Muzyka bezcenna w Wielkopolsce #42
Opublikowano:
10 grudnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Muzyka bezcenna w Wielkopolsce” to rekomendacje albumów z naszego regionu, których autorzy umożliwiają ich bezpłatne pobranie. W tym odcinku Aero Grandpa With The Blazed Rhubarb, Extra Nerves i Tortuga.
AERO GRANDPA WITH THE BLAZED RHUBARB
As A Child In The Fog
2012, wydanie własne
Jeśli sądzicie, że nazwa tej kapeli rozwala system, to lepiej szybko zapoznajcie się z zawartością jej debiutanckiej i niestety ostatniej płyty. Powiedzmy sobie szczerze – w ogólnym rozrachunku post-rock i alt-rock spowszedniał po całości, z trudem odnajdując się w obecnych, już zdecydowanie mniej gitarowych realiach muzycznego mainstreamu.
Dlatego właśnie takie zespoły jak Aero Grandpa With The Blazed Rhubarb są jak nikłe źródełko na bezkresnej pustyni – choć podejrzewamy, że i ono zaraz wyschnie, to wiemy, że choć na krótko (całe 11 minut) może ugasić nasze muzyczne pragnienie.
Kiedy w 2012 roku kilku chłopaków z Poznania i Wronek wypuściło „As A Child In The Fog”, sceny post- i alt-rocka właśnie zaczęły notować regres, który finalnie doprowadził do Wielkiej Posuchy. Jednak ta klęska nigdy nie dotyczyła podziemia, które we własnym, pozbawionym presji rytmie, dalej grało „swoje”.
Jednym z najlepszych tego przykładów, jeśli chodzi o nasz region są właśnie te trzy, zagrane jakby tylko „dla siebie” numery, w których post-rockowa alternatywa, leżąca między biegunami wytyczanymi przez Radiohead i God Is An Astronaut (środkowe „Wave”), wyraźnie wymyka się w stronę bardzo melodyjnego math-rocka, co już samo w sobie jest wystarczającym powodem, by chcieć przyjrzeć się temu nieco bliżej.
Basowy groove, któremu trudno nie ulec – czasem przywodzący na myśl dawną rytmikę Red Hot Chili Peppers („Autumn Smile”), a czasem uderzający w mizantropijny punk („When I Came To The End”) – intryguje i nie nudzi po pierwszym razie, co jest nie lada sztuką, mając na uwadze krótki czas i instrumentalny charakter tego godnego odnotowania materiału.
EXTRA NERVES
Supernova In Resonance
2018, wydanie własne
By w pełni zrozumieć koncepcję albumu „Supernova In Resonance” duetu Extra Nerves, najlepiej posiłkować się objaśnieniem, jakie zostawili nam sami jego twórcy: Hubert Wińczyk – poznański artysta dźwiękowy, performer, improwizator i – jak sam lubi o sobie mówić – multi-nie-instrumentalista oraz Roman Bromboszcz – poeta, muzyk, medioznawca i filozof z Tych, w swojej działalności zorientowany szczególnie na szeroko rozumianą cybernetykę i tradycję sztuki awangardowej.
Z tych muzycznych i filozoficznych zainteresowań obu panów, pewnego wieczoru na scenie berlińskiego Madame Claude, zrodziła się przedziwna i bardzo absorbująca zmysł słuchu hybrydowa historia o transformacji kosmosu.
Zgodnie z deklaracją muzyków, to rzecz o „podboju przez człowieka tego obszaru, który wyznacza horyzont zdarzeń, za pomocą oka i ucha”, w której za główną inspirację posłużyło działanie pulsarów emitujących różnego rodzaju sygnały. Brzmi zawile i mało przystępnie? Przechodząc do samej muzyki wcale nie jest łatwiej, choć na pewno jeszcze ciekawiej. W ogóle – to retro-futuryzm dla nieco bardziej zaawansowanych.
W szczególe – awangardowy sound art, w którym prym wiodą generatory i oscylatory, z pomocą których Extra Nerves przebija się przez stratosferę, by błądzić po planetach niemieckiego kosmische musik.
Tak, „Supernova In Resonance” to propozycja dla każdego zwolennika międzygalaktycznych wypraw, w jakie w ostatnich dekadach XX wieku zabierały nas choćby Ash Ra Tempel, Popol Vuh czy Klaus Schulze, choć nie powinni być zawiedzeni i ci, którym bliżej do nowoczesnej hauntologii, a której wyjątkowym przykładem jest tu „Marvelous Foresight”.
Ile w tym miodu, tyle i dziegciu, ale w końcu raz się żyje.
TORTUGA
Tortuga
2017, wydanie własne
Metal, który przerabia na miazgę. O naszej regionalnej scenie stoner/doom/space metalu właściwie trudno mówić nie zaczynając od choć kilku słów na temat właśnie poznańskiej Tortugi. Jeszcze trudniej zrozumieć, dlaczego zespół Pabla, Marmura i Hesza – twór tak udany i kompletny, śmiało mogący robić nawet za nasz towar eksportowy – nigdy nie zdobył w Polsce przynajmniej takiej popularności jak podobne mu kapele w rodzaju Belzebong czy J. D. Overdrive.
Ma do tego wszelkie uprawnienia, biorąc pod uwagę nie tylko realny ciężar, moc i brud, z którymi naprawdę trzeba się liczyć, ale i nieoczywisty klimat, jakiego próżno szukać chyba u jakiejkolwiek innej metalowej kapeli w tym kraju.
Bo „Tortuga” nie tylko uderza, ale również urzeka – zwłaszcza licznymi nawiązaniami do muzyki Bliskiego Wschodu, które na całą tę czarną, smolistą masę, z jakiej składa się każdy numer tej grupy działają jak najlepsza, aromatyczna przyprawa.
Co na pewno warto odnotować, bynajmniej nie tylko z dziennikarskiego obowiązku, to również „powykręcane”, brawurowe solówki na gitarze i basie, jakich na „Tortudze” całkiem sporo, a dzięki którym to raz odpływamy w bezdenną otchłań, to raz wynurzamy się na powierzchnię, by złapać nieco tchu.
Ta dychotomia muzycznej „beznadziei” i „nadziei” wyraża się też w zauważalnym balansie stylistycznym, dającym jasny sygnał, że panowie musieli równie często zasłuchiwać się w „pustynnym” Kyuss, co „miejskim” Soundgarden. I choć muzyka Tortugi wielu osobom może zabrzmieć w uszach nieco niestrawnie, to w jej kotle gotuje się zbyt wiele smacznych i łakomych kąsków, by fani wyżej wspomnianych ikon nie chcieli sięgnąć po łyżkę.