Chyba nie istnieje w polszczyźnie dobre słowo, którym można opisać paradującą przez strony partytur czeskiego kompozytora menażerię przedziwnych i pozostających w naszej pamięci bohaterów: śpiewające zwierzęta („Lisiczka Chytruska”), dzieciobójczynie („Jenůfa”) czy nieśmiertelne primadonny („Sprawa Makropulos”).
Tym razem przyszła kolej na bohatera przeciętnego.
Oto pan Brouček, bywalec praskiej piwiarni, który przy kuflu chmielowego trunku zna remedium na wszystkie bolączki dręczące świat (znamy takich!), a ponadto jest śmiertelnie zmęczony swą jałową egzystencją (takich też znamy!).
A że nic nie działa tak ożywczo na gnuśność i nudę jak wyściubienie nosa poza cztery ściany, pan Brouček ochoczo opuszcza gospodę i rusza w podróż. Najpierw odwiedza… Księżyc, potem… ląduje w husyckim obozie; tak, tak w XV wieku.
Wizyta u zamieszkujących księżyc Lunarian jest wyjątkowo trudna dla naszego podróżnika, bo Lunarianie nie jedzą i nie piją, a jak już wiemy bez tego pan Brouček nie wyobraża sobie życia.
fot. Rafał Cielek
U Husytów jest nie lepiej. Boży wojownicy szybko dostrzegają prawdziwą miłość gościa z XIX-wiecznej Pragi – jadło i napitek. Więc może podróże wcale nie kształcą i najlepszym miejscem jest gospoda, a właściwie pusta beczka po piwie, doskonałe miejsce na podróż we śnie.
tekst: materiały organizatora