Powietrze nie jest tematem
Opublikowano:
10 października 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Nim czytelniczki i czytelnicy dostaną od wydawnictwa Rebis do ręki tłumaczenie wydanej w oryginale w zeszłym roku powieści Salmana Rushdiego „Miasto Zwycięstwa”, mają możność sięgnięcia po zbiór jego esejów zatytułowany „Języki prawdy”.
Autor jest jednym z najbardziej znanych pisarzy współczesnych. Nie tylko z racji walorów swojej prozy, bardziej może niż jako literat występuje on w świadomości powszechnej jako ten, na którego wydano fatwę po opublikowaniu powieści „Szatańskie wersety” i z tej racji przez był zmuszony długie lata żyć w ukryciu, pod ochroną.
Znalazło to doświadczenie wyraz w literackiej autobiografii Rushdiego, zatytułowanej „Joseph Anton”, co stanowi odwołanie do używanego wówczas przezeń pseudonimu. Choć od wydania na pisarza wyroku minęło już ponad trzydzieści lat, od kilkunastu nie żyje on już ukryciu, to jednak w zeszłym roku klątwa go dosięgła – został zaatakowany i ciężko raniony podczas spotkania z czytelnikami na jednym z amerykańskich uniwersytetów.
Pochwała niejednoznaczności
Przywołuję te okoliczności nie bez powodu. Wydane właśnie „Języki prawdy” nawiązują w niejednym fragmencie do tych zdarzeń (poza ostatnim wypadkiem), a najogólniej za jeden z głównych tematów mają wolność (nie tylko) literackiego słowa.
Jednak, jako że sam Rushdie uznaje, że najlepsza literatura ma proteuszowe oblicze, i ten zbiór tekstów z lat 2003–2020 mieni się różnymi odcieniami. To zarówno eseje publikowane wcześniej w prasie, jak i okolicznościowe wykłady, wspomnienia o przyjaciołach i przyjaciółkach, ale też o artystach prześladowanych przez władze swoich krajów.
Chociaż wydawałoby się, że uwaga pisarza skierowana jest na literaturę – przez kolejne strony przewijają się nazwiska Williama Szekspira, Miguela Cervantesa, Philipa Rotha, Samuela Becketta, Kurta Vonneguta i wielu innych – to zza pleców pisarzy wyglądają polityka, własna biografia, władza, historia, religia, codzienne i całkiem zwyczajne życie wreszcie.
Ono zresztą stanowi najistotniejszy plan rozważań pisarza. Już na pierwszych stronach książki w eseju „Baśnie” dyskutując o ty, czym jest realizm w literaturze, daje jednocześnie wyraz swoim przekonaniom na temat rzeczywistości pozaliterackiej. Broni opowieści pozbawionych prostych morałów i moralizatorskiego tonu, bo w nich odnajduje więcej prawdy o ludzkim świecie. Nie zawsze dobro zwycięża, czasami zło popłaca, chytrość niekoniecznie traci dwa razy, a tchórzostwo często ratuje życie. Jest to też ukazanie złożoności ludzkich postaw względem nieoczekiwanych wypadków.
Złożoność życia bardziej niż tradycyjna proza realistyczna oddaje opowieść o baśniowej, fantastycznej proweniencji. Konwencje zrywające z przywiązaniem do uchwytnej zmysłami rzeczywistości (nie zapominajmy przy tym o problematyczności samego pojęcia rzeczywistość) uwalniają się jednocześnie od ciążenia obiegowych znaczeń postaci, postaw, wydarzeń. Pozwalają, wypełniając świat przedstawiony, będący rozszerzoną wizją codziennej rzeczywistości, wydobyć więcej znaczeń, niuansów, barw świata. Umożliwiają spojrzenie nań świeżym wzrokiem, dostrzeżenie innych jego wymiarów. Uznanie niejednoznaczności.
Sama twórczość Salman Rushdie świadczy o mocy tego rodzaju pisarstwa. Łącząc tradycje literackie Wschodu i Zachodu, obficie czerpiąc tak z „Ksiąg tysiąca i jednej nocy”, jak i greckich mitów czy twórczości Szekspira, tworzy opowieści kipiące emocjami, pełne pasji życia, pokazujące świat gęstych powiązań unieważniających wszelkie granice kreślone na papierze.
Wolność
W swoim zaangażowaniu Rushdie w sposób zdecydowany staje po stronie świata, który jest wielowymiarowy, wieloraki, daleki od jednoznaczności, przeciw prostemu, czarno-białemu, pozbawionemu niuansów. Obserwując przemiany polityki w ostatnich latach, jej skręt w stronę populizmu i w konsekwencji uproszczonej wizji rzeczywistości, uznaje, że obowiązkiem literatury jest obrona świata jako mozaiki, wielobarwnej układanki, tajemnicy wciąż wymykającej się zamknięciu w jednoznacznej formule. Powinna posługiwać się językiem odsłaniającym tę złożoność, dającym wgląd w tę prawdę. Ma bronić prawa do posiadania i wyrażania różnych poglądów. Chociaż nie sposób nie mieć świadomości możliwych mimowolnych pułapek czających się w takich przekonaniach, to wydaje się, że Rushdie świadomie odwołuje się do publiczności, której obca jest przemoc i dogmatyzm.
Z pewnością postawa intelektualna i obywatelska Salmana Rushdiego zdeterminowana jest w dużej mierze doświadczeniem fatwy. Ale chodziłoby tu jedynie o gotowość do obrony wolności słowa w każdych okolicznościach, bo już w książce otwierającej drogę kariery literackiej Rushdiego, w „Dzieciach północy” jest widoczne rozumienie rzeczywistości jako wielokształtnej, zmiennej i choć pełnej zarówno tragedii, jak i śmieszności, to w każdym przypadku domagającej się zaangażowanego uczestnictwa.
Autor odnosi się w jednym z tekstów do zobojętnienia na naruszanie podstawowych wolności, bo „to mnie nie dotyczy”, „jakoś się żyje”. Przekonuje, że to samobójcza strategia. Jeśli wolność nie będzie tematem, nie będzie broniona tam, gdzie jest zagrożona, atakowana, podważana, to w niedługim czasie – i poniewczasie – z zaskoczeniem stwierdzimy, że już nie istnieje. Że ktoś, taki czy inny ktoś, za nas decyduje, co mamy robić, jeść, myśleć. Choć wydaje się to odległą, nierzeczywistą wręcz groźbą, to tylko dlatego, że jeszcze oddychamy powietrzem wolności, nawet o tym nie myśląc. Nie zdając sobie sprawy, że jeśli tego zabraknie, to się udusimy.
Grzech milczenia
W kończącym tom popularnym kwestionariuszu proustowskim odpowiedź Rushdiego na pytanie dotyczące najbardziej potępianej przez niego cechy innych ludzi brzmi: milczenie. W kontekście wszystkich wcześniejszych tekstów, to stanowi wyjaśnienie własnego zaangażowania autora w sprawy świata i przekonania, że literatura jest sposobem zmieniania go.
Nie da się uniknąć czytania tego tomu w kontekście bieżącej sytuacji. Kiedy to populizm głośno krzyczy o tym, że wszystko jest jasne i nie ma co dzielić włosa na czworo; manipuluje językiem, znieczulając na symptomy zagrożenia dla wolności. Wydanie u nas „Języków prawdy” na kilka dni przed wyborami jest niezamierzonym zapewne, jednak wymownym wezwaniem, by nie milczeć. By swoim głosem zaświadczyć o zaangażowaniu w rzeczywistość. Niedoskonałą, ale jedyną nam dostępną, za którą jesteśmy – każdy z osobna i wszyscy razem – odpowiedzialni.