fot. Beata Wencławek/BW Pictures

Kultura, sztuka, wolność słowa

Dyskusja „Sztuka wobec ideologii” podsumowała tegoroczny Malta Festival oraz postawiła pytania o polityczne uwikłanie teatru oraz zadania sztuki w czasach kryzysu, nie tylko pandemicznego. Ujawniła również zbiorowe amnezje, paraliż realnych dyskusji i konstruktywnych konfrontacji.

Epidemia koronawirusa zmusiła do rewizji programów w zasadzie wszystkie instytucje i inicjatywy kulturalne. Nie inaczej było w przypadku jubileuszowego, trzydziestego festiwalu Malta, który pod hasłem „Malta Festival Poznań w czasie zarazy” przeformułował program tak, aby – z zachowaniem sanitarnych obostrzeń – uczynić go bardziej kameralnym i rodzinnym.

Wędrujący festiwal przez prawie trzy miesiące odwiedzał osiedla, podwórka i parki, nawiązując w ten sposób do swojej ulicznej tradycji oraz stawiając pytania zarówno o przyszłość poznańskich rzek, jak i całej planety.

Historia skandalu

Debata „Sztuka wobec ideologii” – pod pretekstem komentarza do obecnej sytuacji politycznej w Polsce – skoncentrowana była jednak na przeszłości festiwalu. Punktem wyjścia do rozmowy stały się zdarzenia sprzed trzech lat, kiedy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, mimo umowy, cofnęło dotację dla festiwalu. Piotrowi Glińskiemu nie spodobało się to, że kuratorem poznańskiego festiwalu miał być Oliver Frljić, który kilka miesięcy wcześniej w warszawskim Teatrze Powszechnym wyreżyserował „Klątwę”.

 

W tym roku sąd orzekł, że decyzja ministerstwa była niezgodna z prawem, co oznacza, że festiwal otrzyma pieniądze wynikające z umowy.

Debata została więc osadzona w kontekście tego, że polityczne i światopoglądowe uwarunkowania bezpośrednio wpłynęły na kształt wydarzenia artystycznego. Samą inicjatywę poruszenia tego tematu uznać należy za właściwą. Kwestia uprawianej zwłaszcza przez konserwatywnych przedstawicieli i przedstawicielki władzy cenzury w sztuce najnowszej – także w wymiarze ekonomicznym – z pewnością wymaga pogłębionej refleksji. Zjawiska tego nie należy traktować jako jednostkowych incydentów, ale szerzej, jako tendencję zasługującą na zmianę na poziomie systemowym, a nie jedynie mniej lub bardziej skuteczne interwencje w poszczególnych przypadkach zamachu na swobodę wypowiedzi artystycznej.

 

Lista zaproszonych gości wyraźnie wskazywała, że cofnięcie dotacji dla Malty będzie nie tylko pretekstem do dyskusji, ale jej tematem centralnym.

Oprócz reżyserki Agnieszki Holland, artystki wizualnej Alicji Białej i politologa Szymona Ossowskiego w rozmowie wzięły udział osoby bezpośrednio zaangażowane w proces festiwalu z ministerstwem: Adam Klepczyński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która w sporze opowiedziała się za słusznością postulatów Malty, Wojciech Marchwicki – adwokat z kancelarii Hogan Lovells reprezentujący Fundację Malta w procesie o wypłatę dotacji oraz Michał Merczyński, dyrektor Festiwalu i Fundacji.

Zmonopolizowanie dyskusji wydarzeniami sprzed kilku lat wciąż byłoby uzasadnione. Choć sprawa toczyła się trzy lata temu, to swoje rozstrzygnięcie miała w tym roku, a dodatkowo wydaje się kolejnym z serii incydentów znamionujących niejako szczególny czas w polskiej kulturze. Poza tym Malta jest jedną z największych instytucji kulturalnych w Polsce, a jej konflikt z ministerstwem może choć trochę spowolnić cenzurowanie sztuki przez obecną władzę.

Umowy i wartości

Adam Klepczyński słusznie zauważył, że aksjologiczny poziom tego sporu wydaje się nawet bardziej znamienny niż poziom niezrealizowanego kontraktu, bo obnaża mroczną stronę stymulowania kultury przez państwowe pieniądze: kontrolę sztuki przez kontrolę środków, które w ramach polityki kulturalnej Prawa i Sprawiedliwości uzależniane są od promowanych przez sztukę wartości.

 

A jeśli mowa o wartościach, to wstrzymanie dotacji dla festiwalu uruchomiło szereg oddolnych inicjatyw mających na celu zebranie środków na realizację projektu w ramach akcji „Zostań ministrem kultury” – akcji słusznej, środowiskowo umacniającej i udowadniającej rolę festiwalu w mieście, jednocześnie zaś stawiającej ważne pytania o zasady finansowania kultury i pozycję współczesnego mecenatu sztuki.

Malta wychodząca obronną ręką z opresji na wielu frontach i zaznaczająca swoje miejsce w najnowszej historii teatru to Malta warta przypomnienia podczas wydarzenia finalizującego jubileuszową edycję.

I o ile pamiętanie o festiwalu progresywnym, będącym nieodłączną tożsamościotwórczą częścią kulturalnej tkanki miasta i bastionem wolności, wydaje się ważne i zrozumiałe, o tyle zapominanie o innych epizodach własnej, równie niedawnej przeszłości czy o swojej uprzywilejowanej pozycji jest co najmniej niepokojące.

Gdy dyskusja o cenzurze ekonomicznej i ideologicznej kontroli sztuki zmienia się po prostu w rozmowę o niewystarczających środkach, a braku pieniędzy obawia się najlepiej finansowana impreza, to, zwłaszcza w momencie gigantycznego kryzysu branży kulturalnej wywołanego epidemią, słuchacza przechodzi nieprzyjemny dreszcz.

 

Rodzą się też kłopotliwe pytania o racjonalność przydziału publicznych pieniędzy i sposobów ich rozliczania, o gospodarność i stosunek jakości prezentacji do ich ceny, a także – najprościej – o tych, którzy dostają znacznie mniej.

Te pytania jednak nie padają, nie tylko dlatego, że ze względu na reżim sanitarny dyskusja nie zostaje otwarta dla publiczności. Bez należytego komentarza zostaje pozostawione także ważne spostrzeżenie Wojciecha Marchwickiego, że sukces Piotra Glińskiego polegał na tym, że jego przekaz nie był skierowany do dużego festiwalu, który poradzi sobie tak czy siak, ale do mniejszych działań, faktycznie uzależnionych od publicznych pieniędzy, odtąd niejednokrotnie hamujących własne pomysły w celu zabezpieczenia finansowania.

Zapominanie

Znakomity PR, skuteczny w produkcji zbiorowego zapominania i narracji z perspektywy ofiary, prędko pozwolił zapomnieć o warunkach finansowych festiwalu, ale również o nie tak oczywistej warstwie ideologicznej.

 

W 2014 roku, gdy kuratorem Malta Festival był argentyński reżyser Rodrigo Garcia, to festiwal dokonał konformistycznego aktu autocenzury, gdy pod wpływem gróźb ze strony konserwatywnych poznańskich środowisk dyrekcja zdecydowała się odwołać pokazy spektaklu „Golgota Picnic”.

Prędko podchwycone przez organizatorów akcje czytania tekstu sztuki i podziemnych projekcji przedstawienia oraz nieustanne podkreślanie swojej pozycji poszkodowanego skutecznie odwróciły wektor odpowiedzialności. W ciągu kilku tygodni Malta zmieniła się z zachowawczego cenzora w ofiarę prawicowego reżimu, choć postawa decydującego się na odwołanie pokazu Michała Merczyńskiego niewiele różniła się od gestu Jana Klaty, który – także rzekomo ze względów bezpieczeństwa – kilka miesięcy wcześniej w Krakowie odwołał premierę „Nie-Boskiej komedii. Szczątków” Olivera Frljicia. „Róbmy swoje” jako recepta na działania w obliczu nacisków politycznych w ustach dyrektora nie brzmi niestety jak autentyczne wołanie o odwagę i konsekwencję.

Mimo iż chyba nikt nie wątpi, że bezpieczeństwo widzów, artystów i organizatorów jest sprawą nadrzędną, to przypomnienie tego aktu w maltańskim dramacie o starciach sztuki z ideologią w najlepszym razie pokazuje, że nie wszystko jest czarno-białe (co z dużą dozą autoironii zauważył sam Frljić, który w „Klątwie” tematyzuje swoje zaangażowanie w festiwal z niechlubną tradycją cenzury), a w najgorszym – obnaża hipokryzję tegorocznego spotkania na placu Wolności. Na pewno czyni kuriozalnym kierowanie do Michała Merczyńskiego pytania o to, co robić w momencie opresji politycznej.

 

Wątpliwości budzi jednak przede wszystkim nazwanie spotkania w tak ważnej – bo i ekonomicznej, i emocjonalnej – sprawie debatą. Kto tu, nad czym i z kim debatuje, skoro wszyscy się ze sobą zgadzają?

Budowanie poczucia wspólnoty, przestrzeni komfortu i ujścia dla frustracji wydaje się niepozbawione sensu, gdy grupa trzymająca władzę usiłuje stopniowo odbierać kolejne wolności, ale bez wysłuchania racji drugiej strony niemożliwe jest ani zrozumienie, ani wypracowanie konstruktywnych rozwiązań. Ossowski opowiadał o badaniach elektoratu PiS, którzy zmieniali zdanie o wyborcach opozycji, gdy mieli okazję bliżej ich poznać w bezpośredniej rozmowie.

 

„Siedzenie w bańkach nic nam nie da” – dodał… podczas zachowawczej debaty w bańce.

Dwa kryzysy

Mimo wszystko udało się jednak poruszyć kilka interesujących kwestii, choć niestety siłą rzeczy nie zostały one rozwinięte. Wspomniano o projekcie finansowania kultury na poziomie samorządowym (Michał Merczyński), o specyficznym rodzaju konformizmu wywołanym przez system grantowy, który zachęca do tworzenia sztuki „letniej”, nieprzekraczającej strefy komfortu (Agnieszka Holland), o mechanizmach autocenzury wśród młodych artystów obawiających się odgórnego przyzwolenia na lincz (Alicja Biała) oraz o wrodzonym braku zaufania do instytucji kojarzących się z organami przemocowej władzy i konieczności przedefiniowania bezpośredniości teatru w obliczu uczestnictwa w kulturze w czasach zarazy (znakomita moderatorka Karolina Lewicka).

Funkcje, przywileje i obowiązki sztuki domagają się zrewidowania, zarówno wobec coraz bardziej śmiałych ingerencji konserwatywnej władzy, jak i kryzysu kultury wywołanego pandemią. Oba zjawiska łączy rodzaj klinczu blokującego swobodny przepływ artystycznych wypowiedzi, oba też odsłaniają potężne zasoby społecznej energii spożytkowanej na walkę o dostęp do sztuki. Pozostaje zatem mieć nadzieję, że kultura nie ugnie się ani pod naciskiem ideologii, ani epidemii i jej kryzys okaże się wyzwalający.

 

Debata „Sztuka wobec ideologii”
Malta Festival Poznań, 29.08.2020, Plac Wolności
Uczestnicy: Alicja Biała, Agnieszka Holland, Adam Klepczyński, Wojciech Marchwicki, Szymon Ossowski, Karolina Lewicka, Michał Merczyński

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0