fot. P. Pieczykolan

Rzeźbienie niedoskonałości

„Kiedyś awangarda była w kontrze do głównego nurtu, ale była zrozumiała dla odbiorców. Teraz jest w kontrze do ludzi, a krytyka współczesna oddzieliła się od szerokiej publiczności” – rozmowa o wolności twórców z Wiesławem Koronowskim, jednym z kuratorów wystawy „Strategie przestrzenne”.

Barbara Kowalewska: Wraz z prof. Jarosławem Boguckim jesteście panowie kuratorami dwóch wystaw pod hasłem „Strategie przestrzenne”, organizowanych przez Katedrę Rzeźby i Działań Przestrzennych Wydziału Rzeźby UAP. Pierwsza z nich została już otwarta w Śremie 2 czerwca, druga będzie mieć miejsce we Włocławku we wrześniu. Co łączy te prace i wystawiających artystów?

Wiesław Koronowski: To artyści z pięciu polskich uczelni oraz zaproszeni goście, reprezentują tradycję rzeźby studyjnej, czyli tej powstającej w pracowni, opartej na analizie natury w postaci studium aktu, portretu lub martwej natury. Na wystawie jesiennej być może pojawią się dodatkowo jeszcze inne prace, nie chcemy odbierać artystom takiej możliwości, zgodnie z założeniem ideowym wystawy.

BK: Zacznijmy od dwóch członów nazwy ekspozycji. Może nie dla wszystkich jest oczywiste,  że w tworzeniu rzeźby ważna jest nie tylko sama materia dzieła rzeźbiarskiego, lecz także relacja tego dzieła z otaczającą przestrzenią. W jakie relacje może wchodzić rzeźba z przestrzenią?

WK: Obraz czy grafika mają płaski charakter. Rzeźba ma tę niezwykłą cechę, że funkcjonuje w przestrzeni, ale i w czasie, bo odbiorca, oglądając ją, porusza się, widzi ją pod różnymi kątami, a to wiąże się ze zmiennością emocji.

 

fot. P. Pieczykolan

fot. P. Pieczykolan

Działa to trochę inaczej niż kino, chociaż film też jest trójwymiarowy. W przypadku rzeźby mamy do czynienia z najbardziej  naturalnym odbiorem sztuki, bo od dziecka tworzymy swoje wyobrażenia o świecie na bazie doznań związanych z dotykiem. Ruch i dotyk to ważne aspekty rozwoju dziecka, te doznania budzą pierwotne emocje.

Kultura natomiast przyczynia się do tego, że inaczej definiujemy nasz świat, estetyka budowana jest z pojęć.  Z mojego punktu widzenia świat emocji jest związany z fizyką, relacja człowieka ze światem związana jest z masą, odczuwaniem pionu i poziomu, przyciągania ziemskiego, tego, czy czujemy się stabilnie, i owe doznania fizyczne pobudzają nasze emocje. Rzeźba jest najbardziej predestynowana, by ten związek przekazać.

BK: W jakim znaczeniu używacie z kolei słowa „strategie”?

WK: Uznaliśmy, że tytuł musi być pojemny, by obejmował różne postawy artystyczne, które szanujemy. Mamy porozumienie z Muzeum Śremskim, by raz do roku organizować taką wystawę, na której zmieszczą się prace różnych indywidualności twórczych.

 

 

BK: Taka też idea zawarta jest w waszym tekście kuratorskim: „W kontekście przywracania podmiotowości artyście wystawiającemu, istotne jest zrozumienie, że każdy artysta posiada unikalny głos i wrażliwość, które ujawniają się w jego dziełach. Ostatnio jednak, dominacja kuratorskiego doboru stylistyki i tematów prac prowadzi do ograniczeń, uniemożliwiając artystom pełne wyrażenie swojej autentyczności”. Jakiego rodzaju problemy mogą pojawić się między artystą a kuratorem?

WK: Czasami kurator przyjmuje rolę dyrygenta i wówczas jest to bardziej prezentacja autorska kuratora niż artystów. My, z Jarkiem Boguckim, buntujemy się przeciwko temu. To nie jest, oczywiście, jakiś bunt generalny, bo wszelkie postawy są dopuszczalne, jeśli mają różnych widzów.

 

fot. P. Pieczykolan

fot. P. Pieczykolan

Ale mamy wrażenie, że ostatnio autorstwo kuratorskie staje się obowiązujące, a wielu artystów nie tyle odpowiada na wewnętrzne impulsy, na to, co ich porusza, ile tworzą „na zadany temat”, trochę tak, jak zdaje się testy w szkole. Nam się wydaje to dość płaskie, bo przecież istotą sztuki jest komunikat, opowieść artysty o tym, co go w danym momencie interesuje, i dzielenie się własną wrażliwością, która może zginąć w koncepcji kuratorskiej.

Artyści są tylko ludźmi i jeśli mają pozytywną odpowiedź na swoją sztukę ze strony kuratora czy są aprobowani przez krytykę, to mogą zdradzić siebie. Teoretycy sztuki w dużym stopniu narzucają publiczności swoją wolę, ale publiczność może „zagłosować nogami” i nie pójść na wystawę, jeśli my, artyści nie skupimy się na człowieku i jego opowieści. Ja sam nauczyłem się, że mam prawo czegoś nie słuchać, nie oglądać, mam prawo być nawet krytyczny, ale powinienem pozwolić innym być takimi, jakimi chcą być.

BK: Jak w takim razie kurator mógłby współpracować z artystami, by nie tłumić tego „unikalnego głosu i wrażliwości” danego artysty?

WK: Czuję się demokratą, każda formuła powinna być traktowana poważnie, ale jestem przeciwnikiem owczego pędu, mody, która bazuje na stereotypach. Wielu kuratorów przyjmuje swoją autorską rolę jako obowiązującą strategię działania. Tymczasem jest miejsce na projekty kuratorskie i na prezentacje indywidualnych postaw artysty. W naszej wystawie założyliśmy, że nie będziemy weryfikować tych prac, to artysta podejmuje odpowiedzialność za prezentowane dzieło.

 

fot. P. Pieczykolan

fot. P. Pieczykolan

Nasza rola jako kuratorów ogranicza się do zebrania grupy ludzi i pokazania ich prac. W tekście napisanym na potrzeby wystawy staraliśmy się głośno powiedzieć to, co inni mówią tylko po cichu. Jeżeli teoretycy sztuki czy kuratorzy zmuszają artystów do pewnego sposobu tworzenia, odrzucając  niektóre ich dzieła, bo nie spełniają kryteriów, które sobie założyli, to nie istnieje wolność artystyczna.

Krytyk ma też prawo do swojej opinii, ale role krytyka i kuratora powinny być rozłączne, a kurator powinien być po prostu świetnym organizatorem wystaw, aby ułatwić artyście ekspozycję jego dzieł.

BK: To ważny głos, bo bywa, że krytycy sztuki podsumowują czyjeś prace, stosując określenia „jednolitość” lub „niedojrzałość stylu”, a artyści czasami ulegają tej presji i próbują odpowiadać bardziej na oczekiwania opiniotwórczych teoretyków niż na wewnętrzne impulsy. Czy forma i styl powinny decydować o kształcie dzieła? Czy dobrze byłoby raczej, by dzieło przyjmowało określoną formę jako wynik przeżyć człowieka, który językiem sztuki  próbuje te przeżycia wyrazić?

WK: Tak, i to nawet jeśli ta twórczość jest bardziej zachowawcza od tzw. koncepcji współczesnych. Dlaczego mamy się tego wstydzić? Przecież, żeby coś było dobre, nie musi być nowatorskie czy kontrowersyjne.

 

 

BK: Ale ktoś może powiedzieć, że „to wszystko już było”…

WK: Czasem wydaje mi się, że krytycy mają jakąś misję, by promować dzieła stworzone w języku uznanym przez nich za istotny. Tymczasem, jeśli język nie trafia do szerokiej publiczności, to treść także do niej nie dotrze. I przez to, niestety, sztuka staje się zrozumiała tylko dla artystów. Kiedyś Kandinsky zapowiadał, że jesteśmy w przededniu zmian w estetyce, że ważna jest nie przedmiotowość, ale kolor, masa i kierunek. Minęło sto dziesięć  lat i wciąż jesteśmy „w przededniu”. Odnoszę wrażenie, że kolejne pokolenie kształtuje swoją wrażliwość w relacji z matką i ojcem, a potem edukuje się je w oderwaniu od tego świata.

 

fot. P. Pieczykolan

fot. P. Pieczykolan

Historia kultury z kolei zbudowana jest na pojęciach i między tymi światami nie ma kładki. Kiedyś awangarda była w kontrze do głównego nurtu, ale była zrozumiała dla odbiorców, stanowiła kładkę między artystą a odbiorcą. Teraz awangarda jest w kontrze do ludzi, a krytyka współczesna oddzieliła się od szerokiej publiczności. Teoretycy sztuki żyją we własnym kodzie znaczeniowym, a artyści próbują do nich doszlusować.

Nasza wystawa jest apelem o kontakt, o to, by ocalić najważniejsze: dialog człowieka z człowiekiem poprzez sztukę.

BK: Oprócz tego, że jest pan rzeźbiarzem, na co dzień pełni pan także funkcję profesora  Uniwersytetu Artystycznego im. Magdaleny Abakanowicz. Co jest dla pana ważne w pracy ze studentami? W jaki sposób wspieracie tę indywidualną wrażliwość, o której mówicie w tekście kuratorskim?

WK: Mam do czynienia z młodymi ludźmi, którzy przychodzą ze swoim widzeniem świata, a potem obserwują, że jeśli krytyk aprobuje jakieś określone style, to wystawia zgodne z nimi  prace. Często więc zaczynają się dostosowywać, chociaż nieraz to jest sprzeczne z nimi. Ja się przeciwko temu buntuję. I oni na początku też się buntują, ale potem, gdy okazuje się, że zgoda z systemem jest opłacalna, boją się pokazać coś, co jest inne od ich wcześniejszych realizacji.

 

 

BK: Poeta Julian Kornhauser napisał, że „tylko błędy są żywe”. To odważne podejście, które stawia na pierwszym miejscu człowieka z jego niedoskonałościami, a nie doskonałość formy czy stylu nad człowiekiem. Czy wam jako artystom i kuratorom to podejście jest bliskie?

WK: To ważne zagadnienie. Bo na przykład wyrażanie się w sztuce figuratywnej jest ogromnym wyzwaniem w czasach, gdy odbiorca w każdej chwili, dzięki internetowi, może dokonać porównań studium z natury na przykład z arcydziełami Michała Anioła. Jako artyści musimy się pogodzić z własną niedoskonałością i nie wstydzić się jej pokazać. Sztuka oparta na abstrakcji geometrycznej jest stosunkowo bezpieczna, bo nie można powiedzieć, że coś tu się nie zgadza. Artysta może łatwo odpowiedzieć, że tak chciał. Ale im bardziej to jest bezpieczne, tym bardziej nieludzkie, bo oddzielone od naszej niedoskonałości. Pomyślmy, czy skoro Platon uznał,  że najdoskonalszą figurą jest kula, to wszyscy mamy tworzyć dzieła kuliste? Jako artyści w pewnym sensie „rzeźbimy” swoje niedoskonałości, podejmujemy ryzyko opowiadania o sobie i normalne jest, że czasem nasze próby przekazania tego, co czujemy, bywają nietrafione. Krytycy natomiast nie podejmują żadnego ryzyka, są oddzieleni od zmagania z wewnętrzną niedoskonałością i czasami nie rozumieją czegoś bardzo istotnego: nie dość, że oddzielamy się od publiczności pojęciowo, to także formalnie. To zjawisko brzemienne w skutkach, bo przez takie oddzielenie instytucje kulturalne mogą nie przetrwać. Zwłaszcza, jeśli instytucje kultury będą pełnić funkcję nudnych nauczycieli. Lepiej zawczasu to zmienić. Ludziom mogą się podobać różne style, możemy przecież opowiadać o tym samym różnymi językami.

 

 

Wiesław Koronowski urodził się 12 lipca 1965 r. w Rypinie. W 1990 r. ukończył Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych w Poznaniu na Wydziale Rzeźby – otrzymał dyplom w pracowni prof. Józefa Kopczyńskiego. Od 1990 r. asystent w pracowni rzeźby prof. Józefa Petruka w poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych, od 2004 r. kierownik V pracowni rzeźby na tej uczelni. W kwietniu 2014 roku odebrał nominację profesorską. W 2007 roku powołał do życia Brygady Pigmaliona i stał się ich samozwańczym przywódcą. Jest inicjatorem ogólnopolskiego Biennale Małej Formy Rzeźbiarskiej im. Józefa Kopczyńskiego. Autor wielu wystaw w kraju i za granicą, twórca rozmaitych działań plastycznych oraz licznych realizacji pomnikowych.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
2
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0