Kto za tym stoi?
Opublikowano:
10 października 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Jak wyglądał dawny Poznań z perspektywy mieszkańców przedmieść i przyjezdnych mamy okazję zobaczyć na wystawie „Obok i w. Na peryferiach Poznania w fotografii” w CK Zamek. O subiektywnym postrzeganiu granic miasta i procesie twórczym za kulisami ekspozycji mówi jej kurator Maciej Szymaniak
Barbara Kowalewska: Zacznijmy od roli kuratora i innych osób, które stoją w cieniu wystawy, dla przeciętnego widza są niewidzialne, a które twórczo przekształcają wstępną ideę w ekspozycję. Jak wygląda wasza praca od kuchni?
Maciej Szymaniak: To ciekawe pytanie w kontekście współczesnych trendów. Mogę na nie odpowiedzieć z perspektywy opiekuna kuratorów, producenta wystaw i samodzielnego kuratora. Rola kuratora zmieniła się na przestrzeni ostatnich lat. Kiedyś kurator wybierał temat i zajmował się doborem prac, dzisiaj jest też kreatorem i jego wizja, koncepcja, myśl przewodnia jest mocno podkreślana, bliżej też współpracuje z artystami.
W szkołach artystycznych powstał nawet nowy kierunek – kuratorstwo. Funkcjonuje on w systemie kształcenia artystycznego, a nie technicznego. Wymyślając tytuł wystawy i realizując wybrany temat, kurator kreuje się na artystę. Mówię to także trochę ironicznie, obserwując to środowisko, bo kurator chciałby być artystą, ale dziwacznie funkcjonuje w ramach starych zasad i bywa to karykaturalne. Może trzeba by głośno powiedzieć, że tak, kurator naprawdę jest artystą.
Przy wystawie pracuje sztab ludzi, o których – tak jak pani powiedziała – nie wiemy, nie słyszymy, a których rola jest ważna – to osoby, które wykonują prace plastyczne czy przygotowują aranżację przestrzeni. Aranżer wystawy to zresztą osobny zawód, często tę funkcję pełnią architekci, plastycy albo historycy sztuki, którzy posiadają zdolności architektoniczno-plastyczne. Aranżacja wystawy jest bardzo ważna, podbija znaczenie prac.
Ważna jest też rola producenta, który zajmuje się kupowaniem prac, ich przewożeniem, musi sprostać restrykcyjnym przepisom w tym zakresie, zleca prace plastykom, pomagając zrealizować wizualną stronę wystawy. Do tego dochodzą technicy ustawiający światło i zajmujący się techniczną stroną ekspozycji. Kurator temu wszystkiemu się przygląda, opiniuje, ale nie wykonuje prac przeznaczonych dla specjalistów w danej dziedzinie.
BK: Jak przebiegał proces przygotowania wystawy poznańskiej? Jak się zrodził tytuł wystawy – „Obok i w. Na peryferiach Poznania w fotografii”? Jak dokonywał pan wyboru prac?
MSz: W przypadku wystawy poznańskiej moja rola polegała na wymyśleniu tematu do zlecenia Zamku, który poprosił mnie o przygotowanie wystawy fotograficznej o Poznaniu. Temat jest szeroko eksploatowany. Pomyślałem o peryferiach miasta, opierając się na osobistych doświadczeniach. Po zaakceptowaniu przez Zamek tematu przejrzałem archiwa instytucji poznańskich: miejskich, muzealnych i uniwersyteckich. Taka kwerenda wymaga cierpliwości i refleksji nad znalezionym materiałem.
Omawiałem to z pracownikami tych instytucji. Dotarłem do ogromnej ilości fotografii, przez kilka miesięcy wybierałem te, które mogłyby znaleźć się na ekspozycji, po czym ten wybór ostatecznie zawęził się do ok. 150 zdjęć z ok. 1000 sztuk. Ta selekcja nie była łatwa, każdy kurator miałby ochotę pokazać wszystko, ale miałem na to rok i ograniczenia związane z przestrzenią wystawową.
Po wyborze prac rola kluczowa należała do producentki – trzeba było formalnie przejąć cyfrowe kopie zdjęć z tych wszystkich instytucji. W kolejnym etapie – plastyczno-ekspozycyjnym – trzeba było zdecydować, jak te zdjęcia wywołamy, jak je oprawimy, w jakich formatach, jak zaaranżować przestrzeń – byłem przy tym procesie, akceptowałem pewne decyzje lub nie.
Czasem dyskusje są żywe, kompromis bywa niełatwy, zderzamy różne gusta. Ale w rezultacie wszyscy dążymy do tego samego celu – żeby wystawa była udana, dobrze zrobiona. Ważne jest, czy kurator i aranżer współpracują, żeby wykreować wystawę, która będzie opowiadać pewną historię nie tylko artefaktem, ale i sposobem prowadzenia widza w przestrzeni ekspozycji.
BK: Wystawa obejmuje okres od końca XIX wieku po lata 90. XX wieku. Jak dawniej postrzegano peryferie miasta? Inne były pewnie granice rzeczywiste, a inne te subiektywnie postrzegane? Czy na zdjęciach widać, jak się to podejście do przedmieść zmieniało?
MSz: O tym to właśnie jest – czym innym są granice administracyjne, a czym innym tożsamość mieszkańców przedmieść. Obszary, o których opowiada wystawa, są w granicach administracyjnych miasta, ale najważniejsi są tu ludzie. Interesuje mnie ten rys mieszkańców przedmieść, który pozwala stwierdzić, że istnieje coś takiego jak tożsamość przedmieścia.
Mieszkańcy Poznania mogą odczuwać silną więź z miastem, nazywać się poznaniakiem, czuć się nim, ale jednocześnie peryferie są jakby oddzielnym miastem, miejscem codziennego bytowania, spacerów, miejscem najbliższym. Stąd w tytule to „obok i w” – „w mieście” w mentalnej poznańskości, ale jednocześnie obok, bo każde przedmieście jest trochę obok – ma swoją architekturę, specyfikę, niektóre z nich zachowały swój charakter przez stulecia, inne zostały przekształcone w organizmy wielkomiejskie.
Na zdjęciach widać zmiany tego „obok” – najpierw rolniczy charakter przedmieść, wyraźne ślady osadnictwa bamberskiego, które istotnie wpłynęło na strukturę miasta, język, kulturę. Potem pojawia się kolejny element – industrializacja przełomu XIX i XX wieku, ale nie odcisnęła ona piętna na wszystkich przedmieściach. Wreszcie w okresie międzywojnia mamy do czynienia z przedmieściem jako miastem – ogrodem, spokojnym obszarem mieszkalnym, z domami klasy średniej.
To się wywraca po wojnie i zresztą wywraca się do dziś. Widać także specyfikę poszczególnych dzielnic – inny charakter ma Główna, inny Górczyn, Dębiec, Starołęka itd. To mnie bardzo interesuje, żeby pokazać odbiorcom, jak złożonym organizmem był i jest Poznań. Ja o tej codzienności nie mówię bezpośrednio na wystawie, refleksję na ten temat chcę zostawić widzowi.
BK: Jakimi kryteriami kierował się pan, wybierając zdjęcia?
MSz: Zdecydowałem, że mają być o ludziach i wydarzeniach, a nie o samych dzielnicach jako takich. Ważne były dla mnie także te pokazujące wpisanie peryferii w przyrodę i przyrody w przedmieścia. Wśród wybranych zdjęć są te znane, oczywiste, które można znaleźć w sieci, albumach, w opowieściach o Poznaniu, ale jest też wiele nigdy nieupublicznionych.
Lubię tę nieoczywistość. Poza tym wiele z nich zostało zrobionych przez uznanych fotografów poznańskich, co sprawia, że mamy bardziej do czynienia ze sztuką niż dokumentem. Jeden z ciekawych aspektów wybranych obrazów dotyczy przeradzania się przedmieścia wiejskiego w miasto. Poza tym fotografie pokazują, jak wyglądało życie codzienne na peryferiach miasta w latach 50., 60., 70., 80. Obejrzane czasem okiem fotografa, który skądś przybył. Dla poznaniaków będzie to gratka, wiele zdjęć będzie zaskoczeniem.
BK: Starsze pokolenia przyjdą z sentymentu. Czym chcecie zachęcić młode pokolenie, co inspirującego mogą oni znaleźć w tych zdjęciach?
MSz: Ekspozycja ma zachęcić do refleksji nad miejscem, w którym żyjemy – jak ono nas kształtuje, bo to się dzieje nadal. Jakie jemy posiłki i dokąd idziemy na spacer. Młodzi ludzie rzadko się interesują przeszłością, ale myślę, że warto spojrzeć na miejsce, w którym żyjemy, że ma ono swoją wyraźną tożsamość.
Nawet jeśli tego miejsca nie cierpimy, jeśli uważamy je za nudne czy brzydkie, to jest w nim coś, co nas kształtuje i my także je kształtujemy. Poza tym starałem się wybierać fotografie pod kątem ich unikatowości. Wiele z nich będzie atrakcyjna dla młodego widza – można by powiedzieć, że będą „memiczne”, przeniesienie takiego zdjęcia przez smatrfona do sieci może być dla młodych atrakcyjne. W czasach internetu ważne jest, czy jesteśmy świadomi swojej tożsamości i wykorzystanie technologii także może temu służyć.
Dla mnie to też wartość.
BK: Wydarzenia towarzyszące wystawie stały się ważną częścią wielu ekspozycji. Jakie tutaj zaproponowano?
MSz: Moja rola w przypadku wydarzeń edukacyjnych ogranicza się do oprowadzeń kuratorskich. Cykl spotkań przygotowuje świetny zespół CK ZAMEK. Dla mnie jest to ciekawy aspekt pracy kuratora, żeby współpracował z ludźmi zajmującymi się edukacją, bo współcześnie jest to jeden z ważniejszych elementów wystawy, wykorzystywany w celach popularyzatorskich.
Ten zespół na podstawie materiału ekspozycyjnego stworzył program dla bardzo różnych osób. Ja ich jedynie zainspirowałem. Informacje o tych wydarzeniach są na stronie CK Zamek. Podkreślę z całą siłą, że w dzisiejszych czasach wystawa nie może być zostawiona sama sobie. Jedynie sprawny i świadomy edukator może wykorzystać ją jako źródło w procesie uczenia, nie tylko dzieci, i pomoże widzowi głębiej taką wystawę przeżyć.
Maciej Szymaniak – poznaniak, historyk sztuki, edukator i animator kultury. Wieloletni pracownik Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu, gdzie zajmował się tworzeniem programów edukacyjnych przy wystawach sztuki oraz upowszechnianiem wiedzy o siedzibie CK ZAMEK – dawnym Zamku Cesarskim. Jest autorem przewodników po Zamku i tekstów popularyzatorskich jemu poświęconych. Obecnie działa niezależnie, zajmując się teorią dizajnu oraz rzemiosłem, tworzy koncepcje wystaw.