Butterflies
Opublikowano:
23 grudnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Być może sens fotograficznego dziennika leży w uważnym doświadczaniu, a nie w treści zdarzeń, o jakich opowiada? O nowej fotograficznej książce Silvii Pogody pisze Michał Sita.
Kruki
Kanon intuicyjnych, osobistych dzienników fotograficznych określili artyści funkcjonujący w stanach granicznych, w których zatracenie okazuje się jedyną możliwą drogą. Najbardziej dojmujące fotograficzne publikacje, za pomocą zdjęć zapisujące strumień świadomości, powstawały, gdy autorzy docierali na granice piekła lub szaleństwa. Ostatnim połączeniem z zewnętrzną rzeczywistością pozostawał dla nich aparat fotograficzny.
Gdy Masahisa Fukase w 1976 roku pracował nad książką „Ravens”, w szeroko później cytowanym fragmencie wywiadu mówił:
„Chciałbym móc zatrzymać świat. Akt fotografowania może być moją osobistą zemstą na życiu, i być może właśnie to cieszy mnie w nim najbardziej”.
Nie da się jego opowieści po prostu przyjąć do wiadomości, zostawia po sobie głęboki ślad. Zbudowana z graficznych, czarno-białych kadrów, jest podróżą w kierunku, z którego nie ma powrotu.
Tuż po rozwodzie, w czasie wyjazdów w rodzinne regiony Hokkaido, Fukase obserwował kruki. Podążał za nimi w najciemniejsze regiony własnej duszy. Martin Parr i John Badger tak komentowali osobisty aspekt jego opowieści:
„To najżywsze studium depresji, jakie za pomocą fotografii stworzono. W większości zdjęć Fukase ma kontakt z innymi ludźmi tylko przelotnie, z dystansu. Tak się dzieje aż do momentu, gdy odwiedza masażystkę. Jego obraz tej nagiej, starszej kobiety, twarz wykrzywiona w grymasie jej własnego bólu, przecina narrację jak nóż”.
Detale codziennych zdarzeń niosą ze sobą niewyobrażalny ładunek emocji.
Intuicyjna interakcja ze światem rozpadającym się na drobne fragmenty jest jedynym możliwym sposobem działania w tych skrajnych sytuacjach, a zdjęcia powstające w straceńczym procesie stają się elementami osobistej spowiedzi. Wspólną cechą tego rodzaju dzienników jest ich intensywność przekraczająca wszelkie granice bezpieczeństwa. Do tej właściwości japońskiej fotografii, kształtowanej na łamach magazynu „Provoke”, w pracach Daido Moriyamy czy Arakiego – odwołuje się bardzo silny nurt aktualnej praktyki japońskich twórców. Ekspresyjne obrazy zdają tu sprawę z introspekcji.
I właśnie japońska książka fotograficzna pozostaje nośnikiem jednych z najważniejszych intymnych zwierzeń, jakie realizowały się za pośrednictwem tego medium.
To, co w książce Silvii Pogody wydaje się najbardziej japońskie, to wbrew pozorom nie lokalizacja, w której zrealizowała zdjęcia (w przypadku osobistego dziennika to rzecz naprawdę drugorzędna), ale sposób, w jaki odnosi się do tej diarystycznej tradycji japońskich fotobooków.
Motyle
Silvia Pogoda zapisuje doznania, tworzy podświadome, automatyczne notatki codzienności. Wizualne doświadczenia kumulują się w chaotyczną relację z wewnętrznego procesu. Z tym, że tutaj ta sama intuicyjna strategia nie realizuje się w czasie upadku, ale w sytuacji, gdy udaje się odnaleźć chwilę oddechu.
„Butterflies” pytają, co się wydarzy, gdy nie zatracenie, ale pogodzenie się z przemijającą rzeczywistością okaże się warte skomentowania.
Co, jeśli nie kryzys, ale spokój, jaki przychodzi po nim wraz z akceptacją świata wokół, stanie się motywem dziennika? I co, jeśli nie skrajne afekty, ale cicha afirmacja będzie refrenem takiej opowieści?
Zdjęcia do „Butterflies” powstawały w okresie siedmiu lat, w czasie powtarzających się pobytów w Japonii. W tym czasie Silvia Pogoda mierzyła się z lękiem, depresyjnymi stanami, z wycofaniem i z niemożliwą do zaakceptowania obcością otaczającego świata. Tam dowiedziała się, że jest w ciąży. Tam też używała aparatu do zapisywania detali zdarzeń i emocji, jakie im towarzyszyły. Jak mówi – nie przykładała do tych obrazów żadnej wagi. Nie oglądała ich. Nie służyły do komunikowania czegokolwiek, nie powstawały z myślą o jakimkolwiek odbiorcy. Aparat pomagał raczej skupić się na doświadczaniu.
Robiła kilka zdjęć dziennie. Trafiały na dysk, wciśnięte głęboko w archiwum, jako ulotne zapisy nikomu niepotrzebnej historii.
Czy osobista, uspokojona narracja, złożona z wycofanych interakcji z rzeczywistością, jest warta tego, by nią komukolwiek zawracać głowę? – pytała w czasie spotkań autorskich. Czy ten zapis pojedynczego życia, zamkniętego we wrażeniowych wizualnych notatkach z codzienności, może mieć znaczenie dla czytelnika? Czy zneutralizowanie lęku, wyciszenie i skupienie się na drobnych, przeżywanych za pomocą obrazu chwilach, może mieć sens dla kogokolwiek, poza osobą fotografującą nie po to, by powstały zdjęcia, ale by z uwagą rejestrować emocje składające się na jej życie?
Ensō
W powtarzających się u Silvii Pogody, pełnych rezerwy stwierdzeniach słychać: ta historia nie ma ambicji, by komukolwiek coś narzucić, nie wskazuje drogi, nie jest żadnym rozwiązaniem. Jest jedynie śladem pojedynczej historii, tak samo istotnej i tak samo nieistotnej, jak każda inna, rozgrywająca się równolegle. Książka jest refleksyjnym zapisem emocji, z których w tym zamkniętym okresie siedmiu lat konstruowana była jej codzienność.
I jedynie dzięki procesowi fotografowania te emocje zostawiły po sobie materialny ślad.
Jak w malarstwie sumi-e, które realizuje się na pograniczu kaligrafii i medytacji – jeden gest trwający tyle, ile jeden oddech, pozostawia ślad tuszu będący odbiciem stanu ducha człowieka trzymającego pędzel. Nie efekt ani opowieść jest celem takiej praktyki, ale sam świadomie realizowany proces. Tylko mimochodem, przy okazji, ruch wymagający wsłuchania się we własne odczucia pozostawia za sobą czarną kreskę tuszu na papierze – ensō.
Zdjęcia Silvii Pogody nie starają się być niczym więcej. To intuicyjny zapis obserwacji samej siebie. Ich sens i waga nie wynikają z intensywności lęków, z granicznych stanów ducha ani z niepowtarzalności zdarzeń rozgrywających się w tle. Są warte odnotowania jako materialny zapis uważnej, jednostkowej egzystencji. Tylko tyle i aż tyle.
„Nie pokażę niczego, czego byś już wcześniej nie widział. Nie powiem niczego, czego byś wcześniej nie słyszał. Słowa tworzą ograniczenia, ale ciszo, jak jesteś bogata i bezkresna”.
„Butterflies”, Silvia Pogoda
projekt graficzny: Nina Gregier, Silvia Pogoda
fotoedycja: Silvia Pogoda, Monika Szewczyk-Wittek, Nina Gregier
przygotowanie fotografii do druku: Tomek Kubaczyk
redakcja tekstów: Marek Kaźmierski, Karolina Lasocki
Wszyscy Jesteśmy Fotografami (Fundacja Powiększenie) 2021
nakład 600 + 30 egz. edycji specjalnej