fot. Dawid Stube, na zdj, Jakub Grzechowiak

Żyć ze sztuki i tworzyć aż do końca

Z Jakubem Grzechowiakiem, gnieźnieńskim twórcą młodego pokolenia - o składaniu dźwięków, debiutanckim albumie „Division”, a także o projektach, występach i potencjale kulturalnym Gniezna - rozmawia Kamila Kasprzak-Bartkowiak.

Kamila Kasprzak-Bartkowiak: Istnieje taka teoria, że ludzi możemy podzielić na słuchowców i wzrokowców. Czy zgodziłbyś się z tym podziałem?

Jakub Grzechowiak: Myślę, że ten podział ma prawo funkcjonować do pewnego stopnia – zwłaszcza w kwestii technik uczenia się, według których sam bardziej jestem słuchowcem – choć faktem jest też, że to nie sprawdza się we wszystkich sytuacjach. Czasami po prostu muszę zobaczyć informacje, które chcę przyswoić.

 

Z kolei jeśli chodzi o tworzenie, to jest to zupełnie inna bajka, bo przeważnie mieszają się we mnie  dźwiękowe wizje, obrazy z życia i zapachy, więc nie jestem w stanie zaszufladkować się jako słuchowiec lub wzrokowiec.

Staram się kształtować w sobie synestezje i póki co wychodzi to całkiem nieźle, czyli potrafię usłyszeć dźwięk jako kolorową teksturę, i na odwrót: wyobrażam sobie widoki, które postrzegam jako określone barwy i instrumenty.

 

K.K.-B.: A kiedy sam zacząłeś świadomie składać dźwięki, znaczy komponować, i czy od razu była to elektronika?

J.G.: Moją obecną świadomość dźwięków i gry na instrumentach budowałem od wielu lat. Myślę jednak, że momentem przełomowym był utwór, którym wywalczyłem sobie drugie miejsce w konkursie dla kompozytorów muzyki elektronicznej w 2019 roku podczas Cekcyn Electronic Music Festival.

 

Dziś nie pamiętam już nawet jego tytułu, ale wiem, że proces twórczy był świadomym szukaniem pożądanych brzmień i układaniem ich w całość. Faktycznie więc moim pierwszym gatunkiem była muzyka elektroniczna, na którą wyeksponowany byłem już od najmłodszych lat dzięki tacie (pozdro dla niego!), z którym słuchamy jej dużo po dziś dzień.

 

K.K.-B.: Do swej gry używasz instrumentów klawiszowych. Powiedz, jak i gdzie nauczyłeś się na nich grać i z jakiego jeszcze korzystasz sprzętu?

J.G.: Na klawiszach uczę się grać cały czas i zapewne będę to robić do końca życia, tak samo jak z każdym innym instrumentem. Na samym początku uczyłem się pod okiem pana Roberta Zgoły z Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Kłecku. Jednak po pewnym czasie zaniechałem tych lekcji i zacząłem uczyć się sam.

Jakub Grzechowiak, fot. Dawid Stube

Jakub Grzechowiak, fot. Dawid Stube

 

Przez całe swoje życie uczę się grać na tak zwanego czuja, co oznacza, że kiedy usłyszę jakiś interesujący patent w utworze, którego słucham, to próbuję rozłożyć go na części pierwsze i przyswoić do mojego „słownika” muzycznych wyrażeń.

Jeżeli chodzi o instrumenty klawiszowe, najczęściej sięgam po syntezatory i pianina elektryczne, jak rhodes czy wurli, ale nie boję się też klasycznego brzmienia fortepianu, hammondów, clavinetów i innych wynalazków technicznych.

Oprócz klawiszy bardzo często w swoich utworach używam gitar, klasycznej i elektrycznej, a od niedawna również basowej. Bawię się także perkusją, ale przez wzgląd na dobro moich serdecznych dziadków mieszkających pod moim mieszkaniem tego instrumentu używam najrzadziej. Natomiast sercem całego mojego setupu jest program Ableton, dzięki któremu nagrywam wszystkie instrumenty.

 

K.K.-B.: W konsekwencji tego wszystkiego zrodziła się na pewno płyta „Division”. Jakie towarzyszyły jej inspiracje muzyczne i pozadźwiękowe historie?

J.G.: Cały album zaczyna się od nieco skocznej „Groteski”, podczas której tworzenia inspirowałem się luźno licealnymi lekcjami języka polskiego i literackim motywem groteski. Solówka w „Grotesce” wbrew pozorom nie nawiązuje do twórczości Marka Bilińskiego, co bywa mi sugerowane. Całkiem samodzielnie próbowałem ją nagrać aż 83 razy i dopiero to 83 podejście okazało się tym, które zostawiłem na płycie.

 

Drugi utwór o nazwie „Pożegnanie” jest moją muzyczną refleksją na temat motywu vanitas, bo kiedy go tworzyłem, słyszałem w uszach dźwięki starości, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Kolejna kompozycja, czyli „Tea”, ma już zupełnie inną genezę – stworzyłem ją w jeden wieczór po wypiciu znacznej ilości herbaty i kojarzy mi się mocno z rave’owymi klubami muzycznymi.

 

Natomiast „Coffee tastes better with you” to w moim odczuciu niezwykle chillowy kawałek, inspirowany osobą, z którą swego czasu piłem kawę, stąd tytuł i pomysł na utwór.

W przypadku niektórych utworów inspirowałem się też poezją – tak było choćby z „Ostatnimi tchnieniami”, które są muzyczną narracją do mojego wiersza o tym samym tytule. We wspomnianym wierszu porównuję skończenie konkretnej relacji do zjawiska podobnego do śmierci, zaś brzmieniowo inspirowałem się zespołem Tangerine Dream, a hiphopowego charakteru bębnów zaczerpnąłem z twórczości Kanyego Westa.

Tytułowy „Division” to po prostu jazda bez trzymanki, bo nie stała za nim żadna myśl, tylko moje czyste uczucia sprzed dwóch lat (bo wtedy właśnie powstał ten utwór) przelane na kwaśne syntezatorowe brzmienia. Ostatnie dwa kawałki z płyty są ze sobą ściśle powiązane – „Herstory” to utwór, który powstał zaraz po śmierci mojej babci i jest kompozycją o niej oraz dla niej, a „Requiem” to swoisty odpoczynek po całej burzy emocji wylanej w poprzednim utworze.

 

Jakub Grzechowiak, fot. Dawid Stube

Jakub Grzechowiak, fot. Dawid Stube

Do tego ostatniego nagraliśmy superklip z Michałem Stefańskim, gdzie głównym bohaterem jest pole rzepaku, po którym przechadzam się i oglądam majestatyczne widoki polskiej wsi.

Ogólnie brzmienie płyty zdefiniowało wielu wykonawców, którymi się inspirowałem, między innymi Vangelis, Tomasz Makowiecki, Tomasz Pauszek, Genesis czy Aphex Twin. Mógłbym wymieniać ich bardzo, bardzo długo.

 

K.K.-B.: Czy było coś, na czym tobie szczególnie zależało podczas pracy nad tym albumem i czy dziś jego tworzenie wyglądałoby inaczej?

J.G.: Zależało mi na tym, by tak dobrać utwory, żeby mimo swojej różnorodności w jakiś sposób do siebie pasowały. I myślę, że to się udało. Dziś z pewnością poświęciłbym więcej czasu na promocję albumu, żeby dotrzeć do większej liczby słuchaczy. Postarałbym się też o wrzucenie singla na jakąś playlistę na platformach streamingowych.

Wiem, że stojąc tu, gdzie stoję dzisiaj, stworzyłbym album bardziej wysmakowany; sam proces twórczy byłby z pewnością mniej żywiołowy, a bardziej stonowany, spokojny. Nauczyłem się analitycznego myślenia o własnej twórczości: jakiego użyć wyrazu, aby przekazać to, co mi w głowie siedzi? Jakiego użyć do tego narzędzia? Te trudne pytania, które zadaję sobie dziś, są na porządku dziennym w trakcie tworzenia muzyki i z pewnością zadałbym je sobie, tworząc „Division” dzisiaj.

 

K.K.-B.: Swoimi kompozycjami muzycznymi wspierasz też innych, jak El Wiwiego ze Skoy Label czy Agatę Wesołowską. Skąd wzięła się ta współpraca i co w ramach niej powstało?

J.G.: Z Wiktorem znamy się od zawsze, bo razem z naszymi rodzinami spędzaliśmy wakacje, odpoczywaliśmy w Skorzęcinie i jeździliśmy rowerami. Mimo iż przedstawiamy się jako kuzynostwo, to bliżej nam do młodszego i starszego brata, a jak wiadomo, wszystko zostaje w rodzinie i nie inaczej było w kwestii muzyki.

Jakub Grzechowiak, fot. Dawid Stube

Jakub Grzechowiak, fot. Dawid Stube

 

Wiwi od wielu lat śpiewał i pewnego razu okazało się że ma napisany jakiś tekst. No to ja do niego mówię, że możemy coś razem zdziałać, bo bawiłem się wtedy w muzykę już całkiem mocno i brakowało mi jakiegoś wokalisty, żeby sprawdzić się w produkcji pod wokal.

Zaczęło się niewinnie, aż następnego roku nagraliśmy „Raise a Glass” i rozpoczęła się praca nad debiutanckim albumem Wiwiego, który wydaliśmy w ubiegłe wakacje. Teraz El Wiwi ze Skoya odszedł i obecnie pracujemy nad jego drugim albumem.

Agatę z kolei poznałem w liceum, szybko okazało się, że pisze teksty i śpiewa, stwierdziłem więc, że fajnie byłoby też zdziałać coś razem. Tak powstał duet Me and Her, który współtworzymy do dzisiaj, do tej pory wydaliśmy sześć utworów. Oprócz tego wyprodukowałem kilka jej solowych piosenek, w tym moje ulubione „Boli mnie” z drugiej płyty Agaty pt. „Datsuzoku”.   

 

K.K.-B.: A jak jako młody muzyk patrzysz na swoje rodzinne Gniezno i możliwości kulturalnego działania w tym mieście?

J.G.: Zakochałem się w Gnieźnie, kiedy poszedłem do liceum i zacząłem odkrywać to miasto oraz tworzących je ludzi. Uważam, że Gniezno sztuką stoi, bo jest masa wiary, która pcha cały kulturowy wózek do przodu, są ręce do współpracy i jeszcze ani razu nie miałem sytuacji, w której brakowałoby mi osób do projektów, które realizuję.

Jakub Grzechowiak, fot. Dawid Stube

Jakub Grzechowiak, fot. Dawid Stube

Współpracuję co jakiś czas z eSTeDe (Centrum Kultury Scena To Dziwna), gdzie w ubiegłym roku organizowaliśmy koncert młodych gnieźnieńskich wykonawców, a potem sami zagraliśmy z zespołem koncertowe aranżacje utworów Agaty Wesołowskiej.

Graliśmy też koncert podczas Weekendu Grajków Ulicznych we współpracy z MOK-iem (Miejski Ośrodek Kultury), a wraz z Michałem Stefańskim zrobiliśmy film na wernisaż o gnieźnieńskiej Wenecji (jezioro Jelonek) dla Biblioteki Publicznej.

Można naprawdę wymieniać tego sporo, bo dzieje się dużo i jako artysta czuję, że mam ręce pełne roboty. Chciałbym bardzo wystąpić na placu św. Wojciecha, to takie marzenie od momentu, kiedy byłem tam jako dziecko na koncercie bodajże Bajmu (śmiech).

 

K.K.-B.: Co więcej, obecnie jesteś w ostatniej klasie I Liceum Ogólnokształcącego w Gnieźnie i w tym roku piszesz maturę. Co dalej, muzyka czy film? Bo ta druga dziedzina pojawiła się jako plan podczas naszej luźnej rozmowy…

J.G.: Ponoć piszemy coś takiego w maju, ale staram się, aby ten temat nie zaprzątał mi za bardzo głowy, bo potwornie mnie on nuży. Rzecz jasna podejdę do egzaminów, gdyż pisze się je całkiem sprawnie i przyjemnie, ale bardziej irytuje mnie otoczka wykreowana wokół tego egzaminu jako czegoś, od czego zależy całe nasze życie.

 

Jakub Grzechowiak, fot. Dawid Stube

Jakub Grzechowiak, fot. Dawid Stube

W tej chwili skupiam się w stu procentach na muzyce i wciąż uczę się szukać odpowiednich wyrazów czy środków artystycznych. Zaakceptowałem w sobie los artysty jako los człowieka nieustannie podróżującego coraz to bardziej w głąb siebie i świata otaczającego, więc dopóki jestem w stanie, chcę brnąć w ten las przy użyciu dźwięków.

Rzecz jasna, jeśli to przestanie wystarczać, zmiana formy może okazać się dla mnie zwykłą koniecznością – wtedy jak najbardziej rozważę ponowne już podejście do filmu. Sztuka jest dla mnie narzędziem opisu konkretnych płaszczyzn rzeczywistości, stąd najważniejsza pozostaje dla mnie znajomość słownika artystycznego rzemiosła, w którym tworzę w danym momencie.

 

K.K.-B.: Na koniec zdradź może swoje najbliższe plany i nieco dalsze marzenia…

J.G.: Moje najbliższe plany? Grać i tworzyć, ile fabryka da. Obecnie z kumplami (Mikołaj Stopczyński, Tymek Mikołajczyk, Michał Stefański, Oliwier Czajkowski, Filip Głowski) działamy nad postpunkowym projektem, a to dla mnie zupełnie nowa muzyka i nowe wyzwania.

 

Jakub Grzechowiak, fot. Dawid Stube

Jakub Grzechowiak, fot. Dawid Stube

Oprócz tego pracuję wciąż powoli nad albumem „Made in Gniezno”. Chciałbym powiedzieć coś więcej o ewentualnej dacie premiery tego dzieła, ale to zbyt odległy temat. Na pewno chciałbym skończyć ten album bez narzuconego deadline’u.

Nieustannie działamy też razem z Agatą Wesołowską z projektem Me and Her, z którym co jakiś czas koncertujemy, również na naszym podwórku. Poza tym jakiś czas temu razem z El Wiwim rozpoczęliśmy pracę nad jego drugim albumem, ale tutaj nie mogę zbyt wiele spoilerować (śmiech).

I wreszcie, produkuję naprawdę fajny numer dla Muzeum Początków Państwa Polskiego (pozdrowienia dla Mixera!), pracuję nad jednym utworem z Jordanem Niedzielskim znanym z zespołu Savior, a za moment ze znajomymi muzykami ze szkoły nagrywamy utwór na 160-lecie I LO.

Bardzo intensywny okres, ale to mnie cieszy, bo wiem, że za jakiś czas zaowocuje wieloma klawymi wydawnictwami. A co się tyczy dalszych marzeń… Żyć w spokoju ze sztuki i tworzyć aż do końca. Tylko tyle i aż tyle.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
6
Świetne
Świetne
33
Smutne
Smutne
1
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
1