Kara i nagroda. Konferencja w Lesznie
Opublikowano:
28 listopada 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Zjawiska kary i nagrody w życiu społeczeństw Czech i Polski w średniowieczu i w czasach nowożytnych” – taki był tytuł konferencji naukowej, która pod koniec września br. odbyła się w leszczyńskiej Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Stanisława Grochowiaka.
Konferencję zorganizowały Muzeum Okręgowe w Lesznie, Polska Akademia Nauk i Miasto Leszno, którego prezydent Łukasz Borowiak objął honorowy patronat nad wydarzeniem. Jedną z prelegentek była Marta Małkus z leszczyńskiego muzeum, która opowiedziała o ikonografii nagrody w sztuce sepulkralnej na przykładzie wybranych płyt nagrobnych w Lapidarium Rzeźby Nagrobnej we Wschowie.
Rozmowa z Martą Małkus
Mateusz Gołembka: Jakie ikonografie przedstawiające nagrodę możemy zobaczyć we wschowskim Lapidarium Rzeźby Nagrobnej?
Marta Małkus: Wśród wielu symbolicznych motywów zdobiących płyty nagrobne upamiętniające wschowian dominują popularne wizerunki koron chwały i wieńców nagrody. Często ułożone są w pary: doświadczenie trudu, życiowej pustyni z nagrodą czekającą dla wytrwałych idących drogą Ewangelii. Jednym z przykładów są płyty diakona Michaela Schöna i jego małżonki. Duchowny urodził się w Eger, w północnych Węgrzech. Przybył do Wschowy, jak wielu uciekinierów z państwa Habsburgów, szukając bezpiecznego miejsca do wyznawania swojej wiary. Tu w 1680 roku poślubił swoją trzecią małżonkę: wschowiankę Marię (z domu Hoffman). Płyty stanowią jednolitą kompozycję pod względem wielkości i stylu. Wykonał je ten sam kamieniarz. Umieszczone są one w zachowanym fragmencie zachodniego muru.
Motywem obecnym w emblematach zdobiących górne naroża płyty diakona Michaela Schöna jest postać starotestamentowego proroka Eliasza. Stał się on dla chrześcijan wzorem doskonałego życia zgodnego z jego imieniem, które znaczy: Jahwe jest moim Bogiem. Scena opieki nad prorokiem na pustyni jest symbolem miłosierdzia Boga i Jego pomocy w trudnych czasach.
Na pierwszym emblemacie widzimy proroka siedzącego pod drzewem i karmionego przez kruka. Lemma głosi: Sic in Cruce (tu w cierpieniu). Dopowiedzeniem jest wizerunek Eliasza z palmą w dłoni i promieniach chwały. Lemma opowiada: Hic in Luce (tu w świetle). Z tekstu epitafium dowiadujemy się szczegółów biograficznych oraz poznajemy charakterystykę jego postawy życiowej: „Prowadząc pomyślne wojny Pańskie, pozostawał zwycięski, i walczył jako zwycięzca, zwyciężył jako waleczny. Żył, jakby miał umrzeć i zmarł, jakby miał żyć”.
MG: W jaki sposób została upamiętniona małżonka diakona?
MM: Marię Schöne z domu Hoffman upamiętniono innymi emblematami, układającymi się analogicznie jak u męża w symboliczny obraz postawy życiowej i nagrody za nią. Pierwszy emblemat obrazuje drzewo palmowe obciążone kamieniem. To nieczęsty wizerunek, ale mający swoje liczne przedstawienia w księgach emblematycznych. Palma daktylowa jest potężnym, długowiecznym drzewem, odpornym na warunki atmosferyczne, ale i bardzo giętkim. W starożytności, w Grecji, a następnie w Rzymie, jego gałązki były wręczane zwycięzcom. Dzięki swojej giętkości i niełamaniu się pod wpływem ciężaru stała się atrybutem zwycięstwa.
MG: To pewnie nie wszystkie przykłady?
MM: Przykładów motywu korony i wieńca znajdziemy na wschowskim cmentarzu bardzo dużo, najczęściej to korony nad medalionami, które pierwotnie były wypełnione portretem zmarłego. Korony znajdziemy także nałożone na wolno stojące obeliski.
MG: Czy znajdziemy motywy symbolizujące karę?
MM: Tak, chociażby scena wygnania z raju na płycie nagrobnej Gottfrieda Lamprechta, który przyszedł na świat w czasach potopu szwedzkiego i związanej z nim ewakuacji mieszkańców Wschowy na Śląsk. Widzimy więc, że to przedstawienie – w którym mężczyzna i kobieta wychodzą przez bramę, a anioł unosi nad nimi miecz – odnosi się także do tego, co spotykało ówczesną ludność ziemi wschowskiej: zagrożenia, szukania schronienia po przymusowym opuszczeniu domów.
MG: Na co jeszcze warto zwrócić uwagę w lapidarium?
MM: Wschowskie lapidarium to wyjątkowy zabytek. Wyróżnia się nowatorskim jak na XVII wiek założeniem oraz przede wszystkim stanem zachowania.
Wiele nowożytnych protestanckich cmentarzy zniknęło w latach powojennych, jak choćby w Lesznie, gdzie ocalało jedynie lapidarium przy kościele św. Krzyża.
A dawne nekropolie to teksty kultury, opowiadające o lokalnej społeczności nie tylko w wymiarze wyznania. Są one również bogatym obrazem życia społecznego, rodzinnego, stanowią wyraz upodobań artystycznych, często wręcz poprzez język emblematów stają się traktatami filozoficznymi. Inskrypcje w języku niemieckim i łacińskim przekazują nam informacje o życiu zmarłych, pouczają odwiedzających cmentarz, jak mają żyć, by osiągnąć „koronę wiecznej chwały” czy „wieniec zwycięzcy”.
MG: Odwiedzających wschowską nekropolię mogą zainteresować nie tylko nagrobki…
MM: Wschowski cmentarz staromiejski stanowi nie tylko unikalny zabytek ze względu na rzeźbę nagrobną, ale również z powodu wyjątkowej roślinności. Uwagę przyciąga stara lipa Valeriusa Herbergera, założyciela cmentarza. Według legendy to miejsce spoczynku Valeriusa, sławnego wschowskiego pastora zwanego Małym Lutrem. Zgodnie ze starą opowieścią drzewo zostało posadzone w centrum nekropolii, na mogile, korzeniami do góry, jako wyraz wielkiej religijności Herbergera.
„Dopóki lipa się zieleni, tak długo Ewangelia będzie w mieście głoszona” – mówi legenda.
MG: Czy sztuka nagrobna jest głównym punktem pani zainteresowań?
MM: To mój ulubiony obszar badań. Osiem lat spędziłam w Lapidarium Rzeźby Nagrobnej we Wschowie. Był to intensywny czas pracy nad zgromadzonymi tam zabytkami.
Aby je zrozumieć musiałam poznać upamiętniające je osoby. Pomocne były druki ulotne z nimi związane, najczęściej napisane i opublikowane z okazji śmierci, ale także ślubu czy jubileuszu.
Równolegle studiowałam nowożytną ikonografię, księgi emblematyczne i dawną sztukę. Bliska jest mi także popularyzacja wiedzy o dziedzictwie kulturowym, np. poprzez szlaki kulturowe lub pielgrzymie, jak Droga św. Jakuba. To miejsca, gdzie łączy się duchowość z obcowaniem ze śladami przeszłości.
MG: Jak może pani podsumować konferencję?
MM: To było bardzo intersujące spotkanie naukowe. Zaintrygowało mnie nowe spojrzenie na wojnę trzydziestoletnią, jej przyczyny leżące w prawie gospodarczym. Z dużym zainteresowaniem wysłuchałam wystąpienia pana profesora Tomáša Knoza z uniwersytetu w Brnie o konfiskacie majątku rodziny Žerotínów po bitwie na Białej Górze. Spotkania międzydyscyplinarne i w dodatku międzynarodowe pozwalają spojrzeć szerzej na dane zagadnienie, zobaczyć je nie tylko z własnej perspektywy badawczej, ale przyjrzeć się metodologii innych nauk.
MG: Zbliżamy się do końca roku kalendarzowego. Co będzie się działo w Muzeum Okręgowym w Lesznie w 2024 roku?
MM: Zapewniam, że będzie jak co roku intrygująco. Każdy znajdzie w naszych propozycjach coś interesującego. Stawiamy na współpracę, dostępność i atrakcyjność oferty.
W przyszłym roku przypada 85. rocznica wybuchu II wojny światowej. Wiemy także, że w Lesznie patronem roku będzie Jan Metzig (1804–1868). To wyznaczy nasze działania.
Kontynuujemy też badania naszych zbiorów i prezentację wyników w postaci wystaw i katalogów. Tym razem będą to ludowe naczynia ceramiczne. Dodam, że tak jak od 2022 roku „Synagoga opowiada”, tak w 2024 roku swoją opowieść rozpocznie również Stara Octownia i związana z nią rodzina Góreckich. Ponadto będziemy się przygotowywać do jubileuszu 75-lecia muzeum.
Prelegentem był także dr hab. Sławomir Dryja z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.
Rozmowa ze Sławomirem Dryją
Mateusz Gołembka: Jakie wrażenie wywarło na panu Leszno i Rydzyna, którą także pan zwiedzał?
Sławomir Dryja: W Lesznie i w Rydzynie miałem okazję gościć około dziesięciu lat temu, przy okazji objazdu zabytkoznawczego ze studentami historii sztuki i ochrony dóbr kultury. Z uwagi na napięty program był to jednak krótki pobyt i pozostawił duży niedosyt. Już wtedy obiecywałem sobie powrócić w te strony. Okazja nadarzyła się dopiero teraz. Leszno jest przyjazne i sympatyczne, oferuje osobom przyjeżdżającym z zewnątrz szereg atrakcji. A dla przybysza z Małopolski miasto to jest po prostu ciekawe, z wyraźnie czytelnym charakterem.
MG: Wygłosił pan referat pt. „Nagroda i kara jako element motywacji zawodowej w środowisku piwowarów krakowskich na przełomie XVI i XVII wieku”. W takim razie, jak to było z tą karą i nagrodą?
SD: Odpowiedź na to pytanie jest złożona. Mówiłem o zjawisku nagrody i kary w kontekście przepisów cechowych, a konkretnie pierwszego statutu z 1569 roku. Przepisy te można zestawić z zapisami w księgach radzieckich [czyli prowadzonych przez rady miejskie – przyp. red.], w których pewne przewinienia znajdowały odzwierciedlenie.
Przewidywane w statucie cechowym kary układano tak, by oddawały wagę winy, różnicowano jednak statut materialny osób nim objętych – kary dla mistrzów cechowych były wyższe niż te przewidziane dla towarzyszy cechowych (choć relatywnie były dla nich dotkliwe). Jak widać, częściej mówimy o karze niż o nagrodzie.
Ogólnie kara miała wymiar ziemski, a nagroda była odległa i mglista. Można powiedzieć, że miała wymiar pozaziemski i powiązana była z kanonami wiary. Tego typu nagrodą były przewidziane w przepisach pożegnania i uhonorowania zmarłych braci i sióstr (wdowy też mogły należeć do cechu i prowadzić warsztat). W obrzędach mieli uczestniczyć wszyscy członkowie cechu.
MG: Jak może pan podsumować konferencję?
SD: Konferencja była owocna, a rezultatem będzie publikacja książkowa. Niezwykle cenna jest możliwość spotkania się naukowców z Czech i Polski, wymiana doświadczeń i długie dyskusje.
MG: Skąd pańskie zainteresowanie piwowarstwem?
SD: Moje zainteresowania rozwijały się przez długi czas. Początkowo było to hobby, na które składało się np. zbieranie gadżetów związanych z piwem. W pewnym momencie doszła do tego pasja warzenia piwa w domu. W 2011 wraz z innymi pasjonatami założyliśmy w Cieszynie Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych, którego pierwszym prezesem został dr Andrzej Sadownik – osoba, której zawdzięczamy zaszczepienie tego hobby w Polsce. Przez dwie kadencje byłem przewodniczącym komisji rewizyjnej. Dziś jest to prężna organizacja, która zmieniła polski rynek piwny.
W tym czasie miałem też pewne dokonania w badaniu piwowarstwa historycznego – w 2005 roku, w trakcie prac archeologicznych na zapleczu kamienicy przy ul. Szczepańskiej w Krakowie, odkryłem relikty pieca – zidentyfikowane jako służące do suszenia słodu.
Stąd tylko krok do sięgnięcia po źródła historyczne – z czasem okazało się, że piwowarstwo to mój obszar badawczy, co potwierdziła habilitacja, szczęśliwie przeprowadzona w 2019 roku. W tym samym roku ukończyłem podyplomowe studia piwowarskie w Pradze, co pozwoliło połączyć teorię z praktyką. Zaowocowało to odtworzeniem receptury piwa krakowskiego białego, które było charakterystyczne dla mojego miasta od średniowiecza. Projekt stał się wizytówką mojej uczelni. Cóż, kontynuuję te badania i nic nie wskazuje, by coś miało się zmienić. Obszar badawczy jest tak obszerny, że tematów starczy na kolejne sto lat i to dla większej liczby badaczy, czego bym sobie życzył, gdyż środowisko historyków zainteresowanych tym tematem jest nad wyraz skromne.
MG: Wizyta w Lesznie była okazją do wykonania kwerendy w Archiwum Państwowym w Lesznie. Pracuje pan nad publikacją dotycząca piwowarstwa.
SD: Bezpośrednim powodem wizyty w Archiwum Państwowym w Lesznie była potrzeba dokończenia kwerendy do książki „Browary Ziem Północnych i Zachodnich w latach 1945–1951”. Składa się ona z dwóch tomów – drugi to katalog, obejmujący ponad dwieście obiektów. Dość nietypowo ten drugi tom ukaże się jako pierwszy, co jednak jest logiczne, gdyż najpierw należało domknąć badania źródłowe i stworzyć solidną bazę, by następnie przejść do podsumowania. Pierwszy tom będzie gotowy w przyszłym roku. A kiedy się ukaże, to zależy od środków, nie jest o nie łatwo.
Wizyta w Lesznie pozwoliła uzupełnić informacje o trzech obiektach: dwóch browarach w Górze i jednym we Wschowie. Tylko jeden z nich wznowił po wojnie produkcję (browar w Górze), jednak dość szybko został zamknięty.
Początkowo planowałem publikację wyników w jednym tomie, katalog obiektów podsumowując tabelarycznie i liczbowo. Do pełnej wersji katalogu namówił mnie Andrzej Urbanek, autor kilku książek i znakomity znawca browarów śląskich. Nie ukrywam, że dołożył mi sporo pracy, gdyż trzeba było sprawdzić materiały znajdujące się w kilkunastu archiwach. A początek kwerendy wypadł na okres covidu, nie było więc łatwo. Poza tym w Lesznie znajduje się ciekawy zbiór dokumentów, który niewątpliwie wykorzystam w przyszłych projektach.
MG: Jak na tle pozostałych browarów wyglądają te z Wielkopolski, a przede wszystkim ten, niefunkcjonujący już, z Leszna?
SD: Temat tak szeroki, że trudno odpowiedzieć. Budynki browaru leszczyńskiego zachowały się w znakomitym stanie i mam nadzieję, że zostanie tu kiedyś zrealizowany projekt podobny do Centrum Kultury Browar B z Włocławka czy też centrum kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim (dawny browar Saskich). Unikalna jest wiatrownica na jednym z kominów i mam nadzieję, że już dziś objęta jest pełną ochroną. Ona nie może kiedyś, ot tak, zniknąć! Przy realizacji takiego projektu marzyłoby mi się powstanie muzeum dawnego piwowarstwa – do czego Wielkopolska jest szczególnie predysponowana z uwagi na swoje tradycje.
MG: Na razie taka placówka nie istnieje…
SD: Brak takiej instytucji skutkuje już dziś tym, że wiele urządzeń browarnych bylibyśmy w stanie zaprezentować tylko w formie makiet lub na zdjęciach. W zasadzie nie mamy już w Polsce ani jednej warzelni wyprodukowanej przed II wojną, tacy chłodniczej (ostatnią pocięto i oddano na złom w Chojnowie), oryginalnej drewnianej kadzi czy kufy. Drobniejsze przedmioty można jeszcze odnaleźć w rękach pasjonatów – sam posiadam dwie łopaty słodownicze (z Częstochowy i być może z Chojnowa właśnie) czy narzędzia bednarskie.
Niestety, żadne muzeum czy inna instytucja nie zabezpieczyła w odpowiednim czasie takich przedmiotów i dziś są nie tyle rzadkością, ile po prostu dziedzictwem zanikłym. Smutne to, bo w innych krajach potrafiono zadbać o podobne relikty, będące przecież ważną częścią dziedzictwa kulturowego.
Przypomnę wspaniały browar w Dalešicach (w 1981 roku zdobywca Oskara Jiři Menzel nakręcił tam fantastyczny film na podstawie prozy Bohumila Hrabala – „Postrzyżyny”) i wiele małych, regionalnych muzeów w Czechach. Na Słowacji, która nie ma tak bogatych tradycji piwowarskich, zachował się w Lewoczy niemal kompletny browar z wyposażeniem z końca XIX wieku. Zamknięto go w połowie lat dwudziestych (XX wieku!), przetrwał więc bez uszczerbku sto lat! Należy więc zaapelować: chrońmy zabytki techniki (nie tylko browarniczej).