Recenzja: „Jesteśmy idealni”
Opublikowano:
20 czerwca 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
W dokumencie Marka Kozakiewicza młode osoby transpłciowe i niebinarne opowiadają o tym, jak im się żyje w Polsce. Takiego filmu jeszcze nie było.
Najpierw był „Fanfik” Natalii Osińskiej o młodzieńczym odkrywaniu nienormatywnej tożsamości. Powieść osiągnęła spory sukces, nie tylko wśród osób czytających young adult. Ekranizację dla Netflixa Marty Karwowskiej miał poprzedzić casting, z którego postanowiono wyłowić idealną osobę do zagrania Tośka. Anu Czerwiński, transpłciowy filmowiec (m.in. drugi reżyser „Jesteśmy idealni”), o poszukiwaniach młodej osoby trans/niebinarnej donosił w mediach społecznościowych. Wpłynęło 300 (!) zgłoszeń, z których wybrano 30. Finalnie główna rola przypadła Alinowi Szewczykowi, transpłciowemu modelowi i aktorowi.
Pomysł na dokument
Według statystyk Europejskiego Centrum Solidarności aż 75% młodych osób LGBTQ+ w Polsce czuje się samotne i miewa myśli samobójcze. 75% matek i 85% ojców nie akceptuje swoich transpłciowych dzieci. Reprezentacja ma znaczenie, bo pokazuje, że w społeczności siła, że obok są osoby takie jak ja. Dlatego zaskakująca liczba młodzieży chętnej do zaprezentowania siebie i swojej (deprecjonowanej w Polsce) tożsamości przed kamerą to potencjał, który trudno było zmarnować. Na castingu obecny był również Marek Kozakiewicz, reżyser docenionego „Silent Love”, filmu o lesbijkach wychowujących brata jednej z nich, i sojusznik nieheteronormatywnej społeczności.
Postanowił nakręcić dokument o poszukiwaniu Tośka. Tak ekipa filmowa wybrała kilkoro osób bohaterskich – Gosię, Werkę, Kajetana, Alina i Wika.
Jednym z pierwszych zadań, jakie przed nimi postanowiono, było odegranie scen i sytuacji, których same doświadczyły w codziennym życiu w Polsce, najbardziej – według rankingu ILGA Europe – transfobicznym i homofobicznym kraju Unii Europejskiej. Wykrzykują złość. Pokazują dysforię, czyli coś, co się czuje, co nie jest raczej widoczne. Przede wszystkim jednak opowiadają o sobie, swoim odkrywaniu, że nie są tymi, za których bierze ich/je otoczenie.
Wyrażają swoją niezgodę na siłowe wpychanie w binarność.
Mają odwagę się wychylić; co jest trudne, kiedy ma się zaledwie 20 (lub mniej) lat, jest się uzależnionym od rodziców (często nie tylko bojących się nieheteronormatywności swoich dzieci, ale i jej nieakceptujących), szkoły czy miejsca pracy, a w mediach głównego nurtu wyzywa się ich od najgorszych. „Jesteśmy idealni” oddaje tym osobom głos, który najczęściej jest niesłyszalny lub słyszalny niewystarczająco.
Pretekst
Sam casting to jedynie pretekst do wyjścia poza jasno oświetlone studio, by jeszcze lepiej pokazać młodzież niebinarną i trans w Polsce. Zuniwersalizować opowieść. Dlatego do filmu zostali zaproszeni też rodzice i najbliżsi osób bohaterskich. Niebinarne Wik zwierza się starszemu bratu z wątpliwości przed planowanym niebinarnym coming outem przed ojcem i matką. Rozmyślają nad strategią. Dochodzą do wniosku, że najgorszym scenariuszem jest strata rodziców. Rozmowa przebiega jednak zaskakująco dobrze. Nie trafia na ścianę. Wik powie: „Po wszystkim czułom się zadowolone z tej rozmowy, poczułom się dobrze”.
Mimo happy endu mówimy o świecie, gdzie całkowite odrzucenie jest równie możliwe jak pełna akceptacja.
Matka Kajetana prosi go, by przed tranzycją sporządził testament. Chłopak tego nie robi. Wie, że wszystko pójdzie po jego myśli. Jednocześnie przyznaje: „Gdyby tranzycja była dla mnie niedostępna, na pewno bym się zabił”. Matka płacze przed operacją usunięcia piersi swojego syna. Ze strachu o jego zdrowie, ale też przez wrażenie – choć pewnie kontrowersyjne – że żegna się z „córką”. Kocha swoje dziecko, chce dla niego jak najlepiej. Jest dla niego wsparciem.
Sama kobieta dostaje je od innych rodziców dzieci transpłciowych. Wie, że nie jest samotna.
Mimo że osoby w „Jesteśmy idealni” mają różne historie – wychowawcze, rodzinne czy te związane z karierą – łączy je jedno: mówią dość zaczepkom i pytaniom typu: „jesteś chłopakiem czy dziewczyną?”. Mają dość nieustannego uwierzytelniania, że żyją, i przekonywania innych, że mają do tego życia prawo.
Gdy Gosia, osoba niebinarna, lesbijka, prosi księdza o chwilę rozmowy, ten nie wygania osoby z kościoła.
Słucha, że jest wierząca, ale przecież społeczność kościelna ją wyklucza i odbiera człowieczeństwo. Duchowny odpowiada jej, że w Kościele jest miejsce dla każdego. Dla Jezusa liczy się osoba. Dla Gosi to przełom. Wcześniej nikt jej tego nie powiedział. To ważne, choć jedno z nielicznych, świadectwo dla wierzącej społeczności LGBTQ+.
Pozytywna strona
Film Kozakiewicza i Czerwińskiego często dotyka tematów trudnych. Ale ma przede wszystkim afirmować osoby transpłciowe i niebinarne. Na przekór atmosferze w kraju. Dać odwagę do bycia sobą.
Ten aspekt celebrowania własnej queerowości, niepokazywania jej jako czegoś problematycznego (w kontekście własnego tożsamości, nie w kontekście Polski) jest największą zaletą filmu.
Traumy powodują inne osoby. Na przekór im osoby bohaterskie „Jesteśmy idealni” idą przez życie z podniesioną głową. Reprezentują nowe pokolenie Polaków. Świadome swojej godności. Społeczeństwo musi za nimi nadążyć. Dla własnego dobra.
„Jesteśmy idealni” w reżyserii Marka Kozakiewicza i Anu Czerwińskiego do obejrzenia na Netflixie, premiera 7 czerwca 2023.