Gestapo węszy zamach
Opublikowano:
21 października 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Znienawidzony nazistowski namiestnik Kraju Warty, Arthur Greiser, nigdy nie był celem ataku ze strony polskiego ruchu oporu. Kiedy jednak w grudniu 1939 roku pod Międzychodem zginął jego jedyny syn, gestapo próbowało mu wmówić, że to sprawka Polaków.
W wieczornym mroku 20 grudnia 1939 roku, drogą do Poznania niedaleko Birnbaum (niemiecka nazwa Międzychodu), pędziła elegancka niemiecka limuzyna. Auto bez włączonych świateł prowadził niemiecki kierowca, Theodor Hey, urzędnik w randze asystenta administracyjnego, a podróżowali nim porucznik Hans Schulz-Wiedemann oraz syn Arthura Greisera z pierwszego małżeństwa, Erhardt.
Syn Greisera jechał do ojca ze szkoły z internatem w Feldafing. Miał spędzić z nim ferie świąteczne w podbitym i administrowanym krwawo przez ojca okręgu.
„Greiser wysłał samochód z kierowcami do Frankfurtu nad Odrą, by oszczędzić synowi podróży kiepskimi kolejami w nowym Gau [niem. okręgu – przyp. red]” – opisała zdarzenie Catherine Epstein, autorka biografii Greisera „Wzorcowy nazista” – „Samochód podwiózł najpierw jego kolegę do rodzinnej posiadłości. Chłopak prosił, by Erhardt spędził noc u niego, ale ten chciał jak najszybciej zobaczyć się z ojcem”.
Samochód jechał przez Gorzyń. W ciemnościach szofer zapewne nie dostrzegł znaku drogowego, zapowiadającego niestrzeżony przejazd kolejowy. Nie spodziewał się więc torów, nie dostrzegł też zbliżającego się nocnego pociągu. Kiedy auto wjechało na tory, z ciemności wyłoniła się rozpędzona lokomotywa…
ŚMIERĆ BYŁA NAGŁA
„Nawet nie zauważyli, że giną” – napisał Leszek Adamczewski, autor książki „Poligon. Sensacje z Kraju Warty” – „Uderzenie było niespodziewane. W ułamku sekundy rozpędzony parowóz zmiażdżył limuzynę z Urzędu Namiestnika Rzeszy Okręgu Posen, na miejscu zabijając kierowcę i dwóch pasażerów”.
Oprócz syna Greisera zginęli także bliscy jego współpracownicy – Hey był kamerdynerem gauleitera, a oficer bliskim przyjacielem.
Już kilka godzin po tragicznym zdarzeniu na feralnym przejeździe zjawili się niemieccy śledczy z policji kryminalnej i politycznej. Prowadzący skład polski maszynista stał się z miejsca głównym podejrzanym. Gestapo natychmiast zasugerowało, że zdarzenie było próbą zamachu na życie gauleitera.
„Być może chodziło o zdobycie pretekstu do masowych egzekucji Polaków. Ale Greiser zachował się wyjątkowo spokojnie” – twierdził nieżyjący już specjalista od historii niemieckiej okupacji, prof. Czesław Łuczak.
Gestapowcy sugerowali, że za śmierć syna gauleitera Greisera może odpowiadać bliżej niezidentyfikowana polska organizacja związana z dywersją pozafrontową. Pojawiły się nawet plotki o gwoździach, rzekomo rozrzuconych na szosie przez polskich partyzantów. Tyle tylko, że śledczy nie znaleźli na to żadnych dowodów. Kiedy ustalono, że z powodu zaciemnienia wojennego pociąg jechał bez włączonych świateł, a pomiary i analiza śladów pozwoliły zrekonstruować przebieg wypadku, teoria o zamachu upadła.
Zdaje się, że mimo poduszczeń gestapowców, nie uwierzył w nią sam Greiser. Zapewne zdawał sobie sprawę, że Polacy byli zbyt słabi i niezorganizowani, by już wtedy zdobyć się na tak misterną akcję. Greiser pewnie nie wiedział, że w końcu 1939 roku w Poznaniu działały już pierwsze polskie organizacje konspiracyjne. Wątpliwe jednak, by po pierwsze wiedziały o tak tajnej sprawie jak podróż syna Greisera do Poznania, a po drugie – by zdecydowały się na atak na dziecko.
BYŁ ŚWIETNIE STRZEŻONY
Niemiecka policja i gestapo ostatecznie wykluczyły hipotezę zamachu – nie znalazły na to żadnych dowodów. Prof. Czesław Łuczak był zdania, że polski ruch oporu nigdy nie próbował zgładzić samego hitlerowskiego namiestnika.
„Zbrojna konspiracja w Wielkopolsce była dość słaba, w dodatku Niemcy dobrze się w niej orientowali. Poza tym Greiser był mocno strzeżony. W czasie wojny mieszkałem w Mogilnie niedaleko torów. Zawsze, gdy Greiser przejeżdżał pociągiem do Bydgoszczy, policja wchodziła do okolicznych domów i pilnowała mieszkańców, aby nikt nie podszedł bliżej niż 100 metrów od toru” – opowiadał w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
21 grudnia 1939 roku, następnego dnia po śmierci syna, Greiser wygłosił przemówienie na placu przed poznańskim Zamkiem, transmitowane przez radio w całej Rzeszy.
„Pomimo ciężkiego osobistego ciosu, który spadł na niego tego samego dnia, gauleiter Greiser […] jako czołowy narodowy socjalista w Warthegau mówił o świetle, które Führer i narodowosocjalistyczny światopogląd zesłał narodowi niemieckiemu” – relacjonował nazistowski „Ostdeutscher Beobachter”.
SYMBOLICZNA KREMACJA
Erhardta Greisera pochowano 23 grudnia 1939 roku na cmentarzu ewangelickim św. Łukasza. Dziś to teren zajmowany przez Międzynarodowe Targi Poznańskie.
„Wiara w Niemcy i ich Führera była treścią jego młodego życia” – napisał Greiser w nekrologu syna.
Gdy w styczniu 1945 roku uciekał z Poznania, po raz ostatni stanął nad grobem syna. Zatrzymał się też w miejscu jego tragicznej śmierci. A kiedy w 1946 roku podczas procesu w Poznaniu został skazany na śmierć, prosił, by pochowano go obok mogiły Erhardta.
Jego ostatnia wola nie została spełniona. Po egzekucji na stokach Cytadeli (21 lipca 1946 roku) jego ciało zostało spalone w piwnicy Collegium Anatomicum w tym samym piecu, w którym w latach okupacji spalono ponad 4,5 tysiąca zwłok Polaków, straconych przez Niemców.
W miejscu tragicznej śmierci młodego Greisera w czasie okupacji stał kamień z wyrytą swastyką i nazwiskami ofiar. Po wyzwoleniu Międzychodu głaz wyniesiono w pole jakieś pół kilometra od przejazdu i porzucono. Przy rzadko używanym przejeździe kolejowym w Gorzyniu stoi dziś drewniany krzyż.
PIOTR BOJARSKI – pisarz i publicysta, autor książek „Poznaniacy przeciwko swastyce” i „1956. Przebudzeni” oraz powieści „Cwaniaki” i „Szmery”.