fot. Emilian Prałat, na zdj. ruiny kościoła w Gryżynie

Brzoza, legenda i ruina kościoła

Niewielki las, mała wieś, którą szybko się mija. Przy jej końcu stara, owocowa aleja, równo obsiane pola, a wśród nich regularna kępa drzew.

Przy polnej drodze nieco przyprószony czasem i brudem świątek w formie Chrystusa frasobliwego z drewna. Im dalej zanurzamy się w głąb alei, tym bardziej wyraźna staje się bryła kamiennego kościoła, w zasadzie jego ruiny, która trwa na tym miejscu od połowy XIII wieku, zaś w formie już nie sakralnej i zniszczonej od końca XIX wieku.

 

Kiedyś patronem świątyni był Święty Marcin. Wokół ruiny (dzisiaj w rejestrze zabytków) znajdowała się do XVII wieku wieś, a teren ten zasiedlany był na długo przed chrztem Polski. Dzisiaj jest to miejsce odwiedzane głównie przez rowerzystów, którzy zbaczając z głównych dróg, docierają do urokliwej Gryżyny i wspomnianych resztek romańskiego kościoła.

O ile już sam obiekt jest interesujący ze względów historycznych i artystycznych, o tyle nie mniej fascynująca jest legenda związana z tym miejscem, rozpropagowana już w XIX wieku i służąca jako opowieść moralizująca i pouczająca. Współcześnie wydaje się niektórym nieco drastyczna. Jest jednak nadal przekazywana, a pamięć o brzozie gryżyńskiej trwa. Oddajmy jednak głos Lucjanowi Siemieńskiemu, który w 1845 roku przywołał taką oto treść podania:

 

W bliskości rzeki Obry leży wieś Gryżyna; o kilka staj za nią stoi kościół Św. Marcina zupełnie zrujnowany, a przy nim wznosi się niezmiernéj wielkości brzoza. Przed wielu laty zmarło tu dziecię i pochowano je na cmentarzu pod kościołem, aż pewnego dnia grabarz, co grób kopał, przybiegł do plebana dając mu znać, że to dziecię, co przed tygodniem zmarło, wciąż rączkę białą wysuwa z pod mogiłki. Pleban wziął natychmiast krzyż i stułę, i pobiegł zażegnać to dziwo, ale co ziemi przyrzucał, co się namodlił, nic niepomogło, zawsze na wierzch wychodziła rączka. Niewiedząc innéj rady, kazał w dzwony uderzyć, aby się gromada zbiegła; a gdy go otoczyła kołem, odezwał się do matki zmarłego dziecięcia, aby wyjawiła tajemnicę, bo musi być tajemnica, dla któréj to niebożątko niema spokoju w grobie. Na to wezwanie matka zanosząc się od płaczu, zeznała, iż jedynego synaczka psuła swemi pieszczotami, za co jéj źle się odpłacił, bo raz w gniewie odważył się ją uderzyć. — Bierz więc tę rózgę — rzekł pleban, i bij rękę syna, która domaga się spełnienia ziemskiéj kary. Posłuszna rozkazowi uderzyła rószczką po rączce, i oto natychmiast schowała się pod ziemię. Na tę pamiątkę ks. pleban zatknął onę rószczkę na grobie i wyrosła z niéj ogromna brzoza, którą pokazują na przestrogę niedobréj dziatwie.

Legenda

Najstarsza wzmianka o brzozie gryżyńskiej znalazła się w „Przyjacielu Ludu” w 1835 roku. druga w formie ballady, wyszła spod pióra Franciszka Morawskiego i została sparafrazowana przez Lucjana Siemińskiego.

 

Dawne wejście główne do kościoła, fot. Emilian Prałat

Dawne wejście główne do kościoła, fot. Emilian Prałat

Jan Karłowicz odnotował, iż podobne podanie znane było wśród łużyczan, w zbiorze braci Grimm, gdzie znalazła się bajka pt. „O upartem dziecku” oraz w piosenkach wykonywanych w trakcie świąt wielkanocnych, gdzie pojawiającym się motywem jest niemożność trafienia do nieba duszy, która za życia podniosła rękę na rodziców.

„Przyjaciel Ludu”, przywołując legendę o brzozie gryżyńskiej, sugeruje, iż kościół Świętego Marcina miał się wznosić w miejscu wcześniejszego, pogańskiego miejsca kultowego:

 

„Spostrzeżesz na niej najprzód szaniec, szwedzkim zwany, Dalej małą budowę, dziś w gruzach leżącą, w której jeszcze swe bogi mieli czcić pogany”.

 

Ów szaniec to pozostałości osady usytuowanej w okolicach dzisiaj nie istniejącego przysiółka Gryżynka.

O brzozie wspomina również największy znawca polskiej kultury i tradycji ludowej Oskar Kolberg. Nie jest znany moment, w którym legenda zaczęła funkcjonować w regionie. Jednak o fakcie jej powszechności świadczy chociażby to, iż pojawia się praktycznie w każdej XIX-wiecznej wizytacji biskupiej. Przywoływana była jako opowieść ku przestrodze. Włączenie w nią opowieści nadprzyrodzonych wzmacniało siłę przekazu podaniu.

Co ciekawe w momencie kiedy już w nowo lokowanej wsi Gryżyna spłonął kościół, ówczesny proboszcz zdecydował się na szczególną inicjatywę.

 

Prezbiterium kościoła św. Marcina i widoczna brzoza, fot. Emilian Prałat

Prezbiterium kościoła św. Marcina i widoczna brzoza, fot. Emilian Prałat

Dwa lata przed pożarem w brzozę uderzył piorun. Wydawało się, że drzewo obumrze. Jednak wiosną kolejnego roku odrodziło się. Pokonał je dopiero tego samego roku wiatr, który złamał koronę i rzucił ją na dach kościoła św. Marcina dodatkowo uszkadzając budynek. Obumarłe drzewo zostało wycięte, a w jego miejscu zasadzono nową brzozę.

Tak, że dzisiaj w pierwotnym miejscu rośnie ten właśnie gatunek. Z pozyskanego drewna zapobiegliwy proboszcz kazał wykonać niewielkie krzyżyki, które wspólnie z zapisem legendy i prośbą o wsparcie odbudowy spalonego kościoła św. Barbary zostały rozesłane po Wielkopolsce w nadziei na zebranie niezbędnych środków.

Efekt nie był imponujący, bowiem prace nie rozpoczęły się jeszcze przez kilka lat. Ale nie to jest najistotniejsze. Mimo iż – jak głoszą zapiski w archiwum parafialnym – inicjatywa księdza była zakrojona na szeroką skalę, to nie zachował się chociażby jeden krzyżyk z osławionej brzozy. Podaje się natomiast informację – równie legendarną – że z pnia miał powstać krzyż, który do dnia dzisiejszego ma wisieć w kruchcie sanktuarium maryjnego w Borku.

 

Brzoza pochylająca się nad kościołem w Gryżynie, fot. Emilian Prałat

Brzoza pochylająca się nad kościołem w Gryżynie, fot. Emilian Prałat

Przy okazji pobytu w pobliskim Osieku legendę o mogile i drzewie usłyszał Mickiewicz. Czy oddziałała w jakiś sposób na jego twórczość? Trudno jednoznacznie to stwierdzić, niemniej na pewno jej moralizatorski charakter wpisywał się w założenia części jego dzieł.

Dzisiaj pozostałości kościoła św. Marcina – ufundowanego przez rodzinę Borków – są jedynym śladem po dawnej, ulokowanej wokół niego osadzie, która była jedną z najstarszych w tej części Wielkopolski. Zaś kolejna już brzoza wychylająca się nad dawnym prezbiterium przypomina o legendzie.

Miejsce, choć opuszczone, odżywa za sprawą organizowanych od kilku lat rokrocznie we wrześniu spotkań plenerowych dedykowanych różnym ważnym postaciom i osobom.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
6
Świetne
Świetne
7
Smutne
Smutne
1
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0