać vibrato, tremolo czy robić różne przedęcia.