Nad Jeziórkiem w Szamotułach
Opublikowano:
27 maja 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Zdarza się niekiedy, że do zbiorów muzeum trafiają fotografie, które stanowią nie lada wyzwanie dla badacza. Nie tylko, że nie są one opisane i nie znamy ich autora, ale problemem jest też określenie czasu, kiedy je wykonano. Sporych trudności nastręcza również zidentyfikowanie miejsca, które utrwalono.
Bywają i takie sytuacje, że szukamy pomocy, aby móc odpowiedzieć na pytanie „co właściwie przedstawia to zdjęcie?”. Nieraz pomaga nam zbieg okoliczności, innym razem życzliwi Szamotulanie, ale bywa też, że na rozwiązanie zagadki trzeba poczekać nieco dłużej.
Jeziórko
Dziś chcę opowiedzieć czytelnikom o takim przypadku. Ofiarodawca zdjęcia wiedział tylko, że zrobiono je nad szamotulskim Jeziorkiem. Na niewielkiej czarno-białej fotografii o wymiarach 13,8×8,6 cm widać zbiornik wodny otoczony drzewami. Pośrodku umiejscowiona jest niewielka platforma z konstrukcją żurawia, do której biegnie od brzegu rura położona na zanurzonych beczkach pływakach. I to tyle na pierwszy rzut oka. Pytania, które mnożą się jedno za drugim długo pozostają bez odpowiedzi.
Męczy mnie ta nierozwiązana zagadka. Aż z pomocą przychodzi mi Pan Piotr Badziąg, który wspomina:
„Pamiętam, że w latach 60. jako mały chłopiec chodziłem na tę barkę. Była przycumowana przy niewielkim murowanym budynku, który dziś nie istnieje (stał on w linii prostej od olejarni przez Park Kościuszki); chodziliśmy tam z kolegami. Jeziórko dochodziło wtedy do nasypu kolejowego, biegła tam wąska ścieżka”.
Jakiś czas później do zbiorów muzeum trafiają unikatowe wydawnictwa „Spod wędki” ofiarowane przez Pana Wojtka Koputa. I w jednym z nich znajduję informację:
„wody z jeziorka eksploatowane są intensywnie przez cukrownię na zasadzie pobierania poprzez pompy wód zimnych i wpuszczania gorącej […] podobny cykl obiegu wody ma miejsce poprzez rurociągi zainstalowane przez olejarnię”.
Ten opis uwiarygadnia opowieść Pana Piotra. Wydaje się, że zagadka rozwiązana. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu jak bardzo zmieniło się miasto i jak szybko te zmiany ulatują z ludzkiej pamięci. Dziś nie ma już olejarni, Jeziorko jest mocno zaniedbane, a przecież dla wielu szamotulan jest to miejsce, które chętnie odwiedzano i uznawano za atrakcyjne.
W Szamotułach liczni mieszkańcy używają nazwy „Jeziórko” – brzmi to swojsko i od razu jednoznacznie wskazuje przestrzeń, o której mowa.
Jeziorko ma obecnie powierzchnię 4,6 ha. Do lat 90. XX wieku przylegało niemalże do torowiska. Po wybudowaniu tzw. łącznika – odcinka, który połączył ulicę Chrobrego z Wojska Polskiego jego powierzchnia zmniejszyła się. Zanim to się stało, Jeziorko było ważnym punktem na mapie miasta. Tu bowiem od drugiej połowy XIX wieku mieściło się kąpielisko miejskie zwane łazienkami.
Kąpielisko i łódki
Już w 1888 roku czasopismo „Orędownik” donosiło, że od 1 czerwca łazienki zostają otwarte, a opłata za kąpiel wynosi na cały sezon dla dorosłych 4 marki, dla uczniów 1,50 marki, zaś jednorazowa kąpiel kosztowała 15 fenigów – obowiązujące ceny uznawano za dość wygórowane.
W okresie międzywojennym kąpielisko otwierano najczęściej na przełomie maja i czerwca. Obowiązywał następujący porządek korzystania z łazienek – w godzinach od 8 do 10 dla kobiet, od 13 do 16 dla dziewcząt, od 16 do 18 dla chłopców, od 18 dla mężczyzn. Można było nabyć bilet na cały sezon w cenie około 7 – 8 złotych (uczniom przysługiwał bilet zniżkowy za 4 zł) bądź też kupić jednorazową kartę za około 10 – 20 groszy.
W 1926 roku ze względu na zły stan techniczny łazienek trzeba było je zamknąć jeszcze przed końcem sezonu. Rok później Rada Miejska rozważała konieczność przeprowadzenia remontu tuż przed ich otwarciem dla publiczności. Ostatecznie zdecydowano, że skoro budowa nowych kabin i pomostu miałaby trwać osiem tygodni i wymaga wbijania pali w dno jeziorka, prace należy odłożyć do zimy.
Jeziorko oferowało też inne atrakcje. Można było tu wypożyczyć łódkę i zażyć przejażdżki. Jedna z nieżyjących już Szamotulanek Pani Basia Lalowa wspominała, że uczęszczając do ochronki (czyli przedszkola) prowadzonej przez siostry zakonne wzięła udział w wycieczce nad Jeziórko, gdzie dzieci z opiekunkami pływały łódką. Było to dla niej niezapomniane przeżycie.
Ślizgawka, hokej i Dni Morza
Zimą zbiornik zamarzał, a wtedy urządzano ślizgawkę, a nawet zawody gry w hokeja o czym donosiła prasa. Latem bywało Jeziórko na przykład sceną dla obchodów Dni Morza. I tak w 1933 roku, kiedy uroczyście świętowano obecność Polski nad morzem wystawiono tu dwa przedstawienia (wtedy nazywane „żywymi obrazami”) „Zaślubiny z morzem” i „Wanda”, urządzono pokaz fajerwerków, a po jeziorze pływały miniaturowe okręty oświetlone lampionami.
Na koniec wysłuchano koncertu z udziałem szamotulskich „Lutni”, „Dzwonu”, Zespołu Muzycznego i Klubu Mandolinistów.
W pozostałych latach – puszczano tu wianki, organizowano pokazy, a nawet „rewię łódek i kajaków” oraz wiele konkursów, między innymi na najlepiej przystrojoną łódź.
Strzelnica i… bałagan
W pobliżu Jeziorka mieściła się „Strzelnica” – lokal gdzie można było posilić się, spędzić czas na powietrzu czy też wziąć udział w licznie organizowanych tu zabawach, spotkaniach, koncertach czy odczytach. W międzywojniu Strzelnicę prowadzili Ludwik Figlarz, Bronisław Ciaciuch i Ludwik Zamlewski. Lokal wielokrotnie reklamował się w Gazecie Szamotulskiej zachwalając specjalność zakładu, którą były kuropatwy.
Po wojnie sala wciąż funkcjonowała (przejęła ją cukrownia), ale nie cieszyła się już taką popularnością jak wcześniej.
Jeziorko to również możliwość wędkowania – korzystano z niej zarówno przed jak i po wojnie. W czasach powojennych gospodarzem Jeziorka było Koło PZW [Polski Związek Wędkarski] w Szamotułach, które niezwykle aktywnie działało w latach 70. między innymi podejmując próby zarybiania zbiornika. Wpuszczano wtedy do wody karpia, karasia i leszcza. Niestety zarówno wtedy jak i w latach późniejszych wielokrotnie dochodziło do zatruć – w efekcie widok śniętych ryb leżących na brzegu nie był rzadki. Mimo to amatorów moczenia kija w Jeziorku nie brakowało.
Przez wiele lat problemem było również zanieczyszczenie wody i niemiły zapach, który temu towarzyszył. Dziś poważnym zagrożeniem są śmieci i postępująca z roku na rok degradacja terenu wokół Jeziorka.
O niewykorzystanym potencjale Jeziorka w mieście dyskutuje się co jakiś czas. Szamotulanie dostrzegają potrzebę uporządkowania tego miejsca i przekształcenia go tak, aby można było tu wypoczywać. Niestety wydaje się, że przyjdzie jeszcze na to poczekać.
Przez Jeziorko przepływa rzeka Sama, a Szamotuły niekiedy określa się mianem „Grodu nad Samą”. O rzece opowiem jednak innym razem.