Plantae Malum
Opublikowano:
10 grudnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Przy okazji oprowadzania po wystawie Plantae Malum, z autorką Anną Kędziorą i odpowiedzialnym za aranżację ekspozycji Wojciechem Luchowskim rozmawiał Michał Sita.
Ikonografia
„Nauki biologiczne nie wyodrębniają wśród roślin »chwastów«, przyporządkowanie do tej kategorii zależne jest od gospodarczo-ekonomicznego i kulturowego kontekstu.
Chwast nie wszędzie i nie zawsze jest chwastem.
Ta sama roślina może funkcjonować jednocześnie jako lecznicza, ozdobna, albo należeć do grupy »roślin złych«, Plantae Malum. Do szczególnie groźnej grupy »złych roślin« zalicza się gatunki inwazyjne, czyli obcego pochodzenia, zadomowione na »nie swoim« obszarze, wytwarzające żywotne potomstwo, często w ogromnej ilości, rozprzestrzeniające się na znaczną odległość” (z tekstu wprowadzającego Agaty Ciastoń).
W opowieści Anny Kędziory chwasty stają się bytami, które poddawane są bliższej analizie, niezależnej od tej uwłaczającej łatki, jaką im nadaliśmy. Między czterema elementami ekspozycji rozgrywa się tu próba przewartościowania chwastów, naszych z nimi relacji oraz pokładów wyobraźni, których używamy do ich opisu.
Najważniejsze są w tej ekspozycji fotografie.
Pojawiają się jednak dopiero po wstępie, zrealizowanym za pomocą kilku innych mediów. Graficzne hybrydy złożone z przeszczepionych fragmentów roślin proponują pseudonaukowe ilustracje nowych, wyobrażonych gatunków, niemających swojego odpowiednika ani w naturze, ani w agronomicznej publikacji „Krajowe chwasty polne i ogrodowe” J. Mowszowicza z roku 1975, skąd zostały zaczerpnięte oryginalne rysunki fragmentów roślin. Dalej, również nierozpoznawalne, woskowe modele kolejnych elementów chwastów, rozrzucone w szklanej gablocie, zwracające na siebie uwagę formą i detalami, bliższe obiektom jubilerskim niż naukowym preparatom:
„To ukłon w stronę nie-ludzkich użytkowników tych roślin, na przykład zapylaczy. Im naprawdę wszystko jedno, czy to »chwast« czy »roślina dekoracyjna«. W woskowych formach pojawia się element podobieństwa do bursztynów, które można przecież traktować jak skarby. Żółty, prześwitujący obraz, jest nawiązaniem do energii, jaka w drzemie w chwastach. Często to rośliny miododajne, czasami jadalne, bywają lecznicze. Woskowe odciski to zachęta do tego, by przywrócić ich obecność nie tylko w sferze wizualnej, ale by się zastanowić nad ich właściwościami”, dopowiada Anna Kędziora.
Język
Towarzyszy tym obiektom spokojne nagranie urywkowych cytatów z rolniczego przewodnika po chwastach, złożone z niekończących się, technicznych opisów.
„[…] koszyczki na szczytach gałązek i w kątach liści. Okrywy koszyczka na brzegu gruczołowate. Dno koszyczka na szczycie ze szczeciniastymi plewnikami. Łodyga dęta, naga, rozgałęziona, sina, z sokiem mlecznym. Liście łodygowe na brzegu pod spód podwinięte, z uszkami zwykle skierowanymi ku górze […]”.
Zarówno wyobrażone hybrydy, odciski woskowe, morfologiczna wyliczanka cech roślin, jak i same zdjęcia pozbawione są podpisów. Ta decyzja, by usunąć ludzkie kategorie i terminy, służące nam do rozpoznawania i kategoryzowania tych roślin – otwiera przestrzeń dla intymnej relacji z wizualnymi reprezentacjami, które zaproponowała Anna Kędziora.
„[…] pominięcie nazw sprawia, że opisy te tworzą ogromny, splątany, dziki zbiór nieprzyporządkowanych do niczego słów. […] Czy wobec tego wiemy, z czym właściwie mamy do czynienia? Pozbawieni wskazówki w postaci nazw jesteśmy zagubieni, zdani na własną intuicję” (z tekstu wprowadzającego Agaty Ciastoń).
„Nagranie to ciągły zlepek opisów, półgodzinne wyliczanie morfologicznych cech nieistniejącej rośliny, złożonej z niekończących się elementów. Przez chwilę może się zdawać, że ten wygłoszony z głośnika tekst, pochodzący z książki „Krajowe chwasty polne i ogrodowe”, pomoże nam rozpoznać gatunki. Ale faktycznie nagranie ma inną funkcję. Odkryłam w tej książce zakodowaną w języku agresję wobec roślin, i właśnie tę agresję w swojej pracy komentuję. Różne opracowania, definicje, opisy chwastów – wykorzystują słowa, które przytaczają pełen grozy obraz: chwasty są złe. Pewnie i stanowczo należy więc z nimi walczyć. Drugi poziom agresji jest subtelniejszy, ukryty w precyzyjnym opisie. Oczywiście, taki opis wynika z wymogów nauki, ale jednocześnie staje się wręcz technologiczny. Jest dokładny po to, by konkretne rośliny bezbłędnie zidentyfikować, a później zlikwidować.
Rozbroiłam ten język agresji.
Rośliny, jakie znajdują się na wystawie są hybrydami, są zestawionymi ze sobą fragmentami różnych chwastów. Język, który miał służyć do ich opisywania i likwidowania, przestaje pełnić swoją funkcję. Chwasty są tu bezpieczne” – mówi autorka.
I dopiero po takim wstępie, w drugiej, większej sali galerii, mogą pojawić się minimalistyczne, studyjne fotografie pozwalające na osobisty kontakt z ośmioma roślinami zebranymi na ulicach Poznania.
Portrety anonimowych chwastów
Michał Sita: Oglądając twoje zdjęcia, miałem wrażenie, że operujesz nie tylko figurą troski wobec nich, ale też pewnej przemocy. Żeby w ogóle te chwasty znalazły się w studiu, trzeba je było ściąć. Niektóre są wręcz zmaltretowane, jedna zdekapitowana – łodyga pozbawiona kwiatu, który leży tuż obok. Wszystkie są nabite na poduszkę pełną kolców – coś, co przypomina żelazne łóżko fakira. Poddajesz swoje rośliny niemal średniowiecznym torturom.
Anna Kędziora: Z jednej strony za zdjęciami stoi troska i zachwyt siłą tych roślin, z drugiej poczucie bezradności, kiedy orientuję się, że nie jestem w stanie w neutralny sposób oddać głosu chwastom. Tak jak florystka, ścinam i zabieram je do studia, tam je analizuję – a to już przecież jest arbitralna, agresywna interwencja. Być może powinnam, jak radzi Urszula Zajączkowska, zostawić rośliny same sobie i w ogóle nic z nimi nie robić? Ale jeśli zdecydowałam, że spróbuję zwrócić na nie naszą uwagę, sprawić, by zaistniała możliwość kontaktu z nimi – ta decyzja wiąże się z całym szeregiem ingerencji.
To nie jest tak, że chwasty same z siebie zdecydowały się tu pojawić. Nie jestem też gościem w ich środowisku. Niewątpliwie – to ja wciągam je w obcy im świat.
I kiedy już się znalazły w obszarze wizualnej analizy – zmagam się z ich formą. Staram się w relacji z nimi zostawić swój ślad. Szukam. Próbuję. Które spojrzenie będzie najlepsze? Która strona, która fasada, który profil najlepiej się sprawdzą?
Wojciech Luchowski: Ale dlaczego ją obcięłaś?
Anna Kędziora: To był moment takiego właśnie poczucia: roślina jest piękna, ale czegoś tu jeszcze brakuje. W samym obrazie, w pracy w studiu, pojawiła się potrzeba komponowania i ingerowania.
Michał Sita: Czyli nieco inna niż w przypadku rolników, ale równie ludzka potrzeba – obserwacji i wizualnego komentarza – doprowadziła również ciebie do pewnego rodzaju agresji wobec tych chwastów?
Anna Kędziora: Można to odczytać jak agresję. Ale może to być też potrzeba sekcji takiej, jaką przeprowadza się w obszarze pracy naukowej. Żeby wziąć coś na warsztat, by przyjrzeć się temu pod lupą, trzeba taki obiekt spreparować, pociąć na małe fragmenty, zaadaptować do narzędzi, przy pomocy których będziemy prowadzili badania.
Zwykle moja praca kończyła się na prostej analizie ich zwykłej formy. Ale były też rośliny, przy których czułam, że potrzebuję czegoś więcej.
Pytanie o kenzan [powierzchnię najeżoną kolcami – przyp. red.], które zadałeś, wraca do mnie. Z jednej strony to odwołanie do minimalizmu ikebany, bo podstawka pełna kolców właśnie z ikebany się wywodzi, ale z drugiej – za każdym razem słyszałam nieprzyjemny zgrzyt, kiedy nadziewałam tam łodygi. Współpracowałam z różnymi roślinami – niektóre były małe i wcale nie chciały się dopasować do kenzanu. Ewidentnie – praca w studiu wymagała gestów kontroli.
Wojciech Luchowski: W przypadku ikebany, do której się odwołujesz, ludzka ingerencja jest konieczna do tego, by powstała, jest bardzo ważnym elementem znaczenia. Ikebanę się modeluje, kształtuje wybrane elementy, by ostatecznie całość wyglądała naturalnie i harmonijnie.
Naturę się formuje w taki sposób, aby odbiorcy wydawało się, że pozbawiona jest dotyku ludzkiej ręki.
Można było wybrać tysiące sposobów na uformowanie tych roślin. Od rodzaju wazonu do metod mocowania (na styropian, gąbkę, plastelinę…). Można było próbować tysiącem różnych zabiegów postarać się tę ingerencję ukryć. A jednak podjęłaś decyzję, żeby postawić chwasty na czymś, co wygląda jak „łóżko fakira”, i pozostawiłaś ten element widocznym. To gest, który do estetycznej kompozycji wprowadza niepokój.
Anna Kędziora: Kiedy zastanawiałam się, jak te rośliny pokazać, bardzo chciałam nie ukrywać, w czym i na czym są zamontowane. To, by odsłonić na zdjęciach mój warsztat, było istotne.
Wojciech Luchowski: To napięcie jest ważne dla całej wystawy. Odwołania do muzealnej ekspozycji, do martwej natury, do ikebany, być może również do laboratorium – chociaż ten wątek odczuwam tu najsłabiej – kształtują grę między naturalnym światem i jego reprezentacjami. Samo fotografowanie to przecież potężna ingerencja. Wybieramy jedną roślinę z tysiąca. Spośród nieskończonych możliwości pojawia się ostatecznie na zdjęciu tylko jeden punkt widzenia. Podobnie jak wypracowanie układu i kompozycji, taki proces wymaga bardzo wielu ingerencji, nie tylko fizycznych.
Ale nie kwestia ingerencji, tylko próba podniesienia roślin poprzez ich estetyzację i odwołania do kanonicznych wzorów wizualnych przemawia tu do mnie najbardziej.
Anna Kędziora: To, co mi towarzyszyło przez cały czas, to drżenie nad ich kruchością. Inaczej niż rośliny z kwiaciarni, dostosowane do takich właśnie zabiegów, chwasty niełatwo było kształtować, zachowywały się jak pył. Jeden z nich na przykład wylądował w studiu bez żadnej podstawki, bo w żaden inny sposób nie chciał współpracować. Wszystkiemu się wymykał.
Inna roślina, mimo że znalazła się w tym całkowicie obcym środowisku, nie zakończyła swojego cyklu życia. W ciągu dwóch tygodni, gdy stała w studiu, wybuchła i rozrzuciła nasiona wszędzie wokół. To ona podjęła decyzję, jak ją przedstawię.
Mówię „ona podjęła decyzję, jak ją przedstawię”, ale do takich stwierdzeń trzeba podchodzić z rezerwą.
W tytule wystawy próbuję piętnować fakt, że to my decydujemy, które rośliny są dobre, które złe. Sprzeciwiam się temu ludzkiemu, oceniającemu spojrzeniu, ale jednocześnie nie udaję, że ja sama znalazłam sposób na odejście od tej perspektywy.
Wszystko, co robię, dzieje się za pośrednictwem czysto ludzkiego aparatu poznawczego. Wszystkie decyzje, które podejmuję, są naznaczone postawą artysty szukającego inspiracji w naturze. I nawet jeśli gdzieś w świecie zewnętrznym, poza sztuką, opowiadam się wyraźnie przeciwko kontroli i dominacji tego rodzaju, to na swoim własnym podwórku – w obszarze sztuki – okazuje się, że precyzyjnie planuję decyzje dotyczące przedstawień. O wszelkiej współpracy z roślinami, zwierzętami czy innymi nieludzkimi organizmami powinniśmy mówić w dużym cudzysłowie, bo tak naprawdę są przez nas w ten czy inny sposób wykorzystane. Nawet kiedy wydaje się nam, że wykorzystujemy je w szczytnym celu.
Empatia
Wojciech Luchowski: Tak jak gest pogardzania nimi, pielenia ich, polewania roundupem jest rodzajem działania, tak aby zwrócić na chwasty uwagę i zmienić ich znaczenie, trzeba również wykonać pewną pracę w przeciwnym kierunku, p.. poprzez wizualną estetyzację, uczynienie z nich obiektu podziwiania.
Michał Sita: W każdym z takich działań, polegających na próbie przyjęcia innych niż ludzkie punktów widzenia, można wskazać bardzo proste, logiczne niekonsekwencje. To ideał, którego nie da
się osiągnąć, ale chyba nie to jest celem. Chodzi chyba raczej o poszerzenie skali empatii, o ćwiczenie z podważania kategorii dotyczących świata roślin (na przykład), które zwykliśmy stosować bez żadnej refleksji.
Anna Kędziora: Mi również nie chodzi o zlikwidowanie problemu perspektywy, ale o zwrócenie uwagi na istnienie innych punktów widzenia. Chodzi o poszerzanie pola refleksji odrobinę za każdym razem, a nie o naiwną wiarę, że jedno przedstawienie, jedna wystawa, zmieni nasze pojmowanie relacji z roślinami.
Nie chodzi też o naiwne podejmowanie dyskusji z tym, jak chwasty traktowane są w rolnictwie, o jakiś utopijny manifest, ale o drobne przesunięcie nacisku.
Kiedy czyta się publikacje rolnicze z lat pięćdziesiątych, są przerośnięte zachwytem nad chemicznymi środkami ochrony roślin, entuzjazmem związanym z tym wielkim odkryciem. Z kolei jeśli podejść do tych samych chwastów z punktu widzenia konwencji o bioróżnorodności uchwalonej w Rio de Janeiro w latach dziewięćdziesiątych, okazuje się, że sama kategoria „chwastów” nie daje się oddzielić od całej złożonej sieci relacji żywych organizmów. I być może należy się raczej zastanowić, czy całkowite zlikwidowanie tego czy innego gatunku, nazywanego w rolnictwie chwastem, nie wpłynie na ekosystem w sposób, którego nikt by sobie nie życzył?
Plantae Malum
Anna Kędziora
9.11.2021–9.01.2022
Galeria Fotografii PF CK Zamek, ul. Św. Marcin 80/82, 61-809 Poznań
wtorek–niedziela 12:00–20:00
Bilet 5 zł