Arché
Opublikowano:
7 grudnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Arché” Kacpra Kowalskiego jest osobistym zapisem lotniczych doświadczeń. Krajobrazy topniejącego lodu i meandrującej Wisły, sprowadzone do graficznych znaków, układają się tu w opowieść o poszukiwaniu sensu. Przy kuratorskim wsparciu Wiktorii Michałkiewicz i dzięki projektowi graficznemu Ani Nałęckiej-Milach powstała przejmująca, bardzo intymna książka. Recenzja Michała Sity.
Trajektoria lotu
Kacper Kowalski jest jednym z najważniejszych polskich dokumentalistów. Prosty, bezdyskusyjny fakt. W okolicach 2009 roku, gdy odbierał pierwszą z kilku nagród World Press Photo, działał według klasycznej reporterskiej strategii. Wybierał się w miejsce, do którego dotrzeć może niewielu, i przywoził stamtąd relacje. Paralotnia zapewniała taką perspektywę. Jego zdjęcia komentowały problemy, których nie sposób zauważyć z ziemi. Stanowiły dowody skali zniszczeń w zatrutych przemysłowych regionach. Ilustrowały niewyobrażalne transformacje krajobrazów, spowodowane działalnością kopalń, fabryk, inwestycji drogowych, założeń urbanistycznych. Dokumentowały miejsca masowej turystyki, gdzie przestrzeń podporządkowuje się niepowstrzymanej masie ludzi. Stanowiły zapis rozległych kataklizmów. Zdawały relację.
Wybierał się tam (w górę) i obserwował. Zamiast pojedynczych bohaterów widział całe społeczności, nieświadome śladów, które po sobie zostawiają. Zbierał takie obrazy, by nam uzmysłowić arogancję, z jaką zwykliśmy traktować świat wokół nas.
Reporterskie uzasadnienie jego pracy działało jednak tylko do pewnego momentu.
Okazało się nagle, że podniebny punkt widzenia można osiągnąć mniejszym kosztem i przy nieporównanie mniejszym ryzyku. Można zastąpić ludzi maszynami: prosty dron zauważy dokładnie to samo. Wypuszczony na kilkuminutowy lot nad kopalnią odkrywkową, zarejestruje te same problemy, zdobędzie identyczne obrazy.
Lotnicza perspektywa zaczęła się osuwać w banał. Opatrzyły się podniebne kompozycje, sprowadzające krajobraz do geometrycznych form. Raczej Instagram, ze swoim kiczem i wyścigiem na płytkie, efekciarskie, do bólu przewidywalne chwyty, zaczął się wydawać bardziej odpowiednim miejscem dla lotniczych fotografii, niż „New York Times”. Sens pracy reporterskiej fotografa z licencją pilota przestał być oczywisty.
Over
Już w ostatniej książce Kacper Kowalski reagował na tę inflację reporterskiego sensu swojej pracy. „Over” składało się z fantazji o końcu świata. Z białych, pozbawionych wszelkiego życia krajobrazów, w których świeży śnieg przykrył ślady poprzedniego porządku. Kacper śledził prognozy pogody, wyczekiwał momentu i leciał tam, gdzie kilka centymetrów śniegu na krótką chwilę wymazywało wszystko, co znamy. Świat zatrzymany w nieludzkiej, beznadziejnej ciszy, bez śladów stóp, odcisków opon, śladów życia. Co może nastąpić po końcu świata takiego, jaki znamy? Co pozostanie wtedy do powiedzenia?
W jego najnowszej książce, „Arché”, dzieje się jednak coś jeszcze i coś więcej.
Być może sens nowego świata istnieje, jednak należy go na nowo odkryć? Może tkwi w krajobrazie, a precyzyjniej – w osobistej kontemplacji i jego ludzkim doświadczeniu? To już nie postapokaliptyczna wyobraźnia jest uzasadnieniem kolejnych lotów, ale świadoma wyprawa w głąb własnego, osobistego przeżycia.
Arché
W „Arché” fotograficzne rejestracje krajobrazów są zredukowane do minimalnych, czarno-białych, graficznych form. Oglądając kolejne zdjęcia, gubimy się w skalach odwzorowania. Abstrakcyjne kształty pojawiające się na białym tle proponują własny rytm symboli przypominających bardziej alfabet albo ideogramy niż fotograficzne rejestracje rzeczywistości. To znaki, które mogłyby opisywać całe krainy, czasami reprezentacje bliższe mikroskopowym preparatom.
Błądzenie pośród abstrakcji trwa do momentu, kiedy pojawią się rozpoznawalne punkty odniesienia – powracające w tej książce ślady ptasich stóp odciśnięte w topniejącym śniegu.
Zaznaczają swoje ścieżki, tworzą kropkowane, rytmiczne linie, uzupełniają nimi graficzne kompozycje zdjęcia, i co jakiś czas sprowadzają całą opowieść na ziemię. Pozwalają uchwycić rozmiar obszaru, w jakim akurat się znaleźliśmy, zrozumieć, że mamy do czynienia z krajobrazem, w którym żywe organizmy zaznaczyły swój byt. Lądujemy na ziemi, choć nadal nie wiemy, czy znaleźliśmy się na niej dziś, czy przed setkami lat.
Znaki pod lodem
Kompozycje czarnych, szarych i ledwo odznaczających się białych płaszczyzn, linearne układy śladów i spękań, okazują się ostatecznie bezpośrednią, fotograficzną rejestracją ustępującego lodu. Są zdjęciami lotniczymi wykonanymi w tym krótkim momencie, kiedy powierzchnia jeziora kształtowana jest przez „rozszerzanie lub kurczenie się lodu pod wpływem temperatury, wydobywający się z dna jeziora metan i napór wiatru…”. Wrzenie energii uwięzionej pod lodem wskazuje, że oto za chwilę pojawi się coś nowego, stoimy u progu zmiany.
Zredukowane do znaków ślady na lodzie zmieniają się w drugim rozdziale książki. Zmienia się też graficzny język.
W miejsce niemal typograficznych form pojawiają się płaszczyzny określone szarościami, deseniem i strukturą powierzchni. Kształty stają się miękkie, przypominają wydmy, czasem groty, nabierają przestrzennej głębi. Są równie abstrakcyjne, choć nadal pozostają dokumentalną rejestracją krajobrazu. W nowym wizualnym języku opisują po prostu inny ruch wody – relacjonują monochromatyczny świat połaci piasku odkrytego przez meandrującą Wisłę.
Osobiste doświadczenie krajobrazu, a nie reporterska relacja o tym, co znajduje się na ziemi, stoi u podstaw tej książki. To kontemplacja, transowa podróż, medytacja – zamykają wodne ślady w symbolach oderwanych od rozpoznawalnych form i kodów. Dron nie mógłby zarejestrować tego, co Kacper. Dron jedynie zdałby relację operatorowi, tkwiącemu ze wzrokiem wbitym w ekran telefonu. Nie tędy droga do doświadczeń ptaków i bogów.
Mit krajobrazu
Pomysł, że w krajobrazie znajdziemy ukryte rozwiązania problemów tożsamości, kultury i sensu – ma długą fotograficzną tradycję i stanowi poważny balast. Nadal łatwo go znaleźć w kiczowatych uniesieniach i w patosie narodowych albumów. Krajobraz, rozumiany jako repozytorium symboli, bywał uzasadnieniem narodowych ideologii, fundamentalnego przekonania o wyjątkowości doświadczenia ojczystej ziemi. Dlatego warto „Arché” skonfrontować z książką ambiwalentnie podchodzącą do tego romantycznego nurtu, publikacją, w której symbolizm krajobrazu osiągnął swoje apogeum. Tak o „Wierzbach” – książce Edwarda Hartwiga wydanej w 1989 roku – pisali Adam Mazur i Łukasz Gorczyca:
„Postulowany w tekście związek wierzb z polskością rozmywa się na następujących po nim stronach albumu. Fotografie płyną coraz bardziej swobodnie w czysto formalną improwizację. Kolejne obrazy to gra świateł, form, kontrastów prowadząca w stronę abstrakcji niemal muzycznej. Wyraz całości jest mroczny, zagrażający, nadekspresyjny i odległy od sielskiej wizji krajobrazu. To raczej dramatyczna opowieść o jego kresie, a zarazem Hartwiga podróż do kresu fotografii. Więcej w tym temacie i gatunku już się zapewne zrobić nie da. Ów ostateczny ton sprawia jednak, że Wierzby nie są ani sentymentalne, ani naiwno-romantyczne jak wiele albumów krajoznawczych z epoki”.
Tak jak Hartwig rozpoczął swoją podróż od idei polskiego ducha zaklętego w wierzbach, by obnażyć pęknięcia w tej romantycznej idei – tak Kacper Kowalski podąża w odwrotnym kierunku. Hartwig komentował mity, których siła była na wyczerpaniu. Kowalski działa w świecie, w którym ich rozpad już dawno nastąpił.
W „Arché” reaguje na chaos, jaki nastał. Jednocześnie przeczuwa, że już za moment musi nastąpić kolejny zwrot. Musi się pojawić jakaś wszechmocna idea, nadająca światu nowy, równie prosty sens. Korzystając z abstrakcyjnego inwentarza symboli, Kacper Kowalski układa swój prywatny alfabet mitu stworzenia, własną kosmologię.
Kiedyś tylko dla ptaków i bogów
Teksty w książce nie zostawiają już najmniejszych wątpliwości. Spojrzenie z lotu ptaka odkrywa przestrzeń w jej esencji, poza czasem i poza ograniczeniami ludzkiej percepcji. I takie są, w swojej przepastnej ambicji, założenia „Arché”:
„Kiedy przyjrzymy się bliżej, dociera do nas, że na fotografiach utrwalona jest natura, i nagle doznajemy połączenia z jakimiś obszarami naszego umysłu, ze wspomnieniami odziedziczonymi z czasów, w których interpretowanie takich przyrodzonych śladów i form było konieczne, aby przeżyć. Z czasów, w których początek bierze mitologia, sprzed nastania pisma, a może nawet zanim powstał język” – napisał we wprowadzeniu Andri Snær Magnason.
Mistyczne uniesienie pozwala na własnej skórze poczuć sens zdarzeń i struktur, których człowiek poczuć nie ma prawa. W graficznych symbolach zamyka się rytm zjawisk wykraczających poza ludzkie możliwości percepcji. Meandrowanie rzeki albo ustępowanie lodowca wydają się procesami, których można dotknąć. Taką opowieść proponuje w swoim tekście Kacper Kowalski.
Przesuwa doświadczenie krajobrazu w stronę boskiej jaźni. Opowiada o geologicznych cyklach, ekspansji ludzkich habitatów, o erach rozwoju Ziemi. Tłumaczy, że „Arché” wypracowuje wizualny kod pozwalający ująć w znakach sens procesów, kształtujących ludzkie pojmowanie świata na przestrzeni mileniów:
„Kilkanaście tysięcy lat temu kończyła się epoka lodowcowa. Liczący sobie sto tysięcy lat lądolód cofał się, formując wzgórza i doliny, na ich dnie płynęły rzeki. Pusty, surowy krajobraz otwierał się na ekspansję życia (…) Jakie formy i kształty stały się przyczynkiem symboli, pojęć, znaków, mitologii i kanonów piękna, których używamy do dziś? Może w nich zapisany jest ślad tamtych czasów (…)? – pisze Kacper Kowalski.
Może latanie wymaga takiego rozmachu? Może niezachwiana pewność własnej racji są po prostu częścią tego sposobu oglądu rzeczywistości? Czy mogą istnieć jakieś granice pojmowania, gdy już raz udało się przyjąć perspektywę zarezerwowaną dotąd ptakom? Może dzięki takiej prostej sztuczce – dzięki możliwości latania – odkrywa się przed nami droga, by odczytać znaki dostępne dotychczas tylko bogom?
Razem z tym krokiem – z tekstem, który przekłada wizualną opowieść o doświadczaniu na słowa – pojawia się w „Arché” ewangelizacyjny ton. Pojawia się fundamentalne przekonanie o dotykaniu Prawdy, która nabrała właśnie uchwytnych kształtów. Doświadczenie lotu działa jak dowód. Oto sens dziejów i świata poczuliśmy na własnej skórze.
Prawda doświadczenia
Jak w mistycznym transie – to indywidualne przeżycie jest warunkiem objawienia. Tak jak w przypadku mistyków, którzy podczas religijnego uniesienia dotykają czegoś, co nazwą absolutem. Tak jak w przypadku rekonstruktorów historycznych, którzy ze swoich emocji czerpią przekonanie, że zbliżyli się do autentycznego aspektu zdarzeń z przeszłości. Tak Kacper Kowalski odczytuje sens w oparciu o własne interakcje z przestrzenią. I podobnie jak w przypadku mistyków czy rekonstruktorów, i u Kacpra Kowalskiego pojawia się niezachwiana pewność, że znalazł właściwe odpowiedzi.
Coś innego jednak wywiera w tej książce wrażenie.
Jeśli na moment zawiesimy, postulowaną w tekście, geologiczną skalę zdarzeń rozciągniętych na tysiąclecia, a intymną opowieść o przestrzeni osadzimy w doświadczeniu tego jednego, konkretnego człowieka, poszukującego znaczenia i sensu w znakach, jakie próbuje odczytać w topniejącym lodzie – pojawi się nieco oddechu.
Dzięki desperackiej próbie wczytania się w przestrzeń cała opowieść wraca na swoje ludzkie tory. To nie wędrówki ludów ani symbole, jakie wynaleźliśmy jako ludzkość, są najbardziej przekonujące, ale żelazna konsekwencja i ocierająca się o obłęd pewność, że z lotu ptaka uda się zbliżyć do bezpośredniego pojmowania tych procesów.
Pewność, niepoddająca się dyskusji, bo wynikająca z doświadczenia – pewność, że w locie tkwi recepta na dotknięcie niemożliwego.
I jeśli tak podejść do książki, abstrakcyjne znaki i ich rytm, subtelna wizualna narracja układająca się z ich sekwencji – otwierają się na czytelnika. Odpowiedzi, jakie sugeruje autor, mogą być tylko jednymi z możliwych. Bo w przeciwieństwie do tekstów, zdjęcia w „Arché” dają szerokie interpretacyjne możliwości i faktycznie – udaje im się zainicjować dialog z odbiorcą. Układają się w labirynt, który wymaga od nas działania, zmuszają nas, by wypełnić intymną relację z krajobrazem własnym sensem.
Zdjęcia ułożone chronologicznie, zgodnie z kolejnością, w jakiej zostały zarejestrowane, relacjonują osobistą podróż, dynamikę emocji, rozwój prywatnego języka znaków, który służy Kacprowi Kowalskiemu do sporządzania notatek z tego procesu. Jak je zrozumiemy, jaki sens im nadamy – zależy już tylko od nas.
Perspektywa
Lotnicza perspektywa, którą proponuje Kacper Kowalski, pozwala z nową uważnością wczytać się w krajobraz. Lot zmienia świadomość. Zakrzywia percepcję. Umożliwia zauważenie tego, czego bez tego szczególnego punktu widzenia nie bylibyśmy w stanie sobie wyobrazić. Jest procedurą pozwalającą zebrać wyjątkowej intensywności doświadczania. I właśnie w tej właściwości latania tkwi jego sens. Lot jest narzędziem, dzięki któremu udaje się na nowo rozpoznać i poczuć sens przyrody i zadać pytania o jej złożoność, trwanie, autonomię i nasze z nią relacje.
Czarno-białe znaki, jakie znajdziemy w „Arché”, zbliżają się tym samym do ekopoetyki. Zdecydowanie bliżej im do wierszy Urszuli Zajączkowskiej czy posthumanistycznych ćwiczeń z wyobraźni, traktującej nasze otoczenie jako samodzielny byt, niż do fotografii zdającej sprawę z tego, jak świat wygląda z góry.
„Arché”
Fotografie: Kacper Kowalski
Teksty: Kacper Kowalski, Andri Snær Magnason
Kuratorka projektu: Wiktoria Michałkiewicz
Tłumaczenie tekstu Andriego Snæra Magnasona: Miłka Jankowska
Redakcja i korekta tekstów: Małgorzata Kuśnierz, Joanna Osiewicz-Lorenzutti, Izabela Poręba, Małgorzata Poździk, Ewa Siemieńska
Projekt graficzny: Ania Nałęcka-Milach / Tapir Book Design
Złożono krojem Grafier
Wydrukowano na Alto 1.5 Creme oraz Tyvek Classic
Druk i oprawa: Grafix, Gdańsk
Koordynacja produkcji: Leszek Marcinkowski MCG
Wydawca: Kacper Kowalski FABRYKA, 2021
Nakład: 1000 egz., edycja specjalna 100 egz.
Kacper Kowalski – urodzony w 1977 roku fotograf, ukończył Wydział Architektury na Politechnice Gdańskiej. Za swoje lotnicze zdjęcia nagradzany był między innymi w konkursach World Press Photo (2009, 2014 i 2015), Picture of The Year International (2012, 2014, 2015, 2016, 2019), Grand Press Photo (9 razy). Jest autorem książek „Efekty Uboczne”, „Over” oraz najnowszej „Arché”, która miała właśnie swoją premierę na Paris Photo. Jego zdjęcia wystawiane były w czołowych światowych galeriach fotografii.
Cytat z Adama Mazura i Łukasza Gorczycy pochodzi z ich tekstu „Wierzby” opublikowanego na polishphotobook.tumblr.com 27 sierpnia 2015 roku.