fot. Materiały prasowe

Muzyka bezcenna w Wielkopolsce #53

„Muzyka bezcenna w Wielkopolsce” to rekomendacje albumów z naszego regionu, których autorzy umożliwiają ich bezpłatne pobranie. W tym odcinku Kuba Pruz, Luwol i Qubey.

KUBA PRUZ
Muzyka dla ludzi
Wielu Nagrania, 2022

 

 

Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by odcinek „Muzyki bezcennej” był tak naszpikowany elektroniką jak ten. W zależności od sytuacji w naszym lokalnym podziemiu, punkt ciężkości przenosił się na scenę rockową, eksperymentalną czy jazzową, jednak tym razem mowa będzie o mocy osiąganej rozwiązaniami stricte cyfrowymi. I to w radykalnej, a czasem wręcz bezlitosnej dla uszu formie.

 

W takim wydaniu proponuje nam ją Kuba Pruz, który pod koniec czerwca, jako członek niezależnej poznańskiej oficyny Wielu Nagrania, wydał „Muzykę dla ludzi”.

To wyjątkowo przewrotny i mylący tytuł, bowiem na płycie nie uświadczymy ani gładkiego radio-popu, ani tym bardziej muzaku do wind. No, chyba że mamy na myśli stary, zardzewiały elewator zrywający się z łańcuchów z kilkutonową mocą. Dla sporego grona osób taka muzyka elektroniczna może być nie do strawienia – w końcu chodzi o cybernetyczny i chaotyczny breakcore, w którym gęste połamane rytmy szatkują wykręcone brzmienia syntezatorów, co może przypominać choćby o płytach legendarnego IDM-owego duetu Autechre (i to nawet na poziomie tytułów, jakże podobnych do ich „Tri Repetae++”, „Vletrmx21” czy „1 1 is”). „Muzyka dla ludzi” to muzyka dla każdego, kto choć raz zachwycił się Aphex Twinem czy katalogiem kultowego Rephlexu.

To czysty braindance – zamiast próbować podrygiwać w drgawkowym uniesieniu, ruszamy głową, a raczej tym, co w niej mamy, próbując nadążyć za kanonadą, w której tyle samo ulicznego amen break, co laboratoryjnego glitchu.

Jajogłowi klubowicze – wiedzcie, że będziecie zadowoleni.

 

LUWOL
Brutality 4
wydanie własne, 2022

 

 

A gdyby tak jeszcze bardziej dokręcić śrubę? W tym odcinku idziemy na całość, toteż nie ma powodu, by po wstępnym szoku, jaki zgotował nam autor poprzednio opisywanej płyty, nie polecieć na czołówkę, w sam środek piekła zgotowanego przez jednoosobowy projekt Luwol.

 

Co powiecie na surowy jak tatar black metal, tyle że w wydaniu stricte elektronicznym? Takim, w którym cyfrowy hałas przegięty jest tak bardzo, że taką muzykę, jaką proponuje nam ten zasępiony poznaniak zwykło się określać mianem harsh noise, a nawet harsh noise wall.

Patrząc na okładkę, można odnieść wrażenie, że Luwol to kolejna podziemna kapela uprawiająca raczej tradycyjne, norweskie darcie mordy, jednak on zamiast gitar woli kręcić gałkami, w czym jest niemniej diaboliczny niż ten czy tamten kontynuator obrazoburczej myśli biesów z Watain. Jego „Brutality 4”, podobnie jak poprzednie albumy, to tempa podkręcone tak, że aż trudno złapać oddech. Zwłaszcza, że nie odpoczniemy aż do samego końca – przedzierając się przez twarde techno rodem z Detroit („Undaground”) czy europejski hard dance („Frooty Loopa”), zadyszki może jeszcze nie ma, ale im dalej w ten las, tym ciemniej.

Masywne, zapętlone, nieznające litości przestery w „Y’all Ain’t Ready Fo This”, opętańczy gabber w „Quickie” czy czysty speedcore w – nomen omen – „True Speedcore” dają znak, że z tej dźwiękowej opresji nie wyjdziemy cało. A wszystko to podlane czarnym jak diabli nadali sosem, o który zwykle dbają długowłosi szarlatani paradujący z odwróconymi krzyżami na piersiach.

No mniam!

 

QUBEY
Saturday Breaks
wydanie własne, 2022

 

 

Po tak piekielnej konfrontacji zasłużyliśmy na małą chwilę wytchnienia, choć wbrew tytułowi, niedzielnej sielanki nie ma i w przypadku „Saturday Breaks”.

 

Qubey, jeden z bardziej utalentowanych rezydentów poznańskiego klubu Projekt LAB, proponuje nam gęstą, choć nieco pogodniejszą mieszaninę brzmień, na jakich opiera się breakbeat, techno, rave i bass, podając je w futurystycznej formie rodem z „Cyberpunk 2077”, co zresztą dobrze sugeruje okładka.

„Saturday Breaks” to z jednej strony podróż w czasie, świat dźwiękowych pikseli, w którym drogę wytycza nam cierpki, metaliczny acid, a z drugiej – wykraczanie w przyszłość, sugerowane przez arytmiczne, wielowymiarowe motywy, łączące wątki etniczne z całkowitym futuryzmem w jeden spójny amalgamat.

Są też momenty, na których Qubey brzmi całkiem dubowo czy może raczej acid dubowo – jak w chyba najbardziej wyluzowanym momencie płyty, jakim jest „On The Train”. Również tu nie ponosi fiaska, pokazując jak eklektyczny jest w swojej wizji inteligentnej muzyki tanecznej, która jednak ze sceną Intelligent Dance Music (IDM) nie ma wiele wspólnego.

Fakt, i on potrafi być dość nostalgiczny, retrospekcyjny i krążyć gdzieś wokół dokonań dawnych wizjonerów z Warp Records, jednak słuchając takiego „Feel It Right”, przypominamy sobie raczej o brytyjskim rave – wariatach z Altern 8, Acen czy Bizarre Inc. Teraz pozostaje czekać na kolejny ruch poznaniaka – licząc, że już za jakiś czas podsunie nam kolejny krążek, którym zaintryguje jeszcze bardziej, proponując nam prawdziwy popis retro-futuryzmu.

A póki co, po prostu dajemy mu suba!

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
2
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0