Pytania bez odpowiedzi
Opublikowano:
31 grudnia 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Po wiosennej nadziei nic już nie pozostało. Pandemia – choć kilka razy ogłaszano odwrót wirusa – tak jak przypuszczali naukowcy, wróciła drugą, silniejszą falą.
Kultura – jakkolwiek wypracowano strategie ograniczenia skutków niemożności zwyczajnego działania i bezpośredniego kontaktu z odbiorcami, a narzędzia kontaktu zdalnego stały się zwyczajnymi kanałami dystrybucji treści kultury – ponownie stanęła wobec wyzwań.
Tym poważniejszych, że przestrzeń do inicjatyw kompensujących obowiązujące zakazy już chyba się wyczerpała.
A jeśli nie, to na razie inne formy nie są jeszcze na tyle popularne, by przełożyło się to na ich rozpoznawalność, dostępność i skuteczność. Doszliśmy do granic tego, co można zrobić własnym sumptem, własną przemyślnością. Co dalej?
Kultura jako zbytek
Można usłyszeć, że kultura nie jest jedyną poszkodowaną w obecnej sytuacji. Z pewnością jest to racja.
Kryzys, jeszcze niedawno tylko przewidywany i uśmierzany zawczasu zaklęciami polityków, staje się coraz bardziej widoczny. Choć zaklinaniu nie ma końca. Mówi się też, że ważniejsza jest służba zdrowia, gospodarka, jednak przecież nie sposób mówić o jakimś pierwszeństwie jednych racji nad drugimi.
Oczywiście bez sprawnie funkcjonującej służby zdrowia nie opanujemy pandemii.
Kwestią jest, o jakim stopniu sprawności można w przypadku Polski mówić. I nie dotyczy to zaangażowania medyków, a o strukturalne ramy podejmowanych przez nich wysiłków.
Jeśli gospodarka – którą w tym momencie sprowadzam do produkcji dóbr konsumpcji materialnej i wprowadzania ich do obiegu konsumenckiego – nie będzie funkcjonować, to bez zaspokojenia bezpośrednich potrzeb egzystencjalnych uratowane przez służby medyczne zdrowie marne będzie miało perspektywy – powiększającego się niedoboru, poszerzających się obszarów biedy i bezrobocia.
Kultura więc może się w tym momencie wydać ekstrawagancją, na którą nas nie stać. Co zdaje się podzielać wielu polityków decydujących o podejmowanych strategiach walki z pandemią, jak rzecz jest określana.
„Nie szkoda róż, gdy płonie las” – chciałby się powiedzieć, podsumowując te opinie.
Społeczny darwinizm
Nastał czas – i można już o tym przeczytać – darwinizmu społecznego. Niekoniecznie jako pewnej ideologii, programu społecznego, ale jako praktyki. Chociaż i niekryjących swych przekonań apologetów takiego stawiania rzeczy nie brak.
Nie mówią o sobie wprost jako o społecznych darwinistach, ale twierdzą, że rynek załatwia wszystko. Mniej państwa, więcej rynku – a kto nie nadąża, widać nie jest potrzebny. O kogo chodzi, nie potrzeba mówić.
Dyskusja nad sposobem funkcjonowania gospodarki, wzajemnymi relacjami instytucji państwa i rynku, planowania i wolności inicjatyw gospodarczych po raz pierwszy od dawna stała się tak realnie decydująca w swoich konkluzjach o życiu (a może i śmierci) wielu ludzi.
Ten skrajny indywidualizm, choć nieustępliwie (i wbrew faktom, dodałbym) głoszony, mimo wszystko okazuje się mrzonką, kiedy poszczególne branże zwracają się do państwa o ochronę. W ramach istniejącego porządku instytucjonalnego to ono ze wszystkimi swoimi agendami jest – choć oczywiście może się to nie podobać – jedynym centrum mogącym uporządkować rzeczywistość społeczną.
Nie oznacza to umniejszania znaczenia przestrzeni obywatelskich wysiłków, zmierzających do organizacji życia społecznego. Mają one jednak wymiar (niezbywalnie istotny) wypełniania przestrzeni pozostawionej wolną przez państwo właśnie po to, by w największy możliwy sposób nie ograniczać przestrzeni wolności jednostkowej.
Na państwo jesteśmy po prostu zdani – ze wszelkimi tego zbawiennymi i zgubnymi konsekwencjami.
Dopóki nie wypracujemy innego modelu życia w niezmiernie licznych przecież, wielomilionowych współczesnych społeczeństwach – tak pozostanie. Modele niewielkich społeczności plemiennych niczym więcej niż inspiracją być nie mogą. A zresztą nawet ewentualne przejście do innego porządku nie nastąpi z dnia na dzień. Nie nastąpi poza tym nieproblematycznie. Przeciwnie, można sobie wyobrazić wiele skutków (i strat) ubocznych.
Jednak odniesienie do społeczności prostszych daje dobrą odskocznię, by zasygnalizować istotną kwestię dotyczącą przestrzeni kultury.
Owe właśnie mało liczne grupy ludzi funkcjonowały w ramach struktury o niedużym poziomie wyspecjalizowania. Całość potrzeb społecznych – jednostkowych i grupowych – zaspokajana była w działaniach niezróżnicowanych pod kątem funkcji – rolnictwo, myślistwo, czyli aktywności zapewniające przetrwanie na poziomie biologicznym, jednocześnie były działaniami angażującymi całą społeczność i odsyłającymi daleko dalej niż tylko zaspokojenie głodu.
Otoczone były rytuałami religijnymi, magicznymi. Spełniały rolę integrującą wspólnotę. Przedmioty służące do realizacji tych przedsięwzięć ujmujemy dzisiaj niejednokrotnie w kategoriach sztuki.
Pokazuje to jednoznacznie, że wcześniejsza kompleksowość działań została dzisiaj zastąpiona specjalizacją. W żadnym jednak razie różne domeny społecznych działań nie są obojętne społecznie czy niepotrzebne, pomijalne.
Istotność kultury
Kultura więc w rzeczywistości ściśle powiązanych ze sobą instytucji współczesnych społeczeństw odgrywa nie mniej istotną rolę niż inne, choć łatwiej ją umniejszyć. To jednak umniejszenie nie odróżnia niematerialnego wpływu dzieł i działań w przestrzeni kultury od ich roli i znaczenia.
W wulgarny sposób niektórzy uznają, że tekst, film, utwór muzyczny czy plastyczny nie mają większej wagi, bo się ich zjeść nie da ani się nimi ogrzać.
Ale przecież kiedy nas zamknięto pierwszy raz na wiosnę, to nie gdzie indziej, jak w przestrzeni kultury poszukiwano oddechu. Ona dała schronienie i pozwoliła się ogrzać, była bowiem jedyną możliwością w narzuconym (i zrozumiałym) odosobnieniu spotkania z innym człowiekiem.
Ogląd kultury determinuje też szereg mniemań związanych z jej wytwarzaniem. Mit geniusza, który ogarnięty szałem tworzenia, olśniony pomysłem, nie dojadając i nie dosypiając, nie dbając o pieniądze, realizuje swoją wizję, której my później jesteśmy olśnionymi odbiorcami, jest może atrakcyjny, na pewno wygodny, z gruntu też fałszywy.
Legenda otaczająca twórców (podtrzymywana często przez nich samych) jest sprzeczna z realiami współczesnego funkcjonowania kultury, a przy tym pozwala nie dostrzegać faktycznej dynamiki działania instytucji kulturalnych. Tworząc wrażenie, że kultura bardzo oderwana jest od życia, usprawiedliwia lekceważące traktowanie realnych problemów związanych z jej funkcjonowaniem.
Kultura jako praca
A kultura w społeczeństwie pracy to jeden z jej działów; w społeczeństwie kapitału – jeden z działów gospodarki. To szereg ludzi pracujących w kulturze. Magia nazwiska, sława otaczająca jednostki zakrywały fakt, że mogły one tworzyć i nadal tworzą dzięki rozległemu zaangażowaniu innych osób. Może nie tak twórczych, ale nie pozbawionych w żadnym przypadku znaczenia, bo ich mozolna, niewdzięczna praca tworzy grunt pod działania na innych poziomach.
Kultura to rozległy sektor gospodarki, który nie może być zlekceważony, pominięty w myśleniu o całości funkcjonowania państwa.
A można odnieść wrażenie, że chociaż deklaratywnie decydenci są tego świadomi, to praktycznie nie dają wyrazu zrozumieniu sytuacji.
Ludzie kultury wykazali się niezwykłą kreatywnością. Nie czekali biernie na pomoc, nie są bezwolnymi odbiorcami należnych zapomóg.
Festiwale, koncerty, spektakle w sieci, platformy jakościowe, księgarnie online, niesprowadzające swojej oferty jedynie do książek i organizujące wirtualne miejsca spotkań i działań – to tworzy istotną zmianę w funkcjonowaniu kultury i rozszerza zasięg jej odbiorców.
Jak się jednak okazało – to nie wystarczy. Muzycy, aktorzy stają się kaletnikami, udzielają korepetycji, pracują jako dostawcy pizzy albo w sklepie meblowym. Jak ma zarabiać na siebie kino i jego właściciel, żeby po wyczekiwanym „wszystkim” móc dalej wyświetlać filmy? Co ma zrobić dyrektor teatru z ekipą techniczną, gdy nie ma spektakli?
Jeśli nie są to przedsięwzięcia znajdujące się pod opieką samorządów, czy państwa, ale prywatne, często zresztą o offowym charakterze, to nie ma dla nich ratunku, bo nikt nie myśli poważnie o kulturze. Te z kolei „zaopiekowane” mają wsparcie najczęściej na poziomie przeżycia.
Wszystkie jednak elementy świata kultury stanowią o jego bogactwie. Wszystkie są częścią żywiołowej dynamiki życia kulturalnego.
Czy teraz można coś zrobić, kiedy coraz wyraźniej widać, że finanse państwa już cierpią na zadyszkę? Czy ewentualne środki zaradcze zostaną podjęte wystarczająco szybko? Czy wystarczy to, by odsunąć widmo bankructwa całej branży, a nie by uratować jedynie najbardziej rozpoznawalne (albo przedsiębiorcze) inicjatywy? Czy da się w trybie przyspieszonych korepetycji zorganizowanych przez rzeczywistość odrobić lekcję i zmienić myślenie o kulturze, by spojrzeć na nią w kategoriach odpowiednich do współczesności, a nie heroicznego mitu?
W gruncie rzeczy to pytanie (którego znaczenie wykracza chyba daleko poza obszar kultury) o wizję i kompleksowe działanie.
Na razie – i to po prostu smutna konstatacja – mamy do czynienia z doraźnymi, skokowymi przedsięwzięciami nieukładającymi się w spójną strategię. To co najwyżej taktyczne uniki w obliczu przerastającego nas mentalnie kryzysu.
To nie są pytania testu wyboru z możliwością „wstrzelenia się” w prawidłową odpowiedź, to pytania otwarte. Oby doczekały się odpowiedzi.