Nie pudrujmy instytucji kultury
Opublikowano:
23 września 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Zofia Nierodzińska, kuratorka i wicedyrektorka Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu, w rozmowie m.in. o tym, jak zwiększyć dostępność instytucji kultury dla osób nieuprzywilejowanych. Czy łączenie grup marginalizowanych samo w sobie nie jest wykluczeniem?
Jakub Wojtaszczyk: Ustawa z dnia 19 lipca 2019 roku zobowiązuje podmioty publiczne do zapewnienia dostępności cyfrowej dla osób o różnych potrzebach. O co chodzi?
Zofia Nierodzińska: W ostatnim czasie wszystkie instytucje musiały wprowadzić zmiany związane z dostępnością. W Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu mieliśmy ich całkiem sporo: na poziomie architektonicznym, programowym, ale też dostosowaliśmy stronę internetową. Przez to, że tyle elementów musiało ulec zmianie, zaczęłam się zastanawiać, czy jedynie pudrujemy instytucję, która i tak pozostanie w dużej mierze niedostępna, czy jest to zapowiedź dużo głębszej metamorfozy, takiej na poziomie mentalnym i bardzo konkretnym, strukturalnym. Studiując i pracując w Poznaniu, często możesz się spotkać z paradygmatem neoliberalnym, czyli każdy jest kowalem własnego losu, czym odbiera się szansę na refleksję na temat sytuacji innych osób, na przykład właśnie tych z niepełnosprawnościami.
Dlatego zaczęłam traktować tę ustawę o dostępności jako szansę na większą zmianę, nie tylko jeśli chodzi o legislację, ale też poszerzenie świadomości, wskazówkę, w którym kierunku poruszać się w świecie sztuki.
Pewną bardzo istotną przeszkodą do wprowadzania zmian jest to, że dodatkowe obowiązki związane z zapewnieniem dostępności zostały po prostu dopisane do już i tak bardzo długiej listy wymagań stawianych sprekaryzowanym pracowniczkom kultury. Rozwiązaniem byłoby stworzenie przez Urząd Miasta dodatkowych etatów w instytucjach dla osób zajmujących się tylko dostępnością oraz przekazanie konkretnych środków finansowych na wprowadzenie koniecznych zmian.
JW: Podczas pandemii większość wydarzeń, także tych spod szyldu Arsenału, przeniosła się do sieci. Czy wtedy zauważyliście, że te niedostępności instytucji są jeszcze bardziej widoczne?
ZN: To było nasze przewrotne oświadczenie polityczne. Tak naprawdę dla wielu osób takie wizyty w instytucjach kultury były bardzo przystępne, nie musiały opuszczać domu, by wziąć udział w wydarzeniach, a zasięg instytucji kultury, w tym Arsenału, się zwiększył.
Jednak z drugiej strony zauważyliśmy, że przeniesienie do przestrzeni online wykluczyło osoby i tak wykluczone, czyli te niedowidzące i niedosłyszące, starsze czy ekonomicznie nieuprzywilejowane, które nie mają dostępu do telefonów czy laptopów i nie mogą odpalić sobie oprowadzenia kuratorskiego na Facebooku.
Nie odbywały się też warsztaty dla osób z niepełnosprawnościami czy dla dzieciaków, np. z koczowisk romskich. Za zwiększony ruch w sieci odpowiadały osoby uprzywilejowane, te marginalizowane niewiele na tym przeniesieniu zyskały, a nawet straciły.
JW: Aby mówić o wykluczeniu stworzyliście_łyście projekt „Polityki (nie)dostępności”. Jaka była jego idea?
ZN: Projekt wyniknął z dłuższej współpracy z dwiema berlińskimi kuratorkami: Vicą Kravtsovą i Kirą Shmyrevą.
Ta pierwsza współpracuje z pozarządową organizacją Feminist Translocalities, która zajmuje się sztuką z Europy Środkowo-Wschodniej.
Nasza współpraca z Kirą w naturalny sposób ewoluowała w kierunku dostępności, bo prócz tego, że zajmuje się sztuką, jest też asystentką osób z niepełnosprawnościami. Jest to jej sposób na aktywizm społeczny, pewnego rodzaju statment polityczny. Wspólnie pomyśleliśmy_łyśmy, że to bardzo ciekawie łączy się ze wspomnianą ustawą. Postanowiliśmy_łyśmy, że warto porównać kontekst dostępności w Polsce, Niemczech i Rosji. Miałoby to być takie sprawdzenie, gdzie jesteśmy i czego możemy się od siebie nauczyć.
JW: Od czego zaczęliście_łyście?
ZN: Na początku lipca opublikowaliśmy filmy (każdy miał napisy polskie i angielskie, a większość była też opatrzona audiodeskrypcją), w których artystki i aktywistki mówią o swojej niepełnosprawności. Z kontekstu polskiego pokazaliśmy wideo Karoliny Wiktor, performerki niegdyś związanej z duetem Sędzia Główny, który rozpadł się ze względu na jej chorobę. Karolina miała tętniaka, który pękł, po czym nastąpił udar krwotoczny, po tygodniu kolejny udar, tym razem niedokrwienia, a z nim afazja i porażenie ciała. Artystka w młodym wieku stała się afazjanką, czyli osobą zmagającą się z problemem afazji – musiała na powrót uczyć się mowy, poruszania się, kodów społecznych.
Ten film jest jej pamiętnikiem stworzonym po latach po udarze. Ważne, że nie został opowiedziany przez nikogo z boku, tylko właśnie przez performerkę.
W innym filmem, zatytułowanym „Moje prawa, moje lewa” [„My Rights, My Lefts”], rosyjska artystka Alina Kilina, która zmaga się z chronicznym bólem, od łokcia jest pozbawiona ręki, i jest unieruchomiona w swoim pokoju-pracowni, pokazuje w piękny, niepozbawiony poczucia humoru i poetycki sposób swoje codzienne życie. Prócz tych prac prezentowaliśmy jeszcze trzy inne z różnych kontekstów autorstwa Eliah Lüthi, poznańskiego Kolektywu Bojka oraz grupy Androgyne i Centaur.
JW: Kolejnym etapem projektu była hybrydowa debata w Poznaniu, podczas której rozmawialiście_łyście o demokratyzacji dostępności. Kogo zaprosilście_łyście do uczestnictwa?
ZN: Artystę Daniela Kotowskiego, który jest osobą głuchą.
Mówi, że jest osobą nie z niepełnosprawnością, tylko należącą do mniejszości kulturowej; Filipa Pawlaka z Nowego Teatru w Warszawie, który jest wykluczony krzyżowo – jest osobą z niepełnosprawnością i jednocześnie zdeklarowanym gejem.
W debacie wzięła też udział pedgagożka teatralna Wiktoria Siedlecka-Dorosz jako reprezentantka Teatru 21, który od lat tworzy spektakle z osobami z zespołem Downa; rosyjska artystka i aktywista Alena Levina, która porusza się na wózku, a w swoich działaniach podejmuje temat praw kobiet z niepełnosprawnościami, Vera Berlinova, która zajmuje się audiodyskrypcją oraz Eliah Lüthi, osoba niebinarna, któr_ wypowiadał_ się z punktu widzenia osoby zajmującej się niedostępnościami na uczelni. Spotkanie prowadziłam z Kirą Shmyreva.
JW: Do jakich wniosków doszliście_łyście?
ZN: Najbardziej wybrzmiała krytyka systemowa, czyli nie tylko koncentrowanie się na konkretnych przykładach niedostępności, np. dla osób niedowidzących, ale krytyka całego systemu, w jakim się poruszamy, czyli systemu neoliberalnego, bazującego na wykluczeniach, kierowanego do osób uprzywilejowanych, które są pełnosprawne i ekonomicznie zabezpieczone. Osoby biorące udział w debacie, prócz Kiry i mnie jako osób bez niepełnosprawności, mówił o swoim doświadczeniu. To ważne, aby usłyszeć ich perspektywę i nie wypowiadać się za nie.
Na przykład Levina, mieszkająca w Rosji, szczegółowo skupiła się na architektonicznym nieprzystosowaniu Moskwy dla osób na wózkach. Aby poruszać się po mieście potrzebuje asysty.
Wspomniała też o tokenizacja osób z niepełnosprawnościami w instytucjach kultury. Takie osoby zapraszane są jako specjaliści właśnie tylko od niepełnosprawności, nie są traktowane jako pełnoprawni artyści. Tamtejsze instytucje odznaczają ich obecność w statystykach i – podobnie jak my w Arsenale – wysyłają te dane do instytucji nadrzędnej, w naszym przypadku Urzędu Miasta Poznania. Z kolei Wiktoria Siedlecka-Dorosz opowiadała o Teatrze 21, który mimo popularności w niektórych kręgach i docenienia przez krytyków_czki (otrzymał np. Paszport Polityki), w dalszym ciągu boryka się z problemem braku własnego miejsca do prób czy realizacji pomysłów. Teatr 21 własnym środkami realizuje kosztowny remont przyszłej siedziby Centrum Sztuki Włączającej, dlatego ogromnym wsparciem tego działania są darowizny fanów teatru i prywatnych sponsorów, ponieważ dotacje publiczne nie mogą być przeznaczane na tego typu wydatki.
JW: Czy łączenie grup marginalizowanych daje siłę w działaniu czy jeszcze bardziej wyklucza?
ZN: Daniel Kotowski powiedziałby pewnie, że nie chciałby być wrzucany do jednego worka, właśnie przez możliwość ponownego wykluczenia. Jednak ja to łączenie traktuję jako gest emancypacji, bo nie chciałabym, aby w opinii publicznej niepełnosprawność, tak jak bycie osobą queer, kobietą czy osobą Czarną było odbierane jako coś negatywnego. Widzę to jako rozszerzenie tożsamości, które ma potencjał wywrotowy, zmieniający. Dlatego zaprosiliśmy_łyśmy różne osoby, by pokazać, że problem niedostępności jest systemowy i bardzo szeroki. Każdy na różnym etapie swojego życia może być wyrzucony poza sferę symboliczną albo zostać pozbawiony stabilności ekonomicznej.
JW: Osoby zaproszone do wydarzenia porównywały sytuację dostępności w Polsce, Niemczech i Rosji. Jak to wygląda?
ZN: Po debacie, o której wspomniałam, odbyło się webinarium „Sztuka i życie w ekstremalnych warunkach”. Za punkt wyjścia obrało ono sytuację młodej artystki Julii Cwietkowej, która w wyniku swoich emancypacyjnych działań stała się więźniem politycznym Kremla.
Została posądzona o propagowanie pornografii, ponieważ w grupie na portalu VKontakt (rosyjski Facebook), odwołując się do drugofalowego, feministycznego tekstu-manifestu „Monologi waginy”, opublikowała schematyczne rysunki kobiecego sromu.
Przez to od dwóch lat przebywa w areszcie domowym, a może zostać skazana na sześć lat więzienia. Ma za sobą epizod głodówki, którym chciała zwrócić uwagę na swoją sytuację. Do udziału w webinarium zaprosiliśmy Sofię Savinę, która współpracowała z Julią, ponieważ sama artystka nie może brać udziału w tego typu wydarzeniach. Sofia walczy o uwolnienie Julii, za co spotyka się z ostracyzmem. Swoją perspektywę przedstawiła też m.in. Miriam Cochanski, reżyserka teatralna z niepełnosprawnością z Niemiec. Co prawda tam nikt nie kryminalizuje artystów_tek, ale też nikt nie wspiera mieszkania z asystą, co często jest kluczowe dla osób z taką jak ona niepełnosprawnością. Miriam wywalczyła sobie to prawo i udowodniła, że mowa o obciążeniu finansowym, które często pojawia się w dyskusji na temat mieszkania z asystą, jest tak naprawdę przesadą. Osoby z niepełnosprawnościami tworzą w ten sposób miejsca pracy.
JW: Co osoby pełnosprawne mogą zrobić na rzecz osób z niepełnosprawnościami? Czy wystarczy dostrzeżenie własnego przywileju i podzielenie się nim?
ZN: Przełożyłabym to na konkretne działania. Każdy przypadek warto rozpatrywać konkretnie, co możemy zrobić, jakie rozwiązania zaproponować. Sama pracuję w instytucji kultury, czyli mam narzędzia, by pewne tematy uczynić bardziej widocznymi. Nie robię wystaw, jak Piotr Bernatowicz w CSW w Warszawie, które skierowane są do „wykluczonych białych mężczyzn”, które z mojego punktu widzenia są propagowaniem faszyzmu. Robię miejsce osobom z niepełnosprawnościami. Uważam, że od tego są instytucje, by wspierać naprawdę marginalizowane grupy. Taka jest moja rola, moja praca jako kuratorki i wicedyrektorki instytucji kultury. Każdy będzie miał inną drogę i inne możliwości do działania. Warto się rozejrzeć.