Oglądać, nie oglądać: Nadrabiaj miną
Opublikowano:
4 lipca 2025
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Nowatorski serial komediowy, który uniwersalizuje odosobnienie odczuwane przez osoby queerowe. Wszystkiemu winna toksyczna męskość, gnębiąca każdego bez wyjątku. Wyśmienite.
Rzadko zdarza się serial, podczas którego wielokrotnie wykrzykuję: „To o mnie!”, a potem niecierpliwie czekam, jak przejdą fale zażenowania wywołane reminiscencjami przeszłości, którą myślałem, że na dobre już przerobiłem. Oglądane sytuacje, smutne i krindżowe jednocześnie, dotyczące odkrywania własnej seksualności, udawania hetero, przed sobą i innymi, wstydu, że ktoś może powiedzieć: „Coś z tobą jest nie halo” – niespodziewanie obudziły wspomnienia, które nadal leżą blisko ciała i pasują jak koszula z inauguracji studiów.
Uniwersalny przekaz
Mimo że „Nadrabiaj miną” (choć to dobre tłumaczenie tytułu, mam wrażenie, iż angielskie „Overcompensating” lepiej oddaje charakter serialu) dzieje się w Stanach, uniwersalizuje doświadczenie queerowej (choć głównie – gejowskiej) alienacji tuż po rozpoczęciu pierwszego roku studiów, zatem w okresie, który w teorii pozwala zacząć wszystko od nowa – wśród nowych znajomych, często w nowym otoczeniu. Jednocześnie jednak homofobia i społeczne oczekiwania blokują szansę na pełną otwartość. Oczekiwania nie tylko w stosunku do facetów (ci mają być heteroseksualni, sprawni fizycznie, stereotypowo męscy, „zaliczający” dziewczyny pierwszej nocy na kampusie), ale i dziewczyn (te są obrończyniami patriarchatu, stereotypowo kobiece, hetero, otwarte seksualnie). Podział binarny i heteronorma od lat tłamszące kolejne pokolenia. Na szczęście „Nadrabiaj miną” to nie dramat, ale komedia (często na granicy dobrego smaku, co czyni ją jeszcze lepszą!).
Gatunek pozwala na dystans, ale też – choć brzmi to banalnie – wyśmianie tego, co niegdyś wydawało się nie do przejścia, a nawet traumatyzowało (gorzej, jak nie zostało przerobione, co w ultrahomofobicznej i seksistowskiej Polsce nie jest wcale takie zaskakujące).
Twórca serialu i odwróca głównej roli, Benito Skinner (rocznik 1993) oparł „Nadrabiaj miną” na swoich doświadczeniach. W wywiadzie dla magazynu „GQ” powiedział: „Pamiętam kilka bardzo wyraźnych momentów, kiedy ktoś brał mnie na bok i mówił: «Lepiej, żebyś lubił cipki». W takich środowiskach chodziło o to, że możesz być kimkolwiek, byle nie pieprzonym gejem. Dosłownie, tekst «Nie bądź gejem» padał cały czas”. Jego pierwszoroczniak Benny siedzi w szafie tak głęboko, że nawet spotkanie na kampusie queerów powoduje, iż niemal zapada się pod ziemię, jakby samo znalezienie się na ich orbicie miało go automatycznie wyoutować.
Nic dziwnego – Benny jest sportowym championem i prymusem, szykowanym przez rodziców (w perfekcyjnych epizodach Connie Britton i Kyle MacLachlan) na korporacyjną szychę.
Studia mają go przygotować do wielkiej kariery. Pomóc ma w tym również Peter (Adam DiMarco z „Białego lotosu”), chłopak Grace (Mary Beth Barone), siostry głównego bohatera, członek ultramęskiego bractwa, niekwestionowany król kampusu, za którym inne byczki hetero idą jak w ogień.
Pod kontrolą
Skinner świetnie obśmiewa grupę napakowanych, wiecznie gadających o seksie samców alfa, jednocześnie akcentując kiepskie położenie, w które wepchnął ich patriarchat. Młodzi faceci bez przerwy nadzorują siebie nawzajem, sprawdzając swoją „męskość”. Niewystarczająco silny uścisk dłoni, strój, sposób poruszania się – wszystko może zostać odebrane jako „zniewieściałe”.
Utrata (auto)kontroli to prosta droga do infamii.
Wspomniana Grace, niegdyś słuchająca My Chemical Romance, zbuntowana i przyjaźniąca się z lesbijką, dla podwyższenia statusu stała się zimną i wyrachowaną obrończynią patriarchatu o wyglądzie Gwyneth Paltrow z lat 90. Zaczęła obracać się też w towarzystwie podobnych klonów, dla których liczy się zasobny portfel i facet na wysokim stanowisku. Tak każe przecież patriarchat.
Wszyscy oni i one performują zachowania przypisane do konkretnej płci. Naginają się, by pasować.
Widać to nie tylko na przykładzie Benny’ego (chociażby usiłującego uprawiać seks z dziewczynami), ale i jego nowo poznanej rówieśnicy Carmen (Wally Baram), która ze wszystkich sił stara się być jak imprezująca współlokatorka Hailee (świetna Holmes). Udaje też, że jej relacja z Bennym to dowód na to, że znalazła godnego pozazdroszczenia chłopaka, lecz lęk Carmen przed zdemaskowaniem jako oszustki jest wręcz namacalny. Obawy dziewczyny przed tym, iż nie znajdzie przyjaciół, może nie plasują się na równi z obawą przed homofobią głównego bohatera, ale łatwo je zrozumieć i się z nimi utożsamić.
Inspiracje
Pisząc scenariusz, Skinner inspirował się kultowymi młodzieżowymi filmami, takimi jak „American Pie”, „Road Trip” czy „Old School: Niezaliczona”. Jak mówi w wywiadach, chciał odtworzyć klasyczny amerykański świat, który pokolenie dzisiejszych 30–40-latków (także w Polsce) doskonale zna, bo się na nim (lub w nim) wychowało (kłaniają się powtórki na Polsacie!). To rzeczywistość pełna uprzedzeń, jednocześnie – niestety – bliska, bo znajoma. „Nadrabiaj miną” bierze ją i rozbija na kawałki, by następnie dołożyć queerowy i feministyczny puzzel. Nie jest to utopia, ale na pewno przestrzeń, gdzie do głosu dochodzą wszyscy ci, którzy nie są białymi, heteroseksualnymi kolesiami z grubym portfelem. A także – chcę, aby to wyraźnie wybrzmiało – całość jest bardzo, ale to bardzo, śmieszna!
Serial do obejrzenia na Prime Video