fot. materiały prasowe serialu „Kiedy ślub?”

Oglądać, nie oglądać

W tym miesiącu piszę wyjątkowo tylko o jednym serialu, który wzbudza we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony to jedna z najlepszych polski produkcji ostatnich lat. Z drugiej zdarza jej się powielać klisze fabularne. Co w „Kiedy ślub?” gra, a co nie?

„Kiedy ślub?”, Canal+

fot. materiały prasowe serialu „Kiedy ślub?”

Wydaje się, że Wanda (Maria Dębska) i Tosiek (Eryk Kulm jr) znają się całe życie. Razem tańczyli poloneza na studniówce. Razem wynajmowali mieszkanie. Przyjaźnią się z „nieoficjalnymi” teściami i teściowymi. Nieoficjalnymi, bo w świetle prawa nic ich nie łączy. Są ze sobą 13 lat, ale bez ślubu. Długość związku jest godna uznania. Statystyczne to rzadkość u 30-letnich osób. Tosiek i Wanda znają się więc jak łyse konie. Dzielą gospodarstwo domowe, emocjonalne oraz zawodowe wzloty i upadki (ona jest psycholożką, która zaczyna pracę w korpo; on jest aktorem bez większych sukcesów), wreszcie wspólnie wychowują psa. Wśród znajomych uchodzą za perfekcyjną parę.

 

Natomiast za tą fasadą prawda wygląda inaczej.

Ale tylko trochę inaczej. Znając polskie produkcje, spodziewalibyśmy się prędzej przemocowych rozwiązań, dantejskich scen, w których wychodzi szydło z worka, gdzie „zawsze uśmiechnięta” bohaterka płacze po kątach, podczas gdy bohater przechyla kolejny kieliszek. Albo bez „patologizowania” – młoda metrykalnie, lecz zamężna para ma już dzieci, samochód, kredyty, prace na etatach i portfele pełne kasy. „Kiedy ślub?” taki nie jest. Pozostaje bardzo blisko życia dzisiejszych trzydziestoparolatków z dużych miast.

 

Jak się rozstać?

Co prawda pierwszy odcinek rozpoczyna się od sugestywnej (i bardzo dobrze nakręconej!) sceny seksu. Jednak szybko orientujemy się, że gorące uczcie to tylko pozory. Nawet nie próba ratowania relacji, tylko przyzwyczajenie.

 

fot. materiały prasowe serialu „Kiedy ślub?”

Po 13 latach związek bohaterki i bohatera dogasa.

Trudno im podjąć decyzję i zapakować przeżyte życie do kartonowych pudeł. Czują nie tylko własną presję („Przecież to nie może być prawda!”), bo Wanda nie wyobraża sobie siebie bez Tośka, a Tosiek siebie bez Wandy; ale też najbliższego otoczenia (jak i czy podzielić między sobą osoby przyjacielskie?). Orientujemy się, że musieli już wcześniej rozważać rozstanie. Tylko żadne z nich nie może powiedzieć ostatecznego „To koniec”, bo z tą decyzją pojawia się – znowu – presja bycia tym najgorszym/ tą najgorszą. Wreszcie to Wanda – która mocniej stąpa po ziemi – kończy relację. Tosiek – jako mentalny Piotruś Pan – w chwili słabości i już po zerwaniu poprosi dziewczynę o rękę.

 

Nie dociera do niego, że sam tak naprawdę nie chce ani związku, ani tym bardziej ślubu. Prowadzą go wpojone klisze kulturowe, ale też strach przed niewiadomą. Jak w życiu.

fot. materiały prasowe serialu „Kiedy ślub?”

Jeden z reżyserów Łukasz Ostalski (drugim jest Piotr Domalewski) w wywiadzie wyraził nadzieję, że młodzi ludzie znajdą w serialu odbicie siebie i swoich przyjaciół, przyjaciółek. To prawdopodobieństwo (zarówno fabuły, jak i dialogów) zaskakuje, bo nieczęsto jest obecne w rodzimych produkcjach (pamiętacie trzydziestoletnią „Magdę M.” w wypasionym mieszkaniu z widokiem na stolicę?). Już nie aspirujemy, tylko przeglądamy się w ekranie jak w lustrze.

 

Niuansowanie

Co istotne, dobry scenariusz (Katarzyny Wiśniowskiej i Marka Baranowskiego) nie wykłada niczego kawa na ławę, ale niuansuje. Gdy chce powiedzieć o toksycznej męskości, wprowadza 40-paroletniego współpracownika Wandy, którego sytuacja zawodowa i – przynajmniej na pierwszy rzut oka – dojrzałość (oba przymioty tak inne niż Tośka) pociągają dziewczynę (świetnie poprowadzony, nieoczywisty wątek!). Gdy mówi o kobiecej przyjaźni, to wrzuca ją m.in. w ramy pracy, co w pewien sposób obala stereotyp konkurowania ze sobą pracowniczek i podkładania sobie nawzajem świń. Świeżo wypada również wątek przyjaźni matki (Iza Kuna) i córki. Bardzo dobrze rozegrane jest też zachłyśnięcie się Tośka „wielkim” aktorskim światem, do którego niespodziewanie (z grania w reklamach i statystowania) się dostaje.

 

Co prawda wielowymiarowe relacje kobiece gościły już na rodzimych ekranach (by wymienić tylko „Sexify”), jednak męskość pozostawała gdzieś na uboczu, nierozliczona. „Kiedy ślub?” odmienia ją przez wszystkie przypadki.

fot. materiały prasowe serialu „Kiedy ślub?”

Z jednej strony mamy głównego bohatera, który nie tylko posługuje się zdrobieniem swojego imienia (co zbudza szyderczą reakcję starszej koleżanki po fachu), ale też nie ucieka od okazywania uczuć innym mężczyznom. Nie odstrasza go kwestionowanie własnej orientacji. Mało tego, jego najlepszy przyjaciel Patryk (Kamil Szeptycki) jest gejem. Jeżeli się nie mylę, to pierwsza osoba nieheteronormatywna w polskim serialu, która nie tylko ma rozbudowaną linię fabularną, ale też wyzbyta została z jakichkolwiek stereotypowych przedstawień. Aż do przesady.

 

Bez przegięć

Patryk jest stereotypowo męski, mocny, odnajduje się w działaniu. Oczywiście nie ma w tym nic złego, ale twórcy_czynie (nieświadomie?) wepchnęli go głęboko w heteronormę, którą bohater (nieświadomie?) kultywuje. Z jednej strony rozumiem walkę ze stereotypami, które po dziś dzień zapełniają rodzime produkcje (tak, mówię o tobie, „Warszawianko”!). Natomiast z drugiej pielęgnowanie statusu quo (czyli jest dobrze tak, jak jest) jest w społeczności LGBTQ+ passé. Aż się prosi, by serial, który nosi tytuł „Kiedy ślub?”, pozwolił „jedynemu gejowi w mieście” wypowiedzieć się na temat braku małżeństw jednopłciowych i związków partnerskich czy generalnie powiedzieć cokolwiek o związkach niehetero. Patryk o swojej seksualności (przynajmniej do czwartego odcinka) nie mówi (dlaczego? Bo jest mężczyzną?). Co prawda seks się zdarza, ale za zamkniętymi drzwiami i niestety zostaje przedstawiony na zasadzie efektu wow, outującego innego bohatera.

 

fot. materiały prasowe serialu „Kiedy ślub?”

Scenariusz nie pozwala Patrykowi „się przegiąć”. Natomiast nie ma problemu, by cierpiał.

Przez swoją orientację został wyrzucony z domu. Od tego czasu nie ma z rodzicami kontaktu. Z matką spotyka się dopiero na… pogrzebie ojca. Zatem relacja zostaje zawieszona, nieprzepracowana. „Kiedy ślub?” tak bardzo nie chce ugrząźć w stereotypowych przedstawieniach nieheteronormatywności, że wpada w inną kliszę – budowania obrazu geja z obowiązkowym pierwiastkiem cierpienia.

 

Zadowalający efekt

W materiałach prasowych czytamy, że „Kiedy ślub?” to „pierwszy polski serial poruszający problemy 30-latków, napisany przez 30-latków”. Nie udałoby się to bez sprawnego castingu. Zarówno Maria Dębska i Eryk Kulm jr, jak i pozostałe osoby (zwłaszcza Masza Wągrocka, Magdalena Popławska i Katarzyna Domalewska) sprawdzają się fantastycznie. Nie zawodzą też postaci epizodyczne (Matylda Damięcka gra lepiej, niż wymaga tego niedopracowana rola).

 

fot. materiały prasowe serialu „Kiedy ślub?”

Warto dać „Kiedy ślub?” szansę, bo takie produkcje to ciągle rzadkość w polskiej telewizji. W następnym – jeśli nie sezonie, to serialu – poproszę tylko o większą LGBT-ową reprezentację!

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0