Nie planować niczego
Opublikowano:
7 czerwca 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Lubię wszystko robić sam, bo taki mam gówniany charakter. Od zawsze i we wszystkim, co robię. Nie lubię delegować zadań, bo zawsze wydaje mi się, że zrobię to lepiej – mówi poznański muzyk i kompozytor Wojtek Grabek, który pod koniec kwietnia w znanej czeskiej oficynie Interpret Null wydał swój nowy album „Tiny Melodies”.
Sebastian Gabryel: Pod koniec kwietnia ukazała się twoja nowa, piąta już płyta. Podobno z początku chciałeś nazwać ją „Home”, ale…?
Wojtek Grabek*: …ale nie zgodziła się na to moja córka. Puściłem jej płytę w aucie, mówiąc, że to będzie „Home”, a ona na to, że żaden „Home”, tylko „Tiny Melodies”. Bardzo mi to przypasowało, no i tak zostało.
SG: W moim odczuciu – i to nawet jak na ciebie – „Tiny Melodies” to bardzo kameralny i intymny materiał. Czy ten minimalizm w pewnym sensie wymusiła na tobie pandemia, czy brzmiałby tak i bez niej?
WG: Pandemia nie miała żadnego wpływu na efekt końcowy tej płyty. Kilka osób już mnie o to pytało, próbując wyciągnąć potwierdzenie, że to właśnie przez pandemię, zamknięcie w domu, a to w ogóle nie miało z tym nic wspólnego. Pięć ostatnich wydawnictw nagrałem w domu i dopóki będę nagrywać, będę to robić właśnie w domowym studio.
To bardzo wygodne, a ja jestem przyzwyczajony do wygody (śmiech).
Kameralność „Tiny Melodies” wynikła po prostu z założenia, że chcę nagrać płytę głównie na pianino i elektronikę. Oczywiście, jak się domyślasz, całkiem naturalnie, pięć pierwszych utworów powstało na skrzypce solo (śmiech).
SG: W jednym z postów na Facebooku napisałeś, że „Tiny Melodies” to płyta „bez zbędnej filozofii”. Skoro tak jest, to czym jej zawartość jest dla ciebie osobiście?
WG: Słodkimi melodiami, napisanymi i nagranymi w niecały miesiąc, kolejnym kawałkiem muzycznej układanki, w którą bawię się już od ponad dekady.
SG: Album nagrałeś na jednym mikrofonie, w domowym studiu, choć podobno czasem krążyłeś i wokół domu. Po co? I jak właściwie przebiegała praca nad tą płytą? Pytam, bo mam takie wrażenie, że do jej realizacji podszedłeś nieco inaczej niż zwykle.
WG: Zgadza się – na jednym mikrofonie, bo tylko jeden posiadam (śmiech).
A krążyłem wokół domu, bo podobały mi się szelesty i chrupanie butów.
Z tego chrupania i szelestów zrobiłem potem perkusjonalia, które słyszysz w ostatnim kawałku. Dźwięki z garażu i kuchni przemyciłem z kolei do „Two” i „Eight”.
SG: Swoją drogą, przyłapałem cię na małym kłamstwie – wszędzie podkreślasz, że płytę nagrałeś sam, a ja wiem, że udział w niej miała też pewna mała biała dama imieniem Minjee… (śmiech)
WG: Tak, w „Seven”, w duchu tej naturalności, wystąpiła nasza ukochana suczka Minjee. Nagrywałem swoje zawodzenie i oddechy, i właśnie wtedy Minjee postanowiła po pierwsze – ziewnąć, wydając z siebie specyficzny odgłos, a po drugie – szczeknąć. Zrobiła to jednak tak uroczo, że postanowiłem nałożyć na jej głos Auto-Tune [procesor używany do korekcji wysokości dźwięku – przyp. red.] i zostawić na płycie.
SG: Z jednej strony, „Tiny Melodies” jawi mi się jako bardzo neoklasyczny i modernistyczny materiał, jednak z drugiej – o dość klubowym rysie, zwłaszcza po wysłuchaniu „Eight”. Nie kusi cię, by iść z tym nieco dalej i niedługo zmajstrować coś „długometrażowego” na styku tych dwóch światów, tak jak robią to choćby Ólafur Arnalds i Janus Rasmussen w projekcie Kiasmos?
WG: Nie wiem, co mi strzeli do głowy przy kolejnych płytach… Ostatnio sporo bawię się sound designem i wychodzą z tego bardzo ciekawe rzeczy, które z kolei sprawiają, że mam ochotę zrobić coś ciężkiego, może nawet nie jako Grabek. Zobaczymy.
SG: A skoro już o duetach mowa – właściwie dlaczego tak bardzo lubisz pracę solową? Czysto hipotetycznie, wyobrażasz sobie być częścią kilkuosobowego projektu? Nie gościnnie, epizodycznie, ale na stałe.
WG: Lubię wszystko robić sam, bo taki mam gówniany charakter. Od zawsze i we wszystkim, co robię. Nie lubię delegować zadań, bo zawsze wydaje mi się, że zrobię to lepiej (śmiech). Okładki ostatnich wydawnictw też sam projektuję, a potem obrabiam. A tak na poważnie, to fajnie, że o to pytasz, bo już teraz mogę powiedzieć, że od roku jestem częścią duetu, który już niebawem wyda debiutancką płytę. Od roku działamy z Praczasem, w sumie mamy nagranych piętnaście kawałków, nad większością których teraz pracują… wokaliści.
Pytasz kto? Tego na razie nie zdradzę.
Powiem tylko, że to będzie międzynarodowa petarda. I zostawmy to w tym miejscu…
SG: Już niedługo koncerty w Polsce mają stać się rzeczywistością. „Tiny Melodies” będzie można posłuchać na żywo?
WG: Mam na tapecie dwa koncerty, jakie miałem zagrać rok temu. Oczywiście od roku przekładane są o kolejne miesiące. Myślę, że w końcu do nich dojdzie, tym bardziej że na całe szczęście nie jestem zespołem muzycznym, tylko solistą, więc jest na to spora szansa. Poza tymi dwoma wykonami na razie nie mam zaplanowanych innych występów. Zresztą, może to w dzisiejszych czasach dobry sposób na życie – nie planować niczego (śmiech).
*Wojtek Grabek – poznański kompozytor, twórca solowego projektu Grabek. Od czasu debiutanckiego albumu „8” (2011), nominowanego do nagrody Fryderyk 2012 w kategorii „Album roku – muzyka elektroniczna”, przykuwa uwagę zarówno branży muzycznej, jak i publiczności. Tworzy świadomie na pograniczu stylów. Rozmywa i nakłada dźwięki syntezatorów i fortepianu, zestawiając je z naturalnością swojego głównego instrumentu – skrzypiec. Na koncie ma także inne, równie ciepło przyjęte płyty: „duality” (2012), „Day One” (2018), „imagine landscapes” (2020), „variations on wieniawski” (2020) i najnowszą „Tiny Melodies”, wydaną pod koniec kwietnia przez czeską oficynę Interpret Null.