fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

Biblioteki niezwykłe: biblioteka domowa i prywatne archiwum profesora Jana Skuratowicza

14 kwietnia 2024 roku zmarł profesor UAM Jan Skuratowicz, historyk sztuki, znawca architektury XIX i XX wieku.

 

 

Przez ponad pół wieku związany był z wydziałem historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pozostawił po sobie wiele publikacji, między innymi „Architektura Poznania w latach 1890–1918”, „Dwory i pałace w Wielkim Księstwie Poznańskim”, „Secesja w architekturze Poznania”, „Ratusz poznański”, „Zamek Górków w Szamotułach”, „Dwory i pałace Wielkopolski. Styl narodowy”. A oprócz tego olbrzymią bibliotekę i niezwykłe archiwum.

 

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

Historia sztuki, architektura Poznania i Wielkopolski to było życie i pasja profesora Skuratowicza. I nie był to wybór przypadkowy. Prawdopodobnie był też jednym z lepszych fizyków wśród historyków sztuki. Studiował fizykę przez rok, zdawał egzaminy, na co są dowody, po czym nie wtajemniczając zbyt wielu osób, przeniósł się na historię sztuki i pozostał jej wierny.

Dla mnie był jednym z najlepszych wykładowców. Gdy nie wiedziałam, jak odczytać pozakręcane siedemnasto- i osiemnastowieczne litery w księgach grodzkich, umówił się ze mną w archiwum państwowym i pokazał, jak odszyfrować połączenia niektórych liter, tak był zapis stał się zrozumiały. Wielokrotnie też służył pomocą już po ukończeniu studiów. Jeśli zapytałam o jakikolwiek dwór czy pałac w Wielkopolsce, lub którąkolwiek kamienicę w Poznaniu, miałam pewność, że nie tylko umówię się na spotkanie i uzyskam odpowiedź, wiedziałam również, że otrzymam garść faktów, dowiem się rzeczy, o które nie przyszło mi do głowy zapytać, usłyszę ciekawostki, a ponadto zobaczę dokumenty, zdjęcia i jeszcze plany. Dostanę także kilka pozycji do poczytania na wynos. Przekonałam się również, że pan profesor nie zapomni, że czegoś mu brakuje na półce z setkami książek. Miał doskonałą pamięć w przeciwieństwie do mojej, jak się niejeden raz okazało. To, czego także mogłam być pewna, to tego, że usłyszawszy pytanie, pan profesor wyciągnie jakąś teczkę… Tak się wydarzyło w przypadku kilku kamienic, o które zapytałam.

Oddzielna kamienica – to oddzielna teczka, a w niej zdjęcia, reprodukcje, pocztówki lub zdjęcia pocztówek, spakowane negatywy i wycinki z gazet, plany i rysunki. Niejednokrotnie prywatne zdjęcia z różnych okresów, dokumentowały one wygląd fasady, klatek schodowych, futryn w oknach i często opadających gzymsów.  O kamienicach w Poznaniu pan profesor wiedział wszystko, nie tylko kto w nich mieszkał, do kogo należały, kto był architektem, a kto mógł być sztukatorem; o rynku nieruchomości również miał rozległą wiedzę; orientował się, ile musiał zarabiać malarz i tapeciarz sto lat temu, kto mógł sobie pozwolić na takie nieruchomości i które z lokalizacji lub pięter był najbardziej prestiżowe.

 

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

Niezwykłe to były opowieści. Związane ze sztuką, architekturą, sztuką użytkową, ale i zwyczajnym życiem. Odwiedzając dwory i pałace, nie omieszkał zaznaczyć, gdzie była kuchnia, a gdzie latryna, gdzie spiżarnia, a gdzie „lodówka”, gdzie salon, a gdzie pokój dla służby. Estetyka i praktyka, zawsze obok siebie. Był wspaniałym badaczem historii oraz wielkim znawcą codzienności.

Teczek pozostało setki, oprócz tego tysiące negatywów, niezliczona ilość książek. W archiwum państwowym akta i dokumenty liczy się w metrach bieżących. Książek profesora nikt dokładnie nie policzył, ale wiadomo, że żona profesora pani Aleksandra Skuratowicz przekazała Muzeum Narodowemu Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie… dwie palety.

 

O książkach, teczkach, zdjęciach rozmawiam z Piotrem Walichnowskim, opiekunem archiwum i biblioteki profesora Jana Skuratowicza i współautorem kilku wydanych z nim książek.

 

Joanna Jodełka: Piotrze, czy orientujesz się, ile książek trafiło do muzeum w Szreniawie i jakie to były pozycje?

Piotr Walichnowski: Profesor Skuratowicz współpracował ze szreniawskim muzeum od lat. Doradzał i zarządzał odtwarzaniem i wyposażeniem wnętrz pałacu w Szreniawie oraz był redaktorem, a czasami też i autorem wydawanej przez placówkę serii „Majątki Wielkopolskie”.  Pierwszy tom „Majątków” wyszedł w roku 1994, a profesor Skuratowicz poświęcał wiele uwagi temu wydawnictwu, osobiście objeżdżał wszystkie opisywane lokalizacje i dokumentował stan zachowania folwarków, gorzelni czy browarów. W roku 2022 wyszedł X tom serii, a materiały do tomu XI leżały już u profesora na biurku pod koniec roku 2023. Wyobraź więc sobie ilość materiałów, którą można zgromadzić przez prawie 30 lat. Zwłaszcza gdy ktoś lubi to, co robi.

W gabinecie oraz bibliotece naukowej Jana Skuratowicza doliczyłem się 115 metrów bieżących półek z książkami i dokumentacją. Fotografie, rysunki, opracowania, zbindowane czy oprawione w albumy i zebrane w segregatory wypełniały każdy dostępny fragment regałów biblioteki. Ale na półki trafiały tylko materiały z prac już zakończonych, a te, nad którymi profesor aktualnie pracował, były zawsze pod ręką, na biurku, na komodzie, pod oknem, na parapecie czy na siedzisku wielkiego gdańskiego fotela. Z samych tylko tych materiałów „bieżących” uzbierałem 70 teczek w formacie A3 z rysunkami, rzutami, przekrojami, rysowanymi ręcznie za pomocą ekierek i linijki, pisakami na kalce technicznej.

 

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

Ale do brzegu – jedna czwarta, a może jedna trzecia materiałów zgromadzonych przez profesora Skuratowicza dotyczy jego działalności związanej z pracami dla muzeum w Szreniawie i wszystkie one tam trafią.   

JJ: Razem z Magdaleną Adamczewską jesteś współautorem zdjęć i rekonstrukcji do kilku książek. Jakich?

PW: Nasz trzyosobowy zespół ma na sumieniu kilkanaście pozycji książkowych. Jako pierwsza, w roku 2005, powstała monografia „Zamek Górków w Szamotułach”. Potem były trzy książki o pałacu w Dobrzycy, monografia „Pałac Górków w Poznaniu” (Muzeum Archeologiczne), później „Akademia Lubrańskiego” i „Kościół Marii Magdaleny” na Śródce. Te trzy ostatnie pozycje zapoczątkowały w Wydawnictwie Miejskim Posnania serię książek o poznańskich zabytkach, którą wydawnictwo kontynuuje według naszego projektu z sukcesami do dziś.  Później powstały „Historia ul. Mickiewicza”, „Historia ul. Słowackiego” i  „Secesja w Poznaniu” – trzy publikacje w różnych oficynach i za każdym razem wychodziła z tego inna książka. W roku 2020 ukazały się „Dwory i pałace Wielkopolski – styl narodowy”. Miały one zapoczątkować nową serię o pałacach z terenów historycznej Wielkopolski. Zbieraliśmy materiały do tomu o pałacach w stylu francuskim i do tomu o pałacach, których właścicielami byli Niemcy.

Oprócz wymienionych książek możemy się jeszcze pochwalić filmami, multimediami czy wspólnym udziałem w pracach nad rewaloryzacją podziemi poznańskiej katedry.

JJ: Jak się zaczęła ta współpraca?

PW: W roku 2001 pracowałem w jednym z poznańskich domów mediowych. Moim zadaniem było wzbogacenie suchych komercyjnych treści multimedialną otoczką związaną z Poznaniem.

 

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

Publikowaliśmy zdjęcia i filmy z ówczesnego Poznania, pokazywaliśmy niezrealizowane projekty urbanistyczne i architektoniczne największych poznańskich pracowni projektowych. Pech chciał, że w dziale opowiadającym o historii miasta dwa zdjęcia z kilkudziesięciu tam publikowanych miały pomylone podpisy.

Wydawnictwo rozchodziło się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, trafiło też w ręce poznańskich przewodników, którzy wyłapali pomyłkę i zrobili aferę o brak kompetencji redaktora tego działu… czyli mnie.

Historykiem z wykształcenia nie jestem, więc właściwie mieli rację.

Postanowiłem poszukać konsultanta merytorycznego i to najlepiej kogoś, z kim nikt za bardzo nie będzie chciał się wdawać w dyskusję. Zapytałem znajomych historyków sztuki, do kogo mógłbym się udać po takie wsparcie i tak trafiłem na UAM do profesora Skuratowicza – właściwie to prosto z ulicy. Dogadaliśmy się natychmiast, bo… trafił swój na swego. Potem to już było z górki – w kolejnym roku mój projekt wygrał konkurs na multimedialne wydawnictwo dla Fundacji Obchodów 750-lecia Lokacji Poznania i mimo że do realizacji zaprosiliśmy szersze grono naukowców z UAM i poznańskich muzeów, to właśnie współpraca z profesorem Skuratowiczem przetrwała i zaowocowała wieloma projektami i wieloletnią przyjaźnią.

 

 

JJ: Historia Poznania, Wielkopolski, architektura i sztuka to była wasza wspólna pasja. Wiem, że pan profesor Jan Skuratowicz najchętniej odbudowałby a czasami  wybudował wszystkie zabytki, o których wiedział, że istniały. Zajmujesz się grafiką komputerową i nowymi technologiami – jak połączyliście siły?

PW: Z tym budowaniem to faktycznie prawda. Zamek w Sierakowie został odbudowany właśnie z inicjatywy profesora Skuratowicza, na podstawie jego rysunków i rekonstrukcji i pod jego osobistym nadzorem. Prace budowlane zakończono w 1994 roku, więc mnie niestety przy tym nie było. A szkoda, bo w zbiorach dokumentów profesora natrafiłem na jego korespondencję z urzędem konserwatorskim i muszę przyznać, że należałaby się temu wydarzeniu jakaś osobna opowieść… Na szczęście podczas wieloletniej współpracy z profesorem Skuratowiczem miałem okazję odbudować wiele obiektów. Od drugiej połowy lat 90. ubiegłego wieku zajmuję się grafiką 3D i zanim spotkałem profesora, robiłem komercyjne wizualizacje stoisk targowych, opakowań czy modeli samochodów.

 

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

Gdy w 2001 roku planowaliśmy start w konkursie na upamiętnienie 750 rocznicy lokacji miasta Poznania, z góry zakładaliśmy, że nasz projekt będzie wykonany w technologii 3D. Z obecnej perspektywy było to porywanie się z przysłowiową motyką na słońce, ale udało się, i to w lwiej części dzięki współpracy z profesorem. Zaplanowaliśmy pokazanie historii zabudowy Ostrowa Tumskiego w Poznaniu od ziemianek pierwszych osadników z IX wieku aż po dzień dzisiejszy.

Ogrom materiału i liczba utytułowanych konsultantów pewnie by nas pogrzebała z tym projektem na lata, ale na szczęście profesor Skuratowicz potrafił spacyfikować naukowe towarzystwo i wymusić konsensus – jakąś jedną w miarę spójną wizję, jak zmieniał się Ostrów Tumski na przestrzeni ponad 1000 lat swojej historii.

Powstały wówczas rekonstrukcje wszystkich faz przebudowy katedry (nadaliśmy sobie wtedy z profesorem tytuły „Budowniczego Katedry”, po tym jak udało nam się przenieść do wirtualnej rzeczywistości prawidłowo skonstruowane sklepienie krzyżowo-żebrowe). Zrekonstruowaliśmy 12-metrowej wysokości wały okalające gród i podgrodzia ówczesnej książęcej, a potem królewskiej rezydencji oraz baptysterium i palatium z kaplicą, pracownię złotniczą, zabudowania gospodarskie na podgrodziach, przeprawy mostowe, bramy i  dziesiątki innych budynków. Efekty tej gigantycznej pracy sprzed 20 ponad lat można do dzisiaj oglądać w  podziemiach poznańskiej katedry na prezentowanym tam filmie i na infografikach umieszczonych w wielu miejscach trasy zwiedzania.

Tak więc zaczęliśmy współpracę z profesorem Skuratowiczem z przytupem i… więcej się na tak ogromne przedsięwzięcia nie porywaliśmy. Ale pomysł na wirtualne odbudowywanie nieistniejących budynków czy odtwarzanie wnętrz pozostał i w każdej naszej następnej publikacji wizualizacje 3D były obowiązkowym punktem programu.

JJ: Profesor Skuratowicz drukował strony internetowe. Wiem, że posiadał umiejętność czytania cały stron, rzucając na nie okiem, a takie czytanie nie udawało mu się, gdy patrzył na ekran komputerowy. Czy drukował je, by szybciej czytać, czy to przymus archiwizowania pozyskanych informacji, czy może brak wiary w zapis elektroniczny?

PW: Mam zarejestrowany ostatni wykład profesora na konferencji w pałacu w Śmiełowie, gdzie opowiadając o pałacach kostiumu francuskiego, wspomina o tym, jak w latach 60 i 70. XX wieku zbierało się materiały do badań naukowych, a jak można to robić teraz w dobie dostępu do internetu.

 

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

Co do drukowania stron z informacjami o francuskich, niemieckich czy angielskich pałacach, myślę, że była to próba wepchnięcia nowej technologii w swoje stare przyzwyczajenia. Gdy przez dziesiątki lat informacja stała na półce pod postacią książki, skryptu, rękopisu czy notatki, to nie jest łatwo odzwyczaić się od sięgania po papierową/analogową wersję książki czy dokumentu.

Dzisiaj wszystkim się wydaje, że internet zawsze był i zawsze będzie, ale proszę, przypomnij sobie: pracę magisterską masz zapewne wydrukowaną na jakiejś drukarce, a pytania na ustnej maturze dostawało się  napisane na maszynie do pisania – tylko już się o tym zapomniało. Szybki internet w Polsce, pozwalający na przeszukiwanie dużych archiwów, zwłaszcza ikonograficznych, to historia ostatnich pewnie 10 lat, a doktorat profesora z 1974 roku to dwa opasłe tomiska pisane na maszynie do pisania i oprawione w czerwoną dermę. A co najciekawsze, pierwopis tego doktoratu jest pisany na maszynie nie na pojedynczych kartkach, tylko na papierze z metra z rolki – kilkadziesiąt metrów bieżących maszynopisu. W czasach słusznie minionych trzeba było sobie radzić… A przyzwyczajenia zostają – w tym profesorskim „backupie internetu” każdy strona www zawierająca jakieś ciekawe treści czy ilustracje jest wydrukowana w kolorze na A4, a cały zbiór zbindowany, z plastikowym grzbietem, foliową przezroczystą okładką i czarnym kartonowym podkładem z tyłu. Te wydruki są zebrane w poopisywanych segregatorach. Mamy więc zbiory według nazwisk architektów obiektów opisanych na wydrukowanych stronach, mamy kolekcje regionalne, czy zebrane budowle w jednym stylu.

Jest tego ponad 10 metrów bieżących – na pewno setki wydrukowanych kartek, jak nie tysiące.

 

 

JJ: Może wydrukowane kartki się do czegoś kiedyś przydadzą, tego nie wiem. Wiem natomiast, że opracowania znajdujące się w teczkach, pełne planów, zdjęć kamienic, dworów i pałaców, technicznych dokumentacji, są niezwykłym źródłem wiedzy i pewnie jeszcze do końca nie wiadomo, co się w nich znajduje.

PW: Tak, to terra incognita i mieszkają tam lwy – jak pisali na swoich mapach Rzymianie.

Profesor Skuratowicz zgromadził wielki magazyn materiałów naukowych, opracowań, ikonografii literatury, ale też i archiwaliów. Wczoraj przeglądając zawartość jednego z segregatorów, znalazłem list Pawła Cieleckiego, byłego burmistrza Skierniewic. Na czterech stronach pisanego odręcznie dokumentu mamy w punktach opisane wszystkie funkcje i piastowane przez niego urzędy. Cielecki zwraca się do lustratora Jana Lachmańskiego o ulgę przy obliczaniu remanentów i powołuje się na wymienione wcześniej swoje zasługi dla miasta. Dokument jest datowany na 20 kwietnia 1707 roku.

JJ: Opracowanie tego archiwum to praca na lata. Doba profesora musiała się chyba składać z 48 godzin; pojęcia nie mam, kiedy to wszystko udało mu się zebrać. Jakie są plany na uporządkowanie jego spuścizny?

PW: Od czerwca pracujemy nad posegregowaniem wszystkich dokumentów na materiały, które trafią do zasobów muzeum w Szreniawie i na te, które będą w zbiorach stowarzyszenia MIASTOPORT.

 

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

Spora część księgozbioru zostaje w domowej bibliotece żony profesora. Wszystkie książki z biblioteki profesora Skuratowicza, bez względu na to, gdzie ostatecznie trafią, zostały już oklejone pamiątkowym exlibrisem, który powstał na bazie motywów z naszej pierwszej książki o poznańskiej secesji.

Co do planów – razem z muzeum w Szreniawie chcemy poszukać środków na digitalizację dorobku profesora, aby stworzyć dostępną bazę wiedzy zgromadzonej przez niego.     

JJ: Są jeszcze negatywy. Jak się domyślam, oprócz zdjęć rodzinnych większość to Poznań i Wielkopolska.

PW: Dziewięć skrzynek z czarno-białymi negatywami w formacie 6×6 cm dostałem jeszcze za życia profesora. Do kompletu był także aparat fotograficzny, którym robił te zdjęcia. Aparat poddaliśmy konserwacji i jest całkowicie sprawny mimo swojego wieku.

Każda skrzynka z negatywami zawiera średnio około 1300 klatek. Filmy są pocięte na odcinki po trzy klatki i zabezpieczone każdy osobną kopertą. Jedna skrzynka zawiera zdjęcia rodzinne, a reszta… Mimo że mam ten zbiór w posiadaniu od dwóch lat, to jeszcze nie wiem, co tak właściwie jest tam w środku. Z negatywami należy się obchodzić delikatnie, bo szkodzi im kurz, zmiany temperatury, wilgoć i… dotykanie palcami. Zrobiłem więc tylko pobieżną „obdukcję”, sprawdzając, w jakim są stanie, a że na szczęście nic im nie dolega, to poczekają cierpliwie na swoją kolej i skanowanie.

JJ:  Wracając do książek – wiele z nich dotyczy obyczajowości z każdego okresu. Mnie zadziwiła pozycja o modzie… i o kurtyzanach. A ciebie?

PW: Fajnych książek w zbiorach profesora Skuratowicza jest mnóstwo i przeważnie według zasady: im starsze, tym fajniejsze. Pozycja o modzie to taki „Vogue”, tylko z 1601 roku. Na 18 rycinach wykonanych przez Antonio Mollero widzimy stroje kobiece i dziewczęce gdańszczanek, a każda rycina jest opisana po łacinie i po niemiecku.

 

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

Co ciekawe, przedstawione tu są nie tylko pięknie ubrane gdańskie patrycjuszki, ale też kobiety handlujące rybami, warzywami, służące z koszem zakupów, czyli cały przekrój społeczny Gdańska. Znalazłem też trzy tomy „Izys Polska czyli dziennik umiejętności, wynalazków, kunsztów i rękodzieł poświęcony krajowemu przemysłowi, tudzież potrzebie wieyskiego i mieyskiego gospodarstwa”, jak czytamy na stronie tytułowej.

To taki zbiór wynalazków i opisów nowych technologii z roku 1827/28, pokazujący na przykład budowę tunelu pod Tamizą w Londynie, ale też metody na tanie przechowywanie lodu czy sposoby zbudowania kolumny do destylacji alkoholu. Bardzo praktyczna pozycja.

JJ: Nad czym ostatnio pracowaliście?

PW: Plany wydawnicze mieliśmy jak zawsze szerokie. Jak już mówiłem, zbieraliśmy materiały do kolejnych tomów o pałacach i dworach Wielkopolski. W planach była publikacja o Bramie Wronieckiej w Poznaniu i domach handlowych z przełomu XIX i XX wieku. Miało się też ukazać nowe wydanie książki „Architektura Poznania 1890–1918” w nowej szacie graficznej i ze współczesnymi zdjęciami.

 

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

fot. M. Adamczewska, P. Walichnowski

Najbardziej zaawansowane prace mamy nad „Historią kuchni”. To pozycja, którą na pewno będziemy chcieli dokończyć i wydać, bo praca nad tą książką trwała do ostatnich dni profesora. Wizualizacje historycznych pomieszczeń kuchni w pałacu w Siedlisku przywoziłem profesorowi do wglądu, gdy już przebywał w szpitalu.

Planowaliśmy, że książka będzie opowiadała o historii pomieszczenia i technologii kuchennych, poczynając od słowińskich półziemianek z otwartym paleniskiem z IX wieku, aż po XX-wieczne kotliny kuchenne i nowoczesne kuchnie gazowe. Oryginalnych pomieszczeń kuchni zachowało się bardzo mało, więc dużą częścią ilustracji będą wizualizacje 3D, ale też plany i ikonografia archiwalna. Nie zabraknie również starych przepisów i zdjęć kulinarnych Magdy Adamczewskiej.

JJ: Życzę wam, aby ta pozycja się ukazała, na pewno sprawiłaby profesorowi Skuratowiczowi dużo radości, a nam zapewniłaby przyjemność i kolejną porcję ciekawej wiedzy.  

 

„Zawsze staram się dbać o to, żeby specjalistyczne teksty z historii sztuki mogli czytać bez słownika wyrazów obcych wszyscy zainteresowani, a nie tylko fachowcy” – prof. Jan Skuratowicz.

 

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
16
Świetne
Świetne
6
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0