Jesień festiwali
Opublikowano:
29 października 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Ten sezon zaczął się dla wielkopolskich teatrów bardzo dobrze. Miała w tym swój udział mnogość festiwali, których nagromadzenie, będące wynikiem covidowych zawirowań, ujawniło się w pierwszych miesiącach jesieni.
Największe festiwale mają zazwyczaj formę konkursu, na którym porównuje się wartość artystyczną przedstawień (tak zakładam), a następnie ocenia je tworząc przy pomocy nagród rankingi jakości artystycznej. Trzy z wielkopolskich teatrów ruszyły na festiwale, czwarty nie musiał, bo sam organizuje jeden z najstarszych i najzacniejszych: Kaliskie Spotkania Teatralne – Festiwal Sztuki Aktorskiej.
Teatr Animacji
Gdybyśmy i tu chcieli stworzyć własny ranking to najlepiej wypadłby w nim poznański Teatr Animacji, który rozbił bank zarówno na Opolskim Festiwalu Lalek, jak i w pewien sposób, poprzez swoją dramaturżkę Malinę Prześlugę-Delimatę, której tekst „Debil” w reżyserii Piotra Ratajczaka w wykonaniu aktorów Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie, zdobył Nagrodę Główną na zabrzańskim festiwalu Rzeczywistość Przedstawiona.
Opole to deszcz nagród dla Animacji, ale też właśnie dla poznańskiej dramaturżki. Główną Nagrodę otrzymał tam „Ja, Bałwan” Maliny Prześlugi w reżyserii Artura Romańskiego za:
„przesyconą wyobraźnią i nowatorstwem, dowcipną i poruszającą opowieść o przemijaniu i męskiej przyjaźni, skierowaną zarówno do dzieci, jak i dorosłych”.
Nagrodę otrzymał Romański również za reżyserię i tytułową rolę, Igor Fijałkowski za rolę Marchewki oraz za współpracę scenograficzną, Tomasz Lewandowski za muzykę a wyróżnienie aktorskie odebrała Marta Maria Madej.
Poza tym Prześluga otrzymała nagrodę za teksty dramatyczne „Ja, Bałwan” i „Ile żab waży księżyc”:
„wykraczające poza wąskie kategorie wiekowe i uruchamiające w ich realizatorach i odbiorcach nowatorskie ścieżki wyobraźni.”
Jeśli dodamy do tego jeszcze, że nagrody zdobył spektakl Wrocławskiego Teatru Lalek na podstawie tego drugiego tekstu oraz dyrektor Teatru Animacji Piotr Klimek za muzykę do spektaklu Opolskiego Teatru Lalek możemy z dumą wnioskować, że mamy w Poznaniu najlepszy obecnie teatr lalkowy.
Opolskie Konfrontacje Teatralne
Nieźle poradził sobie także Teatr Fredry w Gnieźnie, o którego sukcesach na szczecińskim Kontrapunkcie i Opolskich Konfrontacjach Teatralnych „Klasyka żywa” pisałam tutaj.
Nie tylko Teatr Fredry wrócił z Opola z nagrodami. Antonina Choroszy z Teatru Nowego im. Tadeusza Łomnickiego otrzymała Nagrodę Aktorską za rolę Matki w spektaklu „Matka” w reżyserii Radka Stępnia.
Wyróżnienia na tym ostatnim festiwalu powinny najbardziej cieszyć, ponieważ już samo zakwalifikowanie się do niego jest dużym sukcesem – spektakle wybiera komisja konkursu „Klasyka żywa” spośród wszystkich inscenizacji dawnych polskich tekstów dramatycznych z całej Polski.
A jednak to właśnie po tym festiwalu mogło pozostać pewne uczycie dyskomfortu.
By nie być posądzaną o stronniczość, oddam teraz głos Łukaszowi Drewniakowi, krakowskiemu krytykowi teatralnemu, który jeden ze swoich tekstów w cyklu nazwanym Kołonotatnikiem na portalu teatralny.pl, poświęcił właśnie Opolskim Konfrontacjom Teatralnym.
Swoją drogą, może warto byłoby się zastanowić skąd taka popularność słowa „konfrontacje” w nazwach festiwali? Konfrontacja to przecież nic innego jak konflikt, spór, antagonizm, czyli bardzo wojujące słowo.
Ale do rzeczy, czyli do tekstu „Taśmy prawdy”:
„Zaczynamy sucho i beznamiętnie. Fajerwerki będą dopiero za chwilę. Główną nagrodę 45. Opolskich Konfrontacji Teatralnych 'Klasyka Żywa’ w wysokości 50 tysięcy złotych zdobył spektakl lubelskiego Teatru im. Juliusza Osterwy pt. 'Nad Niemnem. Obrazy z czasów pozytywizmu’. Jury doceniło także indywidualnie Jędrzeja Piaskowskiego za reżyserię (5000 zł) i Huberta Sulimę za adaptację (4000 zł). (…) Problem w tym, że przedstawienie w ogóle się nie odbyło. (…) Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy przeczytałem werdykt jury Klasyki Żywej. Anna Augustynowicz, Elżbieta Baniewicz, Wojciech Solarz, Wanda Świątkowska i Antoni Winch postanowili zignorować covidową nieobecność Teatru Osterwy i zachować się tak, jakby Nad Niemnem naprawdę pokazano w Opolu. Zapis archiwalny spektaklu potraktowano jak prezentację na żywo. Nie ma pandemii, zespół nie zachorował, na kwarantannie w Lublinie zostało samo puste powietrze, a żywi ludzie weszli w ekran i zagrali z niego dla opolan i jury. (…) Rozumiem, że sposobem jurorów na walkę z pandemią w imię dobra teatru jest ignorowanie faktów. A faktem jest, że występu nie było. Zrównano zatem zapis cyfrowy przedstawienia z jego prezentacją na żywo. Stąd Grand Prix i nagrody indywidualne dla ekipy Nad Niemnem. (…) W jednej chwili festiwal Klasyki Żywej stał się filią zamojskiego festiwalu Dwa Teatry [konkurs spektakli Teatru Telewizji – JO]. W ramach jednej kategorii oceniono spektakle zagrane tu i teraz ze zmontowaną, nagraną wcześniej wersją spektaklu, który nie dojechał.”
Teatr Osterwy przyjął nagrodę (a przecież nie musiał), choć nie za bardzo się nią chwali, bo nie można informacji o niej znaleźć na stronie teatru. Komunikaty prasowe przekazywały informację o tym, że festiwal wygrał spektakl, którego na tymże nie pokazano na żywo, w tonie zupełnie neutralnym.
Transmisja z treningu
Teraz wyobraźcie sobie Państwo taką sytuację: na zawody narciarskie nie może przyjechać główny faworyt – jest na kwarantannie z powodu covida. Zawody są ważne, długo się do nich przygotowywał i teraz wszystko to na nic. Organizatorzy wpadają na pomysł:
„wyświetlimy jego wspaniały skok treningowy sprzed kilku tygodni a sędziowie go ocenią, przecież wszyscy wiedzą, że to najlepszy skoczek”.
Myślicie Państwo że coś takiego by przeszło? Raczej nie, bo dla wszystkich jasne jest, że ocenia się nie swoją wiedzę o danym sportowcu, jego dotychczasowych wynikach, ale konkretne wykonanie skoku.
A dlaczego coś takiego przeszło w teatrze, na jednym z najważniejszych polskich festiwali firmowanych przez Instytut Teatralny i Ministerstwo Kultury, któremu swoich twarzy udzielili ludzie znani i szanowani w środowisku? Po co w takim razie robić festiwale – konkursy?
Przecież każdy z jurorów mógłby sobie obejrzeć przedstawienie w dogodnym momencie, a widzom pokazać zapisy spektakli. Byłoby to tańsze i prostsze organizacyjnie. Antonina Choroszy pod tekstem Drewniaka zamieściła komentarz:
„Moja praca została doceniona przez Jury tego festiwalu, za co dziękuję! Nie miałam wiedzy, iż nie wszystkie spektakle miały takie same warunki udziału w tej konfrontacji. Uważam, że tak być nie powinno. Granie na żywo i istnienie w zapisie, to są dwie kompletnie inne narracje. Skoro spektakl z Lublina jest wybitny, powinien być uhonorowany 'specjalną’ nagrodą !”
No właśnie – konfrontacji… To już żaden agonizm, który pochodzi od greckiego agon – współzawodnictwo i przeniknął po języka właśnie dzięki teatrowi; to walka, antagonizm, gdzie oponent staje się wrogiem, a wroga niszczy się wszelkimi dostępnymi środkami. Z konfrontacji wychodzi się zwycięzcą, albo pokonanym – zasady przestają obowiązywać. Nie ma miejsca na spotkanie, dialog – tu się walczy o swoje.
A właśnie – zasady. Regulamin opolskich Konfrontacji nie przewidział, nawet w tym roku, by do konkursu dopuszczono spektakl jako rejestrację. Jedyny taki wyjątek przewidziano w punkcie:
„VI. Finał i nagrody 2. W Opolu zostaną przedstawione spektakle zgłoszone do Konkursu nominowane przez Komisję Artystyczną. W wyjątkowych przypadkach, gdy ze względów technicznych nie będzie możliwy przyjazd spektaklu do Opola, Komisja Artystyczna będzie mogła wyrazić zgodę na prezentację nominowanego spektaklu w postaci profesjonalnego zapisu wideo.”
Kwarantanna w zespole to chyba nie przypadek techniczny? Czy Komisja Artystyczna wyraziła na to zgodę? Czy ją w ogóle zapytano? Kto w takim razie podjął decyzję o włączeniu zapisu na równych prawach do konkursu z granymi na żywo spektaklami? Tym bardziej, że Regulamin jasno stanowi:
„Do Konkursu nie będą dopuszczane prezentacje dramatu w formie prób czytanych, pokazy warsztatowe, a także słuchowiska, spektakle telewizyjne oraz spektakle funkcjonujące wyłącznie w Internecie lub na nośnikach elektronicznych.”
Czy podjęto jakiekolwiek kroki by nagrodzie dla teatru z Lublina nadać jakiekolwiek pozory działania zgodnie z lege artis?
Wstyd
To, co stało się w Opolu smuci mnie z jednego powodu – w świecie, w którym coraz mniej zasad i reguł prawnych jest przestrzeganych, teatr chciał stawiać się w pozycji tego, który może pokazać, że inny świat jest możliwy. Okazuje się, że jednak nie.
Rok temu, kiedy byłam jurorem na jubileuszowych Kaliskich Spotkaniach Teatralnych, które odbyły się w krótkiej luce między lockdownami, też stało się tak, że z powodu covida nie dojechał na festiwal „Wstyd” Marka Modzelewskiego w reż. Wojciecha Malajkata z Teatru Współczesnego w Warszawie.
Nawet nie pojawił się pomysł, choć wszystkie jurorki widziały wcześniej to przedstawienie, by tę nieobecność potraktować jako „usprawiedliwioną” i włączyć – nomen omen – „Wstyd” do rywalizacji.
Dyrektor Festiwalu i kaliskiego teatru Bartosz Zaczykiewicz zaprosił po prostu spektakl ze Współczesnego jeszcze raz w tym roku. „Wstyd” zagrano. Efekt? Agnieszka Suchora i Iza Kuna wyjechały z Kalisza z nagrodami. Sytuacja była czysta.
W tym roku spektakl „Nad Niemnem” nie dojechał także na Festiwal Sztuki Aktorskiej. Co zrobiło Jury w składzie: Kalina Zalewska, Marcin Hycnar, Janusz Łagodziński, Marcin Zawada? W otwierającym werdykt fragmencie podziękowało dyrektorowi Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu:
„panu Bartoszowi Zaczykiewiczowi (…) za przygotowanie i przebieg festiwalu w trudnym dla kultury czasie pandemii” – i równocześnie – „nieobecnemu w konkursie zespołowi Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie” złożyło życzenia „rychłego powrotu na scenę”.
To samo Jury nagrodziło dwoje aktorów z kaliskiego teatru: Agnieszkę Dzięcielską za rolę Barmanki i Karola Biskupa za rolę Parchy w spektaklu „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” Doroty Masłowskiej w reż. Radosława B. Maciąga.
Dialog
Na początku października odbywał się jeszcze jeden ważny dla polskiego teatru festiwal „Dialog”. Tuż przed jego rozpoczęciem ogłoszono, że będzie to ostatnia edycja, ponieważ:
„formuła festiwalu się wyczerpała”.
Na tę informację odpowiedział listem otwartym Tomasz Kireńczuk, były dyrektor programowy „Dialogu”, obecnie dyrektor artystyczny festiwalu Santarcangelo we Włoszech:
„Co to w ogóle znaczy, że formuła festiwalu się wyczerpała? Jaka formuła? Ciekaw jestem, jakby Ktoś, kto podjął decyzję, opisał 'formułę’ Festiwalu. Bo dla mnie jedyną formułą festiwalu, która była dla niego ważna, był 'dialog’, rozumiany bardzo szeroko, ale zawsze wpisujący teatr w kontekst tego, co polityczne i społeczne. Jeśli formuła dialogu jako takiego się wyczerpała, to naprawdę nie ma już dla nas nadziei.”
Nadeszła jesień festiwali?