O twórczości ks. Krzysztofa Niespodziańskiego
Opublikowano:
15 grudnia 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Miniaturki i niespodzianki.
Miniaturki i niespodzianki
Człowiek zjednujący sobie serca otwartością, życzliwością, uśmiechem, troską o drugą osobę. Malarz, grafik, twórca animacji, ilustrator i poeta. Na co dzień pracuje w wiejskiej parafii na Mazurach.
– Bardzo mocno zachwyca mnie Pan Bóg, którego ślady można odnaleźć w świecie, a szczególnie w drugim człowieku Kocham ludzi. Uwielbiam spotkania z nimi. Każdy to wielkie bogactwo i to się przekłada również na moją sztukę – mówi ksiądz Krzysztof Niespodziański.
Symbolista z natury. Sztuka jest dla niego kontemplacją i modlitwą.
– Sięgam do symboli, które bardzo mocno do mnie przemawiają w ludziach, przedmiotach, sytuacjach. Inspiruje mnie drugi człowiek, to co się w nim kryje. Ślady Pana Boga w nim – opowiada ks. Krzysztof Niespodziański.
– Kiedyś na symbolikę zwracano większą uwagę. Niestety, dzisiejszy świat odszedł od niej daleko. Nie ma już takiej wrażliwości.
Urodzony w Turku, maturę zdawał w Koninie, w Obrze ukończył seminarium, a Akademię Sztuk Pięknych w Łodzi. Dyplom z wyróżnieniem uzyskał w 2006 roku w pracowni linorytu u prof. Andrzeja Bartczaka. Praca dyplomowa związana była z tematyką angeologiczną. W jego twórczości odnaleźć możemy motywy bizantyjskie, ludowe, inspiracje techniką pisania ikon.
Od szafki po wyciąg z herbatki
– Bardzo często środkiem wyrazu jest dla mnie nie to, co powstaje, ale samo podobrazie. Płótna, które wybieram do tworzenia prac, nie są przypadkowe. Tam, gdzie pracuję, w Rychnowie w pałacu, mieścił się kiedyś klasztor. Od czterech lat nie ma tam sióstr, natomiast zostało po nich mnóstwo nieużywanych przedmiotów liturgicznych, takich jak obrusy ołtarzowe, alby, komże, humerały. Tkaniny te same są nośnikiem, ponieważ mają swoją historię. Ja do tego dołączam, w sposób symboliczny, farby, które wykorzystuję. Są to oczywiście i akwarele, ale używam również barwników naturalnych, takich jak: kawa herbata, wino, sadza z kominka czy wyciągi z roślin. Robię to właśnie ze względu na ich znaczenie. Na przykład kawa czy herbata kojarzą się z przyjaźnią, rodziną, serdecznością – podkreśla ksiądz Krzysztof Niespodziański.
Tą techniką tworzył ilustracje do książek swoich oraz przyjaciela z Turku, Lecha Lamenta.
– Z tego zrodził się cały cykl. Ja to nazywam „Miniaturki”, a czasami – od mojego nazwiska – „Niespodzianki”. Dlatego, że podobnie jak z akwarelą, nigdy nie przewidzi się efektu – dodaje.
Koryta, blaty od stołów z powyłamywanymi nogami, drzwi od nieużywanej szafki, dzieże, orczyki. W twórczości księdza Niespodziańskiego jako podobrazia pojawiają się także przedmiot użytkowe.
– One również opowiadają ludzką historię. Ktoś przy tym stole kapuśniak rozlał. Ktoś może płakał. Inny z kolei może się radował, bo mu się wnuk urodził. Dla kogoś będzie to zbędny przedmiot. Ale ta rzecz była świadkiem różnych przeżyć, emocji, dramatów. Przechodziła z pokolenia na pokolenie. Ja w tym widzę ludzki ładunek i w to wpisuję historię zbawienia – wyjaśnia artysta.
Chociaż nie uważa się za portrecistę, bardzo lubi tworzyć portrety.
– Człowiek zawsze dla mnie pozostanie tajemnicą, dlatego niezwykle cenię to, co można wyrazić przez oczy, spojrzenie. To do mnie przemawia. Człowiek jako symbol obecności Pana Boga – dodaje ksiądz Niespodziański.
Uczeń „Górniczej” i siejąca postrach polonistka
Wizyta księdza Krzysztofa Niespodziańskiego w Koninie nie doszłaby pewnie do skutku, gdyby nie Adelajda Zok, aktywna uczestniczka życia kulturalnego, melomanka, bywalczyni wystaw. Przed laty uczyła języka polskiego w Szkole Górniczej w Koninie. Jej uczniem był również Krzysztof Niespodziański.
– Pani profesor znalazła mnie w internecie i nawiązała kontakt. Mało tego. Z grupą wycieczkową odwiedziła mnie na Mazurach. Wiedząc, czym się zajmuję, pomyślała, że warto to pokazać w Koninie – informuje artysta.
To właśnie ona zaproponowała zorganizowanie w Centrum Kultury i Sztuki wystawy.
Jak podkreśla ksiądz Niespodziański, swojej polonistce zawdzięcza wiele. Przekazywane przez nią reguły szczególnie zapadły mu w pamięć. Jakie? Było tego sporo. Nigdy nie sprawdzała pracy, jeżeli ktoś, podpisując się, najpierw wpisał nazwisko później imię lub, gdy po skrócie numer postawił kropkę.
– Pamiętam jak dziś. Ktoś spóźnia się na lekcję i mówi: „Pani profesor, bardzo przepraszam. Była kontrol”. Ona: „Siadaj! 500 razy kontrola”. Zamiast sweter, ktoś powiedział „swetr”. To samo! Mimo, że to była szkoła techniczna, dzięki pani profesor bardzo mocno nasiąknąłem ważnymi kwestiami, które nam chciała przekazać. Na przykład akcentowanie. Przydało się to później w seminarium. U nas była praktyka, że klerycy po kolei czytali codziennie przed posiłkiem tekst z Pisma Świętego albo konstytucji zakonnych i jeśli ktoś źle przeczytał czy zaakcentował, to rektor, dbając o kulturę języka, na dzwonek naciskał. I tak długo poprawiał, aż czytający właściwie nie wypowiedział tego słowa. Mogę się pochwalić, to nie jest moja zasługa, ale właśnie pani profesor, że u mnie przez całą formację nigdy się nie zdarzyło, żeby mi zwrócono uwagę – wspomina ksiądz Krzysztof.
Dlatego też jednym z punktów wizyty w Koninie, musiało być spotkanie w dawnym „Górniku”. Wzruszenie było ogromne. Powróciły wspomnienia spotkań nad Wartą, dyskotek organizowanych dla dziewczyn z Morzysławia.
– Do mojej szkoły wszedłem po 30 latach. Wiele się zmieniło, ale są ślady nienaruszalne, jak na przykład gałki na poręczach schodów, żeby młodzież po nich nie zjeżdżała – śmieje się ksiądz.
W czasie pobytu z piwnicy dochodziły dźwięki ćwiczącej orkiestry młodzieżowej, w której też miał krótki epizod. Jednak zdezerterował z niej na rzecz szkolnego chóru. Część szkolnych pracowni nadal znajduje się w tych samych miejscach, podobnie sekretariat, administracja.
– Był okres, że za chodzenie do szkoły dostawaliśmy pieniądze! Pod „trzynastkę” się po nie chodziło. Ten numer też się nie zmienił – mówi Krzysztof Niespodziański.
Człowiek wielu pasji
Grafik, malarz, ma na swym koncie również kilka książek: tomik poezji „Dla przyjaciół”, rozmyślania religijne „Do poduszki”, „Dla Ciebie”, „Rychnowo – tajemnica drewnianej perły” oraz „Grunwaldzka poziomka i inne bajdurzenia wiejskiego proboszcza”. Organizuje koncerty (ostatnio Dominiki Paczkowskiej-Gajdzis, śpiewaczki Paryskiej Opery Narodowej), spotkania, plenery, pikniki motocyklowe.
– Dzieje się u nas dużo, bo dzięki przyjaciołom mam wsparcie – mówi skromnie ks. Niespodziański.
Spotkanie po latach
Na koniec coś bardzo osobistego. Ludzkie ścieżki krzyżują się często w trudny do przewidzenia sposób. Od wielu lat zbieram widokówki i w poszukiwaniu ich słałam maile do urzędów czy parafii. Jedną z osób, które odpowiedziały na moją prośbę, był właśnie proboszcz z maleńkiej parafii w Rychnowie, w powiecie ostródzkim, niedaleko słynnego Grunwaldu. Nie dość, że przysłał widokówkę, przedstawiającą przepiękny miejscowy kościółek i jego wnętrze, to jeszcze dołączył swoje publikacje. Nie byłby sobą, gdyby nie zachęcił też do odwiedzenia malowniczych okolic, wioski starowierców w Wojnowie, jazdy na nartach wodnych w Ostródzie i spływu Krutynią. Ot, dusza człowiek! Dla niego nie ma rzeczy nieważnych. Tym większa była moja radość z możliwości spotkania w Koninie. Taka niespodzianka!