„Kryminalnie” w Gostyniu
Opublikowano:
25 sierpnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Jak historyk wyrusza w przygodę pisania powieści retro, o gostyńskim festiwalu „Kryminalny Magiel” i o Parabellum, które nie służy do strzelania opowiada Grzegorz Skorupski w rozmowie z Barbarą Kowalewską.
Barbara Kowalewska: Jak to się stało, że pan, historyk, zaczął pisać kryminały?
Grzegorz Skorupski: Kiedy wróciłem po studiach do Gostynia, uważałem, że ciekawa jest historia powszechna czy historia Polski, ale tu, w prowincjonalnym mieście w południowo-zachodniej Wielkopolsce, nie mogło dziać się nic ciekawego. Przypadek sprawił, że gdy w l. 90. powstawały lokalne media, zaproponowano mi pisanie artykułów dotyczących historii miasta. Pierwszy z nich miał zbyt naukowy styl i redaktorka naczelna go odrzuciła, wyjaśniając, że trzeba czytelnika czymś zaciekawić, że to nie może być tekst tylko dla historyków.
Wtedy zacząłem szperać w przeszłości Gostynia i odkryłem, że historia powszechna, jak i ta bliższa: narodowa, odbija się w tej lokalnej, prowincjonalnej. Napisałem wówczas trzy książki związane z historią regionalną, skupiając się na życiu codziennym mieszkańców. Potem zacząłem pisać opowiadania do gier miejskich. Na bazie jednego z nich powstała pierwsza książka, wydana lokalnie – „Tajemnica domu zacnego Szkota”. Mimo, że jest historią całkowicie fikcyjną, opatrzona została ponad setką przypisów dotyczących XIX wieku.
A później powstał pomysł, żeby wyruszyć w podróż po moim ulubionym okresie historycznym – międzywojniu w Polsce. I spróbować swoich sił w kryminalnej powieści, którą zawsze lubiłem jako gatunek literacki.
BK: W jakich realiach funkcjonowała policja w okresie międzywojennym?
GS: Działanie policji w tamtych czasach było bardzo trudne. W Wielkopolsce w początkach niepodległości nie funkcjonowały jeszcze struktury policyjne podległe Warszawie, najpierw działała Żandarmeria Krajowa, potem Policja Miejska, a dopiero w 1920 funkcjonariusze z Poznańskiego zostali włączeni w struktury ogólnopolskie. Reguły działania co chwilę się zmieniały. W latach 20. pojawia się też daktyloskopia, na początku właściwie bardziej jako ciekawostka. Polacy zaczęli dopiero tworzyć pakiety daktyloskopijne, na początku sprowadzano je z Czech. Ponadto rola policji była trudna. Przeglądając archiwum, znalazłem skargę policjanta, który został poważnie obrażony przez prostytutkę. Jego skarga została przez sąd oddalona, ponieważ… jako funkcjonariusz był w niepełnym umundurowaniu.
W latach 20. postępowanie w wielu sprawach nie było dostatecznie uregulowane prawnie, o czym mogłem przeczytać w branżowych gazetach przeznaczonych specjalnie dla policji. Na przykład w okresie rządów sanacji istniała możliwość przeprowadzania rewizji bez nakazu sądowego. Pojawiają się więc w tych gazetach pytania samych policjantów, jak się mają zachować w określonych sytuacjach. Trzeba też pamiętać, że pierwsze lata wolnego państwa polskiego wiązały się z walką na wszystkich granicach i sytuacją ciągłej niepewności.
Wiele spraw regulowano odgórnie: wprowadzono zakaz sprzedaży alkoholu albo nakazy zamykania restauracji o godz. 9 wieczorem, wiele artykułów poddano kontrolowanej dystrybucji. Nawet rzecz tak dziś prozaiczna jak sprzedaż jajek kierowana była przez Ministerstwo dla Jaj w Poznaniu. Osoba trudniąca się handlem tym towarem, aby uzyskać zezwolenie, musiała wykazać się nieskazitelną opinią.
BK: Jakie rodzaju przestępstwa wówczas popełniano?
GS: Jesteśmy po I wojnie, która wpłynęła na pojawienie się relatywizmu w traktowaniu śmierci. Mężczyźni widzieli na wojnie śmierć swoich towarzyszy, ale też sytuacje, gdzie ich dowódca skazywał na śmierć kolegów za dezercję. Ludzie głodowali. Kobiety, które przed wojną utrzymywane były przez męża, w przypadku owdowienia, musiały szukać sposobu na przetrwanie w trudnej, powojennej rzeczywistości. Prowadzono nagminną walkę z prostytucją, z alkoholizmem i nielegalnym handlem ze wschodem. To była mieszanka wybuchowa, która w każdym mieście tworzyła kryminogenne środowiska. W notkach prasowych pojawiały się informacje o strzelaninach, bójkach, nawet podłożeniach materiałów wybuchowych. Do tego dochodziła walka polityczna, która na ulicach Poznania przekładała się czasem na użycie kastetów i metalowych drągów. Dostęp do broni był powszechny, porzucali ją po wojnie zarówno Niemcy, jak i Polacy, dezerterzy. Do tego dochodzi walka o granicę i ciągła niepewność jutra. W latach dwudziestych sytuacja polityczna i ekonomiczna przekładała się na napięcia społeczne.
BK: Jak pracował pan nad źródłami?
GS: Przygotowując się do pisania każdej książki, czytam przynajmniej z półrocznym wyprzedzeniem różne gazety dotyczące Gostynia, jak „Kurier Poznański”, „Dziennik Poznański”, „Orędownik”. Prasa nie rozpisywała się szeroko nad pospolitymi zbrodniami, pojawiały się raczej opisy tych bardziej wyrafinowanych lub o podłożu politycznym.
Pojawiały się też ciekawostki. Na przykład taka, że w Gostyniu jeden z weteranów pobił poważnie swojego towarzysza pod wpływem alkoholu, w czasie burdy… protezą nogą. I to nie po raz pierwszy! Oburzony redaktor podkreślał, że będzie wnioskował do odpowiednich władz, aby weteranowi nie sfinansowano kolejnej protezy, której używa … niezgodnie z przeznaczeniem.
Aby odpowiednio wejść w świat międzywojnia staram się czytać wspomnienia z tamtego okresu, szczególnie tych, którzy walczyli w okopach I wojny światowej. To, co mnie uderzało przy ich czytaniu, to wyczuwalna blokada emocjonalna. Ludzie raczej opisywali zachowania innych, ale unikali bezpośrednich zwierzeń w pierwszej osobie. Trauma musiała być potężna.
BK: Czy wzorował się pan na jakiejś postaci historycznej, powołując do życia swojego bohatera, prokuratora Adama Karskiego?
GS: To postać całkowicie fikcyjna, nie wzorowałem się na żadnej konkretnej osobie. To ktoś, kogo mógłbym polubić – jest nieszablonowy, trochę zagubiony i przez to bardzo ludzki. Zmienia się. Inny jest w „Smaku błękitu”, kiedy w 1911 roku prowadzi pierwszą sprawę. Trochę inny w „Dłoniach śmierci”, w trakcie wiosny 1920 roku, można już zauważyć, że Karski odczuł koszmar wojny. Jeszcze bardziej cyniczny i uwikłany w swoje problemy, między innymi alkoholowe, jest w początku lat 30. w „Domu pod Czerwonym Dębem”. Jednak zawsze to bohater, który do celu dąży dzięki potędze umysłu, a nie pięści.
BK: Czy jako autor kryminałów miał pan swoich mistrzów literackich?
GS: Są nimi głównie przedstawiciele polskiego kryminału retro, duża grupa świetnie piszących autorów, tj. Marek Krajewski, Marcin Wroński czy Ryszard Ćwirlej, którzy wprowadzili ten gatunek na wysoki poziom. Nie można oszukiwać czytelnika w sprawach realiów historycznych. Lubię Joe Alexa, ale struktura oparta tylko na intrydze kryminalnej już mniej mi się podoba. W dzisiejszej powieści kryminalnej nie może to już być jedyny wątek. Nie przepadam natomiast za skandynawskimi kryminałami. Staram się wykorzystywać dobrą szkołę Agaty Christie. Kryminał powinien być oparty na zagadce, a czytelnik mieć szansę uczestniczenia w jej odkryciu.
BK: W jaki sposób wiedza ogólna historyka pomaga osadzić opowieść w rzeczywistości?
GS: Wiedza ogólna pomaga, ale gdybym miał napisać kryminał osadzony w średniowieczu, musiałbym na nowo sięgnąć do szczegółowych opracowań mediewistycznych. Trzeba też sięgnąć do dwóch źródeł: wspomnień – rzecz bezcenna, i do gazet z tamtego okresu. W nich odbijają się problemy dnia codziennego tamtych czasów.
BK: Jak w takim razie historyk pisze kryminał?
GS: Wydaje się że dla historyka pisanie powieści retro jest czymś prostym. Tymczasem ten warsztat czasami staje się przekleństwem. Z jednej strony trzeba trzymać się realiów historycznych, ale z drugiej strony świadomość historyka wpędza czasem w obłęd, bo zaczyna sobie zadawać pytania nie tylko, jakie papierosy mógł palić bohater, ale też, czy w tym roku były one dostępne, ile kosztowały, kogo było na nie stać, itd. W „Domu pod Czerwonym Dębem” pojawiają się cygara jako ważny rekwizyt związany ze zbrodnią.
Musiałem sprawdzić, jaka marka była wtedy popularna i czy elity polskie rzeczywiście je paliły. Równie dokładnie sprawdzałem, gdy mój bohater wyjeżdża do Krotoszyna, jak wówczas wyglądało to miasto albo czy pani Karska mogła nosić nylonowe rajstopy i czy już wtedy kobiety goliły nogi.
Kolejny przykład – w „Dłoniach śmierci”, powieści z lat 20. nie mogłem użyć sformułowania „seryjny morderca”, bo wówczas jeszcze ono nie funkcjonowało. Albo: mimo upału Karski chodzi w marynarce – ponieważ prokuratorowi nie wypadało chodzić ulicami w samej koszuli. Z kolei na przyjęciu w domu Pod Czerwonym Dębem, nie było służącej. Znalazłem informację, że na przełomie lat 20. i 30. zapanowała taka właśnie moda – pani domu sama obsługiwała gości na przyjęciu.
BK: W Gostyniu organizowany jest Festiwal Kryminału Retro „Kryminalny Magiel”, w którym ma pan swój udział.
GS: Wspieram i kibicuję .Głównym organizatorem jest Biblioteka Publiczna w Gostyniu. W ubiegłym roku były pomysły na inscenizacje napadu na bank, paradę samochodów zabytkowych, grę miejską, ale ze względu na pandemię nie wszystko się udało. W tym roku mogliśmy już wykorzystać możliwość bezpośredniego spotkania z autorami. W ramach festiwalu odbywa się konkurs na najlepszą powieść kryminalną (żeby nie było wątpliwości, moje książki nie biorą w nim udziału). Nagrodą jest, oprócz tej finansowej, również replika Parabellum, czyli pistoletu P08.
BK: Tłem dla pana ostatniej powieści są lata 30. Skąd taka decyzja? W książce widać niepokojące paralele z bieżącą rzeczywistością.
GS: Pisząc powieści kryminalne, za każdym razem chcę przekazać coś poza intrygą dotyczącą zbrodni. W „Smaku błękitu” pokazuję człowieka, który wchodzi w życie ze światopoglądem młodopolskim. „Dłonie śmierci” są rozliczeniem z I wojną światową i jej skutkami dla ludzkiej psychiki. W „Domu pod Czerwonym Dębem” chciałem zaznaczyć pewne podobieństwa między latami 30. a współczesnością. Są tam ludzie, którzy zapamiętują się w dążeniu do władzy, w tle mamy wybory brzeskie i zmierzanie państwa do autorytaryzmu.
Przedstawiony schemat działań politycznych jest powtarzalny. Miałem bezpośrednio styczność z różnymi przejawami negatywnych zachowań w polityce. Człowiek jest istotą, która wykazuje określone emocje i działania w każdych okolicznościach historycznych. Dlatego można pokusić się o analogie. ”Dom Pod czerwonym Dębem” pokazuje patologię władzy, a jednocześnie poczucie niepewności, jakie towarzyszyło wtedy jednostce, która musiała czuć się bezradna wobec rosnącej ingerencji państwa w różne przejawy życia.
Aresztowania posłów opozycji, groźba utraty pracy ze względu na poglądy polityczne, wzrost uprawnień policji – to wszystko wpływa na nastrój powieści. Chciałbym zaznaczyć, że nie chodziło mi o aluzje do polityków określonej partii, ale o niebezpieczeństwo degrengolady władzy w ogóle. To moje ostrzeżenie przed tym, do czego prowadzi zachłyśnięcie się władzą.
BK: Dalsze plany?
GS: Mam ochotę odpocząć od kwerendy historycznej. Piszę kryminał, którego akcja dzieje się w nieokreślonym czasie i miejscu. W Polsce na początku XXI wieku. Tym razem nie chcę ograniczać się do ram rzeczywistości okresu międzywojennego. Ale do Karskiego jeszcze wrócę. Najpierw ukażą się „Upiory umysłu”, gdzie główną postacią będzie kobieta, a w tle zbrodni pytania o współczesny fanatyzm religijny i wpływ socjopatów w naszym otoczeniu.
Grzegorz Skorupski – urodzony w 1969 roku w Gostyniu. Absolwent Wydziału Historii UAM w Poznaniu. Autor artykułów, książek historycznych i beletrystycznych. W 2013 roku za jeden z tekstów otrzymał nagrodę Prezydenta RP w konkursie Filary Demokracji Lokalnej. „Smak błękitu”, pierwsza część cyklu z prokuratorem Adamem Karskim, otrzymała wyróżnienie konkursie na najlepszą powieść miejską Festiwalu Kryminalna Piła 2018. Opowiadanie „Gra o Rewolucję” zdobyło III miejsce w kategorii retro ogólnopolskiego konkursu literackiego „Stulecie polskiego kryminału” w 2019. Wolny czas spędza latem w górach, zimą nad morzem. Pasjonat historii i powieści kryminalnych. Człowiek tak niejednoznaczny, jak jego gusta muzyczne: grunge, stoner rock, progressive i psychodelic metal.