Oglądać, nie oglądać: „Dojrzewanie”
Opublikowano:
25 marca 2025
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Serial Netflixa, opowiadający o trzynastoletnim mordercy, stara się zmierzyć z kryzysem, który dotyka dzisiejszych chłopców. Szkoda, że interesują go tylko zdezorientowani dorośli.
Już od pierwszych minut nowego, czteroodcinkowego dramatu Netflixa „Dojrzewanie” jesteśmy wrzuceniu w sam wir akcji. Oto uzbrojona po zęby ekipa policjantów wyważa drzwi całkiem przeciętnego domu rodzinnego na brytyjskich przedmieściach. Mierzą z broni maszynowej do zaskoczonych i przerażonych około pięćdziesięcioletnich kobiety i mężczyzny oraz nastolatki, która właśnie zaczynała poranną toaletę.
Nie oni są jednak celem.
Podejrzany jest czternastoletni Jamie Miller (Owen Cooper). Chłopiec wstaje z łóżka z rękami w górze. Widać, że zmoczył spodnie. Gdy się przebierze, zostanie wyprowadzony do samochodu policyjnego i wywieziony na komisariat. Jamie jest dzieciakiem, na którego widok obcy ludzie spotkani na ulicy wykrzyknęliby: „Ale słodki!”. Dlatego w pierwszych chwilach widowni tak trudno uwierzyć, że płaczący, zawstydzony, rozpaczliwie wołający ojca chłopiec z wielkimi oczami mógłby zrobić coś złego. Oglądając serial, już na wstępie poczułem irytację na ten tani chwyt twórców, Jacka Thorne’a i Stephena Grahama (wciela się też, zresztą fantastycznie, w Eddiego, ojca Jamiego). Gdy prawda wychodzi na jaw, wspomniani ludzie na ulicy mogliby wykrzyknąć: „A był takim cherubinkiem!”.
Nie kto zabił, ale dlaczego
„Dojrzewanie” nie jest serialem typu „kto zabił?”. Bardzo szybko dowiadujemy się, że Jamie podejrzany jest o zabójstwo Katie, koleżanki ze szkoły. Pod koniec pierwszego odcinka oglądamy nagranie z monitoringu, na którym bez dwóch zdań widać, kto popełnił morderstwo. Mimo wszystko mamy nie dowierzać, że czternastolatek jest zdolny do takiego czynu. Podobnie, jak nie dowierzają rodzice (wspomniany Graham i równie świetna Christine Tremarco).
Może ktoś spreparował nagranie? Może to tylko kawał, a dziewczyna żyje?
Wątpliwości nie mają główni detektywi Luke Bascombe (Ashley Walters) i Misha Frank (znana z „Gry o tron” i „Andora” Faye Marsay). W trzecim odcinku psycholożka Briony Ariston (Erin Doherty) ma dokonać przed wyrokiem niezależnego sprawozdania o przestępstwie, stwierdzając, czy Jamie z psychologicznego punktu widzenia faktycznie był zdolny do morderstwa. Do tego dochodzą jeszcze nauczycielki i nauczyciele, inni funkcjonariusze policji, strażnicy w placówce zdrowia psychicznego dzieci. Wszyscy oni mają coś do powiedzenia o nastolatku, oglądają go, testują niczym naukowcy eksperymentujący z E.T.
Panika dorosłych
Nie uważam, że trzeba przejść do porządku dziennego nad świadomością, iż nastolatki są zdolne do najgorszego. Natomiast „Dojrzewanie” sprawia wrażenie ekranizacji paniki dorosłych po przeczytaniu kilku wywiadów z terapeutami i psychologami o dzisiejszych młodych chłopakach. Zostają odhaczone (aktualne) słowa klucze: incele, manosfera, Andrew Tate, alienacja. Jest też Instagram oraz brak umiejętności dorosłych do odczytania hieroglifów-emotek (co z nich za detektywi, skoro nie umieją googlować?). Dzieciaki i młodzież przedstawiona jest jako półdzika wataha, której nie da się kontrolować.
Widać to przede wszystkim w drugim odcinku, którego akcja dzieje się w szkole Jamiego. Uczniowie i uczennice, jak mówi Bascombe (parafrazując), „niczego się tu nie uczą”, „to przechowalnia”.
Pojawią się też słowa otuchy na zszargane nerwy: „Nie wszystkie szkoły takie są”. Co prawda nikt nie mówi tutaj o „skutkach bezstresowego wychowania”, ale czego właściwie tyczą się słowa detektywa? Uderzają w brytyjski system szkolnictwa? Czy zatem potrzeba wprowadzenia większej dyscypliny?
A może warto byłoby zapytać samych zainteresowanych?
Bardziej od przemyśleń dorosłych bohaterów i bohaterek interesuje mnie życie wewnętrzne właśnie nastolatków i nastolatek, zwłaszcza rówieśników Jamiego. Niestety, nie dowiadujemy się o nich właściwie niczego, a przecież jeden z jego kumpli zostaje ostatecznie uznany za współwinnego. Ten brak fabularny, jak mniemam, jest wynikiem chęci twórców do opowiedzenia o socjologicznym wymiarze zbrodni dokonanej przez dziecko, tego, jak wpływa ona na najbliższe otoczenie. W tym kontekście Jamie to nie realna, możliwa postać, tylko awatar-przestroga, strach na wróble. Nastolatkowie przedstawiani są w kontrze do nauczycieli, rodziców (chociażby relacja Bascombe z synem, która wnosi jedynie tyle, że chłopak rozszyfrowuje emotki pod zdjęciami Jamiego), tylko przelotnie w rówieśniczym kontekście.
Co prawda akcja trzyma w napięciu, ale nie za sprawą wybitności scenariusza, lecz braku cięć montażowych w każdym z odcinków.
Kamera uczepia się poszczególnych bohaterów i bohaterek, a my dostajemy kolejną perspektywę do socjologicznej układanki, której rozwiązanie miałoby przynieść odpowiedź na pytanie: „Kto zawinił?”. Podobną technikę Thorne i Graham zastosowali w thrillerze gastronomicznym „Punkt wrzenia”. Szybkie tempo i wystrzeliwane co chwilę dialogi to dobra zasłona dymna. Za nią kryją się fabularne niedoróbki, które najbardziej widać chociażby w przewidywalnym wspomnianym odcinku trzecim (z psycholożką), ale też w czwartym, gdy dochodzimy do finału i pasowałoby kilka zdań podsumowania.
Pomijając istotność (bo tej serialowi nie brakuje) podjęcia tematu, na uwagę zasługuje brak ubierania serialu w gatunkowe, modne piórka.
Zatem nie jest to „wystrzałowe fantasy z elfami i trollami, by tak naprawdę powiedzieć o klasie i rasie dzisiaj”, lecz próba zanurzenia się w skomplikowaną, często brutalną codzienność nastolatków i nastolatek oraz ich zagubionych rodziców. W „Dojrzewaniu” słusznie postawiono na naturalność. Ogromny sukces serialu niesie nadzieję na kolejne tego typu produkcje. Byleby było w nich więcej, nomen omen, życia.