fot. M. Adamczewska

Biblioteki niezwykłe. Stacja z bardzo kulturalnym menu – biblioteka w Pleszewie

To jeden z najładniejszych zaadaptowanych budynków bibliotecznych w Polsce. Stanowi wspaniały przykład wykorzystania starej, użytecznej architektury dla nowych celów. Wyzwanie dla biur projektowych, a w takich przypadkach jak w Pleszewie – duma z udanej realizacji.

Zacznijmy od lęków…

Pociągów się bano! Szczególnie w II połowie XIX wieku, w czasach, gdy tory zaczęły przecinać szlaki, prostować drogi, a lokomotywy, buchając parą, śmigały z prędkością szybujących ptaków. Lekarskie sławy ostrzegały przed zawrotną prędkością, przekonując, że przy sześćdziesięciu kilometrach na godzinę wysychają gałki oczne, co prowadzi do ślepoty, miarowe wstrząsy miały być szczególnie niebezpieczne dla kobiet i prowadzić do histerii, a przygodne kontakty deprawować młodzież.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Nie wiem, czego bał się dokładnie Herman Kennemann, ale czegoś na pewno. W latach siedemdziesiątych XIX wieku był on jednym z największych posiadaczy ziemskich w Wielkopolsce. Postać majętna i wpływowa. Jednym z dowodów na to jest fakt, iż zdołał przekonać Juliusa von Jouanna, właściciela dóbr pleszewskich, aby trzymać się od parowego potwora na bezpieczną odległość. Panowie uradzili, by kolej przez miasto nie przechodziła.

Z tego też powodu budowana trasa z Poznania do Kluczborka, mająca przebiegać przez Środę Wielkopolską, Jarocin, Ostrów – ominęła Pleszew. Tory poprowadzono w „bezpiecznej” odległości, budując stację pięć kilometrów dalej, w pobliskim Kowalewie. Minęło dwadzieścia lat, nikt nie oślepł od pędu, kobiety nie rozhisteryzowały się, co do przypadkowych kontaktów nie jestem pewna, ale raczej przyczyniły się one do sukcesu kolei. (Całkiem niedawno widziałam podróż pociągiem wysoko na liście sytuacji, w jakich poznali się przyszli małżonkowie).

Wąskie tory Kowalew – Pleszew

Żyjący na przełomie wieków mieszkańcy Pleszewa szybko zdali sobie sprawę, że nie da się porównać korzyści z funkcjonowania w sieci kolejowych połączeń z potencjalnymi uciążliwościami, jakich bali się konserwatywni właściciele ziemscy. Fatalny błąd chciano jak najprędzej naprawić. Już w latach dziewięćdziesiątych lokalni przedsiębiorcy i mieszkańcy zaczęli pisać do ówczesnych władz petycje z prośbami o kolejowe skomunikowanie miasta.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Udało się! Pisma rozpatrzono pozytywnie i dobudowano wąskie tory, którymi kursowały pociągi z Pleszewa do Kowalewa – tam trzeba było przesiąść się, aby pomknąć dalej. Trasa ta przeżywała swe wzloty i upadki. W latach siedemdziesiątych XX już wieku przy jej obsłudze pracowało ponad sto osób. Z czasem jednak było uznano to rozwiązanie za niezbyt ekonomiczne i w 2001 roku odbył się ostatni kurs Polskich Kolei Państwowych.

Nie znaczy to, że zamarł ruch lokalny, a pleszewska wąskotorówka stała się tylko atrakcją turystyczną. Połączenie z Pleszewa do Kowalewa jest potrzebne i działa nadal, obsługiwane przez Stowarzyszenie Kolejowych Przewozów Lokalnych. Kursy popularnej „bany” regularnie pędzą w kierunku szerszych torów i wożą ludzi w tę i z powrotem.

Książki na dworcu

Przetrwała również stacja kolejowa, z tym, że nie sprzedaje się w niej biletów kolejowych, bilety kupuje się u konduktora. Na dworcu w Pleszewie wypożycza się książki.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Urzekła mnie ta biblioteka! To jeden z najładniejszych zaadaptowanych budynków bibliotecznych w Polsce. Stanowi wspaniały przykład wykorzystania starej, użytecznej architektury dla nowych celów.

Wyzwanie dla biur projektowych, a w takich przypadkach jak w Pleszewie – duma z udanej realizacji. Biblioteka zachowała historyczny wygląd stacji kolejowej. I nie chodzi tylko o zewnętrze, choć funkcjonuje tu peron i tory, stoją wagony i lokomotywy. Wnętrze również nawiązuje do historycznego przeznaczenia tego budynku. Jest zegar, dokładnie taki, jaki kojarzy się z dawnymi dworcami, są tablice nawiązujące charakterem do kolejowej infrastruktury. Zachowała się nawet stara kolumna – tyle, że dziś nie stoi w dworcowej hali, a w sercu działu dziecięcego. Biblioteka w Pleszewie dzięki wyjątkowemu miejscu i pełnym pasji ludziom stała się ważnym elementem w kulturalnej układance miasta. Widać to doskonale po „Kulturalnym menu”, które możne otrzymać zaraz po wejściu do biblioteki, podobnie jak w innych instytucjach kultury w mieście. To wspólny kalendarz wydarzeń, które serwuje mieszkańcom Pleszew. Stacja Biblioteka, między innymi z sąsiadującą z nią Zajezdnią Kultury (również mieszczącą się w odremontowanym i zaadaptowanym na kulturalne cele budynku pokolejowym), przez cały miesiąc, niemalże co dnia, serwują wydarzenia – spotkania lokalnych klubów, spotkania autorskie, koncerty, wystawy, warsztaty, oprócz oczywiście wypożyczania książek w tak historycznym i ciągle użytecznym miejscu.

 

Brzmi to jak laurka dla pleszewskiej biblioteki, ale wystarczy popatrzeć!

A będąc w Pleszewie i czekając na przykład na pociąg… wpaść do czytelni.

O tym co dzieje się przy pleszewskich torach rozmawiałam z Zuzanną Musielak-Rybak – dyrektorką Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy w Pleszewie

 

Joanna Jodełka: Czytam dania na kilka dni pod rząd. W piątek – „Jak walczyć z migreną?”, spotkanie z doktor Magdaleną Dębińską. Niedziela – „Rola psów tropiących w poszukiwaniu osób zaginionych”. Wtorek – Klub Lokalni Pstrykacze PPL. Czwartek – Klub Biblioteczne Gadu-Gadu. Niedziela – Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich – Pierwsza Pleszewska Żywa Biblioteka. A to tylko jeden tydzień. Jak się komponuje takie kulturalne menu?

ZMR: Podstawą są potrzeby i oczekiwania naszych czytelników. To nie jest tak, że „na hura” dobieramy gości i organizujemy wydarzenia. Na przestrzeni ostatnich dwóch lat udało nam się przeprowadzić szczegółową diagnozę naszej lokalnej społeczności – zapytać o potrzeby kulturalne nie tylko tych, którzy nas odwiedzają, ale także tych, którzy nie pojawiają się w naszej bibliotece, i znaleźć klucz do zagadki, dlaczego tak się dzieje. Wystarczy wspomnieć, że badania prowadziliśmy choćby na targowisku miejskim.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Samo budowanie oferty to już dla nas przyjemność.

Mam bardzo kreatywny zespół, który nie boi się wyzwań: tworzymy gry mobilne i questy, zamieniamy naszą przestrzeń w scenę teatralną czy wybieg do pokazu mody, organizujemy nietuzinkowe warsztaty. W ubiegłym roku fotografii sportowej uczyliśmy w czasie meczów na boisku piłkarskim.

 

JJ: Kobiet nie trzeba dwa razy zapraszać. Mają swoje kluby, spotkania. Jednak wasza biblioteka wyznacza sobie ambitne plany, na przykład takie jak ściągnąć do biblioteki więcej mężczyzn. Udaje się?

ZMR: Muszę przyznać, że – choć to niełatwe – idzie nam to coraz lepiej. Podjęliśmy sporo działań dedykowanych mężczyznom. W wypożyczalni stanął się specjalny regał z męską literaturą, który spotkał się z dużą aprobatą czytelników. Dbamy także o to, by w bibliotece pojawiali się goście, którzy zainteresują panów. W ubiegłym roku z myślą o nich udało nam się zaprosić m.in. Bogusława Wołoszańskiego, Vincenta V. Severskiego, gen. Waldemara Skrzypczaka czy Marcina Mellera. Wśród swoich zainteresowań mężczyźni w rozmowach z nami najczęściej wymieniają historię, militaria, literaturę wojenną – stąd tacy, a nie inni goście.

Mężczyźni chętnie uczestniczą również w spotkaniach bibliotecznych klubów – fotograficznym czy podróżniczym. Stanowią u nas także trzon Dyskusyjnego Klubu Książki, co – z tego, co zauważyłam w wielu innych bibliotekach – jest bardzo rzadkim zjawiskiem.

 

JJ: A chłopców?

ZMR: To jest dopiero wyzwanie! Młodzież – niezależnie od płci – często nie wie, czego chce, ale doskonale wie, czego nie chce. Trafić w ich kulturalne oczekiwania to niełatwa sztuka, ale próbujemy. Zorganizowaliśmy warsztaty animacyjne, w czasie których z pomocą zaproszonych ekspertów diagnozowaliśmy pleszewską młodzież. Wyciągnęliśmy z nich pierwsze wnioski. W wypożyczalni dla dorosłych powstało na przykład miejsce dla nastolatków, którzy nie chcą już korzystać z księgozbioru dziecięcego. To kącik na samym końcu pomieszczenia, „schowany” przed bibliotekarzami, z miejscem do swobodnego przeglądania komiksów, mang czy fantastyki, którą tam ulokowaliśmy. Poza tym organizujemy wydarzenia odpowiadające zainteresowaniom młodych ludzi. Właśnie przygotowujemy się do Dnia Harry’ego Pottera i Dnia Japońskiego. Jestem pewna, że obie imprezy przyciągną tłumy nastoletnich pleszewian.

Mocno stawiamy też na nowe technologie. Już młodsze dzieci wiedzą, że biblioteka może być ich światem. Mamy roboty, klub kodowania, a nawet konsolę z okularami VR. Młodzi ludzie muszą się przekonać, że w bibliotece na pewno znajdą coś dla siebie, wtedy rośnie szansa, że trafią również między regały z książkami.

 

JJ: Bardzo mnie cieszy, gdy biblioteka jest także miejscem spotkań, a kreatywność udziela się również mieszkańcom. Ławka numer 4 to pomysł, który sam przyszedł.

ZMR: Tak, udało nam się stworzyć wizerunek instytucji otwartej na pomysły mieszkańców – takiej, do której ludzie nie boją się przychodzić z własną inicjatywą, bo wiedzą, że będą mogli liczyć na wsparcie i merytoryczną pomoc w jej realizacji. Tak było właśnie z Klubem Kobiet Ławka numer 4, który był pomysłem grupy pań z terenu naszego powiatu. My daliśmy klubowi „dom” w bibliotece, ale to, co się dzieje w tej grupie, jak się rozwija, już absolutnie leży w gestii członkiń. Panie, mimo że działają dopiero kilka miesięcy, mają już za sobą fantastyczne wydarzenia – realizują cykl poświęcony dbaniu o kobiece ciało z udziałem specjalistki z zakresu uroginekologii. Zorganizowały też Filmowy Dzień Kobiet pod hasłem „Przełamując fale”, w którym wzięło udział ponad 100 pleszewianek. Jestem z nich naprawdę dumna, bardzo podziwiam ich zaangażowanie i kreatywność.

 

fot. M. Adamczewska

fot. M. Adamczewska

Takim samodzielnym klubem są również Splotersi, czyli grupa miłośników tworzenia ze sznurka.

Nie dość, że na ich spotkaniach powstają małe dzieła sztuki z makramy, to tworzą się również relacje, przyjaźnie, które już dawno wyszły poza mury biblioteki.

 

JJ: Usłyszałam, że chcecie być „trzecim miejscem”. Czyli?

ZMR: Czyli właśnie tym miejscem, do którego chce się przychodzić po pracy czy szkole, które jest naturalną przestrzenią do spędzania wolnego czasu, rozwijania pasji, spotykania się z innymi osobami o podobnych zainteresowaniach, porozmawiania o literaturze i kulturze. To właśnie dlatego jedną z naszych podstawowych form działalności są kluby. Dążymy do tego, by pleszewianie przychodzili do nas nie tylko wypożyczyć książki czy wziąć udział w organizowanej przez nas imprezie, ale żeby chcieli tu być na co dzień.

 

JJ: Na co się czeka na Stacji Biblioteka?

ZMR: Mam nadzieję, że już nie trzeba na nic czekać, że można tu już znaleźć wszystko, albo przynajmniej prawie wszystko, czego oczekują nasi użytkownicy.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
6
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0